Chuck Palahniuk od dziś dołącza do moich ulubieńców. Nie czytałam wcześniej nic tego autora, ale wiem, że nadrobię to na pewno. Bo warto, jak jasna cholera! Oglądałam jakiś czas temu film „Podziemny krąg”, który powstał na podstawie jego powieści i uważam ten film za perełkę, którą trzeba obejrzeć. Ale nie wiedziałam, że jego książki są takie szalone i zaangażowanie się w lekturę wymaga sporej dawki trzeźwości umysłu, by nie spaść z fotela. Bo Palahniuk to absolutny mistrz szaleństwa, bezkompromisowej i niepoddającej się żadnym zasadom fantazji. Jego wizja świata, to wizja psychodelicznego upadku wszelkich wartości. Nie dość, że czarny humor przeplata się z gorzką ironią, to na dodatek tragiczność postaci zostaje wyśmiana i celowo zdeformowana.
Mając wciąż recenzję Jarka w głowie, wzięłam do ręki „Niewidzialne potwory” i poddałam się tej jeździe bezwarunkowo. Pojechałam, że hej! Książka jest absolutnie doskonała. Ma wszystko to, co lubię najbardziej. Szyderstwo z cywilizowanego świata, w którym kult młodości i piękna, jest jedyną i prawdziwą wartością. Ale Palahniuk nie tylko drwi i szydzi z tego świata. Nie tylko poddaje obróbce wizję tego świata. On dożylnie ten świat zatruwa swoim śmiechem. Śmieje się z całej kultury nastawionej na konsumpcję. Śmieje się z karykaturalnej wizji Stanów Zjednoczonych, kraju gdzie wszystko jest i musi być naj, naj, naj. Drwi z wszelkich markowych produktów, z magazynów mody narzucających kanony piękna, z poprawności politycznej, z poprawności moralnej. Rzuca na kolana tych, którzy wierzą w to, że świat wcale nie jest taki zły.
„Niewidzialne potwory” to powieść pułapka. Powieść – szkatułka. Powieść – taśma filmowa, pocięta i posklejana precyzyjnie z celowym brakiem chronologii. Wszystko, co dzieje się w danym momencie, ma swój cel w przeszłości i swoją przyczynę w przyszłości.
Brandy Alexander wcale nie jest superkrólową, boginią piękności. Ale załóżmy, że jest. Manus Kelley, wcale nie nazywa się Alfa Romeo, ale załóżmy, że tak właśnie jest. Evie Cottrell wcale nie jest Evie, ale załóżmy, że jest. Shannon McFarland wcale nie jest Daisy St. Patience, ale załóżmy, że jest. To ona wprowadza nas w swoją opowieść. To ona wysyła do nas pocztówkę z przyszłości. Kiedyś była pięknością, występowała w reklamach, a dziś nosi woalkę, bo nie ma dolnej szczęki, jest kobietą bez twarzy. Jeśli myślicie, że to ona jest tytułowym niewidzialnym potworem, to guzik prawda. Przemierzamy Stany wraz z Shannon, Brandy i Manusem i uczestniczymy w ich pogoni za szczęściem. Łykamy z nimi kolejne dawki psychotropów i hormonów, by kiedyś nie obudzić się ze snu i by kiedyś nasze ciało zmieniło płeć.
„Nie oczekuj, że będzie to jedna z tych opowieści, które mówią: a potem, a potem, a potem. To, co tu się wydarzy, przypomni raczej stylem magazyny mody, takie jak „Vogue” albo „Glamour”, z chaotyczną numeracją na co drugiej, co piątej albo co trzeciej stronie. Z wysypującymi się saszetkami perfum i wyłaniającymi się znikąd nagimi kobietami, które chcę ci sprzedać puder.
Nie szukaj spisu treści, ukrytego gdzieś na dwudziestej stronie. Nie spodziewaj się, że znajdziesz coś od razu. Nie ma tu żadnej logiki. Artykuły się zaczynają, a po trzech akapitach:
Ciąg dalszy na stronie którejś tam.
A potem, cofnij się do strony tej a tej.
To będzie dziesięć tysięcy oddzielonych sztuk garderoby, które się miesza i dobiera tak, żeby uzyskać może z pięć gustownych strojów. Milion modnych dodatków, apaszek i pasków, pantofli, kapeluszy i rękawiczek, i żadnych prawdziwych ubrań, z którymi można by je nosić.
I musisz naprawdę, ale to naprawdę przywyknąć do tego uczucia, tutaj, ma autostradzie, w pracy, w małżeństwie. To jest świat, w którym żyjemy. Trzymaj się tekstu na monitorze.”
Każda z postaci powołanych do życia przez Palahniuka ma swoje zadanie do wykonania. Każda z postaci jest produktem masowej wyobraźni, uosobieniem niechcianych, perwersyjnych fantazji, które i tak pojawiają się w głowach czystych i dobrych ludzi. Każda jest produktem kultury coraz bardziej pochłaniającej wolną wolę człowieka. Brandy, Manus, Shannon, Evie. Transseksualizm, chirurgia plastyczna, lekomania, bogactwo i przepych, luksusowe stroje, ucieczka od przeznaczenia, strach przed niewidzialnością. I krew. Wszystko to jest częścią kultury. Wszystko to zostaje w „Niewidzialnych potworach” cynicznie skrytykowane.
„Nie znoszę tego poczucia nierzeczywistości, kiedy ludzie na mnie nie patrzą.” – mówi Evie Cottrell.
„Cokolwiek myślisz, milion innych ludzi myśli to samo. Cokolwiek robisz, oni też to robią, i nikt z was za to nie odpowiada. Cała jesteś dziełem wysiłku zbiorowego.” – mówi Brandy Aleksander.
„(…) nie możesz uciec od świata i nie jesteś odpowiedzialna za to, jak wyglądasz, czy jesteś nieziemsko piękna, czy brzydka jak noc. Nie jesteś odpowiedzialna za to, co czujesz, ani za to, co mówisz, albo za to, jak się zachowujesz, ani w ogóle za to, co robisz.” – mówi Brandy.
„Nie ma we mnie nic oryginalnego. Jestem zbiorowym dziełem wszystkich, których w życiu poznałam.” – mówi Shannon.
Przeskok.
„Niewidzialne potwory” to mocna powieść, w której nic nie jest przewidywalne. Wszystko jest zaskakujące, przekoloryzowane, wynaturzone, absurdalne. Jedyne co jest pewne, to to, że świat wcale nie jest taki, jakim go widzimy. A niewidzialne potwory czają się wszędzie, w telewizji, w prasie, na ulicach, w sklepach. Wyciągają po nas swoje lepkie palce. I wołają: kup, weź, bądź, zrób, musisz, idź… I tylko nielicznych błysk flesza ocuci i obudzi z ogłupiającego snu.
Błysk.
„Rób rzeczy, których się najbardziej boisz”.