W naszych weekendowych, lokalnych podróżach zataczamy coraz szersze kręgi :) Pewnej powakacyjnej soboty odwiedziliśmy położony nieopodal Chrzanowa zamek Lipowiec. W tych okolicach nie ma zbyt wielu dobrze zachowanych ruin, więc spodziewaliśmy raczej się zobaczyć kupkę gruzu, którą pewnie będzie można obejść w pięć minut i asekuracyjnie, żeby się nie nudzić, zaplanowaliśmy również wizytę w pobliskim skansenie ;-) Jakież było nasze zdziwienie, kiedy okazało się, ze mamy przed sobą wcale nieźle zachowaną twierdzę!
Pierwsze wzmianki o Lipowcu pochodzą z Księgi beneficjów diecezji krakowskiej, spisanej przez Jana Długosza, ale zapewne już wcześniej istniała tu jakaś drewniana warownia. Na przestrzeni wieków zamek przechodził z rąk do rąk, od rodu Gryfitów, przez biskupów krakowskich (ci rządzili tu najdłużej) po prywatnych właścicieli; miał swoje lepsze i gorsze czasy, gościł oczywiście Szwedów ;-) i był trawiony przez pożary. Po takich atrakcjach właściwie nigdy już się nie podniósł i dopiero w latach pięćdziesiątych XX wieku podjęto decyzję o ratowaniu tego, co z zamku zostało.
Dla zwiedzających udostępniono zamkowe wnętrza: można w nich obejrzeć wystawę poświęconą historii Lipowca, zajrzeć do refektarza, a także do więziennych cel, albowiem twierdza przez długi czas pełniła rolę zakładu poprawczego ;-) dla duchowieństwa. Jednym z najsłynniejszych więźniów był Franciszek Stankar, profesor Uniwersytetu Padewskiego i Akademii Krakowskiej, wtrącony do więziennych cel za poparcie idei kalwińskich. Udało mu się zbiec, według źródeł - dzięki pomocy szlachty, a według legendy - dopomogła mu zakochana w nim córka jednego ze strażników. Niestety, jak to w zamkowych legendach bywa, historia skończyła się tragicznie - co prawda Franciszkowi udało się uciec, ale dziewczyna, która miała dołączyć do niego następnego dnia, została zamknięta w zamku przez własnego ojca, który o wszystkim się dowiedział. A ponieważ wybranek nie mógł po nią wrócić, gdyż groziło mu stracenie, dziewczyna rzuciła się z zamkowej wieży. I tak Francesko Stancar na zawsze stracił narzeczoną, a lipowiecki zamek zyskał swoją Białą Damę.
Ponizej po prawej: schodki prowadzące na dwudziestosiedmiometrową wieżę (w samej wieży są już kamienne, kręte), z której rozciąga się malowniczy widok na okolicę :-)
W zamku urządzane są rycerskie pikniki i... zloty czarownic :-) A kto nie boi się Białej Damy, może skusić się na nocne zwiedzanie :-)
Piękna relacja! Muszę zapamiętać to miejsce i odwiedzić któregoś dnia!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię:)
Dziękuję bardzo! :-))) I również pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńAgnieszka, bardzo ciekawy post. Nigdy nie byłam w tym miejscu. Też lubimy weekendowe wypady rodzinne. Miłego dnia!
OdpowiedzUsuńja chce na zlot czarownic!!! mam fajna "mietłe", nadaje sie :D
OdpowiedzUsuńKatarzyna, dziękuję!
OdpowiedzUsuńMałgosia, kolejny zlot za rok, można by się wybrać :D