poniedziałek, 30 marca 2015
Trufle daktylowo-migdałowe w mgiełce z karobu, czyli chleba świętojańskiego
Jak dobrze z tym przestawieniem czasu. Wreszcie zegarek w samochodzie mi się nie śpieszy… W garażu ktoś naśmiecił. Mogłam ominąć, zostawić. Pomyślałam, że mam szansę… Pozbierałam papierzyska i patyczki od lodów i… poczułam się lepiej. A marzec taki kapryśny jak zwykle. Chyba dobrze, że już się kończy, chociaż nie, bo znowu sobie uświadamiamy, że jak to, że już..? A przecież dopiero był Sylwester… Ale tak źle znowu z marcem nie było, bo przecież najpierw pogłaskał nas ciepłymi temperaturami. Książkę czytałam dwa razy na zalanym słońcem tarasie. Teraz niestety zalewa ten taras deszczem i smaga wiatrem, więc tylko przeczekać i zaszyć się w domu, pijąc dobrą kawę i wino, a do tego chrupać co tam kto lubi. No…, tak chciało by serce, czy tam lenistwo, ale co na to spodnie…? U mnie balans, bo ja się nie lenię. W sobotę ulepiłam trufle, o których za momencik, a w niedzielę zapisałam się na pierwszy w moim mieście Bieg na 6 łap. Dostałam miłego całuśnego pieska o wdzięcznym imieniu Dzwoneczek i poszłyśmy pobiegać. Ona na czterech, ja na dwóch. Dzwoneczek to dziewczyna. Przebiegłyśmy razem z dwoma innymi pieskami i ich Towarzyszami 12 km w lekkiej mżawce. Dzwoneczek ciągnęła niestrudzenie, a każdy krzaczek i słup był jej. W drodze powrotnej już na spokojniej, bo obwąchana droga, była już oczywista, ale smycz i tak ciągle była napięta. Pogadałyśmy sobie trochę, trochę się pobawiłyśmy, także już mam nadzieję na nasz następny piękny raz, może w bardziej sprzyjającej aurze.
Teraz słowo o truflach. Trufle, o których mowa, powstały z kombinacji na spód sernika, do którego podchodzę już 2 raz. Sernik jest z ziemniakami ze starego przepisu. Bardzo dobry. Za mącznym, pieczonym spodem nie przepadam, więc zawsze coś kombinuję. Czasem robię bez spodu, ale temu akurat sernikowi to nie pasuje. Ciągle nie mogę go sfotografować, bo zawsze coś… Tym razem wszystko było ok., był idealny, ale kiedy go wyjmowałam z obręczy, tak niefortunnie mi się wysmyknął, że spadł… masłem do dołu… Część nadawała się nawet do zjedzenia, ale niestety nie do pokazania, także na sernik z ziemniakami trzeba będzie poczekać. Z sernika nici, ale, aby nie było tak o suchym pysku z takich samych składników jak spód, ulepiłam trufelki, które są sumą samego dobrego, bo są tu daktyle i siekane prażone migdały i karob, albo kakao jeśli wolicie.
Karob, czyli chleb świętojański, albo chleb św. Jana (czyli szarańczyn strąkowy, drzewo karobowe lub ceratonia) rośnie w bardzo ciepłym klimacie. Wzmiankę o szarańczynie możemy znaleźć w Piśmie św. we fragmencie dotyczącym Jana Chrzciciela “ żywił się szarańczą i miodem leśnym”. Wbrew skojarzeniu, wymieniona przez ewangelistę, szarańcza to nie owad – szkodnik, ale strąki szarańczyna. W tamtych czasach była to roślina pogardzana, pastewna. I tak wspomniane strąki jadł syn marnotrawny z przypowieści Jezusa: pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał." (Łk 15, 16). Jego niezwykłe wartości odżywcze często ceni się wyżej niż kakao. Ziarna karobu, schowane w długich strączkach zwisających z drzewa, są źródłem białka, magnezu, żelaza, wapna, węglowodanów i fosforu. Czyli tego, co potrzebne do prawidłowego funkcjonowanie każdego organizmu ludzkiego. Karob w proszku wykorzystywany jest w przemyśle spożywczym jako substytut czekolady. Zmielone, suche strąki są słodkawym, brązowym proszkiem w smaku bardzo zbliżonym do kakao, w związku z tym stosowany jest jako wegański zastępnik kakao, kawy i czekolady. Choć smakiem i wyglądem podobny jest do kakao, nie zawiera kofeiny i teobrominy oraz kwasu szczawianowego, blokującego prawidłowe wchłanianie wapnia. Tyle fakty. Miałam kiedyś okazję spróbować samych strączków, a raczej fasolek otoczonych kwaskowatą masą przypominającą konsystencję daktyli, której długotrwałe ssanie pozwalało wydobyć słodki smak. Jadłam również cukierki karobowe ręcznie robione. Kosztowałam też nawet nalewki z karobu, która przypominała dobrze odstaną nalewkę pigwową o głębokim smaku. Także ja jestem na tak, jeśli chodzi o ten smak.
Trufelki robi się niezwykle szybko. Ot miksowanie daktyli, prażenie migdałów i lepienie kulek, lub kształtów jakich dusza zapragnie. Pamiętajcie tylko, aby daktyle nie były wysuszone, bo nic się nie uda. Najlepiej gdyby były świeże, albo suszone tak, że będą mocno wilgotne (moje były prosto z Egiptu). A jeśli już masz tylko takie suche, a trufli się chce..., to zalej je gorącą wodą, odcedź po pół godzinie, i wtedy użyj. Nie musisz nic piec, ani gotować. Nie dodajesz mąki, cukru, ani jajek. Brzmi ciekawie? To do pracy :).
Trufle daktylowo-migdałowe w karobowej mgiełce
300 g wypestkowanych świeżych daktyli
100 g siekanych migdałów
3-4 łyżki karobu albo kakao
1. Migdały upraż na suchej patelni cały czas pilnując i mieszając, aby się nie przypaliły.
2. Daktyle zmiksuj.
3. Wymieszaj oba składniki (ręcznie). Otocz je korabem. Najlepiej wrzucając korab do miseczki, później włóż do niej daktylowe kuleczki i kilkakrotnie podrzuć nimi w miseczce tak, aby całe pokryły się proszkiem.
I już…!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pysznie, zdrowo i pięknie..., pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTaki był zamysł, dziękuję, Olu :)
UsuńOla to moja córeczka:) a ja to mama Ania:) pozdrawiamy:):)
UsuńBardzo często robię podobne, tylko karobu jeszcze nigdy nie próbowałam !
OdpowiedzUsuńDaktyle są niezwykle uniwersalne :), a karob... pewnie spróbujesz jak przyjdzie czas :)
Usuńrewelacyjne trufle!
OdpowiedzUsuńpyszne :)
Usuńpyszne :)
UsuńZrobię, chętnie podleję je troszkę rumem :) Wyglądają obłędnie!
OdpowiedzUsuńAaa, można je trochę zalkoholizować ;)
UsuńOj tam, oj tam, kto się spodni pyta? ;))
OdpowiedzUsuńCiekawie opisałaś karob, z przyjemnością się czegos o nim dowiedziałam. Hmm, czyli datyle i migdały w kakao, brzmi smacznie i nieskomplikowanie! :))
Uściski na koniec kapryśnego marca
Spodnie same trzeszczą w szwach.. ;) Daktyle i migdały w karobie ALBO w kakao :)
UsuńU nas znów bardzo głośno wieje...
Trzymajmy się! Aby do ciepła!
A ten karob gdzie można dostać?
OdpowiedzUsuńAnkho, sklep ze zdrową żywnością.
Usuńmusi byc boskie. czasami wkładam migdały w daktyle i niecnie pożeram - pyyyycha!
OdpowiedzUsuńO, to też jest sposób :)
UsuńCiekawa jestem smaku :) wyglądają bardzo apetycznie, tylko zastąpiłabym karob kakao, bo karob nie podchodzi mi smakowo, ale dla tych, co nie mogą kakao jak znalazł. Piękna bolesławiecka misa, podoba mi się ten wzór, czaję się do zakupu takich kwiatów w odcieniu jasnoniebieskim lub zielonym.
OdpowiedzUsuńAnetko, każdemu według upodobań :).
UsuńMiska bardo poręczna, mam jeszcze czerwień i pomarańcz :)
Mmm... :) pyszniutko je sfotografowałaś! ...i chyba zrobię takie jutro, o!:) Może gdy marzec się poczęstuje to zabierze ze sobą te deszcze i wiatry tam, gdzie się wybiera..?;)
OdpowiedzUsuńNie tak dawno się zastanawiałam właśnie (a nie przyszło mi do głowy by to samemu sprawdzić;) skąd/ z czego bierze się karob:)) a z przypuszczeń podanych mi przez znajomych okazuje się, że byłam w błędzie:) dziękuję za wyprowadzenie z niego:*
..daktyle prosto z Egiptu mówisz..? Ach to muszą być pysznie wypełnione słońcem i miąższością:)
Pozdrawiam radośnie:)
Dziękuję :). Cieszę się, że mogłam rozszerzyć twoje horyzonty :)
UsuńZ Egiptu prościutko, siostra przywiozła :)
Można zajadać bezkarnie :) Miłego!
OdpowiedzUsuńKamilko, do czasu... ;)
Usuńale mi smaka narobiłaś , podrzuć trochę , a korab jadłam na Cyprze w tamtym roku rósł sobie dziko :)
OdpowiedzUsuńO, to też masz ciekawe doświadczenia :)
UsuńEwelinko czy przy każdym Twoim wpisie to ja muszę ślinotoku dostawać ... przeczytać spokojnie nie mogę ;))))
OdpowiedzUsuńTo chyba przez te zdjęcia, jak się patrzy to tak jakby wystarczyło mocniej paluszki wyciągnąć po słodycze ... ech :)
Buziaki ślę :)
Ja u Ciebie ulegam zachwytowi i nieuchwytnej magii, Ty u mnie ślinotok, zatem 1:1 :)
UsuńWYgladaja oblednie. Nawet jesli ja wielkim fanem domowych trufelkow wszelkiej masci nie jestem. Ale kiedy pmysle sobie o tym polaczeniu i popatrze na zdjecia to naprawde... wsiadlabym od razu do samochodu jadacego do Kolobrzegu...
OdpowiedzUsuńCo do zmiany czasu to ja wciaz zagubiona i niewyspana. Przez to, ze nie bylo nas w domu przez kilka dni w tym podczas zmiany, nie wiem, ktory zegar pokazuje jaki czas. (Cud-maz zmienia, kiedy zauwazy, ze cos jest nie tak) Niezle zamieszanie. Jeszcze gorzej ze snem. Troche to pewnie zajmie zanim sie przyzwyczaje... Bo wstawac po 5 czasu zimowego to calkiem co innego, niz wstawac o tej samej porze teraz...
Zazdroszcze Ci tego biegu z dzwoneczkiem... takiej odleglosci moze bym podolala, skupiona na tej drugiej, podsikujacej wszystko wokol istocie...
Karob na naszej polce w postaci plynnej, lubie jego gleboki smak. Dzieki za te cytaty, dopiero teraz powiazalam fakty i dostrzeglam jak gleboko siegaja korzenie :-)
Taki to komentarz troche zamiast listu. Moze mi sie uda jeszcze go dzisiaj do Ciebie napisac, ale gdyby sie nie udalo....
Buziaki swiateczne i wiosenne, Kochana
Anna
Ja też nie, ale jak w nich nie ma żadnych mas tłuszczowo - kakaowych , to lubię:).
UsuńZ czasem miałam to samo :), raz nawet się spóźniłam, bo zegar w salonie szedł według starego czasu.
Niby takie tam strączki, a tyle wiadomości, prawda?
Wiesz, że Dzwoneczek został zabrany ze schroniska? Teraz mieszka pod Kołobrzegiem i ma na imię Luna :). Jak wyzdrowieję, idę pobiegać z innym pieskiem, może mam dobrą rękę...? :)
Wiosenne uściski!
Ależ one muszą być pyszne:) ... widziałam Dzwoneczka na zdjęciach ... pięknie razem wyglądałyście:)
OdpowiedzUsuńJolu, dziękuję, Dzwoneczek to teraz mam Rodzinę! O kilkunastu dni w gminie pod Kołobrzegiem mieszka, sama radość!
UsuńO rety aż mi ślinka leci na takie pyszności, szkoda że zdjęć nie można powąchać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
:), o to chodziło, o to właśnie!
Usuń