Nie rządzę w kuchni na co dzień. A kiedy już się tam pojawiam to zazwyczaj wolę zająć się czymś słodkim :) Jestem łasuchem i mam kilka wypróbowanych słodkości, o które rodzina prosi mnie, kiedy odczuwa niedobory cukru ;)
Na te czekoladowo-bananowe muffiny trafiłam kiedyś na jakimś blogu. Od razu mi się przepis spodobał. Lubię banany, lubię czekoladę i lubię przepisy niewymagające dużego nakładu czasu i pracy :) Nie jestem teraz naprawdę w stanie powiedzieć skąd ten przepis pochodzi, bo zgubiłam go w sieci - jeśli ktoś coś na ten temat wie to proszę o podpowiedź ;)
Wczoraj się zorientowałam, że ostatnio piekę te muffiny średnio raz w tygodniu :D Tak się jakoś złożyło ;) I wczoraj też się pojawiły w mojej kuchni, więc przy okazji postanowiłam zrobić coś obok nich :)
Oto przepis! Trochę przeze mnie zmodyfikowany ;)
- 2 szkl. mąki
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1 łyżeczka sody
- 1 łyżeczka cukru waniliowego
- 3 łyżeczki kakao
- 3/4 szkl. cukru
- szczypta soli
- 1 szkl. maślanki
- 2 jajka
- 3/4 łyżki oleju
- 4 banany
Dwa z nich kroimy na kawałki, dwa rozgniatamy widelcem. Wszystko dodajemy do ciasta.
- 1 tabliczka czekolady mlecznej
- 1 tabliczka czekolady białej
Pokrojone w kostkę i dodane do ciasta.
Na tym etapie nie wygląda to może zachęcająco, ale za to pachnie nieziemsko! Ciasto jest już gotowe :)
Piekę je w piekarniku nagrzanym do 180 st. ok. 15-20 min - czas pieczenia należy dopasować do swojego piekarnika :) Jedyną wadą tych muffinów jest fakt, że nie rosną pięknie równomiernie, Potrafią przybierać przeróżne kształty, a to za sprawą kawałków bananów (chyba... ;) )Z jednej porcji wychodzi około. 30 szt.
Gotowe muffiny oprószam cukrem pudrem - moim zdaniem nic więcej im nie trzeba :) Są wilgotne i aromatyczne. Smakują zarówno cieplutkie jak i po kilku dniach, o ile się jakiś uchowa ;) Większość z nich znika zanim jeszcze zdążą ostygnąć ;)
Może ktoś ma ochotę się skusić?