Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Iwaszkiewicz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Iwaszkiewicz. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 29 marca 2010

Hrabina Wielopolska

Zachęcony nie-aż-tak-dawnymi wpisami czytającego stare gazety AndSola, zabrałem się i ja za lekturę. Nowy Głos (Żydowski Dziennik Poranny) z 18 maja 1938. Redakcja, rzecz jasna, mieściła się na Nalewkach.

Maski gazowe dla mieszkańców Pragi”, „Endeccy studenci w Wilnie domagają się wprowadzenia numerus nullus”, „Po zjeździe wodzów - Upadek Austrii ocali Czechosłowację”- to przegląd nagłówków wiadomości numeru. Sama słodycz, jak zwykle, na stronach dalszych, i tak:

14 dni aresztu za handel w niedzielę
W dniu wczorajszym patrol policji, w czasie obchodu północnej dzielnicy miasta stwierdził, że w sklepie konfekcji Froima Szulewicza i Keila, przy Placu Wolności 7, odbywa się handel w niedzielę. Funkcjonariusze policji wezwali właścicieli sklepu do otwarcia drzwi, ci jednak się zabarykadowali i nie chcieli wpuścić policji. Po dwugodzinnym oblężeniu, policja
wkroczyła do wnętrza sklepu, gdzie zastała kilku kupujących. Obydwu właścicielom sklepu sporządzono protokół i w dniu wczorajszym stanęli oni przed referatem karnym starostwa
grodzkiego, który skazał ich na 14 dni bezwzględnego aresztu.

List do Redakcji
Szanowny Panie Redaktorze!
W związku z żydożerczym artykułem pióra wychrzczonego Żyda Dr. Lucjana Weingotta, ogłoszonym w „Głosie Siedleckim", uprzejmie proszę o poinformowanie opinii publicznej w poczytnym piśmie Pańskim, iż z osobą wyżej wymienionego nazwiska nie mam nic wspólnego.
Łączę wyrazy Szacunku,
Dr. med. Antoni Wajngot (Warszawa)

Zmiana nazw ulic
Rada Miejska w Międzyrzecu uchwaliła wniosek zgłoszony przez Klub Radnych Polskich w sprawię zmian nazw szeregu ulic, w tej liczbie ulic im. I. L.Pereca, Szaloma Asza i Adlera (Adler jest zmarłym zasłużonym kierownikiem żydowskiej straży ogniowej w Międzyrzecu). Pomimo protestu radnych żydowskich, którzy opuścili posiedzenie, wniosek o zmianie nazw wymienionych ulic został przyjęty.

Z 4 piętra
Wczoraj wieczorem wyskoczył z okna 4 piętra domu przy ul. Przejazd 5 jakiś elegancki pan, który poniósł śmierć na miejscu. Towarzystwo pogrzebowe „Ostatnia Posługa" po stwierdzeniu narodowości zmarłego poszukuje obecnie jego rodziny.

Wyobraźni czytelnika pozostawiam, w jaki sposób stwierdzono narodowość, ale już nie tożsamość nieboszczyka (mimo, że był zakonspirowany - elegancki). Inny jeszcze drobiazg:

Czy Hitler ułaskawi hr. Wielopolską?
Skazana wyrokiem nadzwyczajnego Trybunału Ludowego hr. Wielopolska wniosła w ubiegły piątek podanie o łaskę do kanclerza Hitlera. W myśl bowiem nowej procedury niemieckiej kanclerz ma prawo łaski bez względu na wszelkie obowiązujące ustawą terminy. W prośbie swej hr. Wielopolska powołuje się na swój młody wiek i na to, że posiada maleńką córeczkę, która na zawsze ma być pozbawiona opieki macierzyńskiej.

Kim była skazana i dlaczego sądził ją w 1938 roku nazistowski trybunał? Za jakie przestępstwo skazał na tak surową karę? Byłaż by to kolejna nieznana polska Mata Hari? Pytania sprowokowały małą kwerendę (prowadzoną za pomocą google - zgodnie ze smutną maksymą w myśl której jeśli czegoś nie ma w sieci to to nie istnieje). Podaję informację w kolejności docierania do nich, nie chronologicznie - może będzie lepszy efekt dramaturgiczny. Wpierw notka encyklopedyczna:
Wielopolska Maria Jehanne, z Colonna-Walewskich, 2° voto Strzemię-Janowska (1882-1940), pisarka, publicystka. Związana z ruchem niepodległościowym. Podczas I wojny światowej pracowała w służbie sanitarnej I Brygady Legionów. Od 1927 w Warszawie, współpracowała głównie z prasą sanacyjną.
Autorka zbiorów opowiadań, np. Pani El (1911), powieści, m.in.: Faunessy (1913), Kryjaki (1913) - z czasów powstania styczniowego. Autorka głośnych polemik i paszkwilów literacko-politycznych, np. Silni, zwarci, gotowi, ale i... czujni. Rzecz o wczorajszych dywersantach (1939), atakowała m.in. W. Broniewskiego, A. Słonimskiego i J. Tuwima za poglądy pacyfistyczne.

Dobrze więc, znaczy najwyraźniej Hitler ułaskawił. Ale czy to na pewno ta Wielopolska? Damom wieku się nie wypomina, chyba że same o nim wspominają. W 1938 hrabina miała 56 lat, nie bardzo pasuje do młodego wieku i maleńkiej córeczki.

Nieoceniony „Goniec Częstochowski” z 26 maja 1938 rzuca więcej światła na sprawę:
Hrabinę Wielopolską wciągnięto w zasadzkę i zadenuncjowano w „Gestapo" z zemsty.
Paryż. — ..Paris Soir" przynosi sensacyjne szczegóły dotyczące skazanej na dożywotnie więzienie przez sąd hitlerowski hrabiny Wielopolskiej z Warszawy. Pismo donosi, że hrabina Wielopolska swego czasu została fałszywie oskarżona, że miała otrzymać od kilku arystokratek niemieckich listy z prośbą o przewiezienie ich do Francji jako ważnych dokumentów. Hr. Wielopolska miała się. zgodzić. Sprawa dotarła do „Gestapo" i hrabina popadła w podejrzenie. Jednocześnie pewien urzędnik dyplomatyczny Rzeszy zabiegał o względy Wielopolskiej. Dostawszy jednak koszą, postanowił się zemścić. Otrzymawszy raport, że hrabina Wielopolska jedzie przez Niemcy do Francja dygnitarz, ten powiadomił „Gestapo" i zażądał, by hrabinę aresztowano. Następnie miał się on zjawić w biurach policji i odegrać w oczach hrabiny rolę opiekuna i wystarać się o jej uwolnienie. „Gestapo" tymczasem wzięło poważnie całą sprawę i Wielopolską po kilkumiesięcznym więzieniu śledczym zasądzono na dożywocie pod zarzutem szpiegostwa. Dygnitarz niemiecki w dniu wydania wyroku popełnił samobójstwo.


Wikipedia nie zna Wielopolskiej. Jedynie na stronie „Ofiary nazizmu w Polsce” podaje krótką informację, że Maria Jehanne Wielopolska (1882-1940), pisarka i publicystka, zginęła w obozie koncentracyjnym. Na innej stronie doprecyzowano, że ów obóz mieścił się na terenie ZSRR.

Znów częstochowska prasa dostarcza nieocenionej pomocy. Goniec Częstochowski z 5 października podaje szczegóły aresztowania i wyjaśnia ponad wszelką wątpliwość, że chodziło o inną Wielopolską:
Gestapo aresztowało hrabinę Wielopolską w przejeździe przez Berlin do Paryża. Przyczyny uwięzienia pięknej arystokratki narazie nie znane.
Londyn. - „Daily Express” przynosi sensacyjną wiadomość z Berlina o aresztowaniu przez niemiecką tajną policję hr. Józefowej Wielopolskiej. Hr. Wielopolską aresztować miano według doniesienia tego dziennika za szpiegostwo. Osadzono ją w więzieniu w Moabicie. Według „Dailly Express” ambasada RP w Berlinie miała zażądać od ministerstwa spraw zagranicznych wyjaśnień w tej sprawie.

Wiadomość o aresztowaniu Oktawii hr. Wielopolskiej, z domu Bogorya-Kurzenieckiej, małżonki popularnego w Warszawie hr. Józefa (zamieszkałego w Warszawie, w al. Szustra nr. 3) wywołała w towarzyskich kołach stolicy wielką sensację, ze względu na popularność hrabiny. Liczy ona około 30 lat, jest córką bogatego ziemianina z Wołynia i wyróżnia się niezwykłą urodą. Wysoka, szczupła szatynka, ubierała się zawsze bardzo elegancko i jaśniała swą urodą w salonach arystokratycznych stolicy. W szerszych kołach znano ją jako „panią z pieskiem” od wystawionego przed paru laty w salonie „Zachęty” jej portretu pędzla świetnego artysty śp. Jana Rudnickiego.

Piękna hrabina wyjechała z Warszawy 19 września o godzinie 19 minut 30 wieczorem udając się na wystawę do Paryża. jechała wagonem sypialnym zdążającym wprost do stolicy Francji. Od chwili wyjazdu z Warszawy wszelki słuch o niej zaginął. Przez 13 dni mąz nie wiedział, co się z nią dzieje. Zaniepokojony, przypuszczał, że piękna hrabina padłą ofiarą jakiejś europejskiej bandy gangsterów.

Dopiero po 2 tygodniach nadszedł od hrabiny pierwszy list. Nosił on pieczątkę więzienia berlińskiego w Moabicie. Okazało się, że hrabina została aresztowana przez niemiecką Gestapo.


Tenże sam Goniec Częstochowski z 23 października 1937 roku szkicuje prawdopodobny scenariusz:
Czy hr. Wielopolska będzie ścięta?
Paryż. — Prasa francuska omawia szeroko sprawę hrabiny Wielopolskiej, aresztowanej w Berlinie pod zarzutem szpiegostwa. W Berlinie natomiast sprawa ta jest pokrywana całkowitym milczeniem. W kołach korespondentów zagranicznych przebywających w Berlinie, uchodzi za pewne, że hr. Wielopolska będzie skazana na ścięcie, po czym jednak zostanie wymieniona na agentów niemieckich, schwytanych w Polsce. Podobno rokowania prowadzone w tej sprawie są już na ukończeniu. Jest bardzo prawdopodobne, że Niemcy aresztowali hr. Wielopolską po prostu w tym celu, aby zdobyć cenną zakładniczkę i mieć „towar" do wymiany na aresztowanych ostatnio przez polskie władze wojskowe dwóch głośnych szpiegów niemieckich


Goniec Częstochowski z 15 maja 1938 puszcza kaczkę dziennikarską:
Hr. Wielopolska uwolniona i jedzie do Polski?
I na tym kończą się wzmianki o hrabinie w przedwojennej prasie częstochowskiej.

W pierwszej części przewodnika Grzegorza Rąkowskiego po Wołyniu (Oficyna wydawnicza „Rewasz”, Pruszków 2005) znajdujemy jednak wzmiankę wyjaśniającą dalsze losy hrabiny (przy okazji omówienia posagowego majątku Kopytkowo - Oktawin, str. 329):
Ostatnimi właścicielami majątku byli Oktawia z Kurzenieckich (zginęła w niemieckim obozie koncentracyjnym) i jej mąż Józef Wielopolski. Dwór uległ prawdopodobnie zniszczeniu podczas II wojny światowej. Na zachodnim krańcu wsi zachowały się ślady założenia dworskiego oraz resztki parku.


W genealogii Minakowskiego znajdujemy dodatkowe informacje - urodzona 1909, ślub z Wielopolskim w 1930, zmarła w Auschwitz w 1943. Brak informacji o potomstwie.

Czyli jednak życie nie dopisało happy-endu. A dlaczegóż by miało?

W trakcie "płukania internetu" znalazłem następujący tekst:

(Maria Jehanne Wielopolska. Renesansowe dogaressy).
Prababce mojej Henrjecie Piramida-Cybulskiej z Kurzych Stopek na pamiątkę naszego wspólnego pochodzenia poświęcam.
... nasycone purpurą ręce składając, niby na porcelanowych ołtarzach barokowe madonny, wkrąg przypominający japońskie farfury, Dolores i Agnes weszły do pozłocistej komnaty podobnej do tej, w której koronowano ongi królów Francji i gdzie Joanna Święta (moja patronka) rozmawiała tajemnie z biskupem z Fiorawenny, tym, który usynowił przodka mojego, jaki się wybrał z uprzejmą wizytą do kwieciem płonącej Italji.
Leopardy i pardwy w kutych ze złota klatkach chciwem okiem powłóczyły za ogonami ich sukien tkanemi ze srebra przez takich artystów, jak Gentile Fabriano albo Bina Nera. Zwierzęta nawet kochały się w ich wiotkiem ciele, jak moje konie, które ilekroć wejdą do stajni, wodzą za mną miłosnem okiem --- i to wszystkie szesnaście cugowych, bo do fornalskiej stajni Pańcio czasami tylko zagląda.
Dolores rozplatała, to znów splatała miękkie i złote grzywy włosów, rozwijając je z wonnych obroży piżmowych bursztynów, jakie podobno za króla Zygmunta wyrabiała w Krakowie Barbara Parcianka, ale Agnes przytrzymała ją za ręce i rzekła głosem, podobnym do śpiewu św. Cecylji, pod której wezwaniem pisała moja ciotka Colonna-Walewska, choć w gardle złamał się jej ten dźwięk:
--- Mów.
Ale Dolores zajęta była myciem swej piersi w miksturze z sześciu uncji oślej uryny i tłuczonych szmaragdów, co jej przynosiło szczęście.
Napisałam w dzień świętego Wita w 1235 roku Hediry, od urodzenia ... tym w domu zbudowanym przez moich przodków w Snobiszkach Wielkich.
Przepisał Jarosław Iwaszkiewicz.


I jeszcze urywek tekstu własnego Marii Jehanne Wieloposkiej z Colonna-Walewskich:

„Wizyty mają swoje godziny : 12 w południe lub 17 po południu – i swoje dni. Nie składa się ich w uroczyste święta państwowe, w święta kościelne obchodzone np. w Polsce, jak Wielkanoc, Boże Narodzenie, Wielki Tydzień, Nowy Rok itp. Pierwsza wizyta u mało nam znanych gospodarzy nie trwa dłużej jak 20-30 minut. Jeżeli nas nie zatrzymują, nie należy czuć się dotkniętym – wszystko jest w porządku na terenie oficjalnego obcowania.

"Młoda para składa wizyty przede wszystkim tym, którzy brali udział w uroczystościach jej zaślubin, którzy przesłali podarunki ślubne czy też dłuższe listy z gratulacjami itp. Zapytuje się oczywiście telefonicznie o godzinę, jeśli zaś chodzi o wizyty czysto oficjalne, wrzuca się tylko bilety wizytowe, bez dowiadywania się o godzinę przyjęć. Nowe znajomości zawarte przypadkowo nie upoważniają do natychmiastowego składania wizyt, choćby ta znajomość należała do najbardziej pociągających. Starsze osoby muszą w jakikolwiek bądź sposób wyrazić młodej parze chęć widzenia jej u siebie, osoby młodsze zaś można odwiedzić bez oczekiwania na zachętę. Oczywiście każdy subtelniejszy człowiek wyczuje z rozmowy i zachowania, czy będzie jego wizyta mile widziana, czy też nie (...). 
Po złożeniu wizyty powinna młoda para wyrazić przy pożegnaniu chęć widzenia gospodarzy u siebie. (...) Znajomych, którzy zamiast rewizyty złożą do trzech dni tylko bilety, bez okazania szczególnej ochoty do podtrzymywania stosunków towarzyskich, należy wykreślić z pamięci i, nawet spotkawszy ich w obcym towarzystwie i w obcym domu, dyskretnie ich unikać, ale nie robić min obrażonych. 
Zdarza się, że otrzymujemy zaproszenia na przyjęcie czy bal, zanim złożyliśmy pierwszą wizytę. W tym wypadku powinno się mniej więcej do tygodnia po dacie bytności złożyć wizytę w tym domu. 



Na każde zaproszenie odpowiadamy twierdząco czy odmownie – telefonicznie, przez posłańca lub listownie. To pierwszy paragraf stosunków towarzyskich, nie do pominięcia (...). Odpowiedzi listowne, odmowne czy twierdzące, mają całą skalę odcieni. Inaczej się pisze do dobrych znajomych, inaczej do ludzi oficjalnych. 
- Wielce Szanowni Państwo! ogromnie nam obojgu przykro, ale z powodu grypy naszych dzieci nie będziemy mogli skorzystać z uprzejmego zaproszenia. Dziękując za pamięć łączymy wyrazy prawdziwego poważania i szacunku... 
- Droga Pani! niezmiernie się cieszę, że spędzę u Niej wieczór niedzielny. Zapytuję, czy mogę przyjść z siostrą moją, która od paru dni u mnie bawi? Dziękuję za pamięć i łączę najpiękniejsze ukłony.

„Nieznajomym przedstawia mężczyzn gospodarz lub wspólny znajomy, kiedy go jednak nie ma, trzeba dokonać tego na własną rękę i wymienić swe nazwisko. Jeśli spostrzeżesz swój błąd, żeś nie zaznajomił ludzi sobie nieznanych, powinieneś wyrazić swój żal: - O, przepraszam! nie wiedziałem, że się państwo nie znają! 
Kiedy osoby, które ze sobą zaznajamiamy, są równe rangą i wiekiem – rzecz jest prosta, tzn. obojętne jest, które nazwisko wymienimy naprzód, chyba, że jedna z nich weszła do salonu dopiero przed chwila, a druga bawi już dłużej, wtedy przedstawiamy tę pierwszą tej drugiej. Ale jeśli w wieku i stanowisku danych osób zachodzą wybitne różnice, trzeba uchwycić odcienie. Dajmy na to, że jest między nami Marszałkowa Piłsudska, więc oczywiście, przedstawiając jej jakąś panią, nie wymieniamy nazwiska pani Marszałkowej – tylko, aby zorientować daną osobę, komu ją przedstawiamy, mówimy głośno: - Pani Marszałkowa pozwoli, że jej przedstawię panią X... 
Tak samo, gdy młodą osobę przedstawiamy znacznie starszej pani. (...) W obecnych jednak czasach „powszechnej” młodości trzeba zważać, aby kogoś przy okazji takich wyróżnień nie obrazić. (...) Po wyglądzie, po toalecie, po makijażu i zachowaniu jakiejś osoby możemy dokładnie poznać, czy dba ona chorobliwie o pozory młodości, czy też zrezygnowała z wiosny życia i spokojnym krokiem weszła w okres jesieni czy zimy.

Wydaje się wielu z nas, że jest wyrzutkiem społeczeństwa, że jest nieprzyzwoitym człowiekiem, o ile nie ma przypiętego jakiegoś tytułu do nazwiska. (...) Wśród ludzi dobrze wychowanych tymczasem, tytuł jest rzadkim, a w każdym razie oszczędnie i ostrożnie szafowanym epitetem. Jeśli chodzi o kobiety, mówi się np.: pani Marszałkowo, pani generałowo – a nie mówi się : pani porucznikowo, pani radczyni. Młodej osobie utytułowanej nie mówi się: pani hrabino czy księżno; starej damie można w rozmowie wetknąć: pani hrabina pozwoli, lub: księżna ma rację, ale sypanie ustawicznie tytułami jest niedopuszczalne. (...) 
Ceremonialność zbytnia jest tak samo nie wskazana jak zbytnie poufalenie się. Do pań i panienek mówić po imieniu, tzn.: pani Marysiu – panno Anulko – można jedynie w przypadkach większej zażyłości. (...). Powinno się też być wstrzemięźliwym w proponowaniu tzw. Bruderschaftu. Należy człowieka dobrze wprzód poznać, zanim mu się zaproponuje tykanie. (...) 
Lata niewidzenia znoszą wiele odcieni niegdyś poufalszych w stosunkach ludzkich. Człowiek, któregośmy widzieli i tykali dzieckiem, jest dziś, powiedzmy, dygnitarzem – kobieta, towarzyszka zabaw dziecinnych, jest dziś żoną ministra – jak przemówić do nich? O ile jesteśmy młodsi rangą i wiekiem – odzywamy się per pan czy pani, a jej czy jego rzeczą będzie nakierować nas na drogę zażyłej formy obcowania – albo też na zawsze o niej zapomnieć.

W każdej fazie bytowania w obcym domu staramy się jak najmniej zwracać na siebie uwagi. Więc (...) wychodząc, kiedy czujemy się w obowiązku pożegnać wszystkich obecnych, albo kiedy wychodzimy dyskretnie, po angielsku, najwyżej gospodarzom się pokłoniwszy. (...). Na przyjęciach monstre, gdzie przewijają się setki ludzi, nawet pożegnanie z gospodarzem nie obowiązuje pod rygorem (...). Bez zwracania więc uwagi na siebie wycofaj się do hallu i tu, złożywszy służbie napiwek, idź, gdzie cię wzywa obowiązek czy dobra wola”.

czwartek, 1 stycznia 2009

Zapiski z szoku chlorofilowego (odcinek specjalny, noworoczny - Sycylia pedałów i gruźlików)


Tom wierszy Jarosława Iwaszkiewicza Dionizje 1921 ilustrowany jest pewną szczególną fotografią. Tomasz Cyz, autor książki "Powroty Dionizosa" opisuje ją tymi słowy: "Oto nagi mężczyzna leży wśród wody, ziemi i twardych kamieni. Z twarzą przywartą do podłoża. Jego ciało jest wygięte, jakby czuwał i wił się jednocześnie, jakby był wężem i kotem", co jest dowodem na to, że humanisty nie należy zostawiać zbyt długo samego z dziełem, bo znajdzie tam to, czego nie ma, nie zauważając oczywistości, które są. Model na zdjęciu (Iwaszkiewicz) pije wodę z potoku, co jest być może banalniejsze od grandilokwencji Tomasza Cyza, ale wiele bliższe prawdy.

Dość łatwo jest znaleźć źródło inspiracji zdjęcia. W 1878 na Sycylię przybywa młody niemiecki arystokrata, baron Wilhelm von Gloeden. Osiedla się w Taorminie, gdzie mieszka, z kilkuletnią przerwą podczas wojny światowej, do śmierci w 1931 roku. Baron cierpiał na gruźlicę, suchy ciepły i słoneczny klimat Sycylii powstrzymywał rozwoj choroby. Von Gloeden był jednym z pionierów fotografii. Początkowo zajmował się nią amatorsko, później, gdy stracił inne źródła utrzymania (około 1895), zawodowo. Baron fotografował scenki rodzajowe, krajobrazy i pejzaże sycylijskie, ale sławę zdobył jako fotograf nasyconych homoerotyzmem aktów męskich.

Von Gloeden nie czynił tajemnicy ze swoich upodobań seksualnych. Mieszkańcy Taorminy polubili ekscentrycznego barona, mimo, że ich synowie spędzali w otoczeniu Niemca i dnie i noce. Fotograf nie dość, że hojnie opłacał swoich modeli to również skrupulatnie rozliczał prowizje za sprzedane odbitki. Wielu młodym ludziom sfinansował start ku lepszemu życiu (wykształcenie, założenie własnych biznesów), fundował również posagi dziewczynom, które wychodziły za jego efebów. Dzięki von Gloedenowi i jego atelier fotograficznemu, Taormina zaczęła być sławna i odwiedzana. Barona i jego studio wizytowali możni ówczesnego świata: Kajzer Wilhelm II, król Edward VII, hiszpański monarcha Alfons XIII, król Syjamu, pisarze Anatol France, Rudyard Kipling, Oskar Wilde, Gabriele d'Annunzio, kompozytor Richard Strauss, naukowcy i przemysłowcy (Marconi, Rottschild, Krupp). Prace von Gloedena zdobyły popularność, sam baron został członkiem wielu towarzystw fotograficznych, ma również pewien wkład w teorię fotografii - był pionierem zastosowania filtrów i makijażu modeli w fotografii portretowej.

Jednym z modeli i kochanków von Gloedena był niejaki Pancrazio Buciuni, zwany (dla ciemnej karnacji) Il Moro. Był on również sekretarzem barona i spadkobiercą jego spuścizny. Gdy Mussolini uzdrawiał moralnie Włochy, wiele prac von Gloedena uległo zniszczeniu a sam Il Moro trafił przed trybunał. Grób zmarłego w 1963 Buciuniego ozdobiony jest zupełnie konwencjonalnym zdjęciem.

Von Gloeden nie jest jednak - bo nie mógł być - autorem zdjęcia Iwaszkiewicza. Iwaszkiewicz trafił po raz pierwszy na Sycylię w 1932, rok po śmierci von Gloedena. Brakującym ogniwem jest najpewniej Karol Szymanowski, kompozytor, kuzyn pisarza. Szymanowski, który także był chory na gruźlicę, odkrywał mroczne zakamarki swej seksualności również na Sycylii, którą odwiedził po raz pierwszy w 1911 (później ponownie w 1914). Jest raczej pewne, że Szymanowski odwiedził Taorminę i przywiózł do domu odbitki prac von Gloedena, które zainspirowały Iwaszkiewicza.

W wierszu "Włóczęga" Szymanowski pisze:


Miłości szukam - i niezmiennie
Przebiegam miejsca podejrzane (...)
Noc jest to wielka czarownica
Szeherezada, wróżka Maja...
Śmiało wiec zaczep ulicznika
Co się za długo prosić nie da
Noc go zamieni boska, dzika
W Bachusa albo Ganimeda
To młody bóg, co się nie spłoszy
I dozna z tobą upojenia (...)
Mniej piekny jest, gdy się rozwidni
Bo noc odmienia ci spojrzenie
Lecz ja nic nie chcę poza chwilką
Więc mnie i zawód nie dosięga
Nazajutrz gorzki uśmiech tylko...
Eros to zwodnik i włóczęga.

Oprócz młodzieńczych spełnień, sycylijskie podróże natchnęły Szymanowskiego pomysłem napisania opery o królu Rogerze. Pomysł dojrzewał długo - pierwszy szkic zamysłu dzieła datowany jest na rok 1918, kiedy to kompozytor zwraca się do Iwaszkiewicza z propozycją napisania libretta. Zamęt powojenny i porewolucyjny powoduje opóźnienie prac: libretto gotowe jest w 1920 a partytura w 1924. Premiera dzieła miała miejsce w Warszawie w 1926, główna partię sopranową śpiewała Stanisława Korwin - Szymanowska, siostra kompozytora.

Jest "Król Roger" dziełem mało typowym dla swojego gatunku, operą - można powiedzieć - psychologiczną, operą w której dramat oparty jest o kumulacje emocji postaci, a nie o zwroty akcji scenicznej. Już sam pomysł rozpoczęcia pierwszego aktu od sceny chóralnych śpiewów a capella zrywa z dotychczasowymi regułami gatunku. Z braku pomysłu inscenizacyjnego (choć didaskalia bardzo precyzyjnie opisują miejsca akcji poszczególnych aktów) dzieło wystawiane było najczęściej w postaci koncertowej. Dopiero w XXI wieku Mariusz Treliński zaproponował dwa różne zestawy kluczy interpretacyjnych do "Króla Rogera" (inscenizacje warszawska i wrocławska), które, jak napisała Dorota Szwarcman, zmieniają całkowicie perspektywę odbioru dzieła.

A historyczny król Roger II spoczywa spokojnie w porfirowym sarkofagu w katedrze w Palermo. W niemal osiemset lat po jego śmierci (1949), Teatro Massimo w Palermo wystawiło "Króla Rogera". Na premierze twórców opery reprezentował autor libretta, domniemany kochanek kompozytora, Jarosław Iwaszkiewicz.

poniedziałek, 29 grudnia 2008

Notatki z szoku chlorofilowego (część trzecia)

Wyjeżdżamy z deszczowej Enny. Kierujemy się ku Acireale, ku termom siarkowym, gdzie moczył się Wagner. Utykamy w wąskich uliczkach Acireale, przez które przeciskamy się długie kwadranse w akompaniamencie klaksonów. Docieramy wreszcie do Terme Santa Venera, klasycystyczny budynek z 1873, Wagnera nawet pamiętają, o czym świadczy pamiątkowa tablica. Termy zabite deskami na głucho, rezydują tylko dwa głośne koty, obok piscina privata (non-termale), tamtejsi ciecie wysyłają nas do Term Santa Katherina. Termy św. Katarzyny wyglądają jak peerelowskie sanatorium, w recepcji czworo recepcjonistów, zmęczeni i źli domagamy się anglojęzycznego tłumaczenia. Po dziesięciu minutach pojawia się piaty recepcjonista. We are looking for thermal bath - zaczynamy bezpośrednio i roszczeniowo. There is no bus - oświadcza stanowczo zmartwony recepcjonista. Where do you live? - dodaje. Wychodzi na to, że ewentualnie mógłby nas podwieźć do domu, byle tylko się nas pozbyć. W koncu przechodzimy na włoski i wyjaśniamy, że chodzi nam o balneario thermale. Aha, powiada recepcjonista, i prowadzi nas na pokoje balnearyjne. Camere balnearie już zupełnie w klimatach Ciechocinka schyłku lat 60 ubiegłego wieku, obskurne, brudne, ciemne. Tutaj, powiada recepcjonista, operator obłoży nas gorącym błotem na tyle i tyle minut. A tam, powiada dalej, operator napuści nam kąpieli siarkowej na minut dokładnie siedem. Wanienka akrylowa, kozetka obita wytartym skajem, koce brudne, a przynajmniej mocno zmęczone. Quando costa? - pytamy, w nadziei, że cena będzie zaporowa. Venti euro - powiada recepcjonista, ale dodaje, że operator (znaczy ten, co to obkłada błotem i odkręca kurek) już sobie poszedł do domu, ale jutro będzie niezawodnie, od siódmej, i może nawet zostanie do dwunastej. Z pieśnią triumfu na ustach wracamy do samochodu. Ciekawe czy Wagner też musiał czekać na operatora.

Jarosław Iwaszkiewicz ("Ogrody"): "Sycylia była zawsze dla mnie ziemia urzeczywistnień. To, co było bajką, co było marzeniem, co było niemożliwością, tak jakoś zwyczajnie realizowało się tutaj, w tym ogrodzie, na tej ziemi [...] wszystko, o czym marzyło się, czego się lękało i czego potajemnie pożądało. Kiedy się było po części Penteuszem."

Jarosław Iwaszkiewicz ("Książka o Sycylii"): "Od pierwszej chwili polubiłem na Sycylii nie jej - imponujący zaiste - wielki aparat, ale jej codzienność: jej prostych mieszkańców, handlarzy, rybaków, hotelarzy, jej pejzaże, szare wzgórza, dymiące piece siarczane, osiołki na ulicach miast, muły i konie dzwigające kolorowe wozy"