Ryland Grace jest jedynym pozostałym przy życiu członkiem desperackiej misji ratunkowej, której celem jest ocalenie ludzkości. Problem polega na tym, że o tym nie wie. Nie ma nawet pojęcia jak się nazywa, a co dopiero mówić o wiedzy na temat zadania, jakie przed nim stoi. Zdaje sobie sprawę tylko z tego, że właśnie obudził się z bardzo długiego snu, miliony kilometrów od domu, i że nie może liczyć na żadną pomoc - choć to akurat nie do końca okaże się prawdą...
Nie widzę nic oprócz gwiazd w oddali.
Moja opinia:
Dla fanów nauk ścisłych ta książka to prawdziwa gratka. Autor za pośrednictwem bohatera przedstawia w niej najtrudniejsze zagadnienia naukowe jasno, prosto i z humorem. Historia tej podróży dostarcza całe mnóstwo emocji, od zmartwienia, przez napięcie, po ulgę. Pochłaniałam ją z przyjemnością.
To istny obłęd.
Ryland Grace budzi się z długiego snu z amnezją. Nie wie gdzie jest, kim jest, a nawet jak ma na imię. Jego umysł powoli pozwala powrócić niektórym wspomnieniom, a czytelnik przechodzi stopniowo wraz z bohaterem drogę z dalekiej przeszłości do obecnego stanu rzeczy. Okazuje się, że Ziemia jest w wielkim niebezpieczeństwie, a spośród członków misji ratunkowej tylko Rylandowi udało się przeżyć śpiączkę. Ciężar ratowania ludzkości spada teraz na jego barki.
A zatem najzwyczajniej w świecie wyrzucam gnój, ale przynajmniej robię to w skafandrze kosmicznym.
Bohater w swej podróży przeszedł ogromną przemianę. Nie spodziewałam się, że aż tyle uczuć wzbudzi we mnie jego historia. Ogrom wątpliwości, ciągłe zmagania z nieznanym, samotność i niepewność nie pokonały go. Walczył do końca, naprzeciw wszystkiemu, choć pamiętał swe niezbyt honorowe decyzje z przeszłości. Polubiłam Rylanda bardzo. O takich bohaterach czyta się z zapartym tchem. Za wszystkie wzruszenia - wyrazy uznania dla autora!
Byłem sam przez cały czas, ale dopiero teraz naprawdę doskwiera mi samotność.
Choć bohater podróżuje przez ogromny kosmos w samotności spotyka wiele niebezpieczeństw i łutów szczęścia na swojej drodze. Jego zmagania dostarczają pełnych napięcia chwil, a wyobraźnia podsuwa niesamowite obrazy. Ponad pięćset stron na statku kosmicznym kilkanaście lat świetlnych od Ziemi. Widoki musiały być niepowtarzalne.
Niewykluczone, że mamy szansę na przetrwanie.
Nawet zakończenie historii było trafione w punkt. Nie wyobrażam sobie bardziej epickiego, w pełni mnie usatysfakcjonowało. Jednym słowem, mistrzostwo. Ta książka w moich oczach ma po prostu wszystko. Była niesamowitą przygodą, jeszcze lepszą niż "Marsjanin", który jest drugą znaną mi powieścią Andy'ego Weira i doczekał się głośnej ekranizacji. Na bank sięgnę po kolejny tytuł autora ;)
Pozdrawiam!