Wydawnictwo: Black Publishing
Liczba stron: 312
Pierwsze wydanie: 2015
Odkąd zaczęłam interesować się tekstami grozy, sporo czasu poświęciłam również na wyszukiwanie informacji o nadprzyrodzonych zjawiskach, które rzekomo naprawdę miały miejsce. Wprawdzie dopuszczam do siebie myśl, iż nie wszystko na tym świecie da się logicznie wytłumaczyć, jednak większość popularnych opowieści o nawiedzonych przedmiotach, spotkaniach ze zjawami i innych znakach świadczących o ingerencji nadprzyrodzonych bytów można włożyć między bajki. Do takiej właśnie kategorii zaliczam wszelkie artykuły i relacje poświęcone dziełom sztuki, uważanym przez wielu za przeklęte, opętane przez nieczystą siłę lub co najmniej niepokojące. Jednym z takim przedmiotów jest portret dziecka zatytułowany Płaczący chłopiec. Podobno właśnie ten obraz odpowiedzialny jest za serię niewyjaśnionych pożarów wybuchających w miejscach, w których pojawia się oryginalne dzieło lub jego reprodukcja. Grozy dodawać ma fakt, iż według relacji świadków za każdym razem ogień jest tak silny, że trawi wszystko, co znajdzie na swojej drodze, z wyjątkiem… Płaczącego chłopca. Jak już wspomniałam, nie wierzę w tę historię, ale nie przeszkodziło mi to zainteresować się powieścią poświęconą wątkowi nawiedzonego obrazu, doprowadzającego jego właścicieli do śmierci w płomieniach.
W dzieciństwie Carl był świadkiem wybuchu ogromnego pożaru w swoim rodzinnym domu. Chłopiec cudem ocalał, ale niestety został sierotą, ponieważ jego rodziców nie udało się uratować. Od tej strasznej tragedii minęło już wiele lat, ale bohater nigdy nie otrząsnął się z bólu, poczucia winy, a także strachu przed żywiołem. Wyparł wspomnienia ze świadomości i gdy już wydawało się, że dzięki temu odzyskał spokój ducha, wydarzyła się kolejna tragedia spowodowana nieokiełznaną siłą ognia. Jednak tym razem Carl wpadł na pewien trop, zgodnie z którym winą za jego fatum należy obarczyć tajemniczy obraz autorstwa nieznanego artysty. Bohater postanawia zniszczyć Płaczącego chłopca, by położyć kres niewyjaśnionym pożarom, jednak wówczas wtrąca się jego przyjaciółka Danielle, przekonując, że wyjaśni zagadkę przedmiotu i udowodni, iż nie ma on żadnych diabelskich mocy. Carl niechętnie przystaje na tę propozycję i Danielle zaczyna badać sprawę portretu. Im więcej informacji uzyskuje, tym mniej pewna jest swojego pierwotnego założenia, zwłaszcza że odczuwa dziwną więź z przedstawionym na obrazie dzieckiem.
Powieść Agnieszki Bednarskiej nie jest rasowym horrorem, mimo że opis fabuły może na to wskazywać. Autorka zbudowała intrygę wokół obrazu uznawanego za przeklęty i w kilku miejscach udało jej się stworzyć mroczną, napiętą atmosferę pełną domysłów, przywidzeń i trudnych do wyjaśnienia przeczuć. Niemniej Płaczącemu chłopcu bliżej do dramatu rodzinnego niż utworu grozy, dlatego że pisarka największy nacisk położyła na pokazanie okoliczności powstania dzieła oraz prześledzenie losów dziecka uwiecznionego na płótnie ręką nieznanego artysty. Nietrudno odgadnąć, że wymyślona przez Bednarską historia kilkulatka, należy do tych tragicznych i przejmujących, których poznanie pozwala jedynie na ubolewanie nad ludzkimi ułomnościami i słabościami. Próżno więc szukać w tej książce dosadnych przykładów pokazujących działanie jakichkolwiek nadprzyrodzonych mocy, ponieważ cała groza została ograniczona do zaledwie kilku fragmentów. Muszę przyznać, że autorka ma potencjał w pisaniu horrorów, ponieważ całkiem sugestywnie oddała atmosferę panującą w opuszczonym sierocińcu, a także przekazała emocje towarzyszące osobom mającym kontakt z feralnym obrazem. Szkoda tylko, że tych nastrojowych, niesamowitych scen jest w powieści tak mało.
W trakcie czytania towarzyszyło mi uczucie niedosytu wrażeń i braku jakichś mocniejszych akcentów. Doceniam pomysł na fabułę, jednakże zabrakło mi w tym utworze porządnego straszaka wywołującego ciarki na plecach odbiorcy. Chciałam uwierzyć, iż portret dziecka ma moc wzniecania pożarów, by wyobrazić sobie jak czują się bohaterowie przebywający w towarzystwie upiornego obrazu. Miałam nadzieję, że chociaż na chwilę zapomnę o racjonalnym podejściu i po prostu pozwolę porwać się opowieści. Niestety nic takiego się nie stało, ponieważ pisarka pewne kwestie zbyt mocno uprościła i wygładziła. Nie do końca rozumiem skąd taki problem, bo z jej stylu pisania przebija ta obiecująca iskra, dzięki której słowo pisane ma moc rozbudzania wyobraźni oraz przenoszenia czytelnika w zupełnie inny świat. Czasami Agnieszka Bednarska nie szczędzi dosadnych środków wyrazu, ale za chwilę odbiega od tematu lub jedynie sygnalizuje intrygujące motywy i później już do nich nie wraca, co niestety utrudnia czerpanie przyjemności z lektury.
Podobał mi się sposób w jaki autorka stopniowo odkrywa historię chłopca z obrazu. Te fragmenty przepełnione są bólem, tęsknotą i samotnością, przez co niemal natychmiast zaczęłam współczuć dziecku, które doświadczyło tylu cierpień. Jednakże takie podejście ma też swój minus, ponieważ nasuwa bardzo jednoznaczną interpretację opowieści. Żałuję, że nie pojawił się jakiś dodatkowy wątek burzący tak łatwe wytłumaczenie i wprowadzający do intrygi element niepewności oraz nieprzewidywalności. Zamiast tego, autorka dość nachalnie podsuwa swoją wizję, nie zostawiając czytelnikowi miejsca na snucie domysłów lub poszukiwanie własnego wyjaśnienia. Oczywiście niektórym odbiorcom takie rozwiązanie nie musi przeszkadzać, ale ja wolę, gdy w książkach opowiadających o nadprzyrodzonych wydarzeniach pojawia się chociaż cień niepewności czy bohaterowie mają do czynienia z jakąś siłą nie z tego świata, czy może jednak zbyt szybko przestają słuchać sceptycznego głosu rozsądku. W dziele Agnieszki Bednarskiej nie ma miejsca na wątpliwości i dość szybko można zorientować się w jakim kierunku podąży akcja.
Z bohaterami Płaczącego chłopca miałam taki sam problem jak z całą powieścią. Znów wyraźnie widać, że pisarka wpadła na ciekawy pomysł, ale ostatecznie nie wykorzystała go, ponieważ nie pogłębiła psychologii protagonistów. Początkowo wydaje się, że najważniejszą postacią będzie Carl, potem zaczyna dominować Danielle, a jeszcze później pojawiają się inne osoby, które w pewnym momencie skupiają na sobie uwagę czytelnika. W efekcie, żaden z kilkorga bohaterów nie zostaje odpowiednio rozwinięty, mimo że prawie każdy ma potencjał na przeobrażenie się w intrygującą postać. Danielle zmaga się z konsekwencjami pewnej decyzji z przeszłości. Na pozór jest wesołą, energiczną kobietą, ale w jej duszy coraz częściej gości smutek zagłuszany mieszankami alkoholu i antydepresantów. Carl wciąż nie przepracował traumy z dzieciństwa, więc jego spokój to tylko fasada. Jest jeszcze pomagający Danielle dziennikarz, który wydaje się chodzącym ideałem. Przystojny, wysportowany, zadbany, dobrze wychowany, ale dość szybko okazuje się, że i on ma ciemną stronę swojej osobowości. Niestety wszystkie wyróżniające protagonistów cechy, nikną w toku opowieści skupiającej się na dziecku z obrazu. Ogromnie żałuję, że autorka nie pogłębiła ich charakterystyk, bo przez to Płaczący chłopiec to jednowymiarowa historia, o której zapomina się w kilka dni po skończonej lekturze.
Ocena: 3.5 / 6
Książka przeczytana w ramach wyzwań: Z półki, Polacy nie gęsi (powieść, której akcja rozgrywa się poza granicami Polski).