Impresje

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fantasy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fantasy. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 29 marca 2018

FINCH

Tytuł: Finch
Pierwsze wydanie: 2009
Autor: Jeff VanderMeer
Tłumaczenie: Robert Waliś

Wydawnictwo MAG 2011
Seria: Uczta wyobraźni
ISBN: 978-83-7480-194-2
Stron: 345


Ostatnio czytałam raczej non-fiction, więc tym razem postanowiłam wypożyczyć z biblioteki coś zupełnie innego. W takiej sytuacji każda pozycja z cyklu "Uczta wyobraźni" wydawnictwa MAG wydawała mi się dobrym wyborem, przygarnęłam więc "Fincha" z półeczki z bibliotecznymi nowościami (nowością wydawniczą bynajmniej nie jest).

Dopiero w trakcie lektury dowiedziałam się, że właśnie czytam trzeci tom "Cyklu o Ambergris". I o tym, że VanderMeer jest również autorem trylogii "Southern Reach", na podstawie której zrealizowano niedawno "Anihilację" - film uznany za zbyt trudny dla masowego odbiorcy (przez ludzi, którzy o masowym odbiorcy mają najwyraźniej bardzo niepochlebną opinię) i dlatego w wielu krajach niedystrybuowany w kinach, dostępny tylko na Netfliksie.

W rzeczywistość Ambergris zanurzałam się powoli, bo w ogóle nie wiedziałam, czego się spodziewać, a więc jak interpretować to, o czym czytałam. Opis na okładce sugerował czarny kryminał: dwa trupy i detektyw, który ma znaleźć sprawcę. Fabuła wydawała się na początku schematyczna, ale oryginalna sceneria działała na wyobraźnię już od pierwszych stron: wraz z głównym bohaterem mijamy ruiny ludzi i ruiny miasta wyniszczonego wojną i od kilku lat rządzonego przez dziwaczne i tajemnicze istoty zwane szarymi kapeluszami, wspomagane przez Stronników. Wszechobecne zarodniki grzybów odmieniają przedmioty i ludzi: niektóre stanowią pokarm, inne narkotyk, jeszcze inne przyspieszają rozkład.

czwartek, 14 listopada 2013

SEZON BURZ

Tytuł: Sezon burz
Autor: Andrzej Sapkowski
Pierwszy wydanie: 2013
Wydawnictwo: SuperNOWA
ISBN: 978-83-7578-059-8
Stron: 400


Tym razem będzie krótko.

Wielkich oczekiwań nie miałam, więc czytało mi się nieźle. Akcja powieści toczy się tuż przed opowiadaniem "Wiedźmin" (tym o strzydze) i jakiś czas po ucieczce wiedźmina od Yennefer. Są potwory (również te w ludzkiej skórze), które trzeba zabić, czarodzieje, którzy chcą wiedźmina okpić, czarodziejka, która go wykorzystuje (na różne sposoby), oddany Jaskier, dworska intryga i  - raczej w tle - trochę postaci ze znanych wcześniej części cyklu.

Styl podobny do dawnego, chociaż poczucie humoru chyba jednak jeszcze mniej... subtelne (scena ze strażniczkami w kordegardzie była po prostu niesmaczna). Jeden bardzo dobry pomysł fabularny - mam tu na myśli wątek lisicy, który świetnie by się nadawał na osobne, klimatyczne opowiadanie. A tak poza tym, to wszystko już było. No, może wcześniej Sapkowski tak się nie obnosił z nienawiścią do prawniczek.

Czytałam wcześniej, że epilog to ogromne zaskoczenie. Owszem, ale ogromnie negatywne (nie chcę wyrazić się mniej oględnie).


Mam do tego cyklu duży sentyment. Jeśli Sapkowski znowu napisze coś o Geralcie z Rivii, to pewnie też po to sięgnę. Wolałabym jednak, żeby to były opowiadania.

czwartek, 6 października 2011

BEZDUSZNA

Tytuł: Bezduszna (Soulless)
Pierwsze wydanie: 2009
Autorka: Gail Carriger
Tłumaczenie: Magdalena Moltzan-Małkowska

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 978-83-7648-656-7
Stron: 320

Ocena: 2+/5

Przeczytałam sporo bardzo pozytywnych, wręcz entuzjastycznych recenzji "Bezdusznej", miałam więc prawo oczekiwać czegoś więcej. Opinia panny K. (nie wiem, czy mogę ujawnić imię) vel porzadek_alfabetyczny, dzięki której uprzejmości przeczytałam tę powieść, nieco ostudziła mój zapał, ale jednak nie całkowicie, ponieważ dopatrzyła się ona podobieństwa między stylem Gail Carriger i Susanny Clarke (autorki "Jonathana Strange'a i pana Norrella"), a ja styl tej ostatniej uwielbiam. Mnie się to porównanie wydaje bardzo na wyrost, ale może to tylko moje wrażenie.

Początek był obiecujący: inteligentna stara (bo już dwudziestopięcioletnia!) panna, o świetnej figurze, ale włoskiej urodzie dotykiem neutralizuje nieludzkie cechy nadprzyrodzonych istot. W dziewiętnastowiecznym Londynie (właśnie tam rozgrywa się akcja powieści) nie ma ich znowu aż tak dużo, ale Alexia Tarabotti zaskakująco często na nie wpada - zwłaszcza na wilkołaka, lorda Macona. 
Wampiry i wilkołaki "wyszły z mroku" już w czasach Henryka VIII, od tamtej pory oficjalnie żyją w ściśle zorganizowanych i urzędowo nadzorowanych niewielkich grupach i stanowią integralną część społeczeństwa, a nawet rządu. Pojawienie się nowych wampirów, niebezpiecznych samotników, do stworzenia których nikt się nie przyznawał, wywołało ogromne zdziwienie, niepokój i uruchomiło biurokratyczną machinę. Miss Tarabotti znalazła się w oczywiście w epicentrum wydarzeń. 

Niestety w miarę rozwoju fabuły wątek - powiedzmy - detektywistyczny coraz bardziej ustępował miejsca miłosnym perypetiom Alexii i lorda Macona, co moim zdaniem nie wyszło tej powieści na dobre. Spłyciło również postać głównej bohaterki - z interesującej, niezależnej kontestatorki wiktoriańskiej rzeczywistości pod koniec pozostała już tylko zakochana kobieta.
Wydaje mi się też, że autorka mogła nieco lepiej wykorzystać potencjał, który tkwił w scenerii wydarzeń, czyli w ówczesnym Londynie, i pogłębić nieco ledwie zaznaczony motyw steampunkowy (tymczasem maszyna różnicowa po prostu gdzieś tam sobie stoi, jako element wystroju wnętrza).

Nie mogę jednak odmówić tej książce pewnych zalet - dzięki wartkiej akcji i ironicznemu poczuciu humoru Gail Carriger "Bezduszna" dobrze sprawdza się jako czytadło na długi wieczór następujący po długim męczącym dniu.

sobota, 1 października 2011

A Dance with Dragons, George R.R. Martin

To właśnie lektura kolejnego tomu "Pieśni lodu i ognia" przyczyniła się do mojej blogowej absencji. Czytałam w oryginale, a że angielskim nie władam biegle, zajęło mi to znacznie więcej czasu niż zwykle. Z tego samego powodu jeszcze nie oceniam tej powieści - zrobię to dopiero po przeczytaniu wydania polskiego, które - przypominam - ukaże się prawdopodobnie już w listopadzie. 
Poza tym obiecuję, że od przyszłego tygodnia będę na bieżąco komentować Wasze blogi i odpowiadać na maile w rozsądnym terminie:).

(Reszta wpisu przeznaczona jest dla osób, które mają już za sobą wszystkie części wydane do tej pory w naszym kraju. Oraz tych, którzy przeczytali w najnowszym magazynie "Książki" artykuł Zbigniewa Mikołejki - autor streścił cały cykl).

sobota, 11 czerwca 2011

KRÓLOWA CIENI, POCAŁUNEK ŚMIERCI


Tytuł: Królowa Cieni (My Swordhand Is Singing)
Pierwsze wydanie: 2006
Autor: Marcus Sedgwick
Tłumaczenie: Maciejka Mazan
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
ISBN: 978-83-10-11719-9
Stron: 217
Ocena: 3-/5

Tytuł: Pocałunek śmierci (The Kiss of Death)
Pierwsze wydanie: 2008
ISBN:978-93-10-11720-5
Stron:267
Ocena: 2-/5



Ostatnio jestem nyeco zajęta i nie mam za bardzo czasu ani siły na jakieś ambitniejsze lektury, więc przesyłka od Eruany przyszła w samą porę. Zawierała dwie powieści Marcusa Sedgwicka. Dla młodszej młodzieży, o wampirach:). Krótkie rozdziały, krótkie akapity, duża czcionka, prosta fabuła - nieźle nadaje się na wieczór, który przychodzi po męczącym dniu, kiedy człowiekowi nic się nie chce, tylko by leżał i leżał:).

Oś fabularna obu powieści jest dokładnie taka sama: para nastolatków kontra wampiry. On to w gruncie rzeczy dobry i inteligentny chłopiec, nieco naiwny. Ona jest piękna i rezolutna. Z góry wiadomo, że zaraz po rozprawieniu się z nieumarłymi padną sobie w objęcia. 
Tak, wątek uczuciowy nie zaskakuje, znacznie ciekawiej wypadają fragmenty o wampirach. Przynajmniej w "Królowej Cieni", "Pocałunek śmierci" podobał mi się już znacznie mniej.

Akcja tej pierwszej powieści toczy się na początku XVII wieku gdzieś w Europie Wschodniej, w zagubionej pośród lasów wiosce Chust. Marcus Sedgwick wykorzystał pochodzące z tego regionu podania o podstępnych, krwiożerczych istotach, które nienawidzą żywych i które nie mają nic wspólnego z błyszczącymi Edwardami czy melancholijnymi Louisami. Interesuje mnie folklor, więc ten wątek mi się spodobał. 

O ile klimat obleganej przez wampiry wioski udało się Sedgwickowi oddać dosyć sugestywnie, o tyle Wenecja, która sto lat później jest areną wydarzeń w "Pocałunku śmierci", wypadła raczej blado. Jest dekadencko, jest widowiskowo, ale nie jest strasznie. Fabuła jest zbyt poszatkowana, zbyt przewidywalna i właściwie bez sensu. Szkoda, bo początek nie był zły. Finały nie są mocną stroną tego autora.

Podsumowując: "Królowa Cieni" to niezłe orzeźwienie po meyerowskich dyrdymałach, ale lekturę "Pocałunku śmierci" raczej odradzam. 


Szerzej o obu książkach napisała Eruana na swoim blogu: tutaj i tutaj.

środa, 8 grudnia 2010

LETNI DESZCZ. KIELICH, LETNI DESZCZ. SZTYLET

Tytuł: Letni deszcz. Kielich
Cykl: Saga o zbóju Twardokęsku, tom 3
Autorka: Anna Brzezińska
Pierwsze wydanie: 2004

Wydawnictwo: Runa
ISBN: 83-89595-04-4
Stron: 591

Ocena: 4/5

Tytuł: Letni deszcz. Sztylet
Cykl: Saga o zbóju Twardokęsku, tom 4
Pierwsze wydanie: 2009

ISBN: 978-83-89595-57-7
Stron: 598

Ocena: 5-/5


Wreszcie! Wreszcie w ubiegłym tygodniu dostałam maila z biblioteki z informacją, że mogę odebrać trzeci tom cyklu Anny Brzezińskiej. Czwarty miałam już wypożyczony, więc mogłam doczytać sagę do końca, dowiedzieć się, jak potoczyły się losy bohaterów wykreowanych w dwóch pierwszych częściach.

Nie będę, wyjątkowo, streszczać czy zarysowywać fabuły - "Letni deszcz" zawiera kontynuację poprzednich wątków, domknięcie opowieści. Ma te same zalety co "Plewy na wietrze" i "Żmijowa harfa": interesujących i zróżnicowanych bohaterów, ciekawą i oryginalną fabułę, bardzo obrazowe opisy, świetna strona językowa, epicki rozmach... jak widać - jestem pod wrażeniem. Ma też drobne wady, właściwie maleńkie ryski - niepotrzebne niekiedy (moim zdaniem) opisy i trochę za dużo pobocznych wątków, które nie mają znaczenia dla całej historii - ubarwiają ją, ale czytelnik traci często z oczu główne nici fabuły. Trzeci tom wydał mi się też miejscami nieco chaotyczny, natomiast w czwartym wspomnianych wadek (jeśli nawet nie ma takiego słowa, to powinno być) prawie nie ma, więc oceniłam go najwyżej. Akcja toczy się w nim znacznie szybciej, bohaterowie trochę mniej mówią, a więcej robią, poszczególne wątki silniej się ze sobą splatają, wszystko konsekwentnie zmierza do wielkiego finału. No i wreszcie przestali mi się mylić ci bogowie i krainy, w których ich czczono. Myślę, że mapka i jakiś mały indeks ułatwiłyby zrozumienie tych powiązań i powinny się one znaleźć w następnych wydaniach. 

piątek, 8 października 2010

PLEWY NA WIETRZE, ŻMIJOWA HARFA

Tytuł: Plewy na wietrze
Cykl: Saga o zbóju Twardokęsku, tom 1
Autorka: Anna Brzezińska
Pierwsze wydanie: 2006
Agencja Wydawnicza Runa
ISBN: 978-83-89595-28-7
Stron: 576

Ocena: 4/5




Tytuł: Żmijowa harfa
Cykl: Saga o zbóju Twardokęsku, tom 2
Pierwsze wydanie: 2007
ISBN: 978-83-89595-31-7
Stron: 521

Ocena: 4/5



W Esensji ukazał się niedawno ranking 50 najlepszych polskich powieści fantastycznych. Oczywiście większości z nich nie znam, ale na miejscu 21 figuruje "Saga o zbóju Twardokęsku" Anny Brzezińskiej, a ja właśnie skończyłam czytać drugi tom. W sumie składa się ona z czterech części:
1. Plewy na wietrze
2. Żmijowa harfa
3. Letni deszcz. Kielich
4. Letni deszcz. Sztylet
Chwilowo nie mam dostępu do trzeciego tomu, bo ktoś go podstępnie wypożyczył przede mną. "Podłość ludzka nie zna granic", jak mawiała Bożena Dykiel w "Wyjściu awaryjnym". Toteż dzisiaj napiszę o dwóch pierwszych częściach.

Głównym bohaterem tego cyklu jest zbój Twardokęsek, herszt bandy grasującej w okolicach Przełęczy Zdechłej Krowy, w Górach Żmijowych. Przeczucie zbliżającego się kryzysu wieku średniego skłoniło go do porzucenia dotychczasowej profesji i rozpoczęcia nowego życia na południu. W Krainach Wewnętrznego Morza ubezpieczenia emerytalne (ani żadne inne zresztą) nie istniały, toteż Twardokęsek wyruszył na nową drogę życia zaopatrzony w skarbczyk będący własnością całej kompanii. Bez wiedzy owej kompanii, toteż podróżował nader prędko i chyłkiem.

wtorek, 6 lipca 2010

WIEKI ŚWIATŁA

Tytuł: Wieki Światła
Autor: Ian R. MacLeod
Pierwsze wydanie: 2003
Tłumaczenie: Wojciech M. Próchniewicz
Wydawnictwo: MAG
ISBN: 87-7480-023-2
Stron: 400


Ocena: 5-/5

(...) jest to powieść po prostu dobrze napisana, miejscami napisana pięknie. MacLeod wykazuje się tyleż wyobraźnią, co wrażliwością pisarską.
Całkowicie zgadzam się z tą opinią Jacka Dukaja i polecam felieton, z którego ją zaczerpnęłam. Ewentualnie można jeszcze przeczytać poniższą wypowiedź mojego autorstwa. Z góry ostrzegam: zawiera ona dużo spoilerów, myślę jednak, że znajomość fabuły nie powinna zniechęcić do czytania nikogo, kto lubuje się w świetnych, silnie oddziałujących na wyobraźnię opisach, które są najmocniejszą stroną tej powieści.

Ian R. MacLeod wykreował alternatywną wizję historii Anglii, w której w 1678 roku skończyły się Wieki Królów i rozpoczął się pierwszy Wiek Przemysłu. Cezurę tę wyznaczyło odkrycie przez Wielkiego Mistrza z Painswick, Joshuę Washtaffe'a, eteru.
Ale eter jest niepodobny do innych pierwiastków i nie dotyczą go prawa fizyki. Jest nieważki i bardzo trudny do okiełznania. W postaci oczyszczonej rozświetla dziwoblaskiem ciemność, ale w jasnym świetle rzuca cień. Co dziwniejsze i jednocześnie najważniejsze dla wszystkich gałęzi przemysłu i bytów ludzkich, które pomaga utrzymać, eter reaguje na ludzką wolę. Cechowy, po wielu latach terminowania, może za jego pomocą kontrolować procesy przemysłowe w swym fachu. [str. 31]

sobota, 29 maja 2010

DZIENNY PATROL

Tytuł: Dzienny Patrol
Autorzy: Siergiej Łukjanienko, Władimir Wasiliew
Pierwsze wydanie: 2000
Tłumaczenie: Ewa Skórska
Wydawnictwo: MAG
ISBN: 978-83-7480-100-3
Stron: 419

Ocena: 3/5

"Dzienny Patrol" ma dwóch autorów - Siergieja Łukjanienkę oraz Władimira Wasiliewa. Składa się również z trzech historii, których głównymi bohaterami są tym razem Ciemni, ale pojawiają się w nich także postaci znane z "Nocnego Patrolu".

Pierwsze opowiadanie - "Nieupoważnionym wstęp dozwolony" - nie przypadło mi za bardzo do gustu. Opisuje ono dalsze losy wiedźmy Alicji, która w poprzednim tomie mocno podpadła Zawulonowi, za co została srogo ukarana. Dzięki ofiarnej pracy w szeregach Dziennego Patrolu trochę się w jego oczach zrehabilitowała i pozwolono jej wyjechać do Arteku (obozu dla młodych pionierów, na Krymie), gdzie miała regenerować swoje magiczne moce, czerpiąc z dziecięcych koszmarów i strachów. Przebywała tam pod przykrywką opiekunki grupy dziewcząt. Niestety, ona, Ciemna wiedźma, zakochała się w zwykłym człowieku - Igorze. Szybko się okazało, że to nie był najlepszy wybór.
Jak dla mnie to ta historia była zbyt ckliwa. Może dlatego, że nie wierzę w żadne tam miłości od pierwszego wejrzenia, zwłaszcza gdy coś takiego spotyka wredną czarownicę. 

Początek historii pt. "Obcy dla innych" przypomina trochę "Tożsamość Bourne'a" - pewien tajemniczy mężczyzna, Witalij Rogoza, Ukrainiec, wsiada do pociągu jadącego do Moskwy, w walizce ma sto tysięcy rubli i trochę osobistych rzeczy. Nie wie, kim jest, skąd ma te pieniądze i po co w ogóle jedzie do Rosji. Postanawia robić to, co podszeptuje mu instynkt? podświadomość? siła wyższa? Rejestruje się w Moskwie jako Ciemny mag i szybko wplątuje się w zmagania między Patrolami. Wydaje się, że aktualnie górą są Dzienni - w osobie Witalija zyskali bardzo silnego maga, a w dodatku do Moskwy ma wkrótce przybyć potężny artefakt, który planują przejąć. Równowaga Sił została poważnie zakłócona, konieczna jest interwencja Inkwizycji. I samego Zmroku.
Moim zdaniem to najlepsze opowiadanie z tego tomu, pod względem klimatu i fabuły najbardziej zbliżone do "Nocnego Patrolu".

Opowiadania "Inna siła" nie będę może streszczać - autorzy kontynuują tu wątki z dwóch poprzednich historii. Napiszę tylko, że rzecz dzieje się przeważnie w Pradze.

***
Tę książkę oceniłam o plusik niżej niż "Nocny Patrol", głównie z powodu pierwszego opowiadania. W ogóle akcja toczy się tu nieco wolniej, ale nie twierdzę, że to wada. Przeciwnie. Rozwój wydarzeń, zwłaszcza w "Innej sile", jest trochę lepiej wyjaśniony i umotywowany. 
Ponownie zapoznajemy się z fragmentami mrocznych rosyjskich piosenek o beznadziei, co mnie trochę nużyło. Ileż można śpiewać o tym samym...

W "Dziennym Patrolu" tu i ówdzie do głosu dochodzą prywatne poglądy autorów. Zadziwiło mnie mocno takie zdanie: "Juha pochodził z Rosji, a dokładniej z południa Ukrainy". Łukjanienko ukazuje swój kraj jako siermiężny skansen, zdominowany przez nowych Rosjan, nuworyszy, ale z drugiej strony uważa swoich rodaków za trochę lepszych od całej reszty Europejczyków, że o Amerykanach nie wspomnę. Trochę mi to nie odpowiada.

Czytałam "Dzienny Patrol" tym razem w tłumaczeniu Ewy Skórskiej i rzeczywiście nie zauważyłam tu takich błędów jak w poprzedniej powieści. 

czwartek, 27 maja 2010

NOCNY PATROL

Tytuł: Nocny Patrol
Autor: Siergiej Łukjanienko
Pierwsze wydanie: 1998
Tłumaczenie: Zbigniew Landowski
Wydawnictwo "Książka i Wiedza"
ISBN: 83-05-13271-4
Stron: 355


Ocena: 3+/5

Wstyd się przyznać, ale do niedawna przeczytane przeze mnie książki rosyjskich pisarzy można policzyć na palcach jednej ręki: "Mistrz i Małgorzata" Bułhakowa, "Zbrodnia i kara" Dostojewskiego, "Martwe dusze" Gogola, "Pelagia i biały buldog" Akunina oraz "Timur i jego drużyna" Gajdara (!). W ciągu kilku ostatnich dni lista ta wydłużyła się o dwie pozycje.

W powieści Siergieja Łukjanienki oprócz naszego świata istnieje jeszcze Zmrok, do którego wstęp mają nieliczni Inni. Pozornie nie różnią się niczym od zwykłych śmiertelników, mają jednak pewne nadnaturalne zdolności, które mogą wykorzystać ze szkodą lub z korzyścią dla siebie i dla nas. Jaśni, ci "dobrzy", czerpią Siłę z ludzkich radości i nadziei; Ciemni, "źli", karmią się naszym strachem i złością.
Każda ze stron, choć z różnych powodów, próbuje zdominować drugą, a kruchej równowagi między nimi pilnuje Inkwizycja, przy której ta hiszpańska to pikuś. Słudzy światła i słudzy Ciemności, w obawie, że wojny między nimi mogłyby zniszczyć świat, zawarli przed wiekami Wielki Traktat o rozejmie. Podeszli do tego w sposób racjonalny, wiedząc, że natury Innych, tak jak i ludzkiej, zmienić się nie da. Na mocy Traktatu Ciemni mają prawo do określonej ilości złych postępków, a Jaśni do takiej samej ilości dobrych uczynków. Przestrzegania zasad pilnują Patrole. Nocny składa się z sług Światła, którzy pracują przeważnie nocą, bo to wtedy najczęściej Ciemni realizują swoje prawa. W Dziennym pracują Ciemni, którzy pilnują, czy aby Jaśni nie przesadzają ze swoją dobrocią.
Jak już wspomniałam, między Dziennym i Nocnym Patrolem cały czas trwa, z powodu traktatowych ograniczeń nie otwarta, ale jednak - walka. Obie strony korzystają przy tym z wszelkich możliwych umiejętności swoich magów, artefaktów, proroctw, najnowszych osiągnięć techniki i potknięć przeciwnika. W rezultacie czasami bardzo trudno odróżnić Jasnych od Ciemnych.
W pierwszej części swojej (jak dotąd) tetralogii Łukjanienko opisuje relacje między moskiewskimi Patrolami. Głównym bohaterem jest mniej więcej trzydziestoletni Anton Gorodecki, Jasny mag o przeciętnej mocy. Przez pięć lat pracował w sztabie Nocnego Patrolu na stanowisku analityka i programisty, po czym przełożony postanowił przetestować go jako agenta operacyjnego. Powierzono mu z pozoru proste zadanie - znalezienie wampira, który zabijał bez licencji. Udało mu się, oczywiście je wykonać, ale podczas misji natknął się na kobietę, nad którą ciążyła klątwa o wyjątkowo niszczycielskiej sile. Od jej zneutralizowania zależą, ni mniej ni więcej, losy całego świata.
Tak zaczyna się pierwsza historia, a po niej następują dwie równie ciekawe.

***
Książkę tę dosłownie pochłonęłam. W wizji dwóch przeciwstawnych sił walczących o rząd dusz nie ma niby niczego odkrywczego, ale mimo to czytałam powieść z przyjemnością i rosnącym zainteresowaniem. Bardzo wciąga. Akcja pędzi na złamanie karku, nie ma zbyt wielu opisów, są to za to rozważania nad naturą dobra i zła oraz nad względnością obu tych sił.
Autorowi nie udało się co prawda uniknąć pewnej schematyczności przy konstruowaniu fabuły. W każdym opowiadaniu wszystko zdaje się zmierzać co najmniej ku końcowi świata, ale w finale okazuje się, że Ciemni albo Jaśni przeoczyli jakiś szczegół i katastrofy na razie nie będzie.
Zakończenia przypominały mi pod pewnymi względami kryminały Agathy Christie. Tutaj też okazuje się, że Anton (tylko on) już od pewnego czasu wszystkiego się domyślał i znał prawdę, ale czytelnik o tym nie wiedział, co jest o tyle dziwne, że to Anton jest w tej powieści pierwszoosobowym narratorem. W ogóle myślę, że Łukjanienko mógł tę postać trochę lepiej dopracować. A tak to Anton niby jest programistą, ale potrafi nadspodziewanie długo wytrzymać bez komputera (długo nawet jak na Innego, ale informatyka). Przez pięć lat był też analitykiem, ale w pracy poza biurem zupełnie o tym nie pamięta i działa niemal wyłącznie intuicyjnie.

Mimo tych drobnych wad polecam "Nocny patrol" wszystkim fanom powieści z wartką akcją. Bardzo dobrze się sprzedała, toteż powstały kontynuacje:
"Dzienny Patrol", napisany przez Łukjanienkę razem z Siergiejem Wasiliewem,
"Patrol Zmroku",
"Ostatni Patrol".
Czytałam, że Władimir Wasiliew napisał, tym razem samodzielnie,  "Patrolową" powieść pt. "Oblicze Czarnej Palmiry", która jest kontynuacją "Nocnego" i "Dziennego Patrolu".

***
W Polsce "Nocny Patrol" ukazał się najpierw nakładem wydawnictwa "Książka i Wiedza", w przekładzie Zbigniewa Landowskiego. Ostatnio książki Łukjanienki z tej serii wydaje MAG, w tłumaczeniu Ewy Skórskiej. Nie wiedziałam, że istnieją dwie wersje "Nocnego Patrolu", w każdym razie z biblioteki wypożyczyliśmy tę pierwszą.
Tłumaczenie nie jest tak tragiczne, jak to niektórzy twierdzą, ale zdarzają się zdania przetłumaczone z rosyjskiego chyba słowo w słowo. Można się zorientować, o co chodzi, ale takie rzeczy bardzo rażą, zwłaszcza że, jak chwali się wydawnictwo, jest to "trzynaście tysięcy sześćset siedemdziesiąta czwarta publikacja KiW". Drugim tom czytałam w przekładzie Ewy Skórskiej i tam takich wpadek nie ma.

Za korektę chyba nikt nie chciał wziąć osobistej odpowiedzialności, bo jako jej autora wskazano Zespół. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się podkreślać (ołówkiem) błędów w trakcie czytania, ale tutaj po prostu nie mogłam się powstrzymać. 

***
Każda poczytna powieść zostaje wcześniej czy później przeniesiona na ekran i tak też się stało sześć lat temu w przypadku "Nocnego Patrolu". Być może na moją ocenę tego filmu wpłynęło to, że obejrzałam go w dniu, w którym skończyłam czytać książkę. "Przed oczyma duszy mojej" miałam jeszcze własne wyobrażenia bohaterów, scenerii i fabuły, które w żaden sposób nie zgadzały się z wizją twórców filmu. 
Uważam, że "Nocna straż" to jakieś kompletne nieporozumienie. W tym filmie wszystkie budynki w Moskwie to obskurne rudery, Anton wygląda jak podpity żul, biuro Nocnego Patrolu przypomina prowincjonalny państwowy urząd sprzed 50 lat, efekty są kiepskie (to ma być Tygrysek?!)... Odwieczne zmagania sił Światła i Ciemności pokazano zbyt dosłownie - jedna z bitew miała się rozegrać w Langwedocji w 1342 roku. Co ma do tego Langwedocja? Nie wiem, może twórcom filmu marzyło się coś w rodzaju bitwy o Helmowy Jar z "Dwóch wież"? Cóż, pomarzyć zawsze można. Do damskich serc miał pewnie przemówić wątek Antona i Igora - jeśli o mnie chodzi, to się to nie udało.
Chwilami film miał całkiem fajny, mroczny klimat, ale niestety było w nim za dużo kiczu. No i nigdy wcześniej nie spotkałam się z tak nachalnym product placementem - wyjątkowo długi najazd kamery na telefon Nokia, a potem wszyscy piją kawę Nescafe. 
"Nocna straż" obejmuje tylko 1/3 fabuły książki, a zaczyna się sceną zaczerpniętą właściwie z "Dziennego Patrolu".

Filmu zdecydowanie nie polecam. Nakręcono również "Straż dzienną", ale nikomu nie uda się namówić mnie na jej obejrzenie.

***
My jesteśmy Inni.
Służymy różnym siłom,
Ale w Zmroku nie ma różnicy pomiędzy brakiem Ciemności
a brakiem Światła.
Wojna między nami może zniszczyć świat.
Podpisujemy Wielki Traktat o rozejmie.
Każda z jego stron będzie żyła wedle swoich praw,
Każda ze stron będzie miała swoje możliwości
Ograniczamy swoje możliwości i prawa.
My - Inni
My stwarzamy Nocny Patrol
By siły Światła obserwowały siły Ciemności.
My - Inni.
My stwarzamy Dzienny Patrol.
By siły Ciemności obserwowały siły Światła.
Czas rozsądzi nas.

[str. 78-79, interpunkcja oryginalna, choć, jak widać, bardzo niekonsekwetna]


poniedziałek, 17 maja 2010

LONNIEDYN

Tytuł: LonNiedyn (Un Lun Dun)
Autor: China Miéville
Ilustracje: China Miéville
Pierwsze wydanie: 2007
Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
Wydawnictwo MAG
ISBN: 978-83-7480-089-1
Cena z okładki: 45 zł (twarda oprawka, 15x22,5 cm)
Stron: 538

Ocena: 3/5

Uświadomiono mi niedawno, że na kartę do biblioteki dla dorosłych mogę też wypożyczać książki z biblioteki dla młodzieży. Udałam się tam niezwłocznie i natychmiast odkryłam, że jako pełnoletnia czytelniczka jestem dyskryminowana - w dziale młodzieżowym jest o wiele więcej fantasy i SF niż w dziale dla dorosłych. No i gdzie jest sprawiedliwość?

Moją uwagę przyciągnęła powieść Miéville'a - jego "Dworzec Perdido" był mimo wszystko całkiem interesującą książką. Z informacji zamieszczonych na obwolucie "LonNiedynu" wynikało co prawda, że jest to raczej powieść dla młodszego czytelnika, no ale przecież książki dzielą się na dobre i złe, a nie te dla dzieci i dla dorosłych. Mnie na przykład "Ania z Zielonego Wzgórza" nadal niezmiennie się podoba i od czasu do czasu do niej wracam.
***
 Zaczyna się bardzo klasycznie - dwie dwunastoletnie przyjaciółki, Zanna i Deeba, mieszkają w Londynie, chodzą do szkoły, aż tu nagle tej pierwszej zaczynają się przytrafiać dziwne rzeczy, niby drobiazgi, ale jednak trudno uznać, że to przypadek, gdy się widzi chmurę o kształcie swojej twarzy lub gdy kłania się komuś lis. Ataki czarnej, śmierdzącej mgły też nie trafiają się codziennie. 
Dziewczynki postanawiają odkryć przyczynę tych niezwykłych zdarzeń, skutkiem czego trafiają do LonNiedynu, niemiasta po drugiej stronie Osobliwości

LonNiedyn zamieszkują zwykli i dość niezwykli autochtoni, oprócz tego przybywają tu czasami Londyńczycy, którzy w swoim rodzinnym mieście poczuli się niepotrzebni (np. konduktorzy autobusowi). Przenikają tu także przedmioty, w Londynie uznane za zbędne - zepsute komputery, przestarzałe pieniądze, maszyny do pisania itd. Z nich powstają przydasiowe budynki - to skrót od "Przyda nam się jeszcze". W niemieście istnieje ogromna biblioteka (poszukiwania niektórych książek trwają czasami tygodniami i są bardzo niebezpieczne), Dzielnica Zjaw, most Jasnodziejów, latające autobusy. 

I Smog, który coraz bardziej zagraża mieszkańcom niemiasta. Powstał w Londynie ze zwykłej, brudnej mgły, w której krążyło coraz więcej substancji chemicznych i z której, pod wpływem oddziaływania różnych zjawisk atmosferycznych, powstał złośliwy chmuroumysł. Z Londynu przegnały go proekologiczne przepisy, przeniknął więc do LonNiedynu i postanowił go opanować. 

Jasnodzieje dysponowali księgą, która przepowiadała, że niemiasto zostanie uratowane przez Szuassi (od franc. choisi - wybrana), czyli Zannę. Ma ona wykonać siedem zadań, dzięki czemu otrzyma siedem starożytnych skarbów i z ich pomocą zdobędzie potężną broń, którą pokona Smoga (taka deklinacja występuje w książce). 
Szybko się jednak okazało, że proroctwa księgi nie sprawdzają się w 100%... 

***

Nasuwa się tu skojarzenie z "Nigdziebądź" Neila Gaimana, któremu Miéville dziękuje za "słowa zachęty i jego niewątpliwy wkład w tworzenie londyńskich fantasmagorii" [str. 534]. Kilka drobiazgów przypomina też "Dworzec Perdido" - dziwne istoty (choć nie ma mowy o drastycznych "prze-tworzeniach"), Dworzec Objawień, z którego można wyruszyć do innych niemiast, ale w tej powieści nie ma aż tak szczegółowych opisów i tylu wątków.

Początek ze względu na swą "klasyczność" był trochę nudny. Zwrot akcji nastąpił około 180 strony i dalej czytałam książkę z pewnym zainteresowaniem. Finał łatwy do przewidzenia, kilka zbyt naciąganych zdarzeń, trochę moralizatorstwa. Książka adresowana jest oczywiście przede wszystkim do rówieśników głównych bohaterek, ale i ja przebrnęłam przez nią dość szybko i bez znużenia.

Autor jeszcze raz udowodnił, że wyobraźnię ma naprawdę bogatą. Sceneria LonNiedynu nie przytłacza aż tak bardzo jak krajobraz Nowego Crobuzon, ale jest równie oryginalna. Nie jest aż tak mrocznie jak w "Dworcu Perdido" (ale trochę jest, co widać choćby na ilustracjach), gdzieniegdzie da się też wyczuć szczyptę humoru i ironii.

W powieści jest sporo słowotwórstwa - tłumacz nie miał łatwo, ale chyba wyszedł z tego obronną ręką (swoją drogą - dziwny zwrot). 

PS. Ilustracje pochodzą ze strony randomhouse.com

***
Do okien podpływała dziwaczna, niezwykła ciemność. Gęstniała wokół niego niecodzienna odmiana ciszy - taka, która jest czymś więcej niż tylko zwykłym brakiem hałasów. Cisza z gatunku tych cisz, w których kryją się drapieżniki. [str. 8]
*** 
Ostrożnie ruszyła do Dzielnicy Zjaw, cały czas obracając się dokoła własnej osi. Tutaj duchami byli nie tylko mieszkańcy. Upiorne były też same budynki.
Każdy dom, hala, sklep, fabryka, kościół i świątynia były zbudowane z ceglanego, drewnianego, betonowego czy innego rdzenia, otoczonego przez ulotną aurę w kształcie swoich poprzednich wersji. Każde skrzydło, które kiedykolwiek zbudowano i rozebrano, każda niewielka przybudówka, każda zmiana w projekcie, wszystko tO istniało w swej eterycznej, widmowej postaci. Bezcielesne, pozbawione barw kształty przenikały jeden przez drugi i migotały, na przemian pojawiając się i znikając. Wszystkie budowle były spowite kokonami uplecionymi ze swych starszych form i postaci.
I z każdego z efemerycznych okien patrzyli na nią mieszkańcy Dzielnicy Zjaw. [str. 213-214]

czwartek, 8 kwietnia 2010

ABHORSEN

Tytuł: Abhorsen
Autor: Garth Nix
Pierwsze wydanie: 2003
Tłumaczenie: Agnieszka Kuc

Wydawnictwo Literackie
ISBN: 83-08-03872-7
Stron: 418

Ocena: 3+/5

To kontynuacja dwóch poprzednich powieści o Starym Królestwie i Magii Kodeksu: "Sabriel" i "Lirael".  Autorowi z pewnością nie brakuje pomysłów na fabułę - już na samym początku mamy trzęsienie ziemi (nie dosłownie), potem napięcie jeszcze rośnie, a finał całej tej historii jest naprawdę widowiskowy. Chętnie obejrzałabym ekranizację powieści Gartha Nixa.

W "Abhorsenie" po raz pierwszy przekraczamy wraz z Lirael Ósmą Bramę Śmierci, poznajemy genezę Magii Kodeksu, dowiadujemy się, kim tak naprawdę są Mogget i Podłe Psisko oraz co i dlaczego wykopał Hedge w pobliżu Krawędzi.

W tej książce, podobnie jak w przypadku "Sabriel", autor skupia się przede wszystkim na fabule, może trochę za bardzo kosztem opisów. Mimo wszystko powieść czytałam z dużym zainteresowaniem i z przyjemnością. Targetem twórczości Gartha Nixa jest młodzież, ale (choć ja od dawna już się do niej nie zaliczam) polecam ją każdemu, kto lubi fantasy.

piątek, 26 marca 2010

LIRAEL

Tytuł: Lirael
Autor: Garth Nix
Pierwsze wydanie: 2001
Tłumaczenie: Rafał Śmietana

Wydawnictwo Literackie
ISBN: 83-08-03616-3
Stron: 485

Ocena: 4/5

Rzadko czytam dwie pozycje jednocześnie, ale tym razem zmogły mnie siły piekielne emanujące z książki Maximiliana Rudwina ;) - podoba mi się, ale zachciało mi się zmienić na chwilę tematykę. Postanowiłam więc przeczytać początek "Lirael", żeby sprawdzić, czy rozpoczyna się ciekawiej niż "Sabriel" i czy nastawiać się na coś dobrego, czy odwrotnie. Zaczęłam czytać chyba ok. godz. 17, skończyłam ok. godz. 1. Książka wciąga i jest o wiele lepiej napisana niż pierwsza powieść o Starym Królestwie. Osobom, które twórczość Gartha Nixa mają jeszcze przed sobą, mogę powiedzieć tylko tyle, że warto (moim zdaniem) pomęczyć się trochę z "Sabriel", żeby przeczytać jej kontynuację. To bardzo dobra fantasy przede wszystkim dla młodzieży, ale nie tylko. Osoby, którym "Sabriel" się nie podobała i które zastanawiają się, czy w takim razie sięgnąć po "Lirael", zapraszam do lektury reszty wpisu. (Uwaga: spoilery dotyczące "Sabriel").

poniedziałek, 22 marca 2010

SABRIEL

Tytuł: Sabriel
Autor: Garth Nix
Pierwsze wydanie: 1995
Tłumaczenie: Ewa Elżbieta Nowakowska

Wydawnictwo Literackie
ISBN: 83-08-03593-0
Stron: 357

Ocena: 3-/5

Sabriel to nie tylko tytuł książki, ale także imię jej głównej bohaterki. Dziewczyna ma 18 lat i właśnie kończy naukę w Wyverly College, szkole "dla młodych dam z wyższych sfer". Jest ona położona zaledwie 40 mil od Muru, który oddziela Ancelstierre od Starego Królestwa. W Ancelstierre życie wygląda tak, jak w Wielkiej Brytanii mniej więcej w latach dwudziestych czy trzydziestych. Za to w Starym Królestwie rządzi Magia Kodeksu, realia przypominają średniowieczne i jest tam bardzo niebezpiecznie, odkąd wymordowano rodzinę królewską i obalono regencję.
Sabriel należy do obu tych światów: większość życia spędziła w Ancelstierre w Wyverly College, ale teraz musi powrócić do Starego Królestwa, aby pomóc swojemu ojcu, Abhorsenowi. Był on Magiem Kodeksu i nekromantą, odsyłał za Dziewiątą Bramę Śmierci zmarłych, którzy (z różnych powodów) pozostawali wśród żywych. Abhorsen odwiedzał córkę jako zjawa i wprowadzał ją w tajniki nekromancji. Sabriel przekracza Mur z zamiarem odnalezienia ojca, po drodze doświadcza mnóstwa niebezpiecznych przygód i spotyka miłość swojego życia. Oczywiście.

A teraz sobie trochę ponarzekam.

niedziela, 31 stycznia 2010

JONATHAN STRANGE I PAN NORRELL

Tytuł: Jonathan Strange i pan Norrell
Autorka: Susanna Clarke
Pierwsze wydanie: 2004

Wydawnictwo Literackie
Tłumaczenie: Małgorzata Hesko-Kołodzińska
ISBN: tom I 83-08-03619-8;tom II 83-08-03661-9; tom III 83-08-03696-1
Stron: w sumie 1203
Ilustracje (nie ma ich w polskim wydaniu): Portia Rosenberg

Ocena: 4+/5

Edycja z 2011 roku: po powtórnej lekturze zmieniłam zdanie: 5/5

Już kilkaset lat trwa kryzys angielskiej magii. Jej uprawianie sprowadza się do studiowania starych ksiąg i pisania prac historycznych. Stała się nieszkodliwym hobby, któremu oddawali się dżentelmeni w zaciszu swoich ciepłych bibliotek, choć była zajęciem znacznie mniej popularnym niż polityka czy myślistwo. Magia stanowiła rozrywkę jedynie intelektualną - zastosowanie jej w praktyce byłoby poniżej godności owych dżentelmenów, ponieważ niebezpiecznie zbliżałoby ich do pospolitych sztukmistrzów i oszustów, którzy za kilka gwinei "uprawiali czary" w brudnych budach na ulicach większych miast.
Tymczasem ich średniowieczni i renesansowi poprzednicy wysługiwali się elfami oraz w imponujący sposób wykorzystywali magię dla celów własnych i narodowych (np. pomagali angielskim wojskom na bitewnych polach). Tworzyli zaklęcia, a nie tylko o nich czytali. Najsłynniejszym z nich był Król Kruków, wychowany przez elfy i rządzący kiedyś północną częścią Anglii, do dziś wspominany przez jej mieszkańców.
Na początku XIX wieku powszechnie uważano, że nikt w kraju nie praktykuje magii. Okazało się, że jest inaczej.

środa, 23 września 2009

KSIĘGA CMENTARNA

TYTUŁ: Księga cmentarna
AUTOR: Neil Gaiman
PIERWSZE WYDANIE: 2008

WYDAWNICTWO: Mag
ROK WYDANIA: 2008
STRON: 288

OCENA: 3/5

Książka rozpoczyna się krwawo. Od zamordowania kobiety, mężczyzny i ich córeczki przez tajemniczego Jacka. Właściwie miał zlikwidować całą rodzinę, ale mniej więcej półtoraroczny chłopiec gdzieś zniknął. Dziecko obudził odgłos upadającego ciała, wyszło z łóżeczka, potem z domu i powędrowało na pobliski stary cmentarz. Za nim podążyła jego zmarła już rodzina, aby poprosić tamtejsze duchy o zaopiekowanie się chłopcem. Pomoc była konieczna, bo Jack już przedostawał się przez ogrodzenie. Udało się go jednak zmylić.

wtorek, 15 września 2009

PIERWSZE PRAWO MAGII

TYTUŁ: Pierwsze prawo magii
AUTOR: Terry Goodkind
PIERWSZE WYDANIE: 1994

WYDAWNICTWO: Rebis
ROK: 1999
STRON: 696
SERIA: Miecz prawdy (I tom)

OCENA: 3/5

Lektura z czasów młodości, którą postanowiłam sobie przypomnieć pod wpływem serialu "Miecz prawdy" emitowanego w piątkowe wieczory w tvp1 (do tej pory pokazano 2 odcinki). Od razu może powiem, że z punktu widzenia osoby znającej powieść jej ekranizacja wypada średnio. O ile aktorzy są nieźle dobrani (podoba mi się zwłaszcza Zedd), to scenariusz jest kiepski, wszystko niesamowicie upraszcza, choć fabuła i tak nie jest przecież skomplikowana.

poniedziałek, 20 lipca 2009

PIEŚŃ LODU I OGNIA

TYTUŁ SERII: Pieśń lodu i ognia
AUTOR: George R. R. Martin
PIERWSZE WYDANIE: 1996 (Gra o tron)

WYDAWNICTWO: Zysk i S-ka
ROK WYDANIA: od 1998
STRON (w sumie i jak dotąd): 3906

OCENA: 5/5

Jeden z najlepszych i najbardziej zapadających w pamięć cykli fantasy, jakie czytałam; taki, dla którego zarywa się noce, żeby tylko dowiedzieć się, co się wydarzyło w kolejnych rozdziałach. Wątków jest wiele, podobnie jak pierwszo- i drugoplanowych bohaterów. Postacie nie są czarno-białe jak to zwykle bywa w bajkach dla dzieci albo np. we "Władcy pierścieni" Tolkiena, bo też nie są to raczej książki dla dzieci, raczej dla dorosłych i młodzieży - zachowanie i język bohaterów bywają niekiedy nieco... ordynarne. Ktoś, komu literatura fantasy kojarzyła się dotąd tylko z Harrym Potterem albo Tolkienem właśnie, zanim sięgnie po Pieśń lodu i ognia, powinien przeczytać najpierw Wiedźmina Sapkowskiego - wtedy przejście nie będzie tak gwałtowne.

Do tej pory George R. R. Martin napisał 4 tomy:
1. Gra o tron,
2. Starcie królów,
3 . Nawałnica mieczy (składająca się z dwóch części - Stal i śnieg oraz Krew i złoto) i
4. Uczta dla wron (również dwie części - Cienie śmierci oraz Sieć spisków),

w sumie 6 książek. Kolejne 3 tomy są podobno w przygotowaniu - jak tylko się ukażą popędzę do księgarni. Obym nie musiała długo czekać.
Narracja prowadzona jest z punktu widzenia głównych bohaterów - do każdej z tych postaci "należy" po kilka/kilkanaście rozdziałów. Najbardziej przypadli mi do gustu Tyrion Lannister – syn lorda Tywina Lannistera, karzeł, inteligentny, wykształcony i sprytny, naiwnie wierzący, że prostytutki, którym płaci go kochają oraz Jon Snow – nieślubny syn lorda Winterfell, Neda Starka. Najmniej polubiłam Catelyn Stark, żonę Neda – gdyby nie jej ambicja nikomu nic by się nie stało, a w każdym razie nie tak prędko.

Akcja Pieśni rozgrywa się przede wszystkim w Westeros, gdzie pory roku (lato i zima) trwają po kilka lat, a na północy wysoki mur zbudowany przed tysiącami lat z lodu oddziela Siedem Królestw od Dzikich, Innych i upiorów. Ich władcą (tzn. Królestw) był Robert Baratheon. Nie odziedziczył tronu, tylko go sobie wywalczył pokonując (przy pomocy Neda Starka i Jona Arryna) panujący ród Targaryen'ów, władców smoków. Doradzono mu mariaż z Cersei, z bogatego i wpływowego rodu Lannisterów. Wyszedł na tym średnio - ojcem wszystkich dzieci królowej był jej brat bliźniak - Jamie. Jon Arryn został jego namiestnikiem i dobrze sprawdzał się w tej roli, aż do śmierci w nieco tajemniczych okolicznościach.

niedziela, 5 lipca 2009

MGŁY AVALONU


TYTUŁ: Mgły Avalonu
AUTORKA: Marion Zimmer Bradley

PIERWSZE WYDANIE: 1979

WYDAWNICTWO: Zysk i S-ka

ROK WYDANIA: 1997

STRON: 1038


OCENA: 5/5

"Albowiem, tak jak mówię, zmienił się sam świat. Był taki czas, kiedy wędrowiec, jeśli miał ochotę i znał choćby kilka tajemnic, mógł wypłynąć łodzią na Morze Lata i dotrzeć nie do Glastonbury pełnego mnichów, lecz do Świętej Wyspy Avalon, gdyż w tamtych czasach wrota łączące światy unosiły się we mgle i otwierały się wedle woli i myśli wędrowca."

Każdy z nas w jakiś sposób zetknął się z legendą króla Artura i jego Rycerzy Okrągłego Stołu, choć interpretacji tego tematu jest multum - od naukowych opracowań po film Monty Pythona. Jedną z bardziej interesujących jest niewątpliwie ta książka.