poniedziałek, 28 grudnia 2009
Samotność, a.. jej przyczyny cz. 2
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
I jakby na to nie patrzeć, to ten felieton powinien ukazać się tutaj w maju, a napisany był już na początku stycznia. Sama nie wiem, dlaczego tak długo zajęło mi umieszczenie mi go tutaj? Zresztą ostatnio to praktycznie nie dopisywałam nic do niego, a właśnie usuwałam, wycinałam i dalej kasowałam. Zmniejszałam jego objętość, wyrzucałam zbyt rozbudowane wątki i okroiłam ten felieton do minimum. Dlaczego? Otóż, jeśli kogoś ten temat zainteresuje znajdzie wszystkie informacje poprzez Google czy chociażby Wikipedię. Ja przedstawiam tylko zalążek do analizy własnej osobowości, reszta należy do was. Zatem, miłej lektury:
Samotność, a.. jej przyczyny cz. 2
Może w pierwszej części nie opisałam wszystkich przyczyn nieśmiałości, bo każdego dotyka w życiu coś innego, ale mam nadzieję, że choć trochę przybliżyłam ten problem osobom, które się wcześniej z nim nie spotkały, a ci znający mogli dzięki temu przeanalizować swoje dotychczasowe życie i odnaleźć w nim podobne przyczyny. Teraz nadszedł czas na analizę całkiem innych zaburzeń, które przez wielu są określane jako skrajna czy chorobliwa nieśmiałość, albo fobia społeczna, a będące w rzeczywistości czymś innym. Jestem tylko niedoszłą panią psycholog i osoby zajmujące się tym tematem na co dzień wiedzą o wiele więcej ode mnie. Dlatego postaram się tylko naświetlić pewne sprawy, które po przeanalizowaniu może i nas zmuszą do wybrania się do specjalisty lub do poszukania szerszych informacji na ten temat. Osoby znające pojęcia autyzmu wysokofunkcjonującego, zaburzenia semantyczno-pragmatycznego, upośledzenia zdolności niewerbalnego uczenia się, zespołu Aspergera (AS) i introwersji już od samego początku domyślały się, o czym piszę. Nie będę rozpisywać się dokładnie o różnicach, podobieństwach, przyczynach tych zaburzeń. Jeśli ktoś uzna to za interesujące sam poszuka stosownych informacji na ten temat. Mnie samą najbardziej interesują ostatnie dwie odmienności, o których sama dowiedziałam się dopiero rok temu.
Samo słowo autyzm sprawia, że widzimy przed naszymi oczami osobę upośledzoną w rozwoju. Wiemy, jak zachowują się takie osoby, chociażby z filmów i to nie tylko dokumentalnych. Doskonale wiemy, że jesteśmy całkiem zdrowi. Są jednak zaburzenia mieszczące się w spektrum autystycznym, które nie wykazują objawów typowych dla autyzmu i pozwalające ludziom zdobyć wykształcenie i funkcjonować w świecie. Mają wysokie IQ i tak naprawdę żyją nieświadomie szukając bezskutecznie wyjaśnienia swojej samotności czy nieśmiałości poprzez oskarżanie samych siebie. Co by się zmieniło w twoim życiu, gdyby ktoś nagle powiedział, że twoje problemy z komunikacją z innymi osobami, trudności z akceptowaniem zmian i wyrażaniem emocji, empatia, unikanie kontaktu wzrokowego, obsesyjne zainteresowania czy kolekcjonowanie to tak naprawdę zespół Aspergera będący odmianą autyzmu. Może łatwiej byłoby zrzucić całą winę na AS i szukać pomocy u specjalisty?
Fot.: www.simplehealthguide.com
To nie jest od razu powód by wybrać się do psychiatry, to tylko możliwość wyjaśnienia, kim tak naprawdę jesteśmy. Na poznanie siebie i swojego umysłu.
Może jesteśmy po prostu introwertykami dobrze czującymi się w swoim towarzystwie, a może mamy jego skrajną odmianę, czyli osobowość unikającą zwaną często fobią społeczną. W tym wypadku nie ma to nic wspólnego z uszkodzeniem DNA, to cecha naszego temperamentu. Jako główną z nich można wymienić unikanie wszelkich sytuacji mogących nas onieśmielić przy jednoczesnej bardzo niskiej samoocenie. Po dokładniejszym poznaniu tematu naszą samotność zaczynamy tłumaczyć lękiem przed odrzuceniem i poczuciem lepszego funkcjonowania w swoim własnym towarzystwie. Stajemy się samotni z wyboru, albo raczej tak mówimy o sobie, bo chętnie byśmy się z kimś zobaczyli z naszych znajomych, jednak i tak nie zrobimy nic, by spotkanie doszło do skutku. Tak samo boimy się nowego związku i wszelkich wyzwań.
Fot.: Alexandre Buisse
Jak wiele takich osób żyje obok nas, sami dokładnie nie wiemy, bo i oni są nieświadomi. Czy nasze uświadomienie coś zmieni w naszym życiu? To zależy tylko i wyłącznie od nas.
Antonina Kostrzewa
środa, 23 grudnia 2009
Samotność, a.. jej przyczyny cz. 1
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Cóż mogę powiedzieć. To miał być mój pierwszy felieton z cyklu "Samotność, a.." i tak naprawdę powinien ukazać się już w maju. Trochę zostawiony na potem, trochę popoprawiany, trochę zapomniany. Jednak doczekał się swojej chwili i właśnie teraz nastał na niego czas. Część druga pewnie po świętach, ale kto wie. Życzę miłej lektury.
Samotność, a.. jej przyczyny cz. 1
Dochodzisz do momentu swojego życia, kiedy wyrazy chorobliwa nieśmiałość, fobia społeczna, aspołeczność czy .. nie są ci obce. Szukasz ich znaczeń i zastanawiasz się nad swoim całym życiem. Pewnie już nie raz myślałeś czytelniku, skąd się to wszystko wzięło? Może pamiętasz jeszcze okres swojego życia, kiedy nieśmiałość nie była problemem, a może uważasz, że towarzyszy ci od zawsze. Postaram się pokazać, że niekoniecznie rodzimy się dotknięci nieśmiałością i jak wiele czynników może się złożyć na jej rozwój. Tak naprawdę to nie ty jesteś winien tego, jaki jesteś teraz, tylko tak naprawdę twoi najbliżsi. To oni, albo swoim zachowaniem doprowadzili do tego stanu, albo nie zrobili nic, by ten stan powstrzymać. Wiem, to nie powód, by ich oskarżać, ani też na usprawiedliwienie samego siebie. Może uznasz, że znasz te wszystkie przyczyny, a może stwierdzisz, że otworzyłam ci oczy na ten często wstydliwy problem.
Fot.: www.selfhelpzone.com
Zacznijmy od najważniejszej przyczyny. Otóż najczęściej jest to wynik przykrych doświadczeń w okresie dzieciństwa lub dorastania. To ma największy wpływ na nasze przyszłe życie. I choćbyśmy uważali, że nasze lata w piaskownicy przebiegały niczym z bajki, to i tak dostrzeżemy ciemne chmury kryjące się w zakamarkach naszej pamięci. Próbowałam podzielić wszystkie przyczyny na grupy, ale tak naprawdę to wszystkie się przenikają i nie można o nich pisać z osobna. Zresztą jedna pociąga zazwyczaj drugą. Zacznijmy od rzeczy, na które tak naprawdę nie mamy wpływu, zwłaszcza, gdy jesteśmy młodzi. Otóż nasz wygląd, a raczej jego odstępstwa od przyjętego schematu są od razu wychwytywane przez otoczenie. Dorośli jakoś maskują nienaturalne zainteresowanie i przyjmują to za normalną rzecz, natomiast dzieci są na tyle wścibskie, by od razu dopytywać się swoich rodziców, co jest nie tak, potem obgadują to z rówieśnikami, a na końcu okazuje się, że jest to idealny materiał do naśmiewania się. Dlatego tak wielu z nas pamięta osoby mające problemy skórne, różne blizny – zwłaszcza na twarzy (pozostałe to zawsze powód do dumy i wymyślania opowieści), zez, okulary, aparat na zęby, zajęcza warga itp. .
Fot.: www.baumorthodontics.com
Nie mamy na to żadnego wpływu, bo tacy się urodziliśmy i próbujemy tylko pomóc naturze. W późniejszym wieku lub nawet jako dorośli potrafimy sobie z tym radzić, chociażby operacyjnie. Jednak nigdy nie zrozumiemy, dlaczego pokolenie trzydziestolatków nosi aparaty na zęby z dumą, a z nas nabijano się z tego powodu w podstawówce. Dzieci także raczej szkieł kontaktowych nie noszą i wszystko, co według naszych rodziców jest po to, by nam pomóc, tak naprawdę nam przeszkadza. Nie chcemy leczenia, pomocy czy jakiejkolwiek reakcji. Chcemy nie być po prostu na ustach wszystkich. W ten sposób po raz pierwszy zamykamy się w sobie i powstają nasze pierwsze kompleksy, które ciągną się za nami latami. Przypisujemy im wszystkie nasze życiowe porażki, a gdy w końcu zdecydujemy się na poprawę wyglądu, okazuje się, że problemy tak naprawdę nie zniknęły.
To samo tyczy się ciężkich chorób z dzieciństwie. Dzięki nim staliśmy się silniejsi, przeszliśmy próbę czasu i wygraliśmy z nimi.
To samo tyczy się ciężkich chorób z dzieciństwie. Dzięki nim staliśmy się silniejsi, przeszliśmy próbę czasu i wygraliśmy z nimi.
Fot.: www.blogs.babble.com
To jest zdanie innych teraz, a kiedyś byliśmy chuderlawymi dziećmi, które nie mogły się bawić z innymi, były mamisynkami czy córeczkami tatusiów. Zamykane w czterech ścianach, by nie stało im się nic złego. Przez pobyty w szpitalach i przy braku własnego dzieciństwa świat rozmów i zabaw z rówieśnikami został zakłócony i późniejsze próby jego naprawy nie powiodły się. Zawsze odtrącone i trochę z boku.
To były problemy dotyczące wyglądu, który od nas nie zależy, teraz pora się przyjrzeć pozostałym aspektom dzieciństwa. Każdy z nas jest w stanie wiele przypomnieć sobie z niego. I to właśnie z niego pochodzi najwięcej naszych przykrych doświadczeń, które mają wpływ na nasze przyszłe życie. Często bywa, że są one robione nieświadomie przez naszych rodziców, dla naszego dobra. Oni także nie potrafią przewidzieć wszystkiego. Zdarza się, że oni także mieli jakieś złe wspomnienia z tych lat i chcą nas przed nimi obronić. Tyczy się to chociażby przedszkola. Gdy mieli w nim problemy, to decydują, by ich dziecko raczej do niego nie uczęszczało. Nie chcą by obca osoba się nim zajmowała, dlatego najczęściej dają je pod opiekę babci lub cioci. Takie rozwiązanie jest dobre, ale nie zawsze. Otóż nawet przebywając na placach zabawa wśród swoich rówieśników, dzieci te nie mają większego kontaktu z dziećmi z podwórka, które w tym czasie są w przedszkolu.
To były problemy dotyczące wyglądu, który od nas nie zależy, teraz pora się przyjrzeć pozostałym aspektom dzieciństwa. Każdy z nas jest w stanie wiele przypomnieć sobie z niego. I to właśnie z niego pochodzi najwięcej naszych przykrych doświadczeń, które mają wpływ na nasze przyszłe życie. Często bywa, że są one robione nieświadomie przez naszych rodziców, dla naszego dobra. Oni także nie potrafią przewidzieć wszystkiego. Zdarza się, że oni także mieli jakieś złe wspomnienia z tych lat i chcą nas przed nimi obronić. Tyczy się to chociażby przedszkola. Gdy mieli w nim problemy, to decydują, by ich dziecko raczej do niego nie uczęszczało. Nie chcą by obca osoba się nim zajmowała, dlatego najczęściej dają je pod opiekę babci lub cioci. Takie rozwiązanie jest dobre, ale nie zawsze. Otóż nawet przebywając na placach zabawa wśród swoich rówieśników, dzieci te nie mają większego kontaktu z dziećmi z podwórka, które w tym czasie są w przedszkolu.
Do tego, w czasie zimy, najczęściej zostają w domu i pod opieką dorosłych skazane są często na samotną zabawę. Nie biegają po śniegu, jak inne dzieci, tylko patrzą na nie z okna. Nie poznają ich, przez co później idąc do szkoły nie znają tak dobrze wszystkich i są praktycznie same na początku. Do tego, jak wiadomo wszystkie dzieci płaczą, gdy zostawiane są w przedszkolu w pierwszych dniach. Jest to zrozumiałe przez wszystkich, ale nie jest akceptowane płacz z tego powodu w podstawówce. Może to odbić się w późniejszych latach.
Samo przedszkole nie jest także najodpowiedniejszym miejscem dla maluchów. Tutaj także zdarza się odtrącenie przez całą społeczność. Dziecko może zostać odtrącone przez wygląd, ubranie, zachowanie. Często dochodzi także do poniżania przez kolegów. Oczywiście inne dzieci szybko to podłapują i pastwią się nad jedną osobą. Dochodzi często do bójek, ale gorsze jest wyśmiewanie i znęcanie psychiczne. Takie dziecko nie chce chodzić do przedszkola i jeśli opiekunka nie powiadomi o tym rodzicom może nastąpić po raz pierwszy zamknięcie we własnym świecie, omijanie innych, samotna zabawa. W przypadku bójek, siniaki od razu świadczą o jakimś problemie i rodzice sami zgłaszają się na rozmowę. W zależności od tego, w jaki sposób załatwią to z przedszkolanką, napastnikami i swoim dzieckiem, okaże się, czy podjęli dobrą decyzję, czy wręcz przeciwną. Jak wiadomo żadne dziecko nie chce się przyznawać do takich rzeczy, zwłaszcza chłopiec i ukrywa wszystko w sobie. Przestaje wychodzić na podwórko i oczywiście wśród innych w przedszkolu, zawsze stara się bawić na uboczu nie wchodząc nikomu w drogę.
Samo przedszkole nie jest także najodpowiedniejszym miejscem dla maluchów. Tutaj także zdarza się odtrącenie przez całą społeczność. Dziecko może zostać odtrącone przez wygląd, ubranie, zachowanie. Często dochodzi także do poniżania przez kolegów. Oczywiście inne dzieci szybko to podłapują i pastwią się nad jedną osobą. Dochodzi często do bójek, ale gorsze jest wyśmiewanie i znęcanie psychiczne. Takie dziecko nie chce chodzić do przedszkola i jeśli opiekunka nie powiadomi o tym rodzicom może nastąpić po raz pierwszy zamknięcie we własnym świecie, omijanie innych, samotna zabawa. W przypadku bójek, siniaki od razu świadczą o jakimś problemie i rodzice sami zgłaszają się na rozmowę. W zależności od tego, w jaki sposób załatwią to z przedszkolanką, napastnikami i swoim dzieckiem, okaże się, czy podjęli dobrą decyzję, czy wręcz przeciwną. Jak wiadomo żadne dziecko nie chce się przyznawać do takich rzeczy, zwłaszcza chłopiec i ukrywa wszystko w sobie. Przestaje wychodzić na podwórko i oczywiście wśród innych w przedszkolu, zawsze stara się bawić na uboczu nie wchodząc nikomu w drogę.
Fot.: www.sheknows.com
W szkole podstawowej to nauczyciel sprawuję opiekę nad wszystkimi, ale nigdy nie zapanuje nad dziećmi podczas przerwy. Nie zauważy wszystkiego. Gdy dziecko zwróci się do niego o pomoc i zostanie przez to jeszcze bardziej wyśmiane przez swoich rówieśników, przestanie w ogóle z nim rozmawiać. Zawsze będzie mówiło w domu, że wszystko jest w porządku. Będzie chronić swoją prywatność i stanie się typowym odludkiem. Nie będzie w stanie się bronić przy przewadze atakujących i raczej będzie wolało nie odpowiadać na zaczepki i wszelkie przezwiska. Na tym etapie współpraca rodziców z nauczycielami pozwala poradzić sobie z problemem odosobnienia, ale jak już wspominałam ciężko dotrzeć do takiej osoby. Rodzice zresztą rzadko wiedzą, co się dokładnie dzieje z ich dzieckiem w szkole i poza nią. Jeśli przynosi do domu dobre oceny i nie sprawia problemów wychowawczych, to uważają, że wszystko jest w porządku. Często są zbyt zajęci swoimi sprawami, by zainteresować się bardziej problemami swojego dziecka. To właśnie oni powinni być naszym oparciem, kiedy jesteśmy młodzi. Dochodzi jednak do sytuacji, gdy nie jesteśmy wychowywani przez oboje rodziców. Czy to z powodu rozwodu czy śmierci, to takie niepełne rodzicielstwo to nic dobrego dla dziecka. Nie ważne czy brak matki czy ojca, oboje pełnią jakąś szczególną rolę w życiu młodego człowieka i nic tego nie zastąpi. Gorzej, gdy mając ich oboje brakuje kogoś, bo jest zbyt zajęty swoimi sprawami, pracą lub, co gorzej nadużywa alkoholu i nie zauważa tego, co się dzieje w domu. Gdy jeszcze problemy z pracy mają wpływ na życie w domu, to pojawia się małe piekło i chęć ucieczki, co najczęściej przejawia się zamknięciem się w swoim pokoju i płakaniem do poduszki. Do tego dochodzi ciągłe poniżanie, nawet i bicie, to kształtowanie umysłu dziecka jest zaburzone. Ciągle ktoś z jego opiekunów wyżywa się na nim psychicznie i stosuje szantaż emocjonalny. Wiemy dokładnie, że nic z tego dobrego nie wyjdzie. Wychowywanie się w cieniu awantur nie wróży niczego dobrego.
Fot.: www.nydailynews.com
Na tym etapie rozwoju dzieci potrzebują motywacji do dalszych działań, zachwalania tego, co robią i zachęcania do realizacji własnych celów. To już wtedy przecież wiadomo, czy rośnie nam młody humanista czy matematyk. Kiedy dziecko nie odkryje, czym się interesuje, ciężej będzie mu wybrać późniejszą szkołę i życiową karierę. Często uważani przez sąsiadów wzorowi rodzice także pastwią się nad swoimi dziećmi. Są poniżane i własne pragnienia, a zmuszone, robią coś, na co nie mają ochoty. Zastraszone grają na pianinach czy skrzypcach, uprawiają znienawidzony sport, uczą się niepotrzebnych im rzeczy. Boją się sprzeciwić, by nie wysłuchać wykładu, jak rodzice wiele robią dla nich, a oni tego nie doceniają.
Już wtedy nie potrafią z nimi rozmawiać i przestają także o tym mówić swoim przyjaciołom. Z nikim nie chcą rozmawiać. Sami chcą rozwiązać swoje problemy, więc po prostu trzymają je głęboko w sobie. Nie mają tak naprawdę swojego domu, nie czują się w nim bezpiecznie. Rodzice ich nie obronią przed innymi, a często nawet sami się z nich nabijają. Czują się gośćmi u siebie i często nie chcą wracać do swojego gniazdka. Takie zaszczute przez swoich rodziców patrzą ze smutkiem na innych, u których w domu wszystko jest całkiem inne. I jak to bywa, wszystko, czego jest za dużo jest złe. Nadopiekuńczość to ta druga strona medalu. Dzieci trzymane w domu pod ciągłą opieką. Rzadko wypuszczane same z domu, by nic się nie stało, nie mają żadnych kontaktów z rówieśnikami. Do tego często uczęszczają do prywatnych szkół, bo tak będzie dla nich lepiej.
Takie dzieci także zamykają się w sobie i choćby rodzice próbowali codziennie z nimi rozmawiać to nie będą z nimi poważnie rozmawiać. Nie powiedzą, że mają dość.
W domu mogą zaistnieć jeszcze inne rzeczy, które mają wpływ na przyszłość dziecka. Często będąc młodszym rodzeństwem, żyjemy w jego cieniu i jesteśmy przez nie terroryzowane, a gdy one jest faworyzowane przez rodziców, to dochodzą nam kolejne osoby w domu, które mogą się nad nami wyżywać psychicznie i fizycznie.
Takie dzieci także zamykają się w sobie i choćby rodzice próbowali codziennie z nimi rozmawiać to nie będą z nimi poważnie rozmawiać. Nie powiedzą, że mają dość.
W domu mogą zaistnieć jeszcze inne rzeczy, które mają wpływ na przyszłość dziecka. Często będąc młodszym rodzeństwem, żyjemy w jego cieniu i jesteśmy przez nie terroryzowane, a gdy one jest faworyzowane przez rodziców, to dochodzą nam kolejne osoby w domu, które mogą się nad nami wyżywać psychicznie i fizycznie.
Fot.: www.education.byu.edu
Gdy jakaś choroba dosięga nasze rodzeństwo, to jesteśmy zbyt młodzi by to zrozumieć i jesteśmy źli, dlaczego wszyscy się skupiają na nich, a nas nawet nie zauważają. To samo się tyczy choroby kogoś z rodziców. Ciężko wytłumaczyć dziecku, że tak już musi być. Tu także można dopisać biedę. Kto, jak kto, ale jak dziecko nie może zrozumieć, że skoro ich rodzice, jak i rodzice ich znajomych pracują cały dzień, to tamci mają w domu wszystko, zwłaszcza najlepsze zabawki, gdy oni praktycznie nie mają niczego. Musi minąć dużo czasu, by to wszystko zrozumieć, ale często jest już za późno, bo gdy dziecko samo dochodzi do tego, jego psychika zmienia się nieodwracalnie. To samo tyczy się najgorszego doświadczenia w życiu młodego człowieka czyli molestowania i gwałtu. Zwłaszcza przez najbliższych. Taka osoba nigdy już nie będzie ufała innym i bez pomocy osób trzecich, ciężko będzie jej funkcjonować normalnie w świecie. Takie przeżycia zostawiają w nas wewnętrzne blizny na całe życie.
Przyjrzymy się jeszcze miejscu wychowania młodej osoby. Ono także ma ważne znaczenie w kształtowaniu jego psychiki. Jeśli brak jakichkolwiek normalnych warunków do zabaw z rówieśnikami, nudzące dzieci wpadają często na dziwne pomysły. Dla dorosłych na granicy prawa, a często poza nią. Odmowa w ich udziale to kolejny powód, by zostać odrzuconym przez grupę. To, że jako dziecko nie ukradłaś(-eś) niczego w sklepie, nie kopnęłaś(-eś) psa sąsiada, ani nie jadłaś(-eś) robaków, czy biegałaś(-eś) po budowie to powinien być powód do dumu. Wszystko zależy jednak od otoczenia. Później takie nietolerancyjne towarzystwo będzie się pastwiło nad dzieckiem przez dłuższy czas, bo bało się coś zrobić. Wydawać by się mogło, że jeśli miejsce ma takie znaczenie, to jego zmiana może pomóc. Często jednak przynosi to gorszy skutek, niż planowano. Zmiana szkoły, miejsc znanych, kolegów przynosi więcej nieszczęść, niż korzyści. Nowa osoba, w obcym otoczeniu i znów musi wszystkich na nowo poznawać, a może tym razem wymyślą mu jeszcze gorsze przezwisko czy będą poniżać bardziej, niż wcześniej...
Z wieku dzieciństwa przejdźmy do dojrzewania. Tutaj już można odróżnić, kto jest przywódcą w grupie, a kto jest w jej samym ogonie i zawsze siedzi z boku. Gdy nauczyciel zauważa takie zachowanie, często wysyła takie dziecko na testy psychologiczne. W poradniach po odbytych rozmowach oraz testach najczęściej stwierdza się depresje spowodowaną problemami w domu. Dziecko dostaje jakieś leki i wraca do domu. Na następnych testach już wie, co musi mówić i jak odpowiadać, by uznano, że wszystko z nim w porządku, a problemy to tylko burza hormonów nastolatków. I jeśli taki człowiek kiedykolwiek w swoim życiu będzie musiał rozmawiać z psychologiem czy zrobić jakieś testy w pracy, to zawsze będzie wiedział, jak się zachować. I zawsze będzie bardziej przeciętny niż typowy przeciętniak. Jak już ktoś ma cię zdemaskować, to nigdy nie sprawi by uznali go za chorego psychicznie.
W okresie buntu nastolatków i pierwszych miłości, nieśmiali rzadko przebywają gdzieś indziej poza domem czy szkołą. Nie lubią przebywać poza domem z obawy przed drwinami. W końcu, w okresie dorastania pojawiają się inne problemy, które dręczą wielu nastolatków: trądzik, nadwaga i niedowaga, za mały/duży wzrost i najczęściej u młodych dziewczynek – brak piersi, a u chłopców brak zarostu na twarzy. Chociaż już wszyscy uważają się za prawie dorosłych ludzi, to nie potrafią zrozumieć takich prostych rzeczy i poprzez ciągłe komentowanie czyjegoś wyglądu czy wręcz wymyślaniu przezwisk z tego powodu rzucają młode osoby w otchłań kompleksów.
Przyjrzymy się jeszcze miejscu wychowania młodej osoby. Ono także ma ważne znaczenie w kształtowaniu jego psychiki. Jeśli brak jakichkolwiek normalnych warunków do zabaw z rówieśnikami, nudzące dzieci wpadają często na dziwne pomysły. Dla dorosłych na granicy prawa, a często poza nią. Odmowa w ich udziale to kolejny powód, by zostać odrzuconym przez grupę. To, że jako dziecko nie ukradłaś(-eś) niczego w sklepie, nie kopnęłaś(-eś) psa sąsiada, ani nie jadłaś(-eś) robaków, czy biegałaś(-eś) po budowie to powinien być powód do dumu. Wszystko zależy jednak od otoczenia. Później takie nietolerancyjne towarzystwo będzie się pastwiło nad dzieckiem przez dłuższy czas, bo bało się coś zrobić. Wydawać by się mogło, że jeśli miejsce ma takie znaczenie, to jego zmiana może pomóc. Często jednak przynosi to gorszy skutek, niż planowano. Zmiana szkoły, miejsc znanych, kolegów przynosi więcej nieszczęść, niż korzyści. Nowa osoba, w obcym otoczeniu i znów musi wszystkich na nowo poznawać, a może tym razem wymyślą mu jeszcze gorsze przezwisko czy będą poniżać bardziej, niż wcześniej...
Z wieku dzieciństwa przejdźmy do dojrzewania. Tutaj już można odróżnić, kto jest przywódcą w grupie, a kto jest w jej samym ogonie i zawsze siedzi z boku. Gdy nauczyciel zauważa takie zachowanie, często wysyła takie dziecko na testy psychologiczne. W poradniach po odbytych rozmowach oraz testach najczęściej stwierdza się depresje spowodowaną problemami w domu. Dziecko dostaje jakieś leki i wraca do domu. Na następnych testach już wie, co musi mówić i jak odpowiadać, by uznano, że wszystko z nim w porządku, a problemy to tylko burza hormonów nastolatków. I jeśli taki człowiek kiedykolwiek w swoim życiu będzie musiał rozmawiać z psychologiem czy zrobić jakieś testy w pracy, to zawsze będzie wiedział, jak się zachować. I zawsze będzie bardziej przeciętny niż typowy przeciętniak. Jak już ktoś ma cię zdemaskować, to nigdy nie sprawi by uznali go za chorego psychicznie.
W okresie buntu nastolatków i pierwszych miłości, nieśmiali rzadko przebywają gdzieś indziej poza domem czy szkołą. Nie lubią przebywać poza domem z obawy przed drwinami. W końcu, w okresie dorastania pojawiają się inne problemy, które dręczą wielu nastolatków: trądzik, nadwaga i niedowaga, za mały/duży wzrost i najczęściej u młodych dziewczynek – brak piersi, a u chłopców brak zarostu na twarzy. Chociaż już wszyscy uważają się za prawie dorosłych ludzi, to nie potrafią zrozumieć takich prostych rzeczy i poprzez ciągłe komentowanie czyjegoś wyglądu czy wręcz wymyślaniu przezwisk z tego powodu rzucają młode osoby w otchłań kompleksów.
Fot.: www.guardian.co.uk
Niestabilne emocjonalnie często popełniają swoje pierwsze próby samobójcze i niestety często udane.
Brak akceptacji otoczenia sprawia, że nawet w dorosłym życiu wstydzą się swojego ciała nie potrafią dostrzec w nim swoich atutów. Nawet, jak płeć przeciwna się nimi interesuje i próbuje się z nimi umówić, oni uciekają pogłębiając swój strach przed kontaktami z ludźmi. Gorzej, gdy sami próbują znaleźć swoją pierwszą dziewczynę czy chłopaka i doznają porażki. Następnej próby boją się podjąć i gdy już wszyscy kogoś mają, oni nadal są samotni. Wtedy unikają wspólnego wyjścia ze znajomi „na doczepkę” do kina, na basen czy klubu. Nawet ich najlepsze pomysły dotyczące swatania są dla nich kolejnym kiepskim doświadczeniem.Wiedzą, że jeszcze tylko upokarzająca studniówka w samotności lub z koleżanką, potem matura i będą mogli zapomnieć o tych wszystkich ludziach i mają nadzieję, że oni także nie będą o nich za bardzo wspominać. W dorosłe życie wchodzą już jako całkowicie pozbawieni normalnej komunikacji i są skazani na samotność.
Często przyczyną jest także nieudany poprzedni związek, często długotrwały. Nieważne, czy miało się wtedy szesnaście lat i trwał on trzy miesiące, czy mamy po dwadzieścia pięć lat i trwa on ponad trzy lata. Każde odtrącenie boli tak samo, chociaż, gdy planuje się wspólną przyszłość, jak ślub, mieszkanie razem, czy dzieci, to oczywiście strata jest większa. Po sparzeniu się dawną miłością człowiek panicznie unika kontaktu z płcią przeciwną.
Nie chce się z nikim wiązać bojąc się, że znów coś nie wyjdzie. Chciałby z kimś się związać, ale nigdy już się nie chce otwierać, jest skryty i nie chce traktować wszystkiego poważnie. Najchętniej umówiłby się z kimś bez zobowiązań, zaspakajając swoje potrzeby seksualne, ale bez żadnego uczucia. Czasami mu przechodzi, czasem nie. Ciężko później dotrzeć do serca takiej osoby, ale ciężko namówić ją do czegoś stałego. Choćby robiła to z bólem serca, to i tak zrobi podświadomie wszystko, by to zniszczyć, nim pojawi się miłość. Często przez to wpada w depresję, która się pogłębia i staje się samotnikiem uświadamiając sobie, że od zawsze nim był.Brak akceptacji otoczenia sprawia, że nawet w dorosłym życiu wstydzą się swojego ciała nie potrafią dostrzec w nim swoich atutów. Nawet, jak płeć przeciwna się nimi interesuje i próbuje się z nimi umówić, oni uciekają pogłębiając swój strach przed kontaktami z ludźmi. Gorzej, gdy sami próbują znaleźć swoją pierwszą dziewczynę czy chłopaka i doznają porażki. Następnej próby boją się podjąć i gdy już wszyscy kogoś mają, oni nadal są samotni. Wtedy unikają wspólnego wyjścia ze znajomi „na doczepkę” do kina, na basen czy klubu. Nawet ich najlepsze pomysły dotyczące swatania są dla nich kolejnym kiepskim doświadczeniem.Wiedzą, że jeszcze tylko upokarzająca studniówka w samotności lub z koleżanką, potem matura i będą mogli zapomnieć o tych wszystkich ludziach i mają nadzieję, że oni także nie będą o nich za bardzo wspominać. W dorosłe życie wchodzą już jako całkowicie pozbawieni normalnej komunikacji i są skazani na samotność.
Często przyczyną jest także nieudany poprzedni związek, często długotrwały. Nieważne, czy miało się wtedy szesnaście lat i trwał on trzy miesiące, czy mamy po dwadzieścia pięć lat i trwa on ponad trzy lata. Każde odtrącenie boli tak samo, chociaż, gdy planuje się wspólną przyszłość, jak ślub, mieszkanie razem, czy dzieci, to oczywiście strata jest większa. Po sparzeniu się dawną miłością człowiek panicznie unika kontaktu z płcią przeciwną.
Antonina Kostrzewa
Etykiety:
blog,
choroba,
felieton,
gwałt,
kompleks,
molestowanie,
nadopiekuńczość,
nieśmiałość,
przedszkole,
przyczyny,
rodzice,
rozwód,
samobójstwo,
samotność,
singiel,
single,
szkoła
17
komentarze
środa, 16 grudnia 2009
Poprawianie, dopisywanie, usuwanie
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Jak już wcześniej wspominałam na twitterze, jestem teraz trochę bardziej, niż zajęta i ciężko znaleźć mi czas na blogu. Oczywiście, żadne przygotowania do świąt, żadnych kupionych prezentów. Po prostu cały swój wolny czas przeznaczam na pisanie, a raczej na poprawianie. Dążenie do doskonałości nigdy się nie uda, bo mogłabym tak poprawiać bez końca, ale wychodzę z założenia, że po czwartym wydruku i poprawkach to, co napisałam nadaje się do przeczytania przez innych.
Akurat w tym momencie zmieniłam moje spełnianie marzeń na realizację zamierzonych celów. Niby to samo, ale jakoś to drugie jest bardziej realne. "Samotny w wielkim bólu" jest napisany i w ten sposób zamknęłam pierwszy tom "Zawstydzonych, czyli.. skazanych na samotność". Teraz tylko te nieszczęsne poprawki. Raz coś usuwam, potem czytam następnego dnia i dopisuję praktycznie to samo. Później wielkie zamyślenie nad dialogami, powtarzanie ich sobie na głos by sprawdzić, czy nie brzmią zbyt sztucznie. Wyobrażania sobie miejsc akcji i dopisywanie opisów. Moje wyobrażenie osób i wyobrażenie ich przez innych według moich opisów. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale im bliżej końca, tym więcej pracy nas czeka.
Akurat w tym momencie zmieniłam moje spełnianie marzeń na realizację zamierzonych celów. Niby to samo, ale jakoś to drugie jest bardziej realne. "Samotny w wielkim bólu" jest napisany i w ten sposób zamknęłam pierwszy tom "Zawstydzonych, czyli.. skazanych na samotność". Teraz tylko te nieszczęsne poprawki. Raz coś usuwam, potem czytam następnego dnia i dopisuję praktycznie to samo. Później wielkie zamyślenie nad dialogami, powtarzanie ich sobie na głos by sprawdzić, czy nie brzmią zbyt sztucznie. Wyobrażania sobie miejsc akcji i dopisywanie opisów. Moje wyobrażenie osób i wyobrażenie ich przez innych według moich opisów. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale im bliżej końca, tym więcej pracy nas czeka.
Ten wpis jest krótki, a nie miał być. Dzisiaj według mojego planu miał pojawić się tutaj kolejny felieton, ale nie udało mi się go skończyć. Do tego będzie podzielony on na dwie części, bo będzie wyjątkowo długi. To już ostatni z planowanych z datą... wrześniową. Trochę się przeciągnął, ale mam nadzieję, że przez to będzie bardziej dopracowany. Tak naprawdę to więcej czasu mi czasem zajmuje edycja i szukanie zdjęć, ale już mam z tym wprawę. W grudniu zdążę umieścić tutaj obie części. O to się nie martwię. W takim razie, jeszcze się tutaj pojawię. Już niedługo.
Antonina Kostrzewa
piątek, 4 grudnia 2009
Grudniowy zawrót głowy
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
I to chyba nie tylko u mnie, bo każdy z nas tak ma. Najpierw mikołajki, później święta, a na końcu sylwester. Pomiędzy tym wszystkim praca czy szkoła. Jak wygląda ten okres u samotnych i nieśmiałych opisałam w tym artykule. Tak naprawdę jest to jeden z gorszych momentów w życiu powtarzający się do tego, co rok. Jakoś łatwiej można przeżyć walentynki, bo można się wtedy ukryć u siebie i nie pokazywać przez cały dzień, a w tym wypadku ktoś na pewno nas przyuważy, czy to rodzina, czy bliska osoba. Będziemy musieli spędzić z rodziną kilka dni, a i tak będziemy musieli jeszcze biegać po sklepach za prezentami i innymi rzeczami. Jednym słowem, wielki koszmar. W tym całym zamieszaniu pewnie i ja się znajdę, nie mogąc uniknąć już granych świątecznych piosenek w hipermarketach. Do tego muszę znaleźć odrobinę motywacji, by dopisać ten ostatni, obiecany felieton i wziąć się bardziej za siebie. Taki właśnie jest grudzień.
Wcześniej trochę nie było możliwości, więc pora na zaprezentowanie moich statystyk z ostatnich siedmiu miesięcy. Może nie ma się, czym chwalić, a oglądnąć warto. Licznik, który jest umieszczony na stronie nie podaje tak dokładnych danych, jak "Google analytics", a do tego został umieszczony na stronie trochę później, co będzie także widoczne.
Najpierw odwiedziny:
Teraz całkowita liczba odsłon:
Wejścia według państw - jak widać, jeszcze nie ze wszystkich:
oraz na koniec wg miast:
Tak to mniej więcej wygląda. Po kliknięciu można powiększyć grafikę. Statystyki są w sumie dla mnie, ale zawsze warto się podzielić.
Z pozostałych rzeczy, powiązałam konto z twittera z blipem oraz dadałam bloga do katalogu blogarama. Ciągły rozwój strony to podstawa, ale wiem, że nie mogę z tym przesadzić za bardzo. Następny post będzie już bardziej dotyczył tytułowych rzeczy bloga, czyli chorobliwej nieśmiałości.
Antonina Kostrzewa