Tytuł: Wczoraj - dziś - jutro (wybór felietonów)
Pierwsze wydanie (tego zbioru felietonów): 1973
Autor: Bolesław Prus
Wybór, przedmowa, przypisy: Zygmunt Szweykowski
Wydawnictwo: PIW
Stron: 390
Być może Bolesław Prus rzeczywiście wielkim pisarzem był, ale z tego zbioru felietonów bynajmniej to nie wynika. W każdym razie jego styl wydał mi się nieco zbyt ciężkostrawny nie tylko w odniesieniu do współczesnej publicystyki, ale choćby w porównaniu z o jedno pokolenie młodszym Boyem-Żeleńskim. Za grzecznie, zbyt oględnie, z poczuciem humoru, jakie spotkać można było sto lat temu na imieninach wiekowej cioci. Tak właśnie pisał swoje felietony Prus, bo też takie były widocznie gusta i potrzeby ówczesnych czytelników prasy. Poza tym (znowu - w przeciwieństwie do Boya) nieco zbyt bałwochwalczo, jak na mój gust, traktował uznane autorytety: niemal klękał przed Sienkiewiczem i Mickiewiczem (przytoczenie w jednym felietonie ponad dwudziestu aforyzmów naszego wieszcza lub przez niego przetłumaczonych to jednak pewna przesada). Nie mam natomiast do niego pretensji za niektóre rozwlekłe odrobinę opisy - dziś nie musiałby porównywać "formy fabryki" w Zawierciu do grzebienia z wyłamanymi zębami, zamiast tego w artykule znalazłaby się fotografia.
Pierwsze wydanie (tego zbioru felietonów): 1973
Autor: Bolesław Prus
Wybór, przedmowa, przypisy: Zygmunt Szweykowski
Wydawnictwo: PIW
Stron: 390
Być może Bolesław Prus rzeczywiście wielkim pisarzem był, ale z tego zbioru felietonów bynajmniej to nie wynika. W każdym razie jego styl wydał mi się nieco zbyt ciężkostrawny nie tylko w odniesieniu do współczesnej publicystyki, ale choćby w porównaniu z o jedno pokolenie młodszym Boyem-Żeleńskim. Za grzecznie, zbyt oględnie, z poczuciem humoru, jakie spotkać można było sto lat temu na imieninach wiekowej cioci. Tak właśnie pisał swoje felietony Prus, bo też takie były widocznie gusta i potrzeby ówczesnych czytelników prasy. Poza tym (znowu - w przeciwieństwie do Boya) nieco zbyt bałwochwalczo, jak na mój gust, traktował uznane autorytety: niemal klękał przed Sienkiewiczem i Mickiewiczem (przytoczenie w jednym felietonie ponad dwudziestu aforyzmów naszego wieszcza lub przez niego przetłumaczonych to jednak pewna przesada). Nie mam natomiast do niego pretensji za niektóre rozwlekłe odrobinę opisy - dziś nie musiałby porównywać "formy fabryki" w Zawierciu do grzebienia z wyłamanymi zębami, zamiast tego w artykule znalazłaby się fotografia.
Zbiór zawiera trzydzieści sześć felietonów, z których najwcześniejszy pochodzi z 1877 roku, a najpóźniejszy z 1912. Niektóre dotyczą spraw, którymi dziś trudno się doprawdy zainteresować - jakieś artykuły prasowe, dawno przebrzmiałe polemiki, sztuki teatralne, o których nikt już dziś nie pamięta... Dzięki obszernym przypisom można się mniej więcej zorientować co do sedna problemu, ale trzeba dużo samozaparcia, żeby wniknąć w szczegóły.
Przebrnęłam przez tę książkę bez większej czytelniczej satysfakcji, ale kilka tekstów zasłużyło jednak - z różnych względów - na wspomnienie o nich.
Zainteresowała mnie dosyć, przyznaję, relacja z podróży do Wieliczki [Kartki z podróży (Wieliczka), "Kurier Warszawski" 1878]. Może dlatego, że kilka razy już się tam wybierałam, ale coś jednak zawsze stawało na przeszkodzie (zwykle wrodzona inercja). W każdym razie przypuszczam, że dziś zwiedzanie jest bardziej egalitarne niż w czasach Prusa:
Trzeba wiedzieć, że klasy istnieją nie tylko w społeczeństwie, urzędach i gimnazjach, ale nawet w zwiedzaniu kopalni. Kto chce ją oglądać pierwszą klasą przy iluminacji i dźwiękach muzyki, ten płaci 65 reńskich - za kilka zaś reńskich dostanie tylko jednego przewodnika z jednym kagankiem. Łatwo pojąć, że im więcej zbierze się osób, tym snadniej złożyć się mogą na pierwszą klasę. Łatwo też odgadnąć, że truchlałem na myśli, co ze mną będzie, jeżeli stanę do apelu sam jeden?
Trzeba by się może spoufalić z drugą klasą... Udało się Prusowi tego nieszczęścia uniknąć, bo amatorów zwiedzania kopalni z towarzyszeniem kolorowych ogni i dźwięków orkiestry było więcej. Po włożeniu w Szybie Daniłowicza "czapeczki austriackiej" (?) i płóciennego szlafroczka panowie i damy podążyli za przewodnikami w głąb ziemi.
Szyb Daniłowicza w Wieliczce |
Prus podejmował i poważniejsze tematy. Ujmował się za ludnością wiejską i robotnikami, postulował wprowadzenie zmian, które stopniowo poprawiałyby sytuację "klas pracujących". Były to propozycje bardzo konkretne, bo różnie się temu autorowi w życiu wiodło - przez pewien czas sam pracował jako robotnik w fabryce, wiedział więc dobrze, o czym pisze.
W większej części kronik wspominam o kwestiach dotyczących robotników. Od siedmiu lat nie ma prawie tygodnia, ażebym nie zrobił wzmianki o potrzebie szkół fachowych, kas oszczędności, kas emerytalnych, lombardów, tanich mieszkań, fabrycznych sklepów, słowem - o tysiącach rzeczy mających na celu zmniejszenie biedy i podniesienie dobrobytu ważnej i uczciwej klasy robotniczej. [W imieniu klas pracujących, "Kurier Warszawski" 1881]
Gdybym się urodziła sto lat wcześniej, też pewnie byłabym socjalistką - oczywiście, o ile po wieczornym oprzątaniu starczyłoby mi na to czasu i sił:).
Ciekawy był też felieton pt. Szynk i społeczne zepsucie (również "Kurier Warszawski" 1881), w którym Prus protestuje przeciwko planom odebrania szynków Żydom. Jego zdaniem kolejne zakazy i nowe ustawy nie poprawią sytuacji robotników i chłopów, którzy w takich przybytkach tracą pieniądze i zdrowie. Postulował stworzenie w miastach kramów, w których ludzie niemajętni mogliby kupić tanio herbatę; domagał się również lepszej edukacji ludności wiejskiej, zwłaszcza nauki rzemiosła, które zapewniłoby chłopom zajęcie (zimą) i dodatkowy zarobek.
Dajcie ludowi możność pić piwo i herbatę, a sam przestanie pić wódkę.No jasne.
Prus był naiwnym racjonalistą. Uważał, że większość problemów (społecznych) można rozwiązać na długiej niekiedy i wyboistej, ale prostej drodze reform: diagnoza, wybór środków zaradczych, wprowadzenie ich w życie. W chwilach słabości dostrzegał jednak drobną przeszkodę: naturę Polaków.
Nurtuje nas jakaś niemoc; ale nie tylko młodzież jest nią dotknięta. Niemoc tę czuje się wśród wszystkich klas, we wszystkich dziedzinach życia narodowego. Nędza obok zbytku, bandytyzm obok wyzysku, handel polskimi kobietami i bezładna emigracja pracowników, napływ nowożytnych hunnów, zwanych "litwakami", i wyślizgiwanie się majątku nieruchomego z rąk polskich, powszechna ciemnota i chorobliwa literatura, podkopywanie uczuć religijnych i lekceważenie nauk ścisłych, mała pracowitość w ogóle i prawie cisza o polskich odkryciach czy wynalazkach, oto obraz naszego bytu, malowany może zbyt jaskrawo, lecz nie bardzo odbiegający od rzeczywistych stosunków. [Od upadku do odrodzenia, "Tygodnik Ilustrowany" 1912]
Remedium na ten przykry stan miałyby być według niego "praca organiczna" (a co za tym idzie - cywilizacyjny, kulturalny rozwój całego narodu), a przede wszystkim zjednoczenie Polaków wokół jednej wspólnej idei i celu - urzeczywistnienie cząstki Królestwa Bożego na Ziemi. Prus rozwija tę myśl w swoim felietonie, mnie się nie chce.
Warto też przejrzeć tekst o zaćmieniu Słońca w 1887 roku. Zjawisko to wywarło na Prusie duże wrażenie, co niewątpliwie znalazło odbicie w pamiętnej scenie z "Faraona". Wybrał się wtedy pociągiem do Mławy, zresztą wraz z "całą Warszawą", bo pas całkowitego zaćmienia przebiegał wtedy przez Wielkopolskę, Kujawy, Mazury i Wileńszczyznę
(źródło). Ci, którzy nigdzie wybrać się nie mogli, kupowali przynajmniej "okopcone szkiełka".
Prus, jak to on, nie poprzestał na opisie podróży i samego zjawiska. Najpierw wyjaśnił czytelnikom na kilku obrazowych przykładach naturę zaćmienia, potem napomknął o wycieczce w Tatry, o współpasażerach w pociągu, przytoczył kilka dygresji geograficznych i metafizycznych, dodał do tego kilka obrazków rodzajowych.
Nie przypominam sobie, co dokładnie myślałam stercząc na balkonie w 1999 roku ze specjalnie na tę okazję nabytą szybką spawalniczą, nic mądrego zapewne, natomiast Prus odczuł zaćmienie bardzo głęboko:
Siłą rzeczy zainteresowały mnie też felietony pośrednio związane z Krakowem: Wystawa projektów na pomnik Mickiewicza ["Kurier Warszawski" 1885] i tytułowy Wczoraj - dziś - jutro ["Tygodnik Ilustrowany" 1910]. Oba teksty, zwłaszcza ten pierwszy, są raczej nudnawe, ale przynajmniej dowiedziałam się, że fundatorem Pomnika Grunwaldzkiego na Placu Matejki był Paderewski.
Kadr z filmu "Faraon" (źródło) |
Nie przypominam sobie, co dokładnie myślałam stercząc na balkonie w 1999 roku ze specjalnie na tę okazję nabytą szybką spawalniczą, nic mądrego zapewne, natomiast Prus odczuł zaćmienie bardzo głęboko:
Chodzę, siadam, przypatruję się niebu i ludziom na tamtym wzgórzu, lecz nie mogę sobie znaleźć miejsca ani rozrywki. Nie jest to strach; jest raczej świadomość jakiegoś rozbratu między myślą i uczuciami. Skąd ten niepokój? Czy z zaćmienia?... Ależ takie zaćmienie można widzieć przed każdą burzą, która w tej chwili nie grozi. Czy niebezpieczeństwo?... Niebezpieczeństwa nie ma, to chyba zrozumie każde dziecko.
Więc co mnie dręczy? Oto, w świecie czuję brak odpowiednich współistnień, dysharmonię, a w umyśle - brak odpowiednich definicji. Jest niby ciemno, a jednak wszystko widać; jest mrok burzowy, lecz obłoki nie mają burzowego wyglądu. Oczy moje coś widzą, ale ja nie umiem tego określić. Brak mi nawet porównań. Tylko wielki żal, który rozpiera mi serce, może znaleźć porównanie. Gdyby konający widział własną twarz, doznałby zapewne tego smutku, jaki się ma patrząc na stopniowe zamieranie światła.
A jednocześnie czujesz inny żal: że ten widok skończy się tak prędko! [Wędrówka po ziemi i niebie, "Kurier Codzienny" 1887]
Siłą rzeczy zainteresowały mnie też felietony pośrednio związane z Krakowem: Wystawa projektów na pomnik Mickiewicza ["Kurier Warszawski" 1885] i tytułowy Wczoraj - dziś - jutro ["Tygodnik Ilustrowany" 1910]. Oba teksty, zwłaszcza ten pierwszy, są raczej nudnawe, ale przynajmniej dowiedziałam się, że fundatorem Pomnika Grunwaldzkiego na Placu Matejki był Paderewski.
Prus miał na pewne sprawy dość postępowe jak na tamte czasy poglądy, ale z pewnością nie dotyczyło to miejsca kobiety w społeczeństwie. W dodatku był, zdaje się, rasistą. Potrafił wczuć się w rolę chłopa i robotnika, trudno mi więc zrozumieć, dlaczego nie dostrzegał problemów pań i innych dyskryminowanych grup.
Naród przecie nie jest histeryczną babą, która wobec nieszczęścia dostaje nerwowego ataku, naród powinien być siłą męską, która gdy nie może obronić się, przynajmniej zaciska zęby i milczy. W żadnym zaś wypadku nie robi widowisk, które zarówno nieprzyjaciół, jak i obojętnych widzów wprowadzałyby w dobry humor.
Klęska materialna czy moralna może spaść na każdy naród i prędzej lub później, na takiej czy owakiej drodze może być powetowana. Ale ataków histerii społecznej nie powetuje nic, bo one nie tylko marnują siły narodowe, nie tylko zaszczepiają nałogi niebezpieczne, ale - co najokropniejsza - świadczą jakby o rasowej niższości społeczeństwa.
Anglika cechuje nie erudycja albo lotność umysłowa, ale raczej daleko sięgająca przezorność i wytrwała, niczym nie pokonana energia; gdy tymczasem rasy niższe na przykład Murzyni, odznaczają się nadmierną wrażliwością, brakiem przezorności tudzież brakiem energii, która ciągle odnawiałaby się i nieustannie dążyła do raz zamierzonego celu. [Chochoł nowej guberni, "Tygodnik Ilustrowany" 1912]
Podsumowując - lektura dla wytrwałych:).