Kolejny miesiąc i kolejne sterty nowości ... Już któryś rok z rzędu pierwsze miesiące idą mi świetnie pod kątem ograniczenia zakupów kosmetyków, a potem hulaj dusza piekła nie ma. Pokażę teraz co kupiłam w lipcu już drżąc na myśl o tym, co mnie czeka w ten weekend - sesja zdjęciowa nowości sierpnia!! Mnóstwo cudów, mnóstwo super promocji no i ... jeszcze więcej niż w lipcu (a wydawało mi się, że to właśnie w lipcu popłynęłam).
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Isana. Pokaż wszystkie posty
Etykiety:
Doskonale widać po kiepskiej częstotliwości wpisów na blogu, że mój długi, prawie 3 tygodniowy urlop dobiegł końca. Skończył się tydzień temu, a dopiero teraz znalazłam chwilę, żeby dokończyć wpis z nowościami lipca.
7.12.16
Kosmetyczne podsumowanie listopada - co nowego? || Między innymi: Sanctuary, Miya, Clarena, Yope, Make me Bio, Dr Konopka's, Organic Theraphy, Organic Shop, Nacomi,Vianek, Sylveco, Makeup Revolution, Sleek, MUA
Listopad był zdecydowanie "tym" miesiącem. "Tym", czyli w którym nie mam hamulców, a mój portfel i konto się nie zamykają się ani na moment. Zwykłe pudełko, do którego wkładam nowe kosmetyki, aby później o żadnym nie zapomnieć tym razem nie wystarczyło. Poratowało mnie wielkie pudło, które i tak okazało się być na styk. Osoby o słabych nerwach lepiej żeby nie oglądały zdjęć, bo będzie ich dużo.
Wybaczcie kiepską jakość zdjęć - nie dość, że przy ich robieniu akurat rozpętała się śnieżyca to jeszcze rozbiłam dużą żarówkę dającą dzienne światło. Co więcej, na ekranie aparatu wydawały mi się zaskakująco dobre, ale zrzucenie ich na laptop ostudziło mój entuzjazm. Część zdjęć jest też robionych w inny dzień, stąd różnica w oświetleniu, której nie potrafiłam zniwelować ustawieniami aparatu i w programie graficznym.
Etykiety:
O mały włos umknąłby mi zbiór recenzji kosmetyków, które zużyłam w listopadzie, więc czym prędzej nadrabiam. Nowości też będą, jak je tylko ogarnę :D Ups.
Etykiety:
Lipiec zleciał mi bardzo szybko, być może dlatego, że 27.06 wróciłam do pracy po ponad roku nieobecności (chorobowe z powodu zagrożonej ciąży, potem półroczny urlop macierzyński).
Kosmetyków zużyłam w normie - ok 10 to mój standardowy wynik, więc jest dobrze :)
1. Avon - farba do włosów Advanced Techniques - Średni brąz
Nie mam doświadczenia z farbowaniem włosów i farbami, trudno mi więc napisać, czy farba jest dobra czy nie. To moja druga zużyta farba i druga z Avonu.
Dobrze pokryła siwe włosy i na tym mi zależało (nie na zmianie koloru). Kolor wyszedł trochę za jasny, wolałam się w ciemnym złotym brązie.
Kolor jest naturalny, zebrał pochwały, a włosy miękkie i błyszczące. No to chyba jednak jest dobra ;)
2. Joanna - Z apteczki babuni - kąpiel solankowa ziołowa
W porównaniu z wersją bzową i różaną, ta jest mocno średnia. Zapach jest dosyć nijaki, nie lubiłam jej używać. Z ulgą wyrzuciłam pustą butlę. Nie, żeby płyn był jakiś zły, po prostu to nie "to".
3. Isana - dezodorant Fresh
Zaskakująco dobry, zwłaszcza jak na cenę niewiele ponad 3zł (w promocji ok. 2,50). Dopsikiwałam się nim bezpośrednio przed wyjściem, czasem też zdarzyło mi się go użyć solo i o dziwo tragedii nie było ;) Stu procentowej ochrony nie daje, ale z drugiej strony nie spodziewałam się, że będzie sobie radził w takim stopniu jak to robi.
Do czego się przyczepię to zapach - mocno czuć alkohol, z tego "fresh" niewiele zostaje. Inaczej sobie go wyobrażałam, coś a'la świeże pranie ;)
4. Avon - Advanced Techniques - szampon do włosów farbowanych
Lubię szampony AT, ten jednak mi nie służył i więcej nie zamówię. Może i włosy były miękkie i błyszczące, ale jednocześnie skóra głowy swędziała, była podrażniona i pojawiły się niewielkie "łuski" (trochę większe niż standardowy łupież). Myślę, że to po nim, bo z chwilą zużycia tej 400ml butli wszystko ustało.
Butelka jest zgrabna, nie widać, że mieści 400ml szamponu przez co nie ciążyła mi.
5. Avon - Foot works - peeling do stóp
Peelingi z FW bywają różne - drobniutkie lub grubsze. Ten należy do tych drugich, ale jest dosyć rzadki i zsuwa się ze skóry :/
Zapach przyjemny, działanie nie najgorsze, ale też nie super.
6. Fruttini - żel pod prysznic Milky Orange
Śmierdziuch jakich mało. Więcej napisałam w ostatniej recenzji (KLIK).
7. FlosLek - emulsja po opalaniu
Dobrze nawilżała i koiła świeżo opaloną skórę, ale drażnił mnie słodki zapach.
8. Eveline - tusz Volume Celebrities
Dziwna sprawa - pierwsze opakowanie mnie zachwyciło, drugie już nie :/ A szkoda, bo tak to muszę znowu szukać "tego" tuszu.
9. Bell - puder Multi Mineral
Dobrze matowił, ale był dosyć widoczny na twarzy, na włoskach. Dziwne, bo czytam właśnie recenzje, gdzie w zdecydowanej większości chwalony jest za niewidoczność. Puder nakładałam pędzlem, nie wiem skąd ta rozbieżność.
Brakowało mi w nim lusterka, ale plusem jest za to opakowanie zamykane na "klik" a nie odkręcane.
Teraz używam sypkiego Joko Matt your face - niedługo napiszę o nim co nieco :)
10. Biały Jeleń - szare mydło
Miałam zalecone je do mycia rany po cesarskim cięciu, trudno mi jednak ocenić, czy to po nim rana dobrze się goiła.
Czasem myłam nim twarz - nic szczególnego nie zaobserwowałam oprócz napięcia skóry.
Dobrze zmywało kupki z ubranek syna :p (hehehe już chciałam napisać męża ;))
A u Was ile opakowań wylądowało w śmieciach?
Czy macie takie dni, w które portfel bez problemu się Wam otwiera i nie czujecie większych oporów przed zakupami kolejnych do "kolekcji" kosmetyków? Ja miałam taki dzień w czwartek, choć jednak resztki rozsądku powstrzymały mnie przed większą ilością buteleczek.
Po obejrzeniu gazetki planowałam zakup tylko żeli Fruit Kiss (choć z moją liczbą żeli nie powinnam nawet na nie popatrzeć):
Cena: 4,99zł
Jednak w sklepie sięgnęłam jeszcze po kolejny żel: migdałowy Johnsons (lubię takie ciepłe zapachy) i 2 opakowania rumiankowych chusteczek do higieny intymnej Intimea (producent jest ten sam co w przypadku chusteczek Cleanic - nic więcej mi nie trzeba było, bo rumiankowe Cleanic'i są dla mnie najlepsze).
W ramach współpracy dostałam pierwszą przesyłkę z dwoma wybranymi przez siebie kosmetykami:
A kwiecień dopiero się zaczął ....
Biedronka:
Po obejrzeniu gazetki planowałam zakup tylko żeli Fruit Kiss (choć z moją liczbą żeli nie powinnam nawet na nie popatrzeć):
Cena: 4,99zł
Jednak w sklepie sięgnęłam jeszcze po kolejny żel: migdałowy Johnsons (lubię takie ciepłe zapachy) i 2 opakowania rumiankowych chusteczek do higieny intymnej Intimea (producent jest ten sam co w przypadku chusteczek Cleanic - nic więcej mi nie trzeba było, bo rumiankowe Cleanic'i są dla mnie najlepsze).
Cena żelu: 7,49zł
Cena chusteczek: 3,69zł
W koszyku miałam jeszcze kilka kosmetyków: m.in. serum ujędrniające brzuch Eveline, dwupak antyperspirantów w kulce Rexona (12,99zł) i antyperspirant w kulce Garnier Mineral (7,99zł), patrzyłam też na błyszczyki Bell Air Flow, ale dzielnie zrezygnowałam :D
Całą gazetkę kosmetyczna zobaczycie TUTAJ.
Przy okazji: wiedziałyście, że trzecią żoną założyciela firmy Johnson&Johnson była zmarła 1 kwietnia tego roku Polka - Barbara Piasecka?
Rossmann:
Tak, mam ostatnio stwierdzoną fazę na żele pod prysznic. Tak mną zawładnęła, że mimo niezbyt przyjemnych doświadczeń z żelami Isany (wysuszenie) skorzystałam z promocji (wybrane żele, a właściwie chyba tylko bez makowego są w cenie 2,99zł, makowy - 3,99zł) i wybrałam 3 warianty zapachowe:
Po kolei: kremowy figa z mandarynką, najnowszy limitowany - makowy i olejek z kapsułkami melon z gruszką.
Nie muszę chyba mówić, że w koszyku było znacznie więcej (bo prawie wszystkie zapachy :o), ale przywołałam się do porządku i zostałam właśnie przy tych 3. Przecież promocje się powtarzają, więc kiedyś jeszcze kupię (albo i nie). Ręka sięgała także po krem do rąk i masło do ciała Isana z serii masło shea + kakao, ale także odłożyłam.
Fitomed:
W ramach współpracy dostałam pierwszą przesyłkę z dwoma wybranymi przez siebie kosmetykami:
Oczywiście ... żel pod prysznic.Jako drugi wybrałam żel do higieny intymnej, ponieważ obecnie używany Lactacyd niedługo mi się skończy, a nic w zapasie nie mam.
Kiedyś używałam szamponu do włosów suchych i moje włosy je lubiły, tym bardziej jestem ciekawa tych 2 kosmetyków, zwłaszcza, że moje oko laika skład ocenia jako nie najgorszy. Sama nie obawiam się SLS, ale dla wielu z Was pewnie jego dalsza pozycja w składzie będzie atutem.
A kwiecień dopiero się zaczął ....
Etykiety:
Podobnie jak w styczniu tak i w lutym zużyłam 11 kosmetyków :)
Wymęczyłam ją w wielkich bólach. Niestety nie działała na moje włosy tak jak powinna, ponieważ robiła z nich sianowate pióra, które przy tym były pozbawione blasku.
To była druga butelka, jaką zużyłam. Bardzo lubię tę wodę. Stosuję tak jak w recenzji (link powyżej) a także po zmyciu olejów. Na pewno kupię kolejną :)
Kiedyś na pewno jeszcze kupię, teraz jednak mam wystarczająco dużo myjadeł do twarzy, a nawet wręcz za dużo.
Oj nigdy więcej!
Szczoteczka jest silikonowa i cienka, a jednak trudno było uzyskać satysfakcjonujący mnie efekt - nie był on na pewno "phenomenal".
Skończył się zanim poczułam wenę, żeby zrobić zdjęcia jak się zachowuje na rzęsach ;)
Dla mnie bubel - nie chroni, lepi się na skórze, brudzi ubrania (a miał tego nie robić), do tego ma zapach kleju.
Jeszcze trochę go zostało, ale miał już plastikowy posmak, więc wyrzuciłam resztki.
Lubiłam go (podobnie jak inną wersję kolorystyczna - Heart Chakra), bo idealnie nadawał się do szybkiego użycia. Kolor dawał bardzo delikatny, pasujący do każdego makijażu.
Nie używałam go codziennie, a jedynie od czasu do czasu, w przypadku większego wysypu, więc nie zdążyłam zużyć całej tubki przed terminem ważności.
Całkiem ładnie mi poszło :)
1. Joanna - Z Apteczki Babuni - jajeczna odżywka do włosów
Wymęczyłam ją w wielkich bólach. Niestety nie działała na moje włosy tak jak powinna, ponieważ robiła z nich sianowate pióra, które przy tym były pozbawione blasku.
2. Babydream - oliwka do ciała
Mam tendencję do rozstępów, a mimo to w trakcie ciąży nie zrobiły się na brzuchu - możliwe, że dzięki tej oliwce (piersi nie smarowałam codziennie i kilka kresek się pojawiło). Jednak nie spodobało mi się to, że przy codziennym użyciu bardzo wysuszyła mi skórę, musiałam więc co 2-3 dni zamiast oliwki nakładać balsam.
3. Isana - Woda brzozowa
/recenzja/
To była druga butelka, jaką zużyłam. Bardzo lubię tę wodę. Stosuję tak jak w recenzji (link powyżej) a także po zmyciu olejów. Na pewno kupię kolejną :)
4. The Body Shop - żel pod prysznic Wild Cherry
/recenzja/
5. BeBeauty - micelarny żel do mycia twarzy
/recenzja/
Kiedyś na pewno jeszcze kupię, teraz jednak mam wystarczająco dużo myjadeł do twarzy, a nawet wręcz za dużo.
6. Physiogel - balsam do ciała
/recenzja/
7. Hesh - szampon Neem
/recenzja/
Oj nigdy więcej!
8. Bell - tusz Phenomenal Lashes
Szczoteczka jest silikonowa i cienka, a jednak trudno było uzyskać satysfakcjonujący mnie efekt - nie był on na pewno "phenomenal".
Skończył się zanim poczułam wenę, żeby zrobić zdjęcia jak się zachowuje na rzęsach ;)
9. Lady Speed Stick - antyperspirant w żelu
Dla mnie bubel - nie chroni, lepi się na skórze, brudzi ubrania (a miał tego nie robić), do tego ma zapach kleju.
10. Essence - Into The Wild - błyszczyk 40 degree
Jeszcze trochę go zostało, ale miał już plastikowy posmak, więc wyrzuciłam resztki.
Lubiłam go (podobnie jak inną wersję kolorystyczna - Heart Chakra), bo idealnie nadawał się do szybkiego użycia. Kolor dawał bardzo delikatny, pasujący do każdego makijażu.
11. Eveline - Pure Control - krem do twarzy
/recenzja/
Nie używałam go codziennie, a jedynie od czasu do czasu, w przypadku większego wysypu, więc nie zdążyłam zużyć całej tubki przed terminem ważności.
Całkiem ładnie mi poszło :)
Etykiety:
Czwarta część "spowiedzi" nt. o co wzbogacił się mój zbiór kosmetyczny w ostatnim czasie (poprzednie - zakupy z The Balm (klik) , Helfowe nabytki, przesyłki od firm z którymi współpracuję). Teraz wszystko pozostałe. No, prawie wszystko, bo nadal nie doczekałam się na spray do włosów i podwójną kredkę z Avonu.
W notce z zakupami The Balm pisałam, że na tym zakończę zakupy i tak się stało :) Wszystko powyższe kupiłam wcześniej, tylko ze zdjęciami trochę mi się opóźniło.
Widząc ten zestaw w promocyjnej cenie 29,90 nie wahałam się ani chwili - żel znam i miałam już 2 buteleczki, podobnie jak maseczkę. Bardzo je lubię, więc przygarnęłam :) Kremu nie znałam. Niestety nie jestem aż tak zachwycona jak pozostałymi kosmetykami z tego zestawu.
Avon:
Eukaliptusowy płyn Herbamedicus bardzo przypadł do gustu mojemu Mężowi, sama zdążyłam go użyć może 3 razy. Trzeba było kupić kolejny :) Mąż wybrał tym razem rozmarynowy, który z wyjątkiem koloru (jest różowo-czerwony) nie różni się niczym od eukaliptusowego. Nawet zapach mają bardzo podobny, rozmarynowy jest ciut delikatniejszy, ale w podobnym tonie.
Od długiego czasu chodził za mną beżowy cień, ale nie byle jaki ;) Większość takich cieni była/jest na moich oczach:
- za biała
- za złota
- za transparentna
Marzył mi się kryjący, najlepiej satynowy beż, czy raczej krem. Sądziłam, że taka będzie kremowa końcówka podwójnej kredki SuperShock z Avonu Chocolate Melt + Cream Dream (zdjęcia są już gotowe, recenzja lada dzień, więc dzisiaj mały przeciek ;)). Cóż, okazała się być zbyt błyszcząca. Nie to, że nie lubię błysku na oczach, bo lubię, ale efekt jest nie taki, jakiego chciałam kładąc kremowy kolor na powieki. Będąc w Naturze wybrałam 2 cienie. O ironio ... Chciałam satynowy beż, a zdecydowałam się na maty :cojest: To jest właśnie typowo babska natura ;) Pierwszy z nich to Essence nr 22 Blockbuster, a drugi: My Secret nr 505. Są bardzo do siebie podobne, My Secret jest odrobinkę ciemniejszy. Solo nie dają efektu jaki chciałam, pomijając już to, że przecież są matowe ;) Słabo kryją ... Nie poddałam się i zaczęłam eksperymentować ... Wyniki eksperymentu na pewno zobaczycie na moim blogu :)
Z pędzla do pudru Essence nie jestem zadowolona - jest za płaski i za rzadki :/ Kupiłam go z myślą o nakładaniu pudru Fix & Matte , ale kiepsko się do tego nadaje.
Top coat Gel Look kupiłam dosyć dawno temu, ale chyba go nie pokazywałam.
Gdy pierwszy raz wąchałam ten żel szybko odłożyłam go na półkę. Po kilkunastu dniach ponowna próba zakończyła się zakupem :D Za pierwszym razem mój zmysł powonienia musiał spać, bo to przecież taki "mój" zapach :D W trakcie kąpieli z zimowym żelem Isany od razu nasuwają mi się na myśl karmelizowane prażone migdały kupowane w trakcie studiów (czyli daaaawno temu :/ ) na świątecznym kiermaszu na krakowskim rynku. Żel pachnie niesamowicie mocno, a przy tym nie jest mdły od słodkości, zapach utrzymuje się jeszcze jakiś czas po kąpieli. Skóra pachnie tak smakowicie, że Mąż chce mnie zjeść, gdy się kładę spać (on przeważnie bierze wcześniej kąpiel i grzeje mi łóżko :D). Kilka lat temu kupiłam inny zimowy żel Isany, z orzechami. Nie wspominam go dobrze, więc trochę się obawiałam tegorocznej edycji. Na szczęście ten nie jest aż tak rzadki ani tez nie wysusza skóry w takim stopniu jak orzechowy.
Zużyję z przyjemnością, zwłaszcza, że w zasadzie tylko on wprowadza zimową atmosferę. Za oknem raczej jesiennie, niż zimowo, a pomyśleć, że w tamtym roku dzień przed sylwestrem byłam już po kilkunastu wypadach na narty :/
W notce z zakupami The Balm pisałam, że na tym zakończę zakupy i tak się stało :) Wszystko powyższe kupiłam wcześniej, tylko ze zdjęciami trochę mi się opóźniło.
Avon:
- Planet Spa - Biała Herbata (krem, maseczka i żel)
Widząc ten zestaw w promocyjnej cenie 29,90 nie wahałam się ani chwili - żel znam i miałam już 2 buteleczki, podobnie jak maseczkę. Bardzo je lubię, więc przygarnęłam :) Kremu nie znałam. Niestety nie jestem aż tak zachwycona jak pozostałymi kosmetykami z tego zestawu.
Avon:
- Naturals i Naturals Herbal (szampony)
Szamponów nigdy dość, więc też nie miałam większych oporów przed zakupem. Na razie wypróbowałam ziołowe Narurals Herbal i pokrzywowy zapowiada się całkiem fajnie :)
- Foot Works - Cynamon i pomarańcza (peeling i krem)
- Planet Spa - Minerały z Morza Martwego (maseczka)
- Planet Spa - Lawenda i jaśmin (maseczka)
Niedawno zamawiałam peeling, krem i kąpiel do stóp z tej serii Foot Works. Spodobały mi się na tyle (ten zapach :love: i działanie też całkiem dobre), że zamówiłam "na zapas" :)
Nie lubię promocji na maseczki Planet Spa :p Widząc ofertę np. 3 za 29,90 albo cenę 9,90 nie mogę się oprzeć. Maseczkę z Minerałami z Morza Martwego miałam już chyba 3 razy czy więcej i chętnie do niej powracam (więcej w osobnej recenzji, którą planuję niedługo). Maseczkę z lawendą i jaśminem opisałam tutaj .
Czarna kredka z gąbeczką (Professional kohl) - pogubiłam się w liczbie zużytych kredek. 5? 6? Zużywam ją bardzo szybko, ponieważ nie wyobrażam sobie makijażu bez pociągnięcia wewnętrznej strony powiek czarną kreską. Oczy nabierają tajemniczości, bez niej są zupełnie "bezpłciowe" - przynajmniej moje ;)
Łowy w Naturze:
- Herbamedicus - Rozmaryn (płyn do kąpieli)
- Essence (cień)
- Essence (pędzel do pudru)
- Essence - Gel look (top coat)
- My secret (cień)
Eukaliptusowy płyn Herbamedicus bardzo przypadł do gustu mojemu Mężowi, sama zdążyłam go użyć może 3 razy. Trzeba było kupić kolejny :) Mąż wybrał tym razem rozmarynowy, który z wyjątkiem koloru (jest różowo-czerwony) nie różni się niczym od eukaliptusowego. Nawet zapach mają bardzo podobny, rozmarynowy jest ciut delikatniejszy, ale w podobnym tonie.
Od długiego czasu chodził za mną beżowy cień, ale nie byle jaki ;) Większość takich cieni była/jest na moich oczach:
- za biała
- za złota
- za transparentna
Marzył mi się kryjący, najlepiej satynowy beż, czy raczej krem. Sądziłam, że taka będzie kremowa końcówka podwójnej kredki SuperShock z Avonu Chocolate Melt + Cream Dream (zdjęcia są już gotowe, recenzja lada dzień, więc dzisiaj mały przeciek ;)). Cóż, okazała się być zbyt błyszcząca. Nie to, że nie lubię błysku na oczach, bo lubię, ale efekt jest nie taki, jakiego chciałam kładąc kremowy kolor na powieki. Będąc w Naturze wybrałam 2 cienie. O ironio ... Chciałam satynowy beż, a zdecydowałam się na maty :cojest: To jest właśnie typowo babska natura ;) Pierwszy z nich to Essence nr 22 Blockbuster, a drugi: My Secret nr 505. Są bardzo do siebie podobne, My Secret jest odrobinkę ciemniejszy. Solo nie dają efektu jaki chciałam, pomijając już to, że przecież są matowe ;) Słabo kryją ... Nie poddałam się i zaczęłam eksperymentować ... Wyniki eksperymentu na pewno zobaczycie na moim blogu :)
Z pędzla do pudru Essence nie jestem zadowolona - jest za płaski i za rzadki :/ Kupiłam go z myślą o nakładaniu pudru Fix & Matte , ale kiepsko się do tego nadaje.
Top coat Gel Look kupiłam dosyć dawno temu, ale chyba go nie pokazywałam.
Isana
Winter Dusche (żel pod prysznic)
Zużyję z przyjemnością, zwłaszcza, że w zasadzie tylko on wprowadza zimową atmosferę. Za oknem raczej jesiennie, niż zimowo, a pomyśleć, że w tamtym roku dzień przed sylwestrem byłam już po kilkunastu wypadach na narty :/
Etykiety:
Nie jestem tzw. maniaczką włosową, zwłaszcza, że moje włosy są bardzo wybredne i oporne na wszelkiego rodzaju odżywki, maski itp. Jedyne co im służy w pielęgnacji to olej kokosowy (użyty przed myciem na suche włosy), 2 czy 3 sera z Avonu i ... woda brzozowa Isana z Rossmanna.
Za niecałe 6 zł (w promocji nawet mniej) kupujemy półlitrową butlę. Dla moich włosów jest to fantastyczny kosmetyk, za śmieszne pieniądze.
Oczywiście nie byłyby sobą, gdyby nie reagowały lepiej na inny sposób użycia niż podaje producent. Na butelce czytamy, żeby wody nie spłukiwać, natomiast u mnie to zupełnie się nie sprawdza. Idealnym rozwiązaniem jest nałożenie dużej ilości wody na suche włosy, tak, aby stały się całkiem mokre, upięcie spinkami-klamerkami (takimi jak u fryzjera) i trzymanie jak najdłużej (stosuję więc wtedy, gdy mam minimum godzinę na taką zabawę), po czym zmycie szamponem. Włosy są miękkie, błyszczące i zdecydowanie dłużej świeże - po takim kompresie włosy myję co trzeci a nie co drugi dzień, a nawet i wtedy nie ma aż takiej "tragedii", żebym koniecznie musiała je umyć.
Cudownie koi podrażnioną skórę głowy (szampon, którym podbijałam kolor włosów nie wpływa zbyt dobrze na skórę), nie zauważyłam wysuszenia włosów.
Dla mnie hit :)
Opis producenta:
Preparat do intensywnej pielęgnacji włosów normalnych i z łupieżem.
Wysoko-odżywcze ekstrakty z liści brzozy pielęgnują włosy i rewitalizują skórę głowy. Prowitamina B5 nadaje włosom połysk i wzmacnia je.
Dzięki specjalnemu połączeniu aktywnych substancji
- poprawia się ukrwienie skóry głowy,
- włosy stają się mocniejsze,
- nabierają blasku i objętości, a łupież znika.
Skład: Aqua, Isopropyl Alcohol, Propylene Glycol, Glycerin, Betula Alba Leaf Extract, Betula Alba Juice, Alcohol Denat., Sodium Benzoate, Panthenol, Parfum, Potassium Sorbate, Citric Acid, Peg-60 Hydrogenated Castor Oil, CI 19140
Za niecałe 6 zł (w promocji nawet mniej) kupujemy półlitrową butlę. Dla moich włosów jest to fantastyczny kosmetyk, za śmieszne pieniądze.
Oczywiście nie byłyby sobą, gdyby nie reagowały lepiej na inny sposób użycia niż podaje producent. Na butelce czytamy, żeby wody nie spłukiwać, natomiast u mnie to zupełnie się nie sprawdza. Idealnym rozwiązaniem jest nałożenie dużej ilości wody na suche włosy, tak, aby stały się całkiem mokre, upięcie spinkami-klamerkami (takimi jak u fryzjera) i trzymanie jak najdłużej (stosuję więc wtedy, gdy mam minimum godzinę na taką zabawę), po czym zmycie szamponem. Włosy są miękkie, błyszczące i zdecydowanie dłużej świeże - po takim kompresie włosy myję co trzeci a nie co drugi dzień, a nawet i wtedy nie ma aż takiej "tragedii", żebym koniecznie musiała je umyć.
Cudownie koi podrażnioną skórę głowy (szampon, którym podbijałam kolor włosów nie wpływa zbyt dobrze na skórę), nie zauważyłam wysuszenia włosów.
Dla mnie hit :)
Wykazałam się wielką naiwnością sądząc, że pokazując poprzednim razem zakupy będzie to koniec zakupów kosmetycznych w lutym ... Na kremy z Avonu czekałam, ale cała reszta to skutek dzisiejszego chodzenia po sklepach ;)
* emulsja Emolium - miałam jakiś czas temu wersję w tubie, byłam bardzo zadowolona i planowałam ponowny zakup a wczoraj przypomniała mi o niej Carrola :) Nie sądziłam jednak, że tak szybko kupię. Rzadko kiedy wchodzę do aptek, ale dziś akurat weszłam i ... istne przeznaczenie! Emulsja była w promocji - butla 400ml z dozownikiem w cenie 32,90 (cena regularna w tej aptece 49,95)! I jak tu się nie skusić?
*szampon Garnier - kupiony w ofercie CND w Rossmanie w cenie 3,99. Czytałam o nim, tylko nie mogłam sobie przypomnieć, czy były to pochwały czy nie ;) Trudno ;) Wypróbuję na sobie.
* woda brzozowa Isana - uległam licznym pokusom. Znając siebie szybko mi się znudzi używanie, no ale przynajmniej spróbuję (butla 500 ml w cenie 6,19)
* ukochana maseczka antystresowa Ziaji x2 - pisałam o niej już wcześniej http://lakierowo.blogspot.com/2011/02/zakupy-lutowe.html
* krem na dzień i krem na noc Anew Rejuvenate - Avon - pora na pierwsze kremy przeciwzmarszczkowe ;) Chodziły za mną już jakiś czas, ale dopiero promocja w Katalogu nr 3 (zestaw za 75 zł) ostatecznie spowodowała, że zamówiłam.
* emulsja Emolium - miałam jakiś czas temu wersję w tubie, byłam bardzo zadowolona i planowałam ponowny zakup a wczoraj przypomniała mi o niej Carrola :) Nie sądziłam jednak, że tak szybko kupię. Rzadko kiedy wchodzę do aptek, ale dziś akurat weszłam i ... istne przeznaczenie! Emulsja była w promocji - butla 400ml z dozownikiem w cenie 32,90 (cena regularna w tej aptece 49,95)! I jak tu się nie skusić?
*szampon Garnier - kupiony w ofercie CND w Rossmanie w cenie 3,99. Czytałam o nim, tylko nie mogłam sobie przypomnieć, czy były to pochwały czy nie ;) Trudno ;) Wypróbuję na sobie.
* woda brzozowa Isana - uległam licznym pokusom. Znając siebie szybko mi się znudzi używanie, no ale przynajmniej spróbuję (butla 500 ml w cenie 6,19)
* ukochana maseczka antystresowa Ziaji x2 - pisałam o niej już wcześniej http://lakierowo.blogspot.com/2011/02/zakupy-lutowe.html
* krem na dzień i krem na noc Anew Rejuvenate - Avon - pora na pierwsze kremy przeciwzmarszczkowe ;) Chodziły za mną już jakiś czas, ale dopiero promocja w Katalogu nr 3 (zestaw za 75 zł) ostatecznie spowodowała, że zamówiłam.
Kolejny miesiąc ograniczania zakupów się nie powiódł :/ Chyba nic mi już nie pomoże.
Sukcesem jest jednak to, że jeśli chodzi o pielęgnację, to kupuję tylko w przypadku wyjątkowej promocji, a nie prawie każdą nowość, która mnie zaciekawi (jak to było jeszcze w tamtym roku).
Pielęgnacja:
* zmywacz Isana - przedstawiać nie trzeba
* balsam Perfecta - co prawda chciałam inny rodzaj, który w nazwie miał S.O.S. (miałam próbkę i był super gęsty, pachnący Alienem *.*), ale likwidują pobliską drogerię (a buuuu ... szkoda :( ), cały asortyment mają -30% więc się skusiłam
* balsam Nivea - kupiony w Rossmannie w ofercie CND - już wypróbowałam, zapach skojarzył mi się z Neutrogeną. Ma dosyć lekką konsystencję ale o dziwo dobrze nawilża i nie ściąga. Za tą cenę warto wypróbować :) (cena: 8,79)
* krem do rąk Dove - również z Rossmannowskiego CND - (cena: 4,79)
* krem Olay z podkładem - po Bielendowym kremie zaciekawiły mnie takie wynalazki. Obecnie jest promocja w Naturze na całą serię Complete i kremy kosztują 15,99 :) Jako że ten z Bielendy jest ciut za jasny, zdecydowałam się na wersję do "średniej skóry". Żal nie brać, a krem okazał się bardzo fajny :) Recenzja się pojawi wraz z porównaniem do kremu Bielendy.
Zastanawiam się, czy by jeszcze wersji do jasnej nie kupić :p Bo to średniej lekko ciemnieje na twarzy, a Olay nawilża lepiej niż z Bielendy.
Wzięło mnie znowu na maseczki saszetkowe:
* anty stress - Ziaja - genialna maseczka!! Razem z regenerującą stała się moim #1!! świetnie nawilża, skóra rzeczywiście wygląda na wypoczętą i zrelaksowaną i odzyskuje ładny koloryt :)
* nawilżająca - Ziaja - kupiłam, ale po niezbyt pochlebnych opiniach boję się jej użyć hahaha
maseczki w Rossmannie kosztują 1,49 :)
* maseczka z mlekiem, miodem i olejkiem migdałowym i z orzeszków makadamia - Rival de Loop - taka sobie. Zapach ma bardzo mocny i do tego, jakiego nie lubię w kosmetykach mleczno-miodowych (a zdarzają się też piękne wersje). Ciężka, więc i skóra wygląda na "obciążoną" tą maseczką, nawet po starciu. No nie wiem,. Mam jeszcze połówkę, może akurat będzie lepiej ;) Podoba mi się, że saszetka jest podzielona na pół, choć jak dla mnie to mogłaby być podzielona na 4.
Kolorówka:
* baza diamentowa - Celia - podobnie jak balsam Perfecta kupiąłm go w likiwdowanej drogerii. Skusiła więc niższa cena, a poza tym się przyda jak zużyję inną bazę Celii, którą obecnie używam.
* tusz Volume Flash - Rimmel - kupiony jako sprawdzony pogrubiający tusz, w promocji za 16,99. Miałam wcześniej 2 czy 3 razy i wydaje mi się, że szczoteczka była wtedy grubsza?
* róż Catrice light burgundy - kilka razy przymierzałam się do zakupu czegoś z Catrice (do tej pory miałam tylko 1 lakier, bo nic innego nie wpadło mi w oko), aż w końcu zdecydowałam się na ten róż. Jest to chłodnawy jasny brudny beżo-róż, delikatnie opalizujący. U mnie jest delikatnie widoczny, subtelnie ożywia. Podoba mi się :) (cena: 13,99)
* cienie Essence z serii Metallics - zachwyciły mnie zupełnie spontanicznie :) Wcześniej kupiłam szarą paletkę, a ta brązowo-złocista wydała mi się byle jaka. Podczas kolejnej wizyty w Douglasie doznałam olśnienia, że one są piękne. I co ciekawe - najbardziej zachwycona jestem kolorem, który na początku od razu skreśliłam hahaha - w górnym prawym rogu, a mało podoba ten, który mnie w sklepie zachwycił (w dolnym lewym rogu). Nie lubię miedzianych odcieni, ale ten jest wyjątkowo piękny. Stosuję je na bazę Virtual i na niej lepiej się spisują niż na bazie pod cienie Lumene. Na Virtualu są zdecydowanie bardziej trwałe, kolor jest mocniejszy a i połysk bardziej widoczny. Lepiej też się nakładają.
Za to liner jest taki sobie. Pędzelkiem z tej samej serii nakłada się świetnie, odcień brązu jest chłodny i ładnie komponuje się z cieniami, ale co z tego, skoro pod koniec dnia kolor jest mniej intensywny, a kreska na dolnej powiece rozmazana.
Lepsze zdjęcie paletki:
Przesyłkę z Golden Rose już pokazywałam, więc nie będę się powtarzać - http://lakierowo.blogspot.com/2011/02/paczka-pena-golden-rose.html
Co prawda kosmetyki kliknęłam i zapłaciłam w styczniu, ale że dostałam w lutym, to zaliczam do lutowych zakupów.
Etykiety:
Catrice,
Celia,
Dax Cosmetics,
Dove,
Essence,
Isana,
kolorówka,
Nivea,
Olay,
pielęgnacja,
recenzje,
Rimmel,
Rival De Loop,
zakupy,
Ziaja
KITY:
* lakiery: Wibo jasno żółty - kogel mogel, miętowy lakier Safari, China Glaze Sexy - ogólnie rzecz biorąc - wiele rzeczy mi w nich przeszkadzało. Wibo bardzo trudno się nakładał, podobnie jak Safari odpryskiwał bardzo szybko. Natomiast Sexy - wszystko było nie tak, od "zapachu", nakładania, krycia po kolor.
Myślę, że więcej lakierów bym tu umieściła, ale te 3 wybitnie zapadły mi w pamięć.
* tusz Lash Extension Effect (Max Factor) - być może nie powinnam brać pod uwagę tego tuszu bo on jest wydłużający, a ja preferuję pogrubiające, ale ... nawet tego wydłużenia nie było widać :/
* intensywnie nawilżająca emulsja do skóry suchej i bardzo suchej (Neutrogena) - klejące się paskudztwo. Słabo nawilża, użyta nawet w minimalnej ilości klei się niemiłosiernie
a pod wpływem ciepła (np. pod kołdrą ) spływa ze skóry (mimo, iż wcześniej wydaje się, że wchłonęła się), piżama klei się do skóry przez warstwę lepkiej, spłyniętej emulsji. Nie tylko klei się jak klej, ale z klejem biurowym kojarzy się też zapach
* balsam kakaowy Jergens - kupiony w Anglii i jak sporo "typowo" angielskich balsamów jest bardzo rzadki, słabiutko nawilża, wręcz wysusza :/ Pachnie ładnie, ale co z tego.
* masło awokado (Bielenda) - byłoby tak pięknie ... Zapach - chyba raczej nie awokado, ale i tak przyjemny (może trochę za intensywny, ale może być). Konsystencja masełkowata, nie wchłania się od razu, pozostawia przyjemną warstwę, skóra nie jest szorstka ani napięta czy tępa po jego użyciu. Niestety po zużyciu ok połowy opakowania (co 2-3 dni) masełko zaczęło wyprawiać "cuda" z moją skórą. Pewnego dnia na udach, pośladkach, brzuchu, biodrach zauważyłam czerwone krosteczki i gule na skórze, które swędziały niemiłosiernie. Nie skojarzyłam tego z masłem, zwłaszcza, że na na łydkach nic nie zauważyłam, a masła też tam używałam. Nadal używałam masła co 2-3 dni i wtedy mnie olśniło - po tych 2 dniach zmiany łagodniały, a po użyciu masła znowu się nasilały. Na szczęście masła zostało tylko na 3-4 użycia, wsmarowywałam więc tylko w łydki którym nadal nic się nie działo. Po kilku dawkach wapna i nie smarowaniu całego ciała wszelkie gulki i krostki zniknęły.
A fe ...
* dwufaza z awokado (Bielenda) - dla mnie okazała się niewypałem :/ Nie mam wrażliwych oczu, a w tym przypadku szczypały i łzawiły. Dwufaza kiepsko radziła sobie z mocnym, ciemnym makijażem (rano pod oczami miałam podkówki z tuszu czy kreski). Rozczarowałam się i to bardzo.
* micel Purete Thermale (Vichy) - kolejne demakijażowe rozczarowanie. Zdecydowanie gorszy niż Sensibio z Biodermy. Słabiej zmywa a za to podrażnia oczy.
* peeling Visibly Clear (Neutrogena) - nie dostępny w Polsce. Nie robi właściwie nic. Drobinki są malutkie, bardzo delikatne, prawie nic nie czuć. Baza jest dosyć przejrzysta, ale gęsta, przez co drobinki czuć jeszcze mniej. Po wymieszaniu na dłoni z niewielką ilością wody drobinki bardziej czuć, ale dalej kiepsko. Do tego wysusza.
* kulka Naturals ogórek+melon (Avon) - łudziłam się, że będzie podobna do kulek Senses, które może nie chronią w 100 %, ale przynajmniej nie czuć "zapachu" potu i dosyć szybko zasychają. Kulka z serii Naturals jest całkowitym przeciwieństwem - nie chroni przed smrodkiem (choć i tak nie mam jakiś wielkich problemów z poceniem, myślę, że raczej w normie) do tego klei się i ... podrażnia. Podrażniła mi pachy tak samo jak kulka Adidasa sensitive ...
* maska do włosów Biovax - tyle ochów i achów a u mnie klapa totalna. Włosy fruwają jeszcze bardziej niż bez niej, są sianowate, wysuszone. Bleee ... Zużyję do depilacji nóg :p
HIT/KIT:
* zmywacz z acetonem Isana - pisałam o nim TUTAJ.
W skrócie:
HIT: świetnie zmywa, nie śmierdzi jak typowy zmywacz
KIT: używany za często bardzo niszczy paznokcie
* szampon i odżywka Miracle Frizz (Aussie) - kupując je miałam przed oczami obraz idealnie gładkich i ujarzmionych włosów ... Niestety ... nie do końca:
HIT: stosowane OSOBNO dają lepszy efekt (szampon MF + jakaś inna odżywka, lub na odwrót)
KIT: stosowane razem powodują mega siano czyli efekt taki jak po masce WAX ;/
* tonik do zmywania paznokci (Barbra) - bardzo łagodny tonik, nie niszczy paznokci.Przez delikatność nie do wszystkich lakierów się nadaje. Na pewno odpadają lakiery z brokatem. Co do ciemnych lakierów - z niektórymi sobie radzi, z innymi nie.
Na plus zdecydowanie zapach i powiedzmy, że olejek. "Powiedzmy" ponieważ co nam z niego skoro i tak producent zaleca umycie rąk. Zmywamy też olejek.
Etykiety:
Uległam mani na ten zmywacz Rossmannowskiej marki Isana. Początkowo
miałam obiekcje, ponieważ zmywacz zawiera aceton, który jak wiadomo jest
szkodliwy dla paznokci. Kupiłam raz i stałam mu się wierna - to moja
trzecia butla (o pojemności 250 ml).
Zmywacz świetnie radzi sobie z ciemnymi, intensywnymi lakierami. Zmywa szybko i skutecznie, a dodatkowo stosując metodę zmywania pokazaną w Klubie lakierowym (http://klublakierowy.blogspot.com/2010/01/jak-poprawnie-zmyc-lakier-filmik.html POLECAM) unikamy pobrudzonych palców.
Wielki plus za przyjemny, delikatny zapach!
Sama zachwalałam, sama zachęcałam, ALE ... Przez przypadek zidentyfikowałam go jako przyczynę zniszczenia moich paznokci :( Początkowo myślałam, że za dużo je ostatnio maluję, za mało odżywiam itp. wszak już wcześniej miewałam okresy słabszej kondycji paznokci, nie zależnie od używanego zmywacza. Przez krótki pobyt w Anglii używałam innego zmywacza, bez acetonu i ... moje paznokcie odżyły! Nie są suche, nie rozdwajają się, nie kruszą.
No i klops. Co zrobić? Pod względem zmywania jest niezastąpiony + ten przyjemny zapach, ale z drugiej strony kondycja paznokci jest chyba ważniejsza?
Postanowiłam, że zmywacza Isany będę używać tylko do ciemnych lakierów, czy do tych najbardziej opornych na zmywanie, a te jaśniejsze czy samą odżywkę będę zmywać zmywaczem bez acetonu.
Osoby rzadziej malujące i zmieniające lakier na paznokciach mogą śmiało go używać :)
Etykiety:
Subskrybuj:
Posty (Atom)