Pokazywanie postów oznaczonych etykietą napoje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą napoje. Pokaż wszystkie posty

środa, 8 lipca 2015

Sałatka z arbuzem, sok arbuzowy i arbuzowe mohito oraz garść wspomnień spod powiek


Zawsze uwielbiałam nonszalancję lipca, bo jasną sprawą było, że choć czasem przyszły chmury, to w lipcu było po prostu ciepło. Nawet wtedy, kiedy padał deszcz.

Dziś, kiedy zadzwonił budzik, a ja mościłam się w rzeczywistości nie otwierając oczu, przez otwarte okno usłyszałam dźwięki samochodów jadących niedaleko okien moich... dziadków. To był taki sam dźwięk jaki niejednokrotnie słyszałam podczas upalnych wakacji kilka dekad temu. Dziś znów byłam w tamtym domu na piętrze, dziś znów zaczynał się tak samo upalny dzień jak wtedy. Dziadek na pewno już wstał i podlał ogródek pod domem, a babcia szykuje kanapki na działkę z mięskiem z poprzedniego dnia smarując chleb obficie masłem i dodając plasterki kiszonego ogórka. Kiedy wstanę, ubiorę się i będę się oglądać z każdej strony w ogromnym lustrze babcinej szafy. Chciałabym mieć takie w swoim pokoju... A później babcia w rozświetlonej słońcem kuchni z białym kredensem, który w tamtych czasach stał w każdej kuchni powojennych ludzi, postawi na stole świeżutkie bułki, zaproponuje twarożek z dżemem porzeczkowym, albo serek waniliowy i herbatę. Babcia wypije zioła, ja posłodzę dwie, a dziadek aż cztery czubate (...!!!) łyżeczki. Po śniadaniu, ruchliwymi ulicami miasta, po rozgrzanym asfalcie, pojedziemy na działkę. Babcia Helenka pierwsza na swojej czarnej damce, dziadek Heniuś na wielkim rowerze z ramą, a ja na tej ramie. Jak już przyjedziemy, to na ścianach, we wnętrzu jaśniutkiego zielonego domku z białymi podłużnie przybitymi listewkami i z białymi drzwiami, powieszę moje nowe rysunki z dnia poprzedniego (ta z bocianem wydaje mi się najpiękniejsza...!), wstawię nowe nagietki do wazoników, wyrównam serwetki i pozmiatam. Dziadek "zniknie" u sąsiada, babcia założy słomkowy kapelusz i razem będziemy rwały czarną porzeczkę. Później ona zajmie się plewieniem, a ja nazbieram poziomek na najlepszą galaretkę, którą po południu, całkiem samodzielnie, przygotuję pod okiem babci. Niebieską kobiałkę z poziomkami odstawię w cień, w chłodne miejsce, a sama pójdę szukać żab w trawie u tego sąsiada po lewej i... nie powiem Wam co będę z nimi robiła... A wieczorem, kiedy dziadkowie już "zasną" otworzę okno w korytarzyku i, patrząc w oczy Księżycowi Panu, będę się uczyła gwizdać na czterech palcach.

Każdy lipiec spędzałam w mieście u dziadków ze strony taty. Pamiętam skrupulatne przygotowania do tych wyjazdów, pakowanie sukienek i książek do czerwonej torby i autobus, który miał mnie zawieźć do Wałcza. Kierowca wiedział, że po tych ok. 70 km, podczas których na pewno przeczytałam już przynajmniej połowę książki, z dworca autobusowego odbierze mnie dziadek. Świat był bezpieczny. Bo tam zaczynał się taki świat, którego temperaturę, fakturę, zapach i smak pamiętam do dziś i noszę go tak wyraźnie pod opuszkami palców i pod powiekami jakby to było wczoraj.
Dziś, choć to takie oczywiste, zdałam sobie sprawę, że Wy wszyscy dorośli, którzy macie dzieci, tak i Ty Droga, moja która to czytasz, i Ty, mój Drogi, który zajrzałeś na ten blog, być może nawet nie wiecie, że właśnie TERAZ tworzycie wspomnienia własnym dzieciom. Każdą Waszą decyzją o wyjeździe, o pozostaniu, o pojechaniu nad morze, albo do dziadków, o ukręceniu lodów, o zrobieniu galaretki, czy wypiciu mięty z sokiem jabłkowym na balkonie tworzycie wspomnienia Waszych dzieci. To zostanie w ich uszach, palcach, w sercu. Niesamowita sprawa.

Zaletą tej sałatki, o której dzisiaj jest to, że równie dobrze można ją nazwa deserem
Ta niezobowiązująca sałatka też może być sałatką, która zapamiętają Wasze dzieci. Albo nawet zrobią. Albo zapamiętają ją Wasi goście i też przygotują swoim, których później zaproszą, a oni znów swoim następnym i, jak to z łatwymi przepisami bywa (choć słowo przepis jest tutaj  nadużyciem), i ten pójdzie w świat.
Robię ją od kilku lat nawet nie nazywając sałatką. Podczas upału kroję arbuz wyjęty prosto z lodówki, do tego truskawki i feta. Wszystko najładniej wygląda w przezroczystej misce pod warunkiem, że fetę będziesz wkładać z większą delikatnością niż pozostałe składniki. A na wierzch delikatne listki świeżej mięty, które dopełnią wizerunku. Słodki, soczysty arbuz wyrównuje słodko-kwaśny smak lekko transparentnych truskawek, słona feta balansuje te dwie czerwienie dopełniając smaki, a mięta orzeźwia. Jednym słowem harmonia. Obok miski można też postawić gęsty sos balsamiczny najlepiej biały, aby nie psuł tej wizualnej doskonałości, a do tego doniczkę z bazylią, jeśli goście będą rządni dodatkowych doznań... Prostota, szybkość, smak i wygląd w jednej misce. Zachwyt gości, którzy usiądą przy jednym stole, a Wy wręczycie im widelce, gwarantowany. Z jednej strony prymitywizm, z drugiej bliskość i wspólnota stołu. Jedzenie z jednej miski, a w zasadzie sięganie po kawałek arbuza, czy truskawki z fetą między słowami i wymachiwanie widelcem, aby podkreślić ważność słów... A jeśli chcecie bardziej elegancko można podać miseczki i widelce, wtedy... sałatka szybciej zniknie.

A jeśli zostanie Wam arbuza proponuję mohito w wersji bezalkoholowej i tę z Bacardi. Pierwsza może być dla dzieci, druga, dla dorosłych. Nie zauważą różnicy dopóki... nie pomylą szklanek. Oba napoje orzeźwiają i dają siłę na przetrwanie tych, skądinąd cudownych, upałów. Można je podać od razu do sałatki i nie trzeba dodawac lodu, jeśłi tylko arbuz jest z lodówki.


Sałatka z arbuza truskawek i fety
proporcje wg uznania

arbuz prosto z lodówki
truskawki (mogą być też prosto z lodówki)
feta
mięta

1. Arbuza pokrój na równe kwadraty.
2. Truskawki NAJPIERW umyj, później szypułkuj (aby przez miejsce po szypułce nie dostała się niepotrzebna woda)
3. Fetę krój GORĄCYM nożem (mocząc go od czasu do czasu w tej wodzie), aby osiągnąć doskonałe kwadraciki
4. Listki mięty posyp po wierzchu. Podawaj od razu, albo wstaw do lodówki i wyjmij tuż przed podaniem.


Sok arbuzowy z limonka i miętą

arbuz z lodówki
limonka
mięta

Arbuz zmiksuj w mikserze kielichowym, albo za pomocą "żyrafy".
Do każdej szklaneczki dodaj dwa porządne plastry limonki. Miętę pokrój drobniutko - jak czosnek - próbując wycisnąć z niej soki, albo ugnieć ją w moździerzu. Wrzuć garstkę mięty do każdej szklaneczki  i zalej sokiem arbuzowym. Włóż łyżeczkę i poleć gościom wyciskać sok z limonki.


Mohito arbuzowe

arbuz z lodówki
limonka
mięta
50ml bacardi (Bacardi Mojito) na jedną porcję

Arbuz, jak wyżej, zmiksuj w mikserze kielichowym, albo za pomocą "żyrafy".
Do każdej szklaneczki wlej bacardi, dodaj dwa albo trzy porządne plastry limonki. Miętę pokrój drobniutko - jak czosnek - próbując wycisnąć z niej soki, albo utłucz w moździerzu. Wrzuć jej trochę do każdej szklaneczki  i zalej sokiem arbuzowym. Włóż łyżeczkę i poleć gościom wyciskać sok z limonki.


poniedziałek, 18 czerwca 2012

Bzowy czas, bzowy cydr, bzowa ja i nowe życie…

IMG_4177

W pierwszych słowach donoszę, że to był bardzo przyjemny dzień, bo dobrze jest mieć czasem w tygodniu takie dodatkowe wolne. Znów pojechałam do domu. Boże Ciało. Biel, słońce i kwiaty. Kiedy to było…??? Zdaje się, że minęła wieczność cała. Pierwszy raz nie byłyśmy (bo byłyśmy tylko dwie w domu) na procesji, mamy ostra “jelitówka” wygrała ze świętem…, ale już dobrze. No, nie w pełni, wiadomo…, ale jednak. Taka jestem z tą relacją opóźniona, ale wspomnienie wciąż żywe, bo efekty tego dnia w prężą się w lodówce.

IMG_3942

Takie święto w tygodniu to prezent od zabiegania. Ten dzień od rana był cichy, ciepły i suchy. Czasami wydawało się, że zbiera się na deszcz, ale w końcu wszystko brzydkie przeszło. W planie był tylko bez czarny i pierwsze czereśnie. Mama dawała radę, bo szkoda jej było zostać w taki dzień w domu, a owoce nie pozwalały na siebie czekać. Zatem kraciasta koszula, wysokie gałęzie czereśni i później czarny bez, który właśnie kwitnie (wciąż jeszcze). Rozstawiłam drabinę i szukałam rozkwitniętych baldachów, bo tylko te były mi potrzebne.

Syrop z czarnego bzu

Wszystkiemu przyglądała się mama robiąca kawę i szczęśliwie wylegująca się na werandzie Kotka dziadka, która kilka dni temu wydała nowe życia…Kiedy robiłam jej to zdjęcie jeszcze nie wiedziałam o tym. Dopiero później , pod jałowcami, znalazłam…, ale o tym później, na końcu.

Syrop z czarnego bzu1

W tym samym czasie na bodziszkach pasły się szczupłe czarne robaczki, a

IMG_3838

poskrzypka liliowa przygotowywała się do skoku na następne liście smolinosów,

IMG_3872 IMG_3866

Pękate brzoskwinie wciąż rosły czekając na lipcowe rozwiązanie, a maki delikatnie chwiały się w płomiennym rozkwicie.

Syrop z czarnego bzu6

Jasne słońce rzucało ostre cienie wokół, malowało mi zmarszczki i piegi, pyłek z tych bardziej rozwiniętych kwiatów spadał mi na rzęsy, a ja mrugając i odkładając delikatnie każdy baldach, cieszyłam się, że wreszcie zrobię tak bardzo wychwalany napój.

IMG_3938

I zrobiłam. Z 70-80 baldachów może. Nie liczyłam. Tego było za dużo. Późnym wieczorem po powrocie. Odcięłam zielone łodyżki z każdego baldachu. Włożyłam do garnka i zalałam wcześniej przygotowanym gorącym syropem z wody, cukru i podwójnej ilości soku z cytryny (syrop zrobiłam z półtorej porcji). Odstawiłam na 3 dni. Codziennie mieszałam. Po tym czasie przecedziłam syrop, przefiltrowałam (przez watę) i rozlałam do butelek. Na tym etapie w połączeniu z wodą i dodatkowym świeżym plasterkiem cytryny smakował jak lemoniada. Jedną butelkę zostawiłam do bieżącego spożycia, pozostałe 3 i dwie malutkie pasteryzowałam. Kiedy ostygły na wszelki wypadek(…) wstawiłam je do lodówki.

Syrop z czarnego bzu2

Po dwóch dniach, wieczorem, kiedy wróciłam z pracy, otworzyłam lodówkę aby znów skosztować bzowej dobroci, ale…, jedna z małych butelek była pobita, a syrop był wszędzie… Wyjęłam pozostałe butelki, otworzyłam, skosztowałam i… efekt smakowy przeszedł moje najśmielsze oczekiwania…! To było jak bzowy cydr…! Delikatne bąbelki na języku, trochę jak alkohol, ale jednak nie alkohol… Dolałam trochę wody (jak wcześniej), dodałam ciut soku cytrynowego i miałam swój własny niezamierzony bzowy cydr:) i… lodówkę do posprzątania.

Nie wiem co zrobiłam nie tak, bo wszystko było lege artis, jak we wszystkich przepisach. Tutaj posiłkowałam się przepisem od Bei, więc… może wszystkim tak samo wychodzi, ale się nie przyznają…, a może powinnam zrobić jeszcze coś…?

IMG_4178
Syrop z kwiatów czarnego bzu

20-40 baldachów czarnego bzu
1 kg cukru
20 g kwasku cytrynowego lub sok z 1 cytryny(podwoiłam ilość soku cytrynowego)
1 litr wody

Kwiaty zbierz w suchy, słoneczny dzień (najlepiej takie, które są w początkowej, a nie w końcowej fazie kwitnięcia). Zrywaj je delikatnie i równie delikatnie układaj w przewiewnym koszu. Staraj się nie potrząsać, gdyż pozbędziesz się cennego pyłku. Kwiaty bzu odcinaj bezpośrednio nad naczyniem, w którym będziesz przygotowywać syrop. Odcinaj je tak, by zachować jak najmniej zielonych gałązek (to one bowiem mogą nadać syropowi gorzkiego posmaku). Im więcej masz kwiatów, tym mocniejszy będzie na produkt końcowy, jednak nawet z 10-15 dużych baldachów otrzymasz aromatyczny, delikatny syrop.
Po oberwaniu kwiatów przygotuj zalewę : zagotowuj wodę z cukrem i kwaskiem (lub sokiem z cytryny) i wrzątkiem zalej kwiaty (wszystkie muszą być zakryte syropem), przykryj i odstaw na 2-4 dni, delikatnie mieszając zawartość naczynia mniej więcej raz dziennie. Następnie dokładnie filtruj syrop i przelej do wyparzonych butelek; jeśli chcemy przechowywać go dosyć długo, radzę syrop pasteryzować (możemy zagotować go tuż przed wlaniem do butelek). Syrop który nie jest pasteryzowany przechowuj zawsze w lodówce, a pasteryzowany – w piwnicy, albo w innym chłodnym miejscu. Po otwarciu syrop przechowuj w lodówce.

Syrop z czarnego bzu7

W każdym razie z efektów jestem, mimo wszystko zadowolona, bo cydr to mój ulubiony napój, (zwłaszcza gruszkowy). Nie wiem jak długo postoi, tymczasem cieszę się jego wyjątkowym smakiem na koniec mam jeszcze zdjęcia nowych pociech Kotki dziadka Pawła. Dziadek powiedział, że kotka z małymi jest gdzieś… w ogrodzie. Szukałam, patrzyłam co jakiś czas gdzie chodzi i wypatrzyłam. Pod ciemnymi krzakami jałowców, pod które trudno podejść, leżała Kotka z dzieciaczkami. Broniła się, syczała, prychała i różnymi dźwiękami zaciekle broniła swoich małych. Złość na mnie, która, jak sądziła, chce jej zabrać kociaczki, była uzasadniona. Całą te złość widać we wzroku, ale to zdjęcie i tak mnie cieszy, bo zazwyczaj przy takich akcjach, koty zrywają się i chcą walczyć. Teraz była pora karmienia, najlepszy czas na fotografię. Zrobiłam, zostawiłam, a teraz pokazują Wam. I dalej cieszę się nimi:) i całym tamtym dniem, który był tak dawno…

Syrop z czarnego bzu4 IMG_3739

Teraz nowy tydzień, nowe wyzwania i nowa coraz bardziej letnia codzienność, bo u nas wreszcie słońce, a ja przed 7 rano byłam nad morzem…:). Ludzi tam o tej porze więcej niż na ulicach. Serio. Jest pięknie! Naprawdę DOBREGO TYGODNIA!