Jak widzicie wróciłam do wcześniejszego loga. Na razie nie mam czasu nad nim popracować, więc zostaje tak jak jest, a jutro, jeśli będę miała wolne, postaram się coś zdziałać.

Tymczasem chciałam wam pokazać moje mani- czyli jedno z moich ulubionych zdobień, czyli gradient. Prosty, a efektowny. Nadal jestem pod wrażeniem moich perełek od Orly, więc i w przypadku tego mani grają one główną rolę- z pomocą Eveline i Wibo- bo uważam że do perfekcyjnego gradientu nie wystarczą tylko dwa odcienie, a 4- dwa podstawowe i dwa ich jaśniejsze odpowiedniki.  

Czyli użyłam- Orly  Jealous, Much? i  Faint of Heart, Jasny szary od wibo Express growth i błękit od Eveline  nr 625

Niestety zdjęcia nie pokazują prawdziwego uroku tego mani- w rzeczywistości błękit, który widzicie na zdjęciach ma tony zielonkawe, czego całkowicie nie uchwycił mój aparat. 

Pora na małą zmianę na blogu- z racji tego że jestem lekko przeziębiona i leżę w łóżku z moim lapkiem na kolanach postanowiłam lekko odświeżyć mojego bloga. 

Uważam że im ładniejszy blog tym lepiej się go czyta więc staram się umilić wam jak najbardziej czytanie lekko "podrasowując" mojego bloga.

Jako że samo tło jest takie "moje" nie zmieniałam w nim nic, kolorystycznie też mi wszystko gra więc nadal na blogu dominuje marchewkowa-pomarańcza (ciekawe czemu? ;) ) i miętowy-turkus (i tu kolory na każdym monitorze mogą być trochę inne), ale logo lekko mi się przejadło więc postanowiłam zmontować coś innego. Postawiłam na geometrię i rozetę, którą często wykorzystuję w moich kolażach. Zmieniłam też obrazki w menu (archiwum, to czytam, menu, obserwatorzy) i dodałam ikonki do adresu pocztowego, instagramu i tumbry, gdzie też można mnie znaleźć i zmieniłam ikonki do odsyłacza na starsze i nowsze posty. Dla przypomnienia daję stare i nowe logo- jak uważacie- zmiana na lepsze czy gorsze? 

Ostatnio mam jakiegoś strasznego pecha jeśli chodzi o pracę... Najpierw okropne warunki w diverse, potem   fajna praca w księgarni lecz nieuczciwi pracodawcy (z moją wypłatą z Martasa były straszne problemy, najpierw o mnie zapomnieli, potem się okazało że zostałam zatrudniona przez pośrednika, a nie firmę Matras, z którą podpisałam umowę, a na koniec strasznie okrojona wypłata- oszukali mnie na około 500zł...) a teraz fajna praca lecz strasznie mizerne wynagrodzenie- jak się zatrudniałam dostałam informację że mam zarabiać 6.50 na rękę, a się okazało że na rękę dostaję 5.20... ehh. Znowu myślę o zmianie pracy, ale nie mam ochoty na nowo poznawać zasad, ludzi itd. Ehh... 

Na poprawę humoru postanowiłam wydać co nieco z mojej mizernej wypłaty- od dawna marzyła mi się dżinsowa koszula i lakiery Orly- bez wahania więc kupiłam te rzeczy, a przy okazji jeszcze wpadło kilka innych cudeniek. No ale na tym koniec- do kolejnej wypłaty nic więcej nie kupuję! A i postanawiam że zaczynam oszczędzać na jakiś lepszy aparat! Jakaś lustrzanka by się przydała, by zwiększyć jakość pokazywanych zdjęć. 

A oto co wpadło w moje łapki:

Przypominam o konkursie:). 

Regulamin i więcej informacji TU

Ostatnio coś mnie tchnęło na czarne paznokcie- najpierw zmontowałam moje pierwsze ruffian manicure, które wyszło tak krzywe że nawet nie zrobiłam zdjęć upamiętniających, a potem stworzyłam to co wam zaraz pokarzę- czerń i srebro to ładna para, czyż nie? Troszkę taśmy, troszkę czasu i Voilà.

Do wykonania użyłam- czerni NeoNail, srebra od Golden rose nr 20, Top Coat Poshe i matu od essence (który niestety szybko się starł)

Te z was, które zaglądają na mój profil Instagram zapewne już to zdobienie widziały :)

Dzisiaj mam 12h w pracy, już umieram z nudów. Postanowiłam napisać słów parę o filmie i książce, które ostatnio zrobiły na mnie niemałe wrażenie. W prawdzie w kinie na tym filmie byłam dobre 2 tygodnie temu i niewiele już pamiętam poza tym że był fajny, ale książkę skończyłam czytać dosłownie przed chwilą. Mowa tu o osławionym ostatnio Hobbicie. I nie myślcie sobie że najpierw poszłam na film, a potem sięgnęłam po książkę... nie, książkę przeczytałam w wieku chyba 10 lat jako lekturę szkolną (jak się okazało miałam jako jedna z nielicznych tą książkę jako lekturę szkolną, a ja naiwnie myślałam że to lektura obowiązkowa we wszystkich szkołach i podczas mojej krótkiej przygody w księgarni wszystkim rodzicom polecałam tą książkę mówiąc że ich pociechy i tak to będę musiały przeczytać na zajęcia). Ale jak można się domyśleć- niewiele z książki po takim czasie zapamiętałam. Dla tego w kinie siedziałam jak zaczarowana (poza pierwszymi minutami, które wydawał mi się strasznie drętwe) i delektowałam się tym jak to fajnie Jackson przedstawił. Film zrobił na mnie takie wrażenie że kolejne dwa dni ciągle o tym myślałam aż postanowiłam sięgnąć po książkę i przypomnieć sobie jak to Tolkien widział, a jak reżyser przedstawił. No niestety sporo różnic było (choćby same pościgi Goblinów- książka pod tym względem była troszkę nudniejsza) no ale nie da się tego uniknąć w żadnej adaptacji filmowej. I tak byłam zachwycona filmem i nawet cieszyłam się że film podzielili na części dzięki czemu nasza przygoda z uroczym Bilbo nie skończyła się tak szybko.

A co teraz czytam? Znowu opisy jak to Ana i jej wewnętrzna bogini podniecają sie na widok Pana Greya :) Czyli Nowe oblicze Greya.

Praca w stoisku na "wyspie" jest bardzo irytująca  Sama praca jaką wykonuje jest ok, ale bardziej mnie wkurza fakt że ludzi traktują mnie jak informację... a ja nie mam ochoty odpowiadać na pytania typu- "Gdzie jest Rossmann", "Czemu zamknęli ten sklep", "Gdzie dostanę takie ładne sweterki za 40zł?". W prawdzie po miesiącu pracy w Matrasie powinnam być do tego przyzwyczajona (tam często stałam na takiej wyspie-kiermaszu z książkami), ale teraz mnie to tak wkurza że mam ochotę udusić tych ludzi- zwłaszcza stare baby, bo te są najgorsze (jedna wyzwała mnie od sług szatana jak jej powiedziałam że to co sprzedaję to nie olejki zapachowe do kominków, a płyny z nikotyną do e-papierosów). Dzisiaj na przykład podszedł do mnie starszy pan i zapytał czy nie przetłumaczę mu z niemieckiego jakiegoś tekstu, a wczoraj inny starszy pan myślał że jestem kafejką internetową... eh ci ludzie. Ale ogólnie nie mogę narzekać na pracę- mam laptopa, mam internet  jak widać mogę tworzyć nawet posty w pracy :) jedynie brak mi dobrego programu graficznego do obróbki zdjęć, więc zdjęcia przygotowuję wcześniej w domu.

Kiedyś, kiedyś kupiłam sobie lakier wibo, o którym było głośno na blogach, mi niestety lakier nie przypadł do gustu i leżał zapomniany pomiędzy lakierami... wczoraj stwierdziłam jednak że będzie pasował do mojego stroju i o dziwo lekko zmieniłam o nim zdanie. Po dniu noszenia go solo domalowałam parę plam i powstało całkiem fajne zdobienie, które już kiedyś gościło na moich paznokciach. 

Na paznokciach mam dwie warstwy Wibo Glamour Nails nr 2 i plamy wykonane lakierami essence z serii Wild Craft -  03. Mystic lilac i 04. Rosewood hood i czarny Neo Nails+ Top Coat Poshe

Wyprzedaże w sklepach trwają w najlepsze i właściwie co ciekawsze kąski już zostały wykupione... mi niestety nie było dane z tych promocji skorzystać gdyż mój poprzedni pracodawca nie wypłacił mi pieniędzy za cały przepracowany miesiąc. Nie ukrywam że jestem bardzo zła- nie tego spodziewałam się po tej firmie, no ale sytuacja została wytłumaczona i kasiorkę na pewno otrzymam. Niestety niezbyt prędko więc muszę obejść się smakiem i tylko podziwiać wielkie bilbordy reklamujące cudowne wyprzedaże. Jednak dzięki takim cudownym sklepom jak lumpeksy nie jestem całkowicie poszkodowana- udało mi się upolować prześliczny sweterek w całkiem przystępnej cenie bo za całe 15zł- i to w dzień dostawy :) A dzięki mojemu Panu T jestem też szczęśliwą posiadaczką wymarzonych leginsów w etniczne wzory za całe 34zł z New Yorkera i ślicznego pierścionka-sówki z C&A za 5zł.

A wam co udało się upolować na wyprzedażach?  Czy tak jak ja musicie obejść się smakiem?

Z racji tego że jestem wielką ciapką proszę wszystkie uczestniczki w moim konkursie o ponowne wysłanie zdjęć na adres [email protected] (wcześniej w regulaminie zjadłam 89 w moim mailu) 

Wybaczcie za problem... dopiero pytanie jednej z uczestniczek czy zdobienia doszyły zreflektowały mnie do sprawdzenia czy podałam prawidłowy adres email. 

Info tu KLIK

Przypominam o konkursie- by konkurs się odbył potrzeba 10 chętnych osób, a tych mam jak na razie 9. 

Regulamin i więcej informacji TU

Wczoraj pokazałam wam moje "artystyczne" pazurki, które chyba całkiem wam się spodobały. 

Postanowiłam wykonać mały tutorial do tych pazurków by pokazać wam prostotę ich wykonania :)

Mam nadzieję że tutek wyszedł przejrzysty i czytelny.

1. A więc zaczynamy od wybrania lakieru bazowego- tu polecam biały jak i lakierów którym porobimy "ciapki"- ja wybrałam 4, ale może być więcej lub mniej, to zależy od waszej wyobraźni. No i szykujemy kawałek reklamówki, lub foli spożywczej. 

 No i to tyle :) Jak pisałam nie jest to zbyt skomplikowane, a efekt całkiem fajny. 

I co? Da się coś zrozumieć z tego tuttorialu? 

PS. No i wczoraj dobiłam do 200 obserwatorów :) Dziękuję wam że jesteście ze mną i tak miło komentujecie to co wam pokazuję :*

Ostatnio chodząc po sklepach i przeglądając biżuterie natknęłam się na bransoletki, które robiłam sama w dzieciństwie, a które kosztowały o jakieś 100% za dużo... coś mnie tknęło, zaszłam do pasmanterii kupiłam kilka motków muliny w modnych odcieniach i postanowiłam sama zmotać takie bransoletki.

W dzieciństwie robiłam je masowo więc nie miałam żadnych problemów z przypomnieniem sobie techniki ich wykonania- jednak postawiłam sobie poprzeczkę ciut wyżej i zamiast zwykłej jodełki zaczęłam tworzyć ciekawe motywy. Jestem z nich bardzo zadowolona i planuję porobić takich więcej- dodatkowo chciała bym dokupić ładne zakończenia jak i zapięcia do niech by nie wiązało się ich na "kokardkę". 

Nie ukrywam że i moja blogowa mentorka zainspirowała mnie do ich wykonania- KLIK

Kolory mojej grubszej bransoletki, którą dosłownie przed chwilą skończyłam zainspirowały mnie też do wykonania maziajkowego mani. Technika banalnie prosta- porobiłam na białej bazie kolorowe kropki lakierem, po czym szybko przyłożyłam do paznokcia kawałek folii przez co lakier rozmazał się na płytce tworząc "artystyczny nieład" 

PS. Kto będzie 200 obserwatorem? 

Nowy rok niesie ze sobą nowe pomysły na bloga.

Jestem wielką fanką postów polecających inne blogi i stwierdziłam że i ja takie notki zacznę pisać. Jako że dużo siedzę przy komputerze (teraz jeszcze więcej bo pracę mam w miarę luźną) to co chwilę wyszukuję jakieś perełki blogowe. 

Dzisiaj chciała bym zapoznać was z kilkoma blogami na które zawsze zaglądam jak tylko pojawi się nowa notka i które to obejrzałam od deski do deski by zapoznać się z uroczymi autorkami. W prawdzie rzadko komentuję (nie wiem czemu...) ale zaglądam tam regularnie. Dzisiaj stawiam tylko na polskie blogerki. 

A więc zaczynam

Na pierwszym miejscu chciała bym umieścić chyba wszystkim znaną Paule- prowadzi bloga One Little Smile, która urzekła mnie swoją prosta szatą graficzną, świetnymi kolarzami i ogólnie masą pomysłów. Dzięki niej nauczyłam się robić ruchome menu w bocznych paskach jak i zainspirowała mnie do tworzenia ciekawych kolarzy. Ogólnie serdecznie polecam zajrzeć na jej bloga. 

 Jak można zauważyć po tym jak wybieram ulubione blogi to stawiam przede wszystkim na ciekawą szatę graficzną- kolejny blog też mnie tym przyciągnął. Bambi swoim banerem dosłownie mnie kupiła, po fazie na sowy teraz pokochałam wszystkie jelonki, łosie itd, a te widniejące na jej blogu są przeurocze. Do tego świetne teksty, ciekawe recenzje i ładne zdjęcia. Nic tylko wchodzić! 

Na koniec pozwoliłam sobie zostawić moją koleżankę jeszcze z liceum, a która (podobno dzięki mnie) wylądowała na Wzornictwie. Herbaciarka tworzy bloga całkowicie odbiegającego tematycznie od wymienionych wcześniej, ale to co tam przedstawia jest tak apetyczne że aż sama mam ochotę coś takiego zrobić i zjeść. Niestety mam dwie lewe ręce w kuchni i kończy się tylko na oglądaniu genialnych zdjęć- dziewczyna ma talent i tyle. 

Ok na dzisiaj tyle blogowych miejsc które odwiedzam. Oczywiście nie jest to wszystko -mam otwarte właśnie ponad 20 kart z blogami, o których chciałam tu napisać, ale stwierdziłam że na razie wybiorę tylko garstkę- tak by zostawić sobie materiał na kolejne posty. Jestem ciekawa ile z was też odwiedza te blogi razem z zemną. 

PS. Czy chcecie czytać takie posty czy sobie ten temat darować? 

Na wielu blogach coraz częściej zaczynają gościć posty z mixem zdjęć, które robi się na bieżąco aparatem z telefonu i delikatnie obrabia w aplikacji Instagram. Nie ukrywam że długo byłam negatywnie nastawiona do tego typu postów... ale sama uległam. Sporo wszechogarniającej nudy jaka mnie ogarniała w mojej już byłej pracy (tak, tak... znowu zmieniłam pracę i już nie pracuję w księgarni, a w e-papierosach) zaowocowała ściąganiem masy aplikacji na telefon (jedyne co mogłam mieć ze sobą na stoisku z książkami to właśnie telefon) i w tej masie badziewia, jakim zaśmieciłam swój telefon znalazł się jeden rodzynek w postaci Instagramu. Aplikacja mi się spodobała i postanowiłam częściej z niej korzystać. A to co widać powyżej to efekt chwil uchwyconych telefonem. 

Jak ktoś korzysta z Instagramu to zachęcam do obserwowania mojego profilu 

Panna Marchewka na Instagramie