Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Essence. Pokaż wszystkie posty
Tym razem w przeglądzie kosmetyków Essence pokażę dwa, które należą do moich faworytów makijażowych. W poprzednim (KLIK) przeważyły te, które nie podbiły mego serca, więc będzie miła odmiana. Poczwórne cienie i szminka choć wydają się niepozorne potrafią zauroczyć.
Nigdy nie przepadałam za żółtymi lakierami mając z nimi niezbyt estetyczne skojarzenia, a ostatnio trafiły mi się trzy - wszystkie żółtki a zupełnie inne: Essence Love is in the air, Melkior Pineapple i Oriflame Sundance.
Lakier Essence to kolor, który najbardziej mi się spodobał - pastelowy, ale wyraźny odcień. Niestety bardzo źle się nakładał, na zdjęciach widzicie prześwity mimo nałożenia dwóch warstw. Trzecia warstwa pewnie by je wyrównała, ale przez gęstą konsystencję obawiam się, że z taką ilością lakieru paznokcie wyglądałyby zbyt ciężko.
Trwałość ma standardową - 3 dni i do zmycia.
Żółty Melkior to totalnie nie moja bajka. Odcień mi się nie podoba (na paznokciach wygląda inaczej niż w butelce), do tego kiepsko kryje i widać końcówki paznokci. Jedynie co to ładnie się błyszczy i łatwo nakłada. I tyle.
Żółtek z Oriflame ma najlepszą jakość z tych trzech lakierów - najlepiej kryje, ale nadal nie idealnie. Odcień ciemny, z nutką pomarańczu niezbyt mi się podoba.
O trwałości lakieru Melkior i Oriflame niestety nic nie napiszę, bo nie miałam ich na paznokciach dłużej niż do zrobienia zdjęć.
Nie, żółte lakiery nie są dla mnie. Zdecydowanie. Za to wszelkie brzoskwinie, korale i mocne róże kocham całym sercem :D
Lubicie żółte lakiery na paznokciach?
Gdy przypomnę sobie Essencomanię sprzed kilku (ok. 6-7 lat), oczekiwanie na kolejne limitki, dreszczyk emocji: będzie w PL, czy nie to łezka mi się w oku kręci. Kupowałam coś niemal z każdej dostępnej u nas kolekcji, z różnym stopniem zadowolenia, ale generalnie było dobrze.Obecnie mam kilka kosmetyków tej firmy, które Wam pokażę w dwóch postach.
Na pierwszy rzut trio: lakier, błyszczyk i kolorowy tusz.
O błyszczykach Stay with me co rusz gdzieś coś czytałam, ale mi było z nimi nie po drodze zwłaszcza, że od ponad 2 lat pierwsze skrzypce grają u mnie szminki. Jednak otrzymany błyszczyk w kolorze Candy Bar to jeden z moich naustnych ulubieńców ostatnich kilkunastu dni głównie przez kolor.
Soczysta brzoskwinia z nutką różu to zdecydowanie mój typ. Dobrze kryje, nie ma drobinek, trwałość w zasadzie standardowa. Błyszczyk jest klejący i jego aplikacja nie należy do najłatwiejszych - lekko się marze po ustach i trudno nałożyć go w miarę równomiernie. Zapach ma słodki, jak cukierki, mnie trochę drażni, ale tragedii nie ma.
Nigdy nie miałam kolorowego tuszu, bo dla mnie jedyny prawowity kolor na rzęsach to czerń i to jak najbardziej czarna. A tu proszę. Intensywnie niebieski kolor tuszu Color Flash, podchodzący pod kobalt znalazł się wśród upominków ze spotkania blogerek w Suchej Beskidzkiej.
Tuszu użyłam raz, w warunkach domowych, bo "kobiecie w moim wieku" nie wypada, poza tym ten tusz też nie przekonał mnie do kolorów na rzęsach. W świetle łazienkowym kolorowe widziałam jedynie końcówki, więc myślę sobie: spoko, tak by w sumie mogło być. Pokazuję się mężowi w świetle dziennym. Reakcja: wow, czadowo!! Zaskoczył mnie, że w ogóle cokolwiek widzi, bo przecież w łazience musiałam się nieźle wpatrzeć, żeby zauważyć. Poza tym taki entuzjazm faceta 30+ na widok niebieskich rzęs u kobiety 30+ wydał mi się co najmniej podejrzany. Popatrzyłam do lustra i zamarłam!! Kolor jest bardzo intensywny i nie ma żadnych złudzeń, że rzęsy nie są kolorowe.
Jeśli chodzi o zachowanie na rzęsach, to jest całkiem niezły - nieco wydłuża i pogrubia co prawda bez efektu wow, ale "coś" robi.
Więc tak. Dla mnie tusz w niebieskim kolorze stanowczo nie jest stworzony, ale jeśli szukacie kolorowego nie tylko z obietnicy producenta, to obczajcie ten.
Wybaczcie brak zdjęcia, ale nie udało mi się uchwycić efektu tak, abym była na tyle zadowolona, żeby Wam go pokazać.
I na sam koniec gwóźdź programu :D Lakierowy koszmarek. Miewałam
ładniejsze i brzydsze lakiery, przwinęło się ich przez moją kolekcję na
pewno z tysiąc, ale toto w kolorze o nazwie Sparkling water lily przebija wszystkie na głowę.
Choć wiecie, tak patrzę na te zdjęcia i na nich lakier wygląda nawet zachęcająco, jednak wierzcie mi - na żywo efekt nie jest taki, jaki się Wam teraz wydaje :D
Biała, absolutnie perłowa baza rodem z lat 90 (w każdym kiosku i
sklepie nawet spożywczym były takie lakiery, tandetnie perłowe, u
starszych pań często nadal takie widuję), której ozdoba są jedynie
dodatkowe niebiesko-zielone migoczące drobinki nie dające się uchwycić na zdjęciach. Gdyby nie perła w bazie, a
jedynie czysta, kremowa biel plus te osobne drobinki byłoby niemal idealnie. Niemal, bo krycie nie należy do najlepszych - na zdjęciach mam 3 warstwy, po
których końcówki nadal są widoczne.
Czas schnięcia trochę mnie zaskoczył - wydawało mi się, że lakier jest całkiem suchy, tu niespodzianka, którą widać na paznokciu wskazującego palca. Jednak nie był idealnie wyschnięty.
Wybaczcie, że nie napiszę nic o
trwałości - przy najszczerszych chęciach nie wytrzymałam z takim
lakierem dłużej niż zrobienie zdjęć. Mimo późnej godziny zmyłam i
nałożyłam samą odżywkę.
Dla mnie ten lakier to istna ciekawostka, że "takie" lakiery jeszcze się robi.
Jakie macie doświadczenia z kosmetykami Essence?
Etykiety:
Po nieco nieudanych ostatnich miesiącach, w końcu coś się ruszyło z pustymi opakowaniami. Oby tak dalej :)
1. Neutrogena - Głęboko nawilżająca kremowa emulsja Creamy Oil
3. Avon - Naturals - żel pod prysznic kwiat wiśni
4. Nivea - antyperspirant w kulce Invisible
Nie polubiłam go - średnio radził sobie z mocnymi kolorami, do tego śmierdzi i nie jest wygodny w użyciu - po odkręceniu korka ukazuje się nam wielki otwór, przez który łatwo wylać za dużo zmywacza. Nie kupię go ponownie, wolę zieloną Isanę z Rossmanna.
6. Green Pharmacy - olejek łopianowy do włosów
7. Cleanic - antybakteryjne chusteczki do rąk
8. L'Orient - Savon noir z różą damasceńską
Ciekawy produkt, który dokładnie oczyszcza skórę. Byłam zadowolona z niego, ale nie jest to dla mnie niezbędnik.
/recenzja/
9. L'Oreal - róż Delicieux kolor Candy Cane Pink
Mój pierwszy "lepsiejszy" róż, który ma już ... hmm nawet nie wiem ile lat - 5? 6? Kolor jest świetny - przybrudzony, stonowany róż, niezbyt błyszczący. Widać spore dno - rzeczywiście go lubiłam. Decyzja o wyrzuceniu go była dla mnie trudna do podjęcia, ale że odcień nieco się zmienił po tylu latach i trochę trudno się nabiera rozsądek wziął górę. Możliwe, że go kupię ponownie (nie, nie "odkupię" - kolejny błąd po myleniu "bynajmniej" z "przynajmniej" i końcówki "ą" z "om", który przetacza się przez blogi, a ten ostatni nawet w świecie politycznym ...).
10. Pharmaceris - A - krem ratunek Sensilium
Całkiem fajny krem łagodzący podrażnienia, lecz dla skóry suchej jest niewystarczająco nawilżający.
/recenzja/
11. Avon - Foot Works - mydło peelingujące do stóp
Zupełne nieporozumienie. Fajnie wygląda, ale jest zupełnie niepraktyczne.
/recenzja/
1. Neutrogena - Głęboko nawilżająca kremowa emulsja Creamy Oil
Niezbyt lubię się z kosmetykami Neutrogeny, ale mąż o tym nie wiedział kupując mi ten balsam (i to jeszcze o pojemności 400ml ...). Pierwsze wrażenie było jednak, o dziwo, bardzo pozytywne - urzekła mnie konsystencja: miękka, rzeczywiście trochę olejkowa i bardzo przyjemny zapach (kolejne zdziwienie). Nie podobało mi się natomiast klejenie i spływanie pod wpływem ciepła. Okazał się nieziemsko wydajny (wystarczy odrobina), zużyłam więc jako balsam pod prysznic i świetnie się sprawdził w tej roli.
2. Pharmaceris - A - łagodny tonik nawilżający
Nie mam za bardzo nad czym się rozwodzić. Całkiem przyjemny tonik, ale nie przewiduję powrotu do niego.
3. Avon - Naturals - żel pod prysznic kwiat wiśni
Zdecydowanie lepszy od poprzedniego Naturalsa, który ostatnio zużyłam (KLIK). Dobrze się pieni, przyjemnie odświeża, nie wysusza skóry, jednak w zapachu coś mi nie do końca pasowało.
4. Nivea - antyperspirant w kulce Invisible
To chyba moje trzecie zużyte opakowanie. Bardzo mi odpowiada pod względem ochrony przed potem, do tego szybko wysycha i faktycznie nie zostawia śladów, jednak zauważyłam, że zaczął wysuszać skórę pod pachami.
5. Essence - zmywacz do paznokciNie polubiłam go - średnio radził sobie z mocnymi kolorami, do tego śmierdzi i nie jest wygodny w użyciu - po odkręceniu korka ukazuje się nam wielki otwór, przez który łatwo wylać za dużo zmywacza. Nie kupię go ponownie, wolę zieloną Isanę z Rossmanna.
6. Green Pharmacy - olejek łopianowy do włosów
Byłam przekonana, że pisałam o nim na blogu, a okazuje się, że nie.
Mania olejkowa już dawno za mną, zużywam co nagromadziłam wcześniej. Ten olejek niestety jest jednym ze słabszych, jakie stosowałam na włosy. Zamiast miękkich, lejących się włosów miałam na głowie zbyt puszyste siano, nie dające się za bardzo ujarzmić. Gdybym miała się kiedyś zdecydować na ponowny zakup oleju, na pewno nie byłby to ten, a Bhringraj
7. Cleanic - antybakteryjne chusteczki do rąk
Robią co mają robić, czyli odświeżają, przez chwilę dłonie się kleją. Nie używam na co dzień tego typu produktu, ale na jakiś wyjazd mogą się przydać.
8. L'Orient - Savon noir z różą damasceńską
Ciekawy produkt, który dokładnie oczyszcza skórę. Byłam zadowolona z niego, ale nie jest to dla mnie niezbędnik.
/recenzja/
9. L'Oreal - róż Delicieux kolor Candy Cane Pink
Mój pierwszy "lepsiejszy" róż, który ma już ... hmm nawet nie wiem ile lat - 5? 6? Kolor jest świetny - przybrudzony, stonowany róż, niezbyt błyszczący. Widać spore dno - rzeczywiście go lubiłam. Decyzja o wyrzuceniu go była dla mnie trudna do podjęcia, ale że odcień nieco się zmienił po tylu latach i trochę trudno się nabiera rozsądek wziął górę. Możliwe, że go kupię ponownie (nie, nie "odkupię" - kolejny błąd po myleniu "bynajmniej" z "przynajmniej" i końcówki "ą" z "om", który przetacza się przez blogi, a ten ostatni nawet w świecie politycznym ...).
10. Pharmaceris - A - krem ratunek Sensilium
Całkiem fajny krem łagodzący podrażnienia, lecz dla skóry suchej jest niewystarczająco nawilżający.
/recenzja/
11. Avon - Foot Works - mydło peelingujące do stóp
Zupełne nieporozumienie. Fajnie wygląda, ale jest zupełnie niepraktyczne.
/recenzja/
Luty jest tym samym początkiem akcji Dwa zużycia - jeden zakup (KLIK) - od liczby zużyć zależy liczba kosmetyków, jakie mogę kupić w marcu.
Z lutowych zużyć nie biorę jednak pod uwagę zużytego żelu pod prysznic (w tej kategorii obowiązuje wewnętrzna akcja Dwa zużycia - jeden zakup ;)) i różu (nie została zużyty do końca), zatem w marcu mogę pozwolić sobie na maksymalnie 4 kosmetyki. Trzymajcie kciuki!
A Wam jak poszło w lutym?
Etykiety:
Czy Wam też wrzesień przeleciał tak szybko? Ledwo się rozpoczął, a tu już pora na pokazanie zakupów i zużyć z całego miesiąca.
Na pierwszy rzut - zakupy:
Na pierwszy rzut - zakupy:
Podobnie jak w sierpniu skupiłam się głównie na odświeżeniu kolorówki (cały zbiór zobaczycie TUTAJ, no prawie cały bo bez lakierów - muszę się zebrać i obfocić ;)) :
- uległam kolejnym paletkom Avon: Purple Haze (1) i Berry Love (2). Obie paletki pokazałam już TUTAJ. Używane na bazę są o niebo lepsze niż bez bazy, chyba, że ktoś lubi bardzo subtelny makijaż.
- weekend darmowej dostawy w sklepie internetowym Hean pokusił mnie o małe zakupy - paletkę High Definition Grey Glam (5), pojedynczy cień 502 (6) i świeżą bazę pod cienie (8). Turkusowy lakier dostałam jako gratis (13).
Paletką jestem zachwycona, pojedynczy cień to dubelek szarego cienia z paletki (ale co tam :D piękny jest więc wybaczam ;)), bazę znałam już wcześniej i okazała się być lepsza od bazy z Avonu (porównanie obu baz - KLIK).
- wspomnienia z późnej podstawówki i wczesnego liceum sponsorują ... białe lakiery do paznokci - Art de Lautrec nr 11 (7), Pierre Rene Pure White nr 16 (10) i Ados nr 502 (11). To wtedy byłam fanką białych lakierów i ostatnio "jakoś tak" z ciekawości sięgnęłam ponownie.
- lubię szminki i błyszczyki z Avonu, ale same wiecie jak to z takimi katalogowymi zakupami kolorówkami bywa. Po zupełnym rozczarowaniu szminką Idealny Pocałunek Naturally Nude, skusiłam się na szminkę z serii Ultra Color w kolorze Ripe Papaya (9). W tym przypadku byłam dobrze poinformowana co to za kolor, jakie ma wykończenie, więc nie zamawiałam w ciemno. Bardzo trafiła w mój gust, podczas, gdy niewypał Naturally Nude został już odesłany do zwrotu.
- nowości Catrice i Essence w końcu są w Naturach. Kupiłam jedynie grubą kredkę Stays no matter what w kolorze Blazing Black. Już kilka dni temu chciałam Wam pokazać, ale zdjęcia zupełnie nie wyszły. Nadrobię :) Zdradzę tylko, że nie do końca jestem z niej zadowolona.
Jak pamiętacie ze zdjęć pielęgnacji (KLIK) żeli pod prysznic mi nie brakuje, ale wiecie ... PROMOCJA :o Nie mogłam się oprzeć cenie 7,99 zł za 2 żele Palmolive (3, 4), zwłaszcza, że obok Nivei są to moje ulubione żele.
Podobnie lubię maseczki z Avonu z serii Planet Spa. Tym razem zamówiłam maseczkę peel-off z żeń-szeniem (12).
Byłyby tu jeszcze 2 kosmetyki - wspomniana baza pod cienie z Avonu i szminka tej samej firmy, ale szybko poleciały do zwrotu ;).
Udało się Wam kupić we wrześniu coś fajnego i godnego polecenia?
Mimo dalszego chorobowego sierpień zleciał mi dosyć szybko. Kosmetycznie padło na kolorówkę - zapragnęłam lekkiego odświeżenia i czegoś nowego w tej kategorii.
* Poczwórne cienie z Avonu - Stone Taupes i Unrestrained skusiły kolorami i obietnicami producenta.
Jak mają się do rzeczywistości? Napisałam już TUTAJ.
* Siedzenie w domu od czerwca spowodowało wyjątkową bladość mego lica ;) Mąż się przejął moimi narzekaniami i na urodziny sprawił mi matowy bronzer z Essence :) Jest jasny i idealny na całą twarz. Dokupiłam jeszcze kuleczki z Avonu, które są trochę ciemniejsze i mają delikatny połysk przez co ładnie wyglądają na kościach policzkowych.
Zdjęcia mam już przygotowane, więc w najbliższych dniach pokażę oba pudry :)
* Lakiery Cleme dostałam do przetestowania.
Pokazałam je już:
* Czarna kredka z gąbeczką z Avonu, używam do wewnętrznej strony powieki. Z poprzednią wersją różni ją kształt gąbeczki.
* Zakupy w Pepco: paletka i pojedynczy cień Manhattan za grosze: paletka 10 zł, cień 5 zł. Pokażę niedługo :)
* Lakiery z Avonu z serii Speed Dry+
Zdjęcia i kilka słów na ich temat:
* Jedyny zakup kosmetyku do pielęgnacji: maseczka z Avonu z serii Planet Spa Bali.
Ma w składzie kwas salicylowy, więc musi jeszcze trochę poczekać na używanie.
Co ciekawego kupiłyście w sierpniu?
Edycji limitowanych Essence i Catrice od dawna nie śledzę, zaskoczeniem było więc dla mnie znalezienie w Naturze essencowej Vintage District, z powodu lakieru, który jeszcze wcześniej widziałam na jakimś blogu.
Lakier kupiłam w kwietniu, wtedy też zrobiłam zdjęcia, ale w ogóle nie miałam serca (i nie mam dalej) do napisania o nim ... Dlaczego? Totalne rozczarowanie!
W buteleczce lakier zachwyca - niezbyt ciemny szary kolor z mnóstwem różowych drobinek. No i właśnie ... Są one widoczne głównie w buteleczce - na paznokciach niemal całkowicie znikają, jedynie przy sztucznym świetle można się dopatrzeć ich obecności.
Lakier kupiłam w kwietniu, wtedy też zrobiłam zdjęcia, ale w ogóle nie miałam serca (i nie mam dalej) do napisania o nim ... Dlaczego? Totalne rozczarowanie!
W buteleczce lakier zachwyca - niezbyt ciemny szary kolor z mnóstwem różowych drobinek. No i właśnie ... Są one widoczne głównie w buteleczce - na paznokciach niemal całkowicie znikają, jedynie przy sztucznym świetle można się dopatrzeć ich obecności.
Konsystencja jest dla mnie fatalna - lakier bardzo trudno się nakłada, jest gęsty, jakby kredowy. Łatwo o smugi i inne nierówności.
Trwałością także nie grzeszy - szybko ściera się z końcówek i odpryskuje, zdecydowanie zbyt szybko.
Macie ten lakier?
Jesteście z niego zadowolone?
Etykiety:
Nie pozostaje mi nic innego, jak cierpliwie czekać na zakończenie etapu bezproblemowych zakupów. Bo u mnie tak jest. Długo nie kupuję (nie żebym się jakoś szczególnie powstrzymywała, ale czasami po prostu nie mam ochoty na chodzenie po sklepach), a potem to nadrabiam. Taki jest dla mnie kwiecień. Jest dopiero 13 dzień kwietnia, a ja już drugi raz pokazuję moje zakupy.
Z Avonu nie zamawiam zbyt często, szał niewątpliwie mi minął dobrych kilka lat temu. Najczęściej zerkam w stronę serii Naturals - bardzo lubię żele pod prysznic, więc zawsze jestem ciekawa nowości, oraz uważniej przyglądam się szminkom i błyszczykom, które ogólnie uważam za bardzo dobre i godne polecenia (odmienny kolor na żywo niż w katalogu tu pomijam, mam na myśli jedynie jakość).
W ostatnim katalogu skupiłam się jedynie na produktach z oferty demo.
Żel pod prysznic Senses - Citrus Burst
Mąż sobie zażyczył ;) Jest ewidentnie zachwycony zapachem, u mnie aż takiego wielkiego entuzjazmu nie wywołuje.
Pachnie jak oranżada w szklanej butelce sprzed lat.
Żel pod prysznic i mgiełka zapachowa Naturals - Morela i masło shea
Uwielbiam tego typu połączenia. Słodycz owocu przełamana ciepłym zapachem shea. Uwaga - od 6 katalogu mgiełki mają zmniejszoną pojemność - zamiast 125ml jest 100ml.
Woda perfumowana - Only Imagine
Tak na co dzień, do pracy będzie w sam raz :) Zapach jest lekki, owocowo-kwiatowy. Jestem zwolenniczką cięższych zapachów, ale dla urozmaicenia podoba mi się Only Imagine. Uroczy jet korek ze "spódniczką", które od góry wyglądają jak kwiat. "Spódniczka" trochę utrudnia psikanie, można ją więc zdjąć, albo przytrzymać ręką.
Błyszczyki Idealny pocałunek - Sweetly peach i Butter me up
Są dokładnie takie, na jakie liczyłam :) Więcej nie zdradzę. Zdjęcia już czekają na pokazanie :)
Próbki szminek Idealny pocałunek - Caressing Coral, Chic Nude, Naughty and Nude, Pucker up Pink i Kiss me pink
Zdjęcia też już są gotowe :)
Lakiery Catrice skusiły mnie obniżoną ceną - 7,29 zł i dodatkową promocją: za zakup 2 kosmetyków Catrice, trzeci gratis. Oferta bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, ponieważ gratisy były godne uwagi. O ile dotąd przeważnie wśród gratisów widziałam jakieś wybrakowane cienie (a to ukruszone, a to maźnięte, a to kolory nie ciekawe), kredki do oczu w wątpliwie ładnych kolorach i np. bez skuwek, tak teraz do wyboru dostałam kilka lakierów do paznokci, paletki cieni, tusze (2 czy 3 rodzaje) i róż, który właśnie wybrałam.
1. Catrice - Salmon and Garfunkel
Polubiłam ostatnio takie kolory.2. Catrice - Steel my heart
Zaintrygował mnie :)Zastanawiałam się jeszcze nad kolorem Pinky and the brain, nie tyle z powodu koloru, który i tak uwielbiam (intensywny róż), ale z powodu nazwy. Mój mąż ostatnio przypomniał sobie bajkę o tym tytule i ciągle mnie męczy piosenką z niej.
3. Essence - LE Vintage District - Get Arty
Z limitkami Essence od dawna nie jestem na bieżąco - przestały mnie interesować, ponieważ są coraz mniej ciekawe. Ten lakier zobaczyłam kiedyś na jakimś blogu, wpadł mi w oko, więc tym większe było moje zdziwienie, gdy go zobaczyłam w szafie Essence.4. Catrice - Raspberry ice cream
Często oglądałam te róże, jednak nie potrafiłam się ostatecznie zdecydować. Teraz wpadł jako gratis. To lubię :)A co Wy kupiłyście w ostatnich dniach?
Etykiety:
Czy jest ktoś, kto lubi zmywać lakiery z brokatem? Nie sądzę ;) Co prawda można stosować metodę z folią aluminiową, czy choćby przykładać na ok. 1 minutę płatek ze zmywaczem na paznokcie zamiast pocierać, ale i tak czynność tą trudno nazwać przyjemną. Nic zatem dziwnego, że zainteresowała mnie baza peel off z Essence.
Po nałożeniu na paznokieć baza jest biała, wysychając staje się przezroczysta.
Baza ma powodować, iż lakier będziemy mogli ściągnąć w całości, w postaci płatka, nie używając zmywacza do paznokci. Świetna opcja i perspektywa w przypadku lakierów brokatowych.
Czy spełnia swoje zadanie?
Tak, ale tylko jeśli nałożymy ją grubą warstwą. Wówczas faktycznie po podważeniu krawędzi lakier odejdzie bez żadnych problemów.
Jeśli warstwa będzie cieńsza, to i zdjęcie trudniejsze. Lakier schodzi kawałkami i usuwanie zajmuje sporo czasu.
Trzeba przyznać, że preparat jest bardzo przydatny i warto go mieć, jeśli używa się lakierów z brokatem. Jednak częste stosowanie raczej nie jest dobrym pomysłem, ponieważ wraz z lakierem może odejść też warstewka płytki paznokcia.
Po nałożeniu na paznokieć baza jest biała, wysychając staje się przezroczysta.
Baza ma powodować, iż lakier będziemy mogli ściągnąć w całości, w postaci płatka, nie używając zmywacza do paznokci. Świetna opcja i perspektywa w przypadku lakierów brokatowych.
Czy spełnia swoje zadanie?
Tak, ale tylko jeśli nałożymy ją grubą warstwą. Wówczas faktycznie po podważeniu krawędzi lakier odejdzie bez żadnych problemów.
Jeśli warstwa będzie cieńsza, to i zdjęcie trudniejsze. Lakier schodzi kawałkami i usuwanie zajmuje sporo czasu.
Trzeba przyznać, że preparat jest bardzo przydatny i warto go mieć, jeśli używa się lakierów z brokatem. Jednak częste stosowanie raczej nie jest dobrym pomysłem, ponieważ wraz z lakierem może odejść też warstewka płytki paznokcia.
Co myślicie o takich wynalazkach? Mają rację bytu, czy raczej są zbyteczne?
Niezmiernie cieszy mnie fakt kupowania kosmetyków w zdecydowanie mniejszych ilościach niż wcześniej. Same zobaczcie:
* tonik Corine de Farme - tonik Iwostin Sensitia dogorywa, hydrolat ylang-yland niezbyt polubiłam i rzadko używam, musiłam się więc rozglądnąć za czymś nowym
* szampon Avon Naturals z mandarynką i kiwi - wpadł z przypadku
* żel Avon Anew Reversalist - żel Aqua Youth niedługo się skończy, a przy okazji była dobra promocja na żele.
* maseczka Avon Planet Spa z masłem Shea - nie kusiła mnie do czasu aż wypróbowałam jej próbkę w saszetce. Kilka lat temu była już w ofercie maseczka z tej serii, ale przez konsystencję mi nie podeszła (kleista, żelowa), więc sądziłam że "nowa" to ta sama co wtedy. Na szczęście nie :)
* peeling do stóp Avon Foot Works z solą morską
* serum Auriga Flavo C z 8% wit. C - dopiero zaczęłam stosować i bardzo ciekawią mnie efekty
* lakier Essence z odświeżonej serii Colour & Go - Stuck on you - uważajcie z nim, bo kolor na paznokciu jest inny i ciemniejszy niż w buteleczce
* kredka Avon SuperSHOCK - Golden fawn kupiona po raz drugi :D Bardzo ją lubię zarówno solo jak i w połączeniu z ciemnym cieniem.
* tonik Corine de Farme - tonik Iwostin Sensitia dogorywa, hydrolat ylang-yland niezbyt polubiłam i rzadko używam, musiłam się więc rozglądnąć za czymś nowym
* szampon Avon Naturals z mandarynką i kiwi - wpadł z przypadku
* żel Avon Anew Reversalist - żel Aqua Youth niedługo się skończy, a przy okazji była dobra promocja na żele.
* maseczka Avon Planet Spa z masłem Shea - nie kusiła mnie do czasu aż wypróbowałam jej próbkę w saszetce. Kilka lat temu była już w ofercie maseczka z tej serii, ale przez konsystencję mi nie podeszła (kleista, żelowa), więc sądziłam że "nowa" to ta sama co wtedy. Na szczęście nie :)
* peeling do stóp Avon Foot Works z solą morską
* serum Auriga Flavo C z 8% wit. C - dopiero zaczęłam stosować i bardzo ciekawią mnie efekty
* lakier Essence z odświeżonej serii Colour & Go - Stuck on you - uważajcie z nim, bo kolor na paznokciu jest inny i ciemniejszy niż w buteleczce
* kredka Avon SuperSHOCK - Golden fawn kupiona po raz drugi :D Bardzo ją lubię zarówno solo jak i w połączeniu z ciemnym cieniem.
Etykiety:
Mam nadzieję, iż to już ostatnia partia zakupów kosmetycznych w maju. W ciągu około 1,5-2 tygodni do zbioru wpadło jeszcze kilka drobiazgów:
- szósty żel Fruttini do kolekcji - limonka i mięta (wcześniej skusiłam się na 4 - KLIK , a dzień później na jeszcze jeden - KLIK )
- mydło naturalne STOBA gorzki migdał - wypatrzone w sklepie zielarskim, kosztowało 9,90zł. Ma fajny skład (sodium cocoate, aqua, potassium cocoate,
glycerin, lanolin, cocos nucifera, prunus dulcis oil, persea gratissima
oil, vitis vinifera oil, tocopherol, ascotbic acid, parfum)
- cień Essence z limitowanki Marble Mania - Let's get twisted
- lakier Essence Colour & Go - C'est la vie
Mam już przygotowane zdjęcia Essencowych malowideł :p
Otrzymałam też kolejny kosmetyk do testów firmy Istituto Ganassini. Tym razem jest to emulsja do skóry Neoviderm do stosowania w przypadku poparzeń słonecznych, lekkich oparzeń, podrażnień i stanów zapalnych skóry. Brzmi ciekawie :)
O dziwo, produkt jest pełnowartościowy, a nie w postaci próbek jak to było w poprzedniej przesyłce kosmetyków tej firmy (KLIK)
Zostały mi jeszcze jedne zakupy lutowe do pokazania.
W Biedronce wykukałam ostatnie 2 trzypaki żeli kremowych z Luksji, wzięłam więc 1. Mąż nie oponował, wręcz zachęcał, gdy powiedziałam mu cenę: 7,49 zł :D W zestawie jest żel: oliwka+aloes, róża+mleko i awokado+witamina B5.
Kredki z Avonu w zasadzie mogę kupować w ciemno, zwłaszcza, gdy są z serii SuperShock. Nie inaczej było w przypadku 2 najnowszych kolorów: Blackberry i Golden Fawn. Nie chcę zbyt dużo zdradzać przed opublikowaniem osobnej recenzji, pokuszę tylko stwierdzeniem, że są cudownie miękkie (w pozytywnym sensie) i diabelsko trwałe.
Ostatnio poczułam konieczność (czy to na pewno konieczność? ;)) posiadania koralowego cienia. Moją ciekawość rozbudził jeden z cieni z paletki The Balm Shady Shady vol. II - Mischievous Marissa (o dziwo, cień, który najmniej mi się podobał, a teraz okazuje się, że to jeden z moich faworytów, zwłaszcza w połączeniu z szarym cieniem!). Chciałam coś w jego stylu, ale intensywniejszego, mocniejszego, z delikatnym dodatkiem różu. Wybrałam cień z Essence - Shrimp me up. Powiedzmy, że tego szukałam. "Powiedzmy", bo mimo iż w opakowaniu cień wydaje się być intensywny, tak na powiece kolor znika i jest bardzo delikatny :(
W Biedronce wykukałam ostatnie 2 trzypaki żeli kremowych z Luksji, wzięłam więc 1. Mąż nie oponował, wręcz zachęcał, gdy powiedziałam mu cenę: 7,49 zł :D W zestawie jest żel: oliwka+aloes, róża+mleko i awokado+witamina B5.
Kredki z Avonu w zasadzie mogę kupować w ciemno, zwłaszcza, gdy są z serii SuperShock. Nie inaczej było w przypadku 2 najnowszych kolorów: Blackberry i Golden Fawn. Nie chcę zbyt dużo zdradzać przed opublikowaniem osobnej recenzji, pokuszę tylko stwierdzeniem, że są cudownie miękkie (w pozytywnym sensie) i diabelsko trwałe.
Ostatnio poczułam konieczność (czy to na pewno konieczność? ;)) posiadania koralowego cienia. Moją ciekawość rozbudził jeden z cieni z paletki The Balm Shady Shady vol. II - Mischievous Marissa (o dziwo, cień, który najmniej mi się podobał, a teraz okazuje się, że to jeden z moich faworytów, zwłaszcza w połączeniu z szarym cieniem!). Chciałam coś w jego stylu, ale intensywniejszego, mocniejszego, z delikatnym dodatkiem różu. Wybrałam cień z Essence - Shrimp me up. Powiedzmy, że tego szukałam. "Powiedzmy", bo mimo iż w opakowaniu cień wydaje się być intensywny, tak na powiece kolor znika i jest bardzo delikatny :(
Ostatnie limitowanki Essence nie zachwyciły mnie za bardzo, ale i tak zaciekawił mnie wpis na blogu Nihridy nt. 2 nowych serii - Marble Mania i Season of extremes, które mają się ukazać na wiosnę (marzec, kwiecień). Tylko pytanie: czy będą w Polsce ?
(zdjęcia ze strony producenta www.essence.eu)
(zdjęcia ze strony producenta www.essence.eu)
Marble mania
Season of extremes
W tej kolekcji są tylko lakiery i zgodnie z nazwą są zarówne kolory szalone, jak i z drugiego końca: spokojne i stonowane.
Co myślicie o nowościach Essence? Która z kolekcji bardziej trafia w Wasze upodobania? Na co będziecie polowały, o ile oczywiście kosmetyki pojawią się w Polsce.
Mi zdecydowanie bardziej podoba się Marble Mania, a z niej: róż, błyszczyki (szczególnie brzoskwiniowy).
Cienie też wygladają niegłupio, ale zawsze mam obiekcje przed wyborem tego typu cieni. Obawiam się, czy na obu oczach uda się uzyskać dokładnie taki sam kolor i efekt ;) Macie doświadczenie z takimi cieniami? Czy moje obawy są słuszne czy nie?
Został mi do pokazania jeszcze jeden lakier z grudniowej, niedostępnej już limitowanki Essence - Vampire's Love: Into the Dark. Wcześniej napisałam o: Gold old buffy i True Love . O ile pamiętacie - kupiłam także The dawn is broken, ale jednak nie podobał mi się na moich paznokciach, więc ma już inną właścicielkę (podobnie jak True Love - kolor owszem piękny, ale jednak nic wyjątkowego).
Into the dark bardzo trafia w mój gust! Lekko przybrudzony granat, z drobinkami, które bez słońca są zwykłymi, niepołyskującymi srebrnymi kropkami. Polubiłam ten efekt :)
Nakłada się bezproblemowo, szybko schnie. Nie ma mowy o bąbelkach powietrza czy zaciekach. Dodatkowo, w odróżnieniu od Gold old buffy i True Love jest trwały.
Czy Wam spodobały się wszystkie kupione kosmetyki z tej limitowanki czy może któryś Was rozczarował?
Ja kupiłam tylko 4 lakiery - "betonowy" The dawn is broken okazał się nie pasujący do moich dłoni i paznokci, True love nie podbił jakoś szczególnie mojego serca, zostały ze mną pozostałe 2 (Gold old buffy i Into the dark) i nimi jestem jak najbardziej zachwycona :)
Into the dark bardzo trafia w mój gust! Lekko przybrudzony granat, z drobinkami, które bez słońca są zwykłymi, niepołyskującymi srebrnymi kropkami. Polubiłam ten efekt :)
Nakłada się bezproblemowo, szybko schnie. Nie ma mowy o bąbelkach powietrza czy zaciekach. Dodatkowo, w odróżnieniu od Gold old buffy i True Love jest trwały.
Czy Wam spodobały się wszystkie kupione kosmetyki z tej limitowanki czy może któryś Was rozczarował?
Ja kupiłam tylko 4 lakiery - "betonowy" The dawn is broken okazał się nie pasujący do moich dłoni i paznokci, True love nie podbił jakoś szczególnie mojego serca, zostały ze mną pozostałe 2 (Gold old buffy i Into the dark) i nimi jestem jak najbardziej zachwycona :)
Etykiety:
Czwarta część "spowiedzi" nt. o co wzbogacił się mój zbiór kosmetyczny w ostatnim czasie (poprzednie - zakupy z The Balm (klik) , Helfowe nabytki, przesyłki od firm z którymi współpracuję). Teraz wszystko pozostałe. No, prawie wszystko, bo nadal nie doczekałam się na spray do włosów i podwójną kredkę z Avonu.
W notce z zakupami The Balm pisałam, że na tym zakończę zakupy i tak się stało :) Wszystko powyższe kupiłam wcześniej, tylko ze zdjęciami trochę mi się opóźniło.
Widząc ten zestaw w promocyjnej cenie 29,90 nie wahałam się ani chwili - żel znam i miałam już 2 buteleczki, podobnie jak maseczkę. Bardzo je lubię, więc przygarnęłam :) Kremu nie znałam. Niestety nie jestem aż tak zachwycona jak pozostałymi kosmetykami z tego zestawu.
Avon:
Eukaliptusowy płyn Herbamedicus bardzo przypadł do gustu mojemu Mężowi, sama zdążyłam go użyć może 3 razy. Trzeba było kupić kolejny :) Mąż wybrał tym razem rozmarynowy, który z wyjątkiem koloru (jest różowo-czerwony) nie różni się niczym od eukaliptusowego. Nawet zapach mają bardzo podobny, rozmarynowy jest ciut delikatniejszy, ale w podobnym tonie.
Od długiego czasu chodził za mną beżowy cień, ale nie byle jaki ;) Większość takich cieni była/jest na moich oczach:
- za biała
- za złota
- za transparentna
Marzył mi się kryjący, najlepiej satynowy beż, czy raczej krem. Sądziłam, że taka będzie kremowa końcówka podwójnej kredki SuperShock z Avonu Chocolate Melt + Cream Dream (zdjęcia są już gotowe, recenzja lada dzień, więc dzisiaj mały przeciek ;)). Cóż, okazała się być zbyt błyszcząca. Nie to, że nie lubię błysku na oczach, bo lubię, ale efekt jest nie taki, jakiego chciałam kładąc kremowy kolor na powieki. Będąc w Naturze wybrałam 2 cienie. O ironio ... Chciałam satynowy beż, a zdecydowałam się na maty :cojest: To jest właśnie typowo babska natura ;) Pierwszy z nich to Essence nr 22 Blockbuster, a drugi: My Secret nr 505. Są bardzo do siebie podobne, My Secret jest odrobinkę ciemniejszy. Solo nie dają efektu jaki chciałam, pomijając już to, że przecież są matowe ;) Słabo kryją ... Nie poddałam się i zaczęłam eksperymentować ... Wyniki eksperymentu na pewno zobaczycie na moim blogu :)
Z pędzla do pudru Essence nie jestem zadowolona - jest za płaski i za rzadki :/ Kupiłam go z myślą o nakładaniu pudru Fix & Matte , ale kiepsko się do tego nadaje.
Top coat Gel Look kupiłam dosyć dawno temu, ale chyba go nie pokazywałam.
Gdy pierwszy raz wąchałam ten żel szybko odłożyłam go na półkę. Po kilkunastu dniach ponowna próba zakończyła się zakupem :D Za pierwszym razem mój zmysł powonienia musiał spać, bo to przecież taki "mój" zapach :D W trakcie kąpieli z zimowym żelem Isany od razu nasuwają mi się na myśl karmelizowane prażone migdały kupowane w trakcie studiów (czyli daaaawno temu :/ ) na świątecznym kiermaszu na krakowskim rynku. Żel pachnie niesamowicie mocno, a przy tym nie jest mdły od słodkości, zapach utrzymuje się jeszcze jakiś czas po kąpieli. Skóra pachnie tak smakowicie, że Mąż chce mnie zjeść, gdy się kładę spać (on przeważnie bierze wcześniej kąpiel i grzeje mi łóżko :D). Kilka lat temu kupiłam inny zimowy żel Isany, z orzechami. Nie wspominam go dobrze, więc trochę się obawiałam tegorocznej edycji. Na szczęście ten nie jest aż tak rzadki ani tez nie wysusza skóry w takim stopniu jak orzechowy.
Zużyję z przyjemnością, zwłaszcza, że w zasadzie tylko on wprowadza zimową atmosferę. Za oknem raczej jesiennie, niż zimowo, a pomyśleć, że w tamtym roku dzień przed sylwestrem byłam już po kilkunastu wypadach na narty :/
W notce z zakupami The Balm pisałam, że na tym zakończę zakupy i tak się stało :) Wszystko powyższe kupiłam wcześniej, tylko ze zdjęciami trochę mi się opóźniło.
Avon:
- Planet Spa - Biała Herbata (krem, maseczka i żel)
Widząc ten zestaw w promocyjnej cenie 29,90 nie wahałam się ani chwili - żel znam i miałam już 2 buteleczki, podobnie jak maseczkę. Bardzo je lubię, więc przygarnęłam :) Kremu nie znałam. Niestety nie jestem aż tak zachwycona jak pozostałymi kosmetykami z tego zestawu.
Avon:
- Naturals i Naturals Herbal (szampony)
Szamponów nigdy dość, więc też nie miałam większych oporów przed zakupem. Na razie wypróbowałam ziołowe Narurals Herbal i pokrzywowy zapowiada się całkiem fajnie :)
- Foot Works - Cynamon i pomarańcza (peeling i krem)
- Planet Spa - Minerały z Morza Martwego (maseczka)
- Planet Spa - Lawenda i jaśmin (maseczka)
Niedawno zamawiałam peeling, krem i kąpiel do stóp z tej serii Foot Works. Spodobały mi się na tyle (ten zapach :love: i działanie też całkiem dobre), że zamówiłam "na zapas" :)
Nie lubię promocji na maseczki Planet Spa :p Widząc ofertę np. 3 za 29,90 albo cenę 9,90 nie mogę się oprzeć. Maseczkę z Minerałami z Morza Martwego miałam już chyba 3 razy czy więcej i chętnie do niej powracam (więcej w osobnej recenzji, którą planuję niedługo). Maseczkę z lawendą i jaśminem opisałam tutaj .
Czarna kredka z gąbeczką (Professional kohl) - pogubiłam się w liczbie zużytych kredek. 5? 6? Zużywam ją bardzo szybko, ponieważ nie wyobrażam sobie makijażu bez pociągnięcia wewnętrznej strony powiek czarną kreską. Oczy nabierają tajemniczości, bez niej są zupełnie "bezpłciowe" - przynajmniej moje ;)
Łowy w Naturze:
- Herbamedicus - Rozmaryn (płyn do kąpieli)
- Essence (cień)
- Essence (pędzel do pudru)
- Essence - Gel look (top coat)
- My secret (cień)
Eukaliptusowy płyn Herbamedicus bardzo przypadł do gustu mojemu Mężowi, sama zdążyłam go użyć może 3 razy. Trzeba było kupić kolejny :) Mąż wybrał tym razem rozmarynowy, który z wyjątkiem koloru (jest różowo-czerwony) nie różni się niczym od eukaliptusowego. Nawet zapach mają bardzo podobny, rozmarynowy jest ciut delikatniejszy, ale w podobnym tonie.
Od długiego czasu chodził za mną beżowy cień, ale nie byle jaki ;) Większość takich cieni była/jest na moich oczach:
- za biała
- za złota
- za transparentna
Marzył mi się kryjący, najlepiej satynowy beż, czy raczej krem. Sądziłam, że taka będzie kremowa końcówka podwójnej kredki SuperShock z Avonu Chocolate Melt + Cream Dream (zdjęcia są już gotowe, recenzja lada dzień, więc dzisiaj mały przeciek ;)). Cóż, okazała się być zbyt błyszcząca. Nie to, że nie lubię błysku na oczach, bo lubię, ale efekt jest nie taki, jakiego chciałam kładąc kremowy kolor na powieki. Będąc w Naturze wybrałam 2 cienie. O ironio ... Chciałam satynowy beż, a zdecydowałam się na maty :cojest: To jest właśnie typowo babska natura ;) Pierwszy z nich to Essence nr 22 Blockbuster, a drugi: My Secret nr 505. Są bardzo do siebie podobne, My Secret jest odrobinkę ciemniejszy. Solo nie dają efektu jaki chciałam, pomijając już to, że przecież są matowe ;) Słabo kryją ... Nie poddałam się i zaczęłam eksperymentować ... Wyniki eksperymentu na pewno zobaczycie na moim blogu :)
Z pędzla do pudru Essence nie jestem zadowolona - jest za płaski i za rzadki :/ Kupiłam go z myślą o nakładaniu pudru Fix & Matte , ale kiepsko się do tego nadaje.
Top coat Gel Look kupiłam dosyć dawno temu, ale chyba go nie pokazywałam.
Isana
Winter Dusche (żel pod prysznic)
Zużyję z przyjemnością, zwłaszcza, że w zasadzie tylko on wprowadza zimową atmosferę. Za oknem raczej jesiennie, niż zimowo, a pomyśleć, że w tamtym roku dzień przed sylwestrem byłam już po kilkunastu wypadach na narty :/
Etykiety:
Subskrybuj:
Posty (Atom)