Wydawnictwo: Videograf
Liczba stron: 256
Helena trafiła do
więzienia, ponieważ zabiła człowieka. Jednak kobieta nie pamięta ani tego
zdarzenia, ani żadnego innego, bo regulamin placówki nakazuje poddawać
zbrodniarki procedurze wymazania wszelkich wspomnień, żeby mogły wyzwolić się z
grzechów przeszłości i zacząć wszystko od początku. Bohaterka nie ma pojęcia,
kim jest, ile ma lat, jakie życie prowadziła wcześniej. Wie jedynie, że
dopuściła się morderstwa i teraz musi ponieść karę za ten czyn. Życie w
zakładzie nie należy do łatwych, ale za więziennymi murami też nie jest wcale
lepiej. Liczne i rozległe powodzie systematycznie pozbawiają kolejne kontynenty
ogromnych połaci ziemi. Woda wdziera się brutalnie na ląd, cywilizacja chyli
się ku upadkowi, a wielkie miasta w niczym nie przypominają już zamożnych
metropolii. Mimo tego Helena stopniowo buduje swoją tożsamość od nowa. Po
pewnym czasie czuje się na swój sposób szczęśliwa i pogodzona z losem. Ale wtedy
przychodzi cios, który odbiera bohaterce wszelką chęć do życia.
Sięgnęłam po powieść
Iwony Michałowskiej głównie z powodu napisu na okładce, który teoretycznie nie
pozostawia wątpliwości, co do gatunku tej historii. Pod tytułem widnieje bowiem
hasło „powieść apokaliptyczna”. Skuszona obietnicą historii o upadku naszego
świata i narodzinach nowego porządku, rozpoczęłam lekturę. Na początku byłam
bardzo zadowolona i w krótkim czasie pochłonęłam kilkadziesiąt pierwszych
stron. Niestety później z niepokojem zaczęłam zauważać, że Arkadia raczej nie jest powieścią apokaliptyczną jakiej się
spodziewałam. Zamiast rozbudowanych opisów nowej rzeczywistości, struktur
społecznych i wszelkich detali, które pomogłyby mi wyobrazić sobie ten inny
świat, autorka umieściła bohaterki w zamkniętej przestrzeni i skupiła się na
przedstawieniu łączących ich relacji. Kiedy zorientowałam się w jakim kierunku
podąża historia, poczułam się trochę oszukana i zawiedziona, bo przecież nie
tego oczekiwałam. Postanowiłam jednak dać tej książce szansę i czerpać
przyjemność z poznawania postaci oraz zagłębiania się w ich uczucia. Udało się.
Śledząc losy Heleny i innych więźniarek, zapomniałam o swoich wcześniejszych wymaganiach,
pozwalając porwać się historii. Skłamałabym twierdząc, że wszystko mi się w
niej podobało, ale elementów na plus jest wystarczająco dużo, żeby Arkadię polecić amatorom wzruszających
opowieści o potrzebie miłości, akceptacji i zrozumienia.
Pozytywny
lub negatywny odbiór tej książki w dużej mierze zależy od nastawienia
czytelnika. Jeśli chcielibyście poznać oryginalną i dopracowaną wizję znanej
nam cywilizacji, która stopniowo zanika to możecie się rozczarować, ponieważ
Iwona Michałowska nie rozwinęła wielu istotnych motywów. Niewiele wiadomo o
życiu na walczącej o każdy kawałek suchego lądu, przeludnionej Ziemi. Pisarka
nie zdradziła odbiorcy od jak dawna trwa taka sytuacja, co ją spowodowało i czy
ludzie podejmują jakiekolwiek działania, by wszystko wróciło do normalności.
Podobnie jest z koncepcją resocjalizacji przestępców poprzez wymazywanie ich
wspomnień lub całkowite kasowanie tożsamości. Helena, a także wszystkie inne
więźniarki przeszły przez tak zwaną ciemnię, czyli miejsce, w którym pamięć
zostaje usunięta, ale próżno szukać w powieści opisu działania tej metody. Tak
po prostu jest i już. Podejrzewam, że autorka Arkadii po prostu nie chciała rozwijać powieści w tym kierunku,
dlatego nie poświęciła zbyt wiele uwagi na opis realiów życia w wykreowanej
przez siebie rzeczywistości. Zamiast tego opowiedziała historię o dokonywaniu
wyborów moralnych, poczuciu solidarności, walce o godne warunki i wreszcie o
poszukiwaniu miłości, nawet w okolicznościach wyjątkowo niesprzyjających
uczuciom. Przed sięgnięciem po książkę warto więc wiedzieć, że jest to powieść,
w której największy nacisk położono na psychikę bohaterów i ich sposób radzenia
sobie w sytuacjach granicznych, takich jak pobyt w więzieniu, odseparowanie od
ukochanej osoby, choroba najbliższych czy utrata wiedzy o własnej przeszłości.
Muszę przyznać, że
autorka Arkadii wykreowała świetne
bohaterki i nie na darmo używam rodzaju żeńskiego, bo to kobiety są w tej
książce najważniejsze. Helena, inne dziewczyny z więzienia, dyrektorka zakładu,
strażniczki i wychowawczynie stanowią niezwykle barwną galerię postaci. Kobiety
niesamowicie różnią się między sobą. Każda z nich ma odmienny sposób na
przetrwanie w trudnych czasach i inaczej radzi sobie z problemami. Wydawałoby
się, że Helena jest złym człowiekiem, bo przecież dopuściła się zbrodni, ale
jej zaangażowanie w poprawę warunków w więzieniu oraz troska o słabsze
dziewczyny, przeczą temu wyobrażeniu. Również pozostałe przestępczynie często
wykazują się znacznie większą empatią niż wychowawczynie, których zadaniem
powinno być pomaganie skazanym w powrocie do życia w społeczeństwie. Iwona
Michałowska opisała jak wygląda rzeczywistość, gdy trzeba dostosować się do
narzuconych odgórnie nakazów i zakazów oraz nieustannie przebywać w otoczeniu
wielu, niekoniecznie lubianych osób. Nietrudno o konflikty i zatargi, gdy górę
biorą negatywne emocje. Wyizolowana grupa sprzyja też tworzeniu się hierarchii,
w której zawsze ktoś musi stać najniżej i stanowić cel ataków osób potrafiących
rozładowywać napięcie jedynie przez agresję i znęcanie się zarówno psychiczne
jak i fizyczne nad słabszymi.
Rozpoczynając lekturę Arkadii nie spodziewałam się takiej
dawki wzruszeń i refleksji. Pisarka poświęciła swoją książkę na analizę
przeróżnych relacji jakie tworzą się między ludźmi. Pokazała jak w siłę rośnie
nienawiść, jak zwycięża obojętność, ale przypomniała także, że istnieje jeszcze
miłość, która daje siłę, nadzieję i pozwala przetrwać ciężkie chwile. Nawet,
jeśli uczucie nie ma przyszłości i z góry wiadomo, że ktoś lub coś wkrótce
zakochanych rozdzieli. Ogromną zaletą historii wykreowanej przez Iwonę
Michałowską jest całkowity brak banałów, patosu oraz ckliwości. W tym przypadku
opowieść o uczuciach została stonowana lekko szorstkim, potocznym językiem i
dialogami, wśród których niewiele jest miłosnych wyznań czy zapewnień o
ogromnej tęsknocie. Bohaterki przeżywają silne, skrajne emocje. W jednej chwili
cieszą się bliskością ukochanej kobiety, a już za moment muszą pogodzić się z
jej odejściem. Smutek, żałoba, rozgoryczenie, poczucie beznadziei mieszają się
z przebłyskami radości, szczęścia oraz wiary w to, że można normalnie żyć,
nawet jeśli domem stało się więzienie. Nie takiej historii spodziewałam się po Arkadii, ale absolutnie nie żałuję czasu
poświęconego na jej przeczytanie.
Ocena: 4,5 / 6
Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater.
Przypominam o trwającym konkursie!