Hej, hej :)
Miesiąc luty muszę chyba nazwać miesiącem zużywania. Nie zdarzyło mi się, żebym wykończyła aż tak dużo kosmetyków w jednym miesiącu! Kiedy postanowiłam umieszczać u siebie na blogu posty ze zdenkowanymi kosmetykami, wiedziałam od razu, że nie będą pojawiać się co miesiąc. Dlatego pierwsze denko było w sierpniu, a przez kolejne miesiące nie chciałam pokazywać jednego, czy dwóch zużytych opakowań :P. Dlatego luty pod tym względem jest jakiś wyjątkowy :). Poniżej cała moja zdenkowana gromadka.
Trzymając się schematu z poprzedniego
denka zielonym kolorem zaznaczę kosmetyki, do których na pewno wrócę,
pomarańczowym kosmetyki, co do których mam mieszane uczucia, a czerwonym
produkty, które u mnie się nie sprawdziły.
1. Palmolive, Mediterranean Moments żel pod prysznic - pachnie
przepięknie, naprawdę śródziemnomorsko, afrykańsko. Bardzo przypadł mi do gustu
i choć nie zauważyłam specjalnych właściwości pielęgnacyjnych, to wrócę do
niego, bo myje i pięknie pachnie.
2. Original Source, płyn do kąpieli. Byłam
bardzo ciekawa kosmetyków OS, szczególnie, że są bardzo zachwalane. Ucieszyłam
się, kiedy u Joko wygrałam m.in. ten płyn - w końcu mogłam się sama przekonać o
jego właściwościach. Fanką zdecydowanie nie zostałam. Co prawda, po odkręceniu
ładnie pachnie, tak naturalnie truskawkami z wanilią, jednak po dodaniu go do
wody zapach znika. Podczas kąpieli nie czułam zupełnie nic. Fajnie, że chociaż
się dobrze pienił, jednak sama kąpiel nie była ucztą dla zmysłów.
3. Biały Jeleń, hipoalergiczny żel do higieny intymnej.
Sięgnęłam po niego przypadkowo i jestem zadowolona. Pasuje mi konsystencja i
wydajność. Dobrze myje i odświeża.
4. DeBa, odżywczy szampon. Kompletnie mi się nie
spodobał. Pamiętam, że było głośno o szamponach DeBa, kiedy wprowadzili je do
Biedronki. Kosztował całe 3,99 zł, więc spróbowałam. Niestety obciążał włosy i
rano moje włosy były jakby tłuste, sklejone, po prostu nieświeże. No i pachniał
jak cytrynowy odświeżacz do kibla.
5. Maybelline,
Cils Demasq, płyn do demakijażu. W zasadzie nie mam mu nic do zarzucenia. Zmywał wodoodporny
eyeliner, a to duży plus. Nie podrażnił. Nie należy do zbyt wydajnych.
6. Isana, zmywacz do paznokci. Mój faworyt wśród
zmywaczy! Bardzo dobrze zmywa lakiery i ma dużą pojemność. Już mam kolejną
buteleczkę :).
7. Balea,
mleczko do włosów z mango i aloesem. Niejednokrotnie pisałam, że na
moich włosach mało co się sprawdza. To mleczko również szału nie zrobiło. Nie
odczułam nawilżenia. Nie obciążył włosów mimo tego, że obficie go nakładałam.
Ma przyjemny zapach mango i pompkę, która ułatwia aplikację. Co do pompki -
wydaje małe ilości mleczka. Musiałam się chyba z 10 razy namachać, żeby uzyskać
pożądaną ilość odżywki.
9. Be Beauty, nawilżający krem do rąk. Uwielbiam
czerwoną wersję tego kremu, moim zdaniem działa i pachnie tak samo, jak
czerwony Garnier. Nawet daje takie samo uczucie na dłoniach. Jeśli chodzi o tę
wersję, to kremik jest lekki, szybko się wchłania i jest całkiem niezły, ale
moich dłoni nie nawilżał tak dobrze, jak wersja czerwona, dlatego nie wrócę do
niego.
11. Pierre Rene, żelowy eyeliner. O nim też było
już na blogu. Uwielbiam go i już mam kolejny słoiczek. Ulubieniec wśród
eyelinerów! Poczytajcie tutaj.
12. Lovely, Curling Pump Up Mascara. Taniutki
tusz do rzęs (ok. 9 zł), dający ładny efekt. Nie osypuje się, wydłuża i
pogrubia rzęsy, wrócę do niego na pewno :). No i podoba mi się żółte
opakowanie, takie pozytywne :).
13. Alverde,
balsam do ust z mandarynką i kwiatem wanilii. Pisałam o nim tutaj. Nie wiem, czy kupię ponownie. Może
będę wolała sprawdzić inne wersje.
14. Facelle, chusteczki do higieny intymnej.
Bardzo dobre! Odpowiednio nasączone, odświeżają, nie podrażniają i są tanie!
No to dobrnęłam do końca! Jestem pewna, że
niejedna z Was mnie pobije w swoich zużyciach, jednak dla mnie jest tego sporo
:D. Cieszę się, tyle miejsca na nowe kosmetyki :P. Używałyście, któryś z tych kosmetyków? Jak wrażenia :)?