W ostatnim czasie wcale nie cierpię na brak roboty w gospodarstwie, czego wyraźnym przykładem jest fakt, iż na głównym blogu hula wiatr. Opieka nad szczeniętami przeplata się z życiem codziennym.
W tej gonitwie i walce z czasem coś mnie na chwilę przystopowało. Stanęłam na podwórku koło garażu i poczułam, że muszę, po prostu muszę wejść do składziku pod stryszek, którego pilnuje Iwan. Przedarcie się do tego miejsca przez stertrę rupieci nie było proste. Coś mnie jednak tam ciągnęło, jakby ktoś mnie uporczywie wołał.
Na środku składzika ujrzałam wielkie tekturowe pudło, które kusiło: „otwórz mnie”. Tak, wiem, to bardzo zły objaw, kiedy rozmawia się z tekturowym pudłem tym bardziej, że rzecz miała miejsce na jawie, a nie jak w przypadku Alicji- w Krainie Czarów. Cóż jednak było robić? Pomyślałam, że psychikę będę leczyć jesienią, jak już wszystkie swoje sprawy doprowadzę do końca. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak poddać się nieodpartemu uczuciu ciekawości, co też owo pudło zawiera?
Wielkie tekturowe pudło zabrało mnie do przeszłości. Okazało się, że zawiera dokumenty i listy po pradziadkach mojego Chłopa. Zaczęłam gorączkowo przerzucać rachunki i kwity z firmy budowlanej, którą prowadził na początku XX wieku pradziad.
-Gdzie żeś tam wlazła?- zawołał Chłop, który od dłuższej chwili poszukiwał mnie po całym gospodarstwie. Po chwli Chłop przyłączył się do mnie porzucając w połowie swoją robotę (to dlatego nasz piec chlebowy i inne rzeczy nie są jeszcze gotowe- co rusz nas coś rozprasza) i rozpoczął wertowanie dokumentów.
A ja szukałam bardziej prywatnej korespondencji. Marzyło mi się odgrzebanie jakichś intymnych listów, może miłosnych, albo takich, które rzuciłyby światło na fragmenty codziennych zmagań z rzeczywistością. W końcu spod sterty planów i rachunków wyciągnęłam śliczną, choć naruszoną nieco zębem czasu ... no właśnie co? Szkatułkę? Kiedy wzięłam znalezisko do rąk, okazało się, że to kolejne ślicznie ozdobione tekturowe pudełko.
„Jeśli coś jest, to tylko tutaj”- powiedziałam, zabrałam pudełko, zamknęłam karton i zarządziłam posiedzenie przy dokumentach i przy kawie. Pogoda była śliczna, maluszki spały, reszta psiaków położyła się nam pod nogami i drzemała, a robota stała i czekała... To jednak było silniejsze od nas.
Pudełko zawierało historię świetności i upadku finansowego prapradziadka- Wiktora Jenknera. Po tych listach, trudnych niekiedy do odczytania, wydaje się, że protoplasta Chłopa prowadził bujne, ale dosyć ryzykowne operacje finansowe. Znaleźliśmy mnóstwo weksli oraz pism z banków. Początkowo lekko się podnieciłam, bo Wiktor miał wielu dłużników. Tak sobie pomyślałam, że może odkryjemy kto i co i ściągniemy owe długi od potomków dłużników? Niestety, kto ma dłużników, co nie spłacają należności, sam wkrótce popadnie w kłopoty. Wiktor chyba przesadził i z tego wszystkiego zbankrutował. Tak to jest, kiedy beztrosko pożycza się pieniądze, komu popadnie, występuje się jako żyrant w epoce, kiedy nie znano jeszcze instytucji „łysych z bejsbolem” do ściągania długów.
Prócz ciekawej treści zainteresował mnie styl zarówno pisma ręcznego, jak i wypowiedzi. Zeskanowałam kilka dokumentów. Listy ręcznie pisane odczytuje głównie Chłop, gdyż jako dysgrafik ma dar odcyfrowywania nieprawdopodobnych kulfonów, bo sam takie sadzi. Temu pismu daleko do kulfonów, rzekłabym, że jest to kaligrafia, jednak równie nieczytelna dla mnie, co „hieroglificzne” pismo mojego małżonka.
I sama magia listów. W dobie e-maili zanika zupełnie epistolografia. Sama nie pamiętam, kiedy ostatni raz napisałam ręcznie list i do kogo?
Te pożółkłe kartki wywołują nostalgię. Ożywa stara polszczyzna, sztuka konwersacji, konwenanse. A spomiędzy tych wersów wyzierają ludzkie dramaty.
Najpierw jednak w oczy rzuciły mi się kolorowe karteczki, które okazały się starymi wekslami.
I egzotyczny banknot z Królestwa Czarnogóry:
Ozdobny papier listowy z miejscowości Biała, podejrzewam, że chodzi o dzisiejszą część Bielska-Białej, niestety zawiera diabli (niemieccy) wiedzą, jaką treść :-)
Były tam różne książeczki umorzeń, oszczędności, etc.
I ciekawe pisma z banków. Zwróćcie uwagę na formę, w jakiej bank zwraca się do klienta, który nie reguluje długu:
"Kwotę... o której uregulowanie uprzejmie upraszamy, w tem oczekiwaniu pozostajemy" Co za kultura!
Dziś od razu straszy się sądem i komornikiem :-)
Tu już bardziej stanowcze wezwanie:
Oczywiście, najciekawsze są historie prywatne. Prapradziad tak napożyczał pieniędzy, że sam popadł w długi tym bardziej, że wierzyciele okazali się kompletnie niewypłacalni. Zobaczcie, jak tłumaczyli się z nieoddawania należnych Wiktorowi pieniędzy.
Tam, gdzie pismo jest nieczytelne, zostawiam miejsca wykropkowane.
Wielmożny Panie.
Piszę w imieniu mamy, która jest ciężko chora na zapalenie płuc. Co zaś do sprawy wuja Habury to wszystkie listy, które Wielmożny Pan przysłał do mamy odesłane zostały do Pana Habury Co zaś do sprawy Horowitza, to jak mama wyzdrowieje, to zaraz mama załatwi. Proszę Wielmożnego Pana w imieniu matki jeszcze jakiś czas zaczekać.
Z wysokiem poważaniem
Adam Zawadzki (?)
Łaskawy Panie. 1903 rok
Całkiem zbytecznym było przypominanie mi o moim długu i Pańskim szlachetnym postąpieniu. Pamiętam dobrze o tej grzeczności i jak tylko będę w stanie, natychmiast z podziękowaniem zwrócę. Obecnie nie mogę, bo na razie jestem dopiero na początku moich interesów. I jak Panu zapewne z własnego doświadczenia wiadomo, to na początku każda dziesiątka jest tysiącem, jak się nie ma takich. Ja otwarcie kreślę moją sytuację Panu. (…) Miałem 300 zł- te włożyłem do interesu i interes o ile mi się zdaje jest dobrym, tak że przy pracy jeśli Bóg da zarobić, coś zarobię i natychmiast Łaskawemu Panu dług mój zwrócę.(…)
Finanse moje nie stoją tak źle, bo oprócz Pana mam tylko jeszcze ze 200 zł najwyżej długów. Z czego, jak Bóg da szczęścia, się spłacę.
Piszę tak otwarcie z prośbą o zatrzymanie tegoż w tajemnicy, Panu będzie na razie łatwiej (…) Ja wiem, bo Pan ma kredyt wstrzymany (?) a ja chętnie zapłacę procent, ponieważ ja mam na widoku jakąś większą robotę, w której będę potrzebował kredytu. Muszę na razie wobec tego (…) zahamować i długów i pożyczek żadnych nie zaciągać, aby w dowolnym razie mieć kredyt.
Nadziei, iż łaskawy Pan chętnie zadość uczyni mojej prośbie i że będę mógł kiedyś się mu czemś innem odsłużyć, kreślę się z poważaniem.
(podpis nieczytelny)
Ten dokument nieco mnie rozbawił. nie dość, że wierzyciel nie spłaca długu, to jeszcze prosi o załatwienie pracy w charakterze ciecia :-) Te obliczenia nijak nam się nie zgadzają, ale przepisałam, co stoi:
Wielmożny Panie Inżynierze Dobrodzieju. 9.06.1912.
Cenny list otrzymałem i biorąc treść tegoż do wiadomości zmuszony jestem donieść, że stanowczo obecnie nie jestem w stanie uregulować kwoty dłużnej. Mam do utrzymania 7 członków rodziny z pensji 2700 koron i 960 koron kwaterowego, do którego to ostatniego dopłacam miesięcznie 15 koron=180 koron, łącznie zostaje więc 2200 koron. Weksle odciągają (stemple…) tak, że zostaje 2000 koron. Ponieważ zaś posiadam koło 2500 koron (…) wekslowych, które wpłacam i 90 (…) co kwartał i trzeba liczyć najwyżej 800 koron rocznie, zostaje 1200 koron na wszystko, z których tak liczna rodzina żyć i utrzymać się nie może. Biję się tedy ciężko z losem i jedynem chyba dla mnie to jest nieszczęściem, że jestem uczciwy, że czynem nieczystym nie potrafię splamić się, bo inaczej dobrze by mi się powodziło… jestem bardzo biedny i z miesiąca na miesiąc żyję nadzieją, że jakaś opatrzność spadnie z nieba lub jakiś przypadek wydrze mnie z tego życia trosk i nędzy.
Pomocy znikąd i dopiero po śmierci ciotek, których jednak za życia drażnić nie wolno, mogę liczyć, że się odbiję, lecz to jeszcze lat kilka. Szukam kombinacyj, by można zaciągnąć pożyczkę (…) na kwotę 10.000 koron, bym mógł wszystko, co tylko zobowiązany jestem zapłacić i mieć tylko jeden dług, który bym w ratach miesięcznych, po 50 koron w drodze potrąceń płacił, ale ciężko, trudno to znaleźć.
Proszę tedy Wielmożnego Pana Inżyniera Dobrodzieja mieć nade mną litość. Ja pamiętam o… którą mi Wielmożny Pan uczynił i spłacę dług w całości, ale proszę łaskawie być jeszcze 2-3 lata cierpliwym.
Wyspowiadałem się, jak przed księdzem, a teraz proszę jeszcze raz o zwłokę i łaskę. Łącząc wyrazy głębokiego poważania i… do wszelkich usług gotów
Z poważaniem
………
Dopisek: Pan Inżynier Dobrodziej ma tyle koligacyj, czy nie można by w Krakowie, choćby za jakie marne wynagrodzenie, dostać administracyi kamienicę? Proszę o parę słów lub ojcowską radę.
Henryk Ż…
…Kolei Państwowych.
Wydaje się, że prapradziad popadł w największe tarapaty za sprawą niejakiego Piotra Hoffmana. Znaleźliśmy bowiem akt notarialny, gdzie Wiktor Jenkner wystąpił w charakterze żyranta, poręczył za długi Hoffmana oraz wziął na swoje barki jego dłużników. Jako zabezpieczenie zobowiązania dostał milion cegieł i zastaw na hipotece nieruchomości. Dokument jest bardzo ciekawy, kto ma ochotę, proszę powiększyć i przeczytać.
Coś jednak musiało pójść nie tak i Wiktor zaplątał w tych swoich finansowych operacjach. Ratując się przed bankructwem, usiłował sprzedać jedną z posiadłości. Spędzał tym sen z powiek swojemu adwokatowi, który uwikłany w jego sprawy, dał się również pociągnąć na dno. Świadczy o tym dramatyczny list z kancelarii adwokackiej:
A potem były już prywatne listy z 1919 roku, gdzie spomiędzy wierszy można wyczytać, iż Wiktor umierając, pozostawił żonę w mało komfortowych warunkach finansowych. Są to listy praprababki z Kobylca do syna Władysława. Usiłują wspólnie wyrwać cokolwiek od Hoffmana, aby choć trochę odkuć się finansowo na korzyść praprababki. "Babka z Kobylca"- jak nazywała ją babcia mojego Chłopa, miała kłopot ze znakami przestankowymi. Starałam się uchwycić przerwy w potoku słów, aby uczynić tekst czytelniejszym.
Kochany Władziu (18.03.1919)
List otrzymałam dzisiaj o 8 rano, odeślę zaraz list, ale u nas poczta odchodzi co drugi dzień, to nie wiem, jak prędko dostaniesz. Wprost nie może mi się w głowie pomieścić, jak bezczelny ten Hoffman jest, jak może coś podobnego, za powóz żądać 8000 koron, teraz by nie wart, a dopiero wtedy, cośmy za karetę dali pamiętam 800 koron, a przecież kareta więcej ma wartości, niż taki powóz, który był już stary i poharatany. Chociażby ten powóz u niego był, to na pewno byłby też zniszczony. Co do propozycji tej, żeby ja miała mieć z Hoffmanem cos do czynienia, to nie chcę, nie zgodzę się, żeby on wypożyczał ode mnie powóz. Niby to ja naprzód wiem, że nic bym dobrego z tego nie miała. Od dziś dnia mam wstręt do tego człowieka, który jest bez żadnego serca i tak ojca poniewiera. Pamiętam, co do tego konia Hoffmanowi powiedziała, tak mi ojciec mówił, że masz tego konia w prezencie za to, że się zajmujesz naszymi sprawami. To była kaleka, co nie warta wtedy jak najwyżej 300 koron i nie wiem, co się później stało, że ojciec oddał tego konia, ale przypominam sobie, że Hoffman tego konia płacił, bo ojciec wtedy oddał konia i wziął od niego parę koni. Z pewnością, że tak było, ale Hoffman teraz mówi, jak mu lepiej, bo nie ma na to świadka.
Co do karety, to może by tak było, powinien się na to zgodzić, żeby mi dać 2000 koron, a ja mu karetę oddam na jego własność, naturalnie w potrąceniu za ten powóz. Jeżeli jego powóz wart jest 8000 koron, to przecież kareta więcej warta i może dopłacić 2000 koron o tyle tylko, że już teraz bardzo pieniędzy potrzebuję i nie mogę sobie dać rady i nawet zamyśliłam sobie ją sprzedać. A z drugiej strony myślę sobie, że przecież nie będzie mnie nawet stać, żeby ja mogła mieć konie odpowiednie i kiedyś w życiu karetą jeździć. Naturalnie, gdybym pieniądze jakie otrzymała, to kareta mogłaby stać i kiedyś mogłaby się i dla Ciebie przydać. Ale kiedy tak jest, to jeżeli karetę wydam, to już nie chcę, aby się do mnie wracała na powrót i niech mi Hoffman przyśle 2000 koron, to karetę natychmiast odeślę.
W każdym razie zrób tak, żeby dobrze było i ja chociaż trochę z tego skorzystała.
Pozdrawiam Cię wraz z Winką i Dzidzią
Serdecznie życzliwa
A. Jenknerowa.
Dzidzia to była babcia Chłopa, a Winka, to Malwina, jej mama. Wychodzi na to, że Władysław podrzucał żonę z dzieckiem swojej mamusi :-)
Kobylec 25.03.1919.
Kochany Władziu.
Pieniądze otrzymałam, za które Ci dziękuję. Dobrze, żeś tak zrobił, bo przecież Hoffman i tak długo nie będzie żył, a chociażby żył, to ani koni, ani karet nie ma, czem by jeździł. To zwykle przed śmiercią, to najwięcej ludzie pragną wszystko mieć. Temczasem śmierć nieubłagana zabiera wszystko.
Ja miałam posłać we czwartek dwie fury z burakami i po wapno, temczasem nie wiem, czy poślę, bo dzisiaj śnieg wielki sypie, to pewnie się nie da jechać i dlatego przesyłam listy przez pana Stefana. Gdyby się dało jechać, to na pewno przyślę do wapiennika 10 metrów buraków, a 12 metrów będę brać wapna. Poślę Ci jaj i masła kilo, bo więcej nie mam, bo krowy teraz mało mleka dają. Nie mogę dużo masła zrobić. Jeżeli przyjedziesz, to znów może będzie trochę masła. Wieprzka to ma Nawojowski. Mały jest, ale może będzie kosztował około 1700 koron. Jeżeli byś przyjechał, to mógłbyś go kupić, ale teraz to bardzo są świnie drogie.
Karety teraz nie poślę, bo może Ci taka pilna nie jest. Poślę na drugi tydzień, bo tak bym chciała, żeby jeden koń zaciągnął karetę, a drugi koń wziąłby wóz i na powrót mogliby wapna przywieźć. Jeżeliby koniecznie była już potrzebna, no to muszę zaraz ją odesłać, bo jeżeli teraz bym posłała karetę i chciała wziąć wapno, to pewnie by nie dali, bo nie ma prowiantów. W każdym razie posłałabym na drugi tydzień karetę.
Jak Ci wiadomo, ta kareta nie ma dyszla. Ja już chciałam, aby ktoś dyszel zrobił, ale nikt nie ma dyszla suchego i nie może zrobić. Ja będę próbować od sani dyszel, ale jeszcze nie wiem, czy się nada. Jeżeli nie, muszę pożyczyć do odesłania karety, a później trzeba w Krakowie dyszel kupić.
Co do szorów, to teraz daliby i za szory 4000 koron, ale ja szorów nie sprzedaję, bo to jest miła pamiątka od ukochanego ojca i dopokąd żyję i konie chowam, to szory niech będą u mnie, a po mojej śmierci, szory należeć będą do Ciebie.
Co do mojego zdrowia, to trochę mi się naturalnie polepszyło, bo w styczniu i lutym było mi źle, ale teraz nie mogę jeszcze powiedzieć, żem zdrowa zupełnie. Apetyt mam szalony, ale nie mogę wszystkiego jeść, bo coś nieregularnie jest z tem żołądkiem. Nie wiem, czy wina żołądka, czy jaka inna słabość.
Proszę wszystko dobrze załatwić z długami, żebyśmy nie mieli jeszcze jakiej nieprzyjemności. Sądzę, że przecież jakie pieniądze zostaną. Staraj się wykupić willę od Hoffmana, żeby Ci tanio sprzedał, a dopiero po jego śmierci, żeby była Twoja własność. Dobrze by było, ale pewnie...
Końcówka listu jest nieczytelna.
Jak spuentować taką pełną ludzkich dramatów historię?
Może tak:
"Dobry zwyczaj, nie pożyczaj, jeszcze lepszy, nie oddawaj!"