Pages - Menu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą biografia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą biografia. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 16 maja 2017

W cieniu tyrana

Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 656

Jej ojca - jednego z najbardziej krwawych zbrodniarzy XX wieku - zna każdy. Lub prawie każdy. Lecz jej imię dla większości pozostaje nieznane. Ona sama starała się uciec od rozgłosu bycia córką komunistycznego dyktatora. Nie chciała być postrzegana przez pryzmat swego nazwiska - jego nazwiska. Czy jej się to udało? I kim właściwie była... córka Stalina? Czy rzeczywiście żyła, jak księżniczka?

Swietłana była najmłodszym dzieckiem Stalina. Jego jedyną, ukochaną córeczką. Nazywał ją "wróbelkiem" czy też "Swietanką". Jej wczesne dzieciństwo było szczęśliwe i beztroskie. Było też niezwykle tłoczne - obok niej zawsze pełno było ciotek, wujków, kuzynów i przyjaciół rodziców. Swietłana mieszkała na Kremlu, posiadała służbę, miała najlepszych nauczycieli, guwernantki i swoją ukochaną nianię. Z czasem jednak jej życie rodzinne zaczęło nabierać ciemniejszych barw. Gdy miała zaledwie 6 lat, jej matka - Nadieżda Alliłujewa - popełniła samobójstwo. Od tej pory życie Swietłany dzieli się na dwa etapy - przed i po śmierci matki.

Niełatwy charakter jej ojca pogorszył się wtedy już na zawsze. Czasami nie widywała go tygodniami. Tym, którzy opiekowali się Swietłaną i jej bratem, przykazał, aby ich nie rozpieszczali i nie przyzwyczajali do luksusu. A jednak Swietłana była wówczas przywiązana do ojca. Kochała go i czuła, że on również ją kocha (na swój surowy sposób). Była mu posłuszna. Pilnie się uczyła i przynosiła dobre stopnie. Któregoś dnia jednak wszystko się zmienia i na wyidealizowanym wizerunku ojca zaczynają pojawiać się rysy. Swietłana zaczyna dostrzegać jego okrucieństwo i podłość. Wokół niej zaczęli ginąć ludzie - ofiary czystki. Byli to nie tylko zwykli obywatele, ale i członkowie jej rodziny - ciotki i wujkowie. Osoby dobrze jej znane i przez nią kochane. Swietłana nie mogła już dłużej słuchać ojca, nie chciała napawać go dumą. W poszukiwaniu spełnienia i miłości, rzucała się w ramiona kolejnych mężczyzn, przeżywając burzliwe miłości. Zazwyczaj jednak jej związki kończyły się katastrofą.

Po śmierci Stalina w 1953 roku, Swietłana próbowała odnaleźć własną drogę życiową. Odcięła się od swych korzeni, przyjmując nazwisko matki - Alliłujewa. Mimo to, nadal cieszyła się pewnymi przywilejami, których jej nie odebrano. W 1967 roku, doprowadzona do ostateczności, Swietłana ucieka do USA, pozostawiając w kraju dwójkę dzieci, które nigdy jej tego nie wybaczą. Wierzyła, że nowy kraj zapewni jej "nowy start", tak się jednak nie stało. Nie znalazła upragnionego szczęścia. Wiele razy się przekonała, że gdziekolwiek by się nie udała, zawsze będzie postrzegana, jako córka Stalina.

Rosemary Sullivan stworzyła niezwykłą opowieść o kobiecie, która całe życie spędziła w cieniu wielkiego tyrana - swego ojca. Opowieść trudną i emocjonalną, a zarazem barwną i intrygującą. Z jednej strony Swietłana jawi się nam, jako osoba silna i zdeterminowana, ale z drugiej wydaje się być zagubiona i samotna. Usilnie próbowała znaleźć miłość i akceptację, jednak z nikim nie potrafiła stworzyć trwałej relacji. Nawet z własnymi dziećmi. Czasami było mi jej żal, ale zaraz potem dostrzegałam jej wybuchowość i trudny charakter. Odnoszę wrażenie, że była bardziej podobna do ojca, niż przypuszczała lub... chciała się do tego przyznać. Bez wątpienia Stalin miał ogromny wpływ na to, kim się stała i jaka była.

Książka wciąga już od pierwszych stron. Zachwyca bogactwem informacji, które autorka dogłębnie zbadała na przestrzeni wielu lat - odwiedzając miejsca związane ze Swietłaną oraz rozmawiając z jej krewnymi i przyjaciółmi. To ogromna i szczegółowa biografia, którą bardzo dobrze się czyta. Ona nie przytłacza i nie nudzi. To kawał dobrej roboty.

*zdjęcie Swietłany ze Stalinem pochodzi z wikipedii

poniedziałek, 31 października 2011

Madame Curie - geniusz i prostota

Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 176


Ta poważna i skupiona starsza pani z okładki to... oczywiście Maria Skłodowska-Curie. Zna ją prawie każdy - lepiej lub gorzej. Większość z nas wie, że jako jedyna kobieta (a do tego Polka) dwukrotnie 
otrzymała Nagrodę Nobla. Jednak, czy wiemy, jak tego dokonała i jaka była naprawdę?

No właśnie... jaka była naprawdę? Przede wszystkim była niezwykle ambitna, skryta i... oszczędna, a nawet skąpa. Całe swoje życie poświęciła nauce i badaniom. 
Ani przez chwilę nie wątpiła w swoją pracę. Wiedziała, że dokonuje czegoś wielkiego - i to nie dla siebie, ale dla ludzi. Zapewne, to właśnie ta wiara "zmuszała" ją do wytrwałego ukazywania światu swoich odkryć. Nawet wtedy, kiedy ów świat postrzegał ją jedynie jako współpracownicę swego męża - Piotra Curie, wybitnego francuskiego fizyka. 
Piotr i Maria Curie, rok 1895

Maria i Piotr... choć pochodzili z różnych krajów, odnaleźli w sobie pokrewieństwo - zaskakujące, ale niezwykle silne.
 Dzielą się wszystkim - pracą, przestrzenią oraz obowiązkami domowymi, w tym m.in. opieką nad córkami - Ireną i Ewą. Żyją skromnie i ciężko pracują w starej i ciasnej, drewnianej szopie. Ich poświęcenie jednak nie idzie na marne. W roku 1903 otrzymują, wraz z Henrim Becquerelem - fizykiem i chemikiem, Nagrodę Nobla za badania nad zjawiskiem promieniotwórczości. Są szczęśliwi, dumni i... sławni. Dookoła zapanował szał - radomania. Zdaniem francuskiej prasy, rad zapewniał młodość, zdrowie i piękno. Każdy chciał poznać i doświadczyć jego zbawiennego działania. Nic więc dziwnego, że dodawano go do wszystkiego - do kremów, pudrów, a nawet... do paszy dla zwierząt.

K
tóż mógł wówczas przewidzieć, że ich wspólny świat - ich plany i marzenia, zostaną tak nagle i brutalnie przerwane... śmiercią Piotra. Dla Marii był to ogromy cios. I choć starała się to ukryć - cierpiała. Wiedziała jednak, że musi być silna dla córek i dla nauki. 

Po tragicznej śmierci Piotra, nastał dla Marii trudny okres.
 Francuska prasa rozpisywała się o jej romansie z żonatym mężczyzną - Paulem Langevinem. Oskarżano ją nie tylko o rozbicie małżeństwa, ale także... o chęć "wypromowania się" na swoim nowym towarzyszu, tak jak miała to zrobić w przypadku swego męża. Jakby tego było mało, zaczęto podważać znaczenie odkrycia radu. Szczęśliwie jednak, cała tzw. afera Langevina oraz oszczerstwa, jakie wypisywała prasa, nie złamały jej. Wręcz przeciwnie - Maria ze zdwojoną siłą zabrała się za badania, dowiodła swych racji, a w roku 1911 odebrała 2 Nagrodę Nobla - za wydzielenie czystego radu. 

***

Laurent Lemire kreśli niezwykle ciekawy obraz kobiety - symbolu nauki, siły i determinacji. Ukazuje kobietę, która oddała życie ukochanej dziedzinie badań, i to dosłownie! Ale to nie wszystko, Lemire pozwala dojrzeć prywatność Marii - jej codzienność i osobistość, czyli to, co ona sama skrywała bardzo starannie. I choć można poczuć niedosyt skąpymi wiadomościami o jej dzieciństwie i relacjach z córkami - zdecydowanie polecam! Wszak, to jedna z najwybitniejszych Polek.

p.s. Zdjęcie pochodzi ze strony Świata Książki 

środa, 19 stycznia 2011

WC okiem Brzozowicza - "Cejrowski. Biografia" Grzegorz Brzozowicz

Wydawnictwo: Czerwone i Czarne
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 256


Wojciech Cejrowski jest postacią niezwykle barwną i ciekawą. I zapewne, gdyby nie jego poglądy i przekonania, wielbiłabym go od zawsze i na zawsze. Bo jak się okazuje, to całkiem konkretny i obrotny facet.


Wojciech Cejrowski (WC) był przeciwny napisaniu i wydaniu tej książki. Będąc zdania, iż nie powinno się pisać biografii osób żyjących, próbował powstrzymać ukazanie się książki, jednak, jak widzimy... z marnym skutkiem. Z jednej strony, jestem w stanie zrozumieć WC, bo w końcu nikt nie lubi, jak się mu w życiu grzebie i wystawia je na widok publiczny. Z drugiej jednak, WC sam zdecydował się na bycie osobą publiczną, a co za tym idzie - sam wystawił się na widok i zainteresowanie ze strony innych ludzi. 


Swą opowieść o Cejrowskim, Grzegorz Brzozowicz rozpoczyna od przedstawienia jego przodków - dziadków i pradziadków. Poznajemy też, co oczywiste, krótką historię jego rodziców - Krystyny i Stanisława, polskiego animatora i działacza jazzowego. W końcu poznajemy i samego Wojtusia - chłopca, który już od najmłodszych lat ujawniał pociąg do biznesu - cechę charakterystyczną dla całej rodziny Cejrowskich. Przyznać muszę, że od tej strony, Cejrowskiego nie znałam - WC wchodził w każdy interes, który jego zdaniem mógł przynieść zysk. Potrafił sprzedać wszystko i... załatwić wszystko, a co więcej - potrafił z każdym się dogadać i zrobić tak, by żadna ze stron nie poczuła się pokrzywdzona. Wszystko w co się angażował, robił nie tylko z głową, ale i z wielką uwagą i dbaniem o każdy, nawet najmniejszy drobiazg. Do każdego swojego występu - w radiu, telewizji czy też przed publicznością, skrupulatnie się przygotowywał. Robił notatki, zapisywał sobie pytania i... możliwe odpowiedzi swoich gości - bo przecież w jego programie, wszystko ma swój ściśle określony czas i miejsce.


O jego życiu zawodowym dowiadujemy się właściwie dość sporo. Śledzimy jego poczynania w programie "Non Stop Kolor", który prowadził wspólnie z Wojciechem Mannem oraz w programie "WC kwadrans" - ostrym i kontrowersyjnym. Towarzyszymy mu także w jego pracy w radiu, gdzie u boku Korneliusza Pacudy, WC prowadził cykl audycji "Czy jest miejsce na country w Polsce?" - WC jest wielkim miłośnikiem tego rodzaju muzyki. Niestety, o jego podróżach niewiele się dowiadujemy. A o jego życiu prywatnym... właściwie nikt nic nie mówi. Wydawać się zatem może, iż jest to raczej biografia zawodowa, a nie całościowa. A szkoda.


Książkę czyta się przyjemnie i szybko, tym bardziej, iż jest ona tak pięknie wydana - kredowy papier i liczne zdjęcia dodają jej uroku. Czasami odniosłam wrażenie, że autor - Grzegorz Brzozowicz, nie bardzo za Cejrowskim przepada. A co za tym idzie, zastanawiam się, czy był właściwą osobą do napisania owej biografii? 


Osobiście nie podzielam poglądów Wojciecha Cejrowskiego jednak... cenię i szanuję go za to, iż pomimo odrzucenia go przez świat mediów - świat, który znał i, w którym pracował - pozostał sobą, nie zmienił się i, co najważniejsze - nie wyrzekł się swoich poglądów. Bo najważniejsze to zawsze być sobą i wierzyć w to, co uważa się za swoje... za słuszne. 

czwartek, 5 sierpnia 2010

"Fryderyk. Narodziny geniusza" Tadeusz Łopalewski

Wydawnictwo: Videograf II
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 360


Wszystko byłoby pięknie, gdyby książka... tak szybko się nie skończyła. Mało tego, gdyby autor nie postawił ostatniej kropki zaraz po wyjeździe Frycia do Paryża. No ale cóż, taki był zamiar - opisać dzieciństwo i lata młodzieńcze.

A zatem... w książce odnajdziemy początki życia i twórczości Fryderyka Chopina. Towarzyszymy mu podczas jego pierwszych publicznych występów - w wieku lat kilku, przyglądamy się jego edukacji muzycznej oraz pierwszym sukcesom kompozytorskim i pianistycznym. Poznajemy jego rodzinę, przyjaciół oraz pierwsze miłostki. A co więcej... poznajemy samego Fryderyka, jako człowieka skromnego, posłusznego i bardzo towarzyskiego.

Naprawdę żałuję, że Łopalewski opisał tylko część z życia Chopina, bo przyznać muszę, że książkę czytało się naprawdę bardzo dobrze i przyjemnie!

Warto dodać, że w książce, poza Fryciem, odnajdziemy trafnie oddaje klimat polityczny, społeczny i obyczajowy ówczesnej Europy.

Na koniec zaś tradycyjnie, cytat. Nie autora - Łopińskiego, a Mickiewicza, ale ze stron książki wyczytany, ale zapewne wszystkim nam znany ;-)) Ja bardzo lubię ten fragment wiersza...

Precz z moich oczu! Posłucham od razu.
Precz z mego serca! I serce posłucha.
Precz z mej pamięci! Nie, tego rozkazu
Moja i twoja pamięć nie posłucha!...

poniedziałek, 26 lipca 2010

"Kapuściński Non-Fiction" Artur Domosławski

Wydawnictwo: Świat Książi
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 608


Kapuściński przeczytany - HUUUURRA!


Przyznam szczerze, że zaczynałam już wątpić, czy ten dzień - ta ostatnia kropka, kiedyś nadejdą. Nie dlatego, że Kapuścińskiego nie lubię, bo lubię, nawet bardzo, w końcu mgr o nim i o jego książkach pisałam. Ja po prostu nie lubię, jak jakaś książka za długo siedzi w mojej torebce - leży na moim stoliku. Robi się wtedy tak monotonnie... coraz trudniej jest wracać... do tych samych słów, stylu i bohatera.


Książkę chciałam przeczytać już dawno, jednak zawsze z księgarni wychodziłam z czymś innym w ręku. Ale w końcu się udało - Kapuściński zagościł u mnie - w moim dość dużym pokoju na 1 piętrze. I choć z czytaniem różnie bywało (o czym w notatce niżej już było) - nie żałuję. A co więcej, p. Arturowi mówię - dziękuję!

Ale do sedna... do recenzji... Cieszę się, że w końcu ktoś napisał książkę o Ryśku - o człowieku z krwi i kości. O człowieku pełnym różnorodnych kolorów i kształtów - człowieku wybuchowym, władczym i dumnym. Cieszę się, że w końcu ktoś odpowiedział na wszystkie moje pytania, które gdzieś tam w mojej głowie powstały podczas pisania pracy mgr, a mianowicie - donosił, konfabulował, zdradzał... czy nie?

Najciekawszy, a zarazem najtrudniejszy, przynajmniej dla mnie, był fragment - rozdział opisujący Ryśka, jako kobieciarza... jako kochanka. Wzięło się to pewnie stąd, iż wszystkie jego biografie, jakie do tej pory przeczytałam skutecznie pomijały obrazy kobiet w jego życiu. Gdzieś tam podejrzewałam i nieśmiało dopowiadałam sobie, ale ta myśl, szybko uciekała, jako ta nie pasująca mi do piedestału, na który go wyniesiono. Rysiek? Nie... A jednak...

Podobnie, jak w przypadku żony Freuda, jestem pełna podziwu (?) dla p. Alicji, która kochała Ryśka do końca i... mimo wszystko. Nie wiem, czy ja bym tak potrafiła żyć. Czy w ogóle chciałabym tak żyć. Takich kobiet, tak oddanych i wiernych, jest dziś coraz mniej. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle...?

Jedno jest pewne, to za co cenię i szanuję Kapuścińskiego, po lekturze, nie zniknęło. I pewnie nigdy nie zniknie.