Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wegetariańskie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wegetariańskie. Pokaż wszystkie posty

piątek, 14 sierpnia 2015

Podniecenie i jasnozielona uczta z orzechami czyli - chłodnik ogórkowy z mlekiem migdałowym, cebulką i prażonymi orzechami laskowymi


Latem życie przenoszę częściowo na zewnątrz. Poranną kawę smakuję na tarasie oglądając niezmącony niczym najpiękniejszy kawałek dnia. Wschodzące słońce odbijając się od okien z naprzeciwka coś pięknego zapowiada, a ja dziękuję za wszystko co mam i proszę o siłę na przyjęcie nowego. Nie każdy dostaje taki poranek, bo też nie każdy go potrzebuje. Nie każdy zdaje sobie sprawę z jego uroku, ale każdy może go sobie po prostu wziąć. Wstać i wziąć, żeby było jaśniej. Ukułam ostatnio teorię, że ludzie dzielą się na tych, którzy potrzebują zacząć dzień w ciszy i spokoju i to są ci potrzebujący poranka i długiego dnia oraz na takich, którzy wstają, bo muszą, a jak nie muszą to nie wstają i dla nich długość, czy krótkość dnia nie ma żadnego znaczenia. Nie oceniam. Każdy sobie. I nie będę mówić, że nie wiedzą co tracą, bo może nic nie tracą. Ja świtu w spokoju potrzebuję jak tlenu. To w spokoju poranka zapominam o tym, co uwiera i dręczy i z każdym małym łykiem kawy zanurzam się w zupełnie świeży dzień. Tu i teraz czuję przypływ energii. Drzewa drzemią wciąż jeszcze senne, zioła ani drgną, a lawenda dopiero zaczyna myśleć o przeciągnięciu swoich szaro zielonych"gnatów". Co ciekawe, o świcie rośliny w ogóle się nie poruszają i zastygają w krótkiej chwili ciszy. Tak, jakby i one nie chciały mącić tej mocy poranka. Cud ciszy poranka tylko dla mnie. I świadomość, że jutro też tak będzie. Coś pięknego.

Po południu na tarasie jem mój zwykle jednodaniowy obiad i wypijam kolejną małą kawę jako nagrodę za dobrze wykonaną pracę. Tu latem czytam otwierając markizę i zakładając okulary kiedy świeci słońce, albo otulam się kocem podczas chłodniejszej aury. Mam to szczęście, że w środkowej jego części jest zadaszenie i nie straszny mi nawet deszcz.
Dziś na tym tarasie zjadłam chłodnik ogórkowy. Ale po kolei.



Podniecenie..., bo wymyśliłam sobie chłodnik z ogórków. Nie wiedziałam jak go ugryźć, bo to chłodnik "nawinie", czyli wszystkie składniki znalazłam w kuchni. Chłodnik jest szybki i pyszny. 
Podniecenie tutaj to ten moment kiedy myśli smaku galopują w miejscu, bo wiesz jak coś powinno smakować, a nie wiesz którą drogą iść aby to osiągnąć. 
Stałam przy dzbanie zmiksowanych ogórków  i niby wiedziałam..., ale i nie wiedziałam co dalej. To może chlust mleka migdałowego? Chlust. To może soli i musztardy...? Może. Pieprz..? Eee... nie pasuje. W jednej miseczce połączenie z marynowanym imbirem, w drugiej pieprz biały - oba smaki nietrafione. W końcu smażę cztery średnie cebulki, których połowę miksuję z odrobiną ogórków. Świetnie się uzupełniają, ale konsystencja nadal jest płaska. Aż wreszcie myślę orzechy laskowe...! I nadal nie wiem jaki będzie efekt. Wrzucam orzechy na zimną patelnię, rozgrzewam ją i od czasu do czasu mieszam orzechy. Ich zapach wypełnia rozgrzaną letnim słońcem kuchnię. Wraz z tym aromatem przychodzi swoiste poczucie bezpieczeństwa tak dobrze znane jak ocieranie się kota szukającego pieszczoty.
Biorę łyżkę zupy z samymi orzechami i wiem, że znalazłam drogę do mojego chłodnika...!
Do miseczki dodaję jeszcze usmażoną wcześniej cebulkę, kilka plasterków świeżego ogórka, dwie łyżki neutralnej cieciorki (dla równowagi białkowej, która zasadniczo nie wpływa na smak) i porządną garść świeżo uprażonych orzechów. Jestem w tym miejscu, którego szukałam. Fantastyczna sprawa. I smak. Lekko chłodny i chrupiący. Wydeptałam ścieżkę do drugiego chłodnika (pierwszy możecie znaleźć TUTAJ). Zapraszam!


Chłodnik ogórkowy z mlekiem migdałowym, smażona cebulką i prażonymi orzechami laskowymi
2 porcje 

750 g obranych ogórków 
pół łyżki soli (ewent. do smaku)
pół łyżki musztardy Dijon (albo innej)
4 cebule średniej wielkości
trochę masła lub oleju (wtedy będzie wegańsko ) do smażenia cebuli
1 i 1/2 szklanki mleka migdałowego
dodatkowo do podania :
4 ogórki pokrojone w cienkie plasterki
4 łyżki cieciorki z zalewy
dwie porządne garści orzechów laskowych wcześniej uprażonych
cebulka, która została po dodaniu jej części do chłodnika

1.Cebulę pokrój drobno i podsmaż na złot. Odstaw.
2.Ogórki zmiksuj (miksowałam "żyrafą"), dodając pod koniec pół usmażonej cebulki, musztardę i sól. 
3.Wylej chłodnik do miseczek i dodaj ogórki, cieciorkę, orzechy i cebulkę. I już :).


poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Wegańskie chilli z Minnesoty wg Scotta Jurka


chilli z Minnesoty wg Scotta Jurka (2)

Smakowanie rzeczywistości przyprawionej przyprawą, której się nie spodziewałam wcale nie jest łatwe. Bo na początku myśli parę, że to tylko dwa dni, no… może trzy… góra, ale to tu się wlecze jak wiadomo co. Przeziębienie. Myślałam, że mnie to nie dotyczy. Ech… Monika mówi, że… jej lekarka mówi…, że ciało musi przećwiczyć swoje wojska. No to ćwiczą, ale…, że na mnie…? Poddaję się, bo nie mam innego wyjścia, chociaż walczę, a bronią moją tymianek, czosnek, oregano, ananas, imbir, kardamon, sok malinowy i…takie tam…, pastylki też.

Po kilku dniach, temperatura spadła, więc zrobiłam sobie coś pysznego na… pocieszenie.

chilli z Minnesoty wg Scotta Jurka (1)

Niezbyt często zdarza mi się pomyśleć podczas jedzenia, że identyfikuję się z nim, a taka właśnie myśl zaczęła mi towarzyszyć, kiedy, w kierunku ust, podnosiłam każdą kolejną łyżkę z tym chilli. Danie znikało w moim wnętrzu, a  ja czułam przyjemną błogość, która była połączeniem wyważonego smaku, miękkości i chrupkości, a jednocześnie świadomości, że wszystko, co wrzuciłam do garnka niesie zdrowie. Same pozytywne wibracje. Zatem będę robić częściej, bo taki gar to 6 porządnych porcji (wg Scotta, 8-10, ale może on je mniejsze porcje niż ja...???). Porządnych wegetariańskich, a nawet wegańskich porcji, bo to chilli bez mięsa, wg Scotta Jurka, wybitnego ultramaratończyka, który potrafi przebiec 266 km w ciągu doby (czyli 6 i pół maratonu…!), bije rekord za rekordem i mierzy się z legendarnym plemieniem Tarahumara, a jednocześnie jest weganinem. Fascynująca postać. W książce “Jedz i biegaj” łączy jedzenie z bieganiem i pokazuje światu jak to wyglądało u niego. Obala stereotypowe poglądy na temat tego, co powinien jeść sportowiec, myślący o dobrych wynikach. Każdy z 22 rozdziałów zakończony jest przepisem. Póki co wypróbowałam kilka i jestem zadowolona. Chilli skradło moje serce. Jeśli dodać do tego, że to tylko pół godziny krojenia i 10 minut duszenia to danie zaczyna być idealnym, a jeśli wydaje się zbyt dużą porcja, resztę można zamrozić.

Książka Scotta mówi o mocy przemiany życia, o tym, że możemy być kim zechcemy, jak mówi Jurek. Oczywiście jest to historia jego o bieganiu i o jego przygodzie z jedzeniem, ale koniec końców jest to historia przemiany, a także inspiracja – opowieść o tym w jaki sposób ludzie mogą stawiać czoła trudnym wyzwaniom jakie niesie życie i że potrafią dokonać czegoś, o czym myśleli, że jest niemożliwe. Książka daje ogromna motywację, delikatnie zmusza (w końcu nikt nie kazał mi czytać tej książki ) do zastanowienia nad swoją kondycją i dietą poszerzając horyzonty żywieniowe. Nie jest tylko dla biegaczy. Pozwala poznać historię niesamowicie upartego człowieka, który kocha bieganie, dyscyplinę, która wymaga niezwykłej wręcz wytrwałości. Nie musisz być biegaczem, aby spróbować tego przepisu. Nie musi być wegetariańsko, możesz dorzucić swojej ulubionej kiełbasy, ale…

chilli z Minnesoty wg Scotta Jurka (3)

Kiedy Scott spróbował tego chilli po raz pierwszy, postanowił zostać szczęśliwym sportowcem-wegetarianinem. Wystarczył kęs, a zdał sobie sprawę, że dania wegetariańskie mogą smakować tak dobrze jak mięsne i wyglądać równie apetycznie.

chilli z Minnesoty wg Scotta Jurka (5)

Najpierw robiłam wersję bez bulgru i bez wody, która jest podana na końcu przepisu. Później wersję z bulgrem, ale wody dałam szklankę. Obserwuj swoje danie, nie powinno być zbyt rzadkie. Lepiej wody dodać później, niż próbować zagęszczać. Wersja z bulgrem gotowała się 10 minut dłużej, ale bądź w kontakcie ze swoim daniem, próbuj.

Chilli z Minnesoty

2 łyżki oliwy z oliwek lub oleju kokosowego
2 posiekane ząbki czosnku
1 szkl. drobno posiekanej cebulki
8-10 średnich pokrojonych pieczarek
1/2 szkl. drobno pokrojonej zielonej papryki
1/2 szkl. drobno pokrojonej czerwonej papryki (u mnie jedna duża)
1/2 szkl. drobno pokrojonej marchewki
1 papryczka jalapeno – lub inna ostra – pozbawiona nasion i posiekana (niekoniecznie)
1 szkl. mrożonych ziaren kukurydzy (dałam ziarna z jednej gotowanej kolby)
1 łyżeczka mielonego kminku
1/2 łyżeczki mielonej kolendry
2 łyżki chilli w proszku (dałam pół, więc lepiej ostrożnie )
2 łyżeczki soli morskiej, ewentualnie więcej do smaku
1/2 łyżeczki czarnego pieprzu
800g pomidorów krojonych z puszki
450g przecieru pomidorowego (dałam domowy)
450g odsączonej białej fasoli z puszki (dałam cieciorkę)
450g odsączonej czarnej fasoli z puszki
450g odsączonej czerwonej fasoli z puszki

2 i 1/2 szkl. wody
1/2 szkl. bulgru

ostry sos lub pieprz cayenne (NIEKONIECZNIE)
1/2 szkl. świeżej kolendry (u mnie pietruszki) do przybrania

1. Do dużego garnka wlej oliwę. Warzywa i przyprawy smaż 10 min. na średnim ogniu. Wlej kilka łyżek wody, jeśli warzywa przywierają do dna (nie powinny, gdyż puszczają soki…).
2. Dodaj pozostałe składniki, z wyjątkiem kolendry lub pietruszki oraz ostrego sosu. Gotuj pół godziny na wolnym ogniu i pod przykryciem – U MNIE  WERSJI BEZ BULGRU GOTOWAŁAM TYLKO 10 MIN., W WERSJI Z BULGREM 20 MIN.
Dopraw do smaku solą, lub jeśli wolisz ostrym sosem lub pieprzem cayenne. Podawaj posypane kolendrą lub pietruszką.

chilli z Minnesoty wg Scotta Jurka (4)