Pages - Menu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ZNAK. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ZNAK. Pokaż wszystkie posty

środa, 14 czerwca 2017

Nauka kontra religia

Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 536

No i mam dylemat. Nie bardzo wiem, jak ocenić tę książkę. Ona nie jest zła, właściwie to jest całkiem dobra, ale chyba spodziewałam się czegoś innego i przez to Misja encyklopedia zupełnie mnie nie porwała. Liczyłam na wartką powieść akcji, przepełnioną pojedynkami i spiskami - niczym w Trzech muszkieterach, a tymczasem otrzymałam... traktat filozoficzny.

Hiszpańska Akademia Królewska specjalizująca się w tworzeniu słowników, dbaniu o gramatykę i ortografię, postanawia sprowadzić do Hiszpanii Wielką Encyklopedię Francuską - jedno z tych twórczych i znaczących, rzadkich w historii ludzkości dzieł, które oświecają swych czytelników i otwierają wrota do szczęśliwości, kultury i postępu narodów (s. 30). I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż to 28 tomowe dzieło znajduje się na indeksie ksiąg zakazanych przez Święte Oficjum. Dla kościoła Encyklopedia to potok niewiary i bezbożności, który obraża całą tradycję i wszystko, co uczciwe (s. 41). I z tego właśnie powodu, sprowadzenie Encyklopedii staje się misją tajną i niebezpieczną, a do jej wykonania zobowiazano dwóch akademików - bibliotekarza don Hermógenesa Molinę oraz admirała don Pedro Zárate. 

Fabuła i intryga powieści nie są szczególnie zawiłe, mimo to nie jest to powiesć, którą czyta się błyskawicznie. Nadmiar niekonczących się rozmów o sprawach fundamenalnych, takich jak - władza, religia czy nierówność społeczna, sprawiają że książka staje się miejscami nudnawa, a my czujemy się znużeni. Dla mnie osobiście najbardziej interesująca była sama końcówka powieści, gdyż nie tylko najwięcej się tam działo, ale... jak się działo! Był pojedynek, oskarżenie o szpiegostwo i pościg. Na takie wydarzenia czekałam od samego początku i żałuję, że autor "zaserwował" je tak późno i w tak ograniczonej ilości. Te fragmenty naprawdę dobrze mi się czytało i myślę, że gdyby było ich więcej, odbiór książki byłby zupełnie inny. 

Ogromnym zaskoczeniem była dla mnie konstrukcja książki. Autor zdecydował się na coś, z czym rzadko spotykamy się w tego typu powieściach. A mianowicie - zaprosił nas za kulisy swojej książki. Pokazał, jak wpadł na pomysł i jak wyglądała jego praca. Na czym się skupiał i co było dla niego ważne. Gdzie szukal informacji i inspiracji. Taki zabieg bez wątpienia obnaża narratora, jednak z drugiej strony sprawia, że bardziej go doceniamy, kiedy widzimy, ile wysiłku i zaangażowania potrzeba, aby napisać książkę. Okazuje się, że to wcale nie takie proste i czasem sam pomysł nie wystaczy, zwłaszcza, tak jak w tym przypadku, kiedy autor sięga po fakty historyczne.

wtorek, 16 maja 2017

W cieniu tyrana

Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 656

Jej ojca - jednego z najbardziej krwawych zbrodniarzy XX wieku - zna każdy. Lub prawie każdy. Lecz jej imię dla większości pozostaje nieznane. Ona sama starała się uciec od rozgłosu bycia córką komunistycznego dyktatora. Nie chciała być postrzegana przez pryzmat swego nazwiska - jego nazwiska. Czy jej się to udało? I kim właściwie była... córka Stalina? Czy rzeczywiście żyła, jak księżniczka?

Swietłana była najmłodszym dzieckiem Stalina. Jego jedyną, ukochaną córeczką. Nazywał ją "wróbelkiem" czy też "Swietanką". Jej wczesne dzieciństwo było szczęśliwe i beztroskie. Było też niezwykle tłoczne - obok niej zawsze pełno było ciotek, wujków, kuzynów i przyjaciół rodziców. Swietłana mieszkała na Kremlu, posiadała służbę, miała najlepszych nauczycieli, guwernantki i swoją ukochaną nianię. Z czasem jednak jej życie rodzinne zaczęło nabierać ciemniejszych barw. Gdy miała zaledwie 6 lat, jej matka - Nadieżda Alliłujewa - popełniła samobójstwo. Od tej pory życie Swietłany dzieli się na dwa etapy - przed i po śmierci matki.

Niełatwy charakter jej ojca pogorszył się wtedy już na zawsze. Czasami nie widywała go tygodniami. Tym, którzy opiekowali się Swietłaną i jej bratem, przykazał, aby ich nie rozpieszczali i nie przyzwyczajali do luksusu. A jednak Swietłana była wówczas przywiązana do ojca. Kochała go i czuła, że on również ją kocha (na swój surowy sposób). Była mu posłuszna. Pilnie się uczyła i przynosiła dobre stopnie. Któregoś dnia jednak wszystko się zmienia i na wyidealizowanym wizerunku ojca zaczynają pojawiać się rysy. Swietłana zaczyna dostrzegać jego okrucieństwo i podłość. Wokół niej zaczęli ginąć ludzie - ofiary czystki. Byli to nie tylko zwykli obywatele, ale i członkowie jej rodziny - ciotki i wujkowie. Osoby dobrze jej znane i przez nią kochane. Swietłana nie mogła już dłużej słuchać ojca, nie chciała napawać go dumą. W poszukiwaniu spełnienia i miłości, rzucała się w ramiona kolejnych mężczyzn, przeżywając burzliwe miłości. Zazwyczaj jednak jej związki kończyły się katastrofą.

Po śmierci Stalina w 1953 roku, Swietłana próbowała odnaleźć własną drogę życiową. Odcięła się od swych korzeni, przyjmując nazwisko matki - Alliłujewa. Mimo to, nadal cieszyła się pewnymi przywilejami, których jej nie odebrano. W 1967 roku, doprowadzona do ostateczności, Swietłana ucieka do USA, pozostawiając w kraju dwójkę dzieci, które nigdy jej tego nie wybaczą. Wierzyła, że nowy kraj zapewni jej "nowy start", tak się jednak nie stało. Nie znalazła upragnionego szczęścia. Wiele razy się przekonała, że gdziekolwiek by się nie udała, zawsze będzie postrzegana, jako córka Stalina.

Rosemary Sullivan stworzyła niezwykłą opowieść o kobiecie, która całe życie spędziła w cieniu wielkiego tyrana - swego ojca. Opowieść trudną i emocjonalną, a zarazem barwną i intrygującą. Z jednej strony Swietłana jawi się nam, jako osoba silna i zdeterminowana, ale z drugiej wydaje się być zagubiona i samotna. Usilnie próbowała znaleźć miłość i akceptację, jednak z nikim nie potrafiła stworzyć trwałej relacji. Nawet z własnymi dziećmi. Czasami było mi jej żal, ale zaraz potem dostrzegałam jej wybuchowość i trudny charakter. Odnoszę wrażenie, że była bardziej podobna do ojca, niż przypuszczała lub... chciała się do tego przyznać. Bez wątpienia Stalin miał ogromny wpływ na to, kim się stała i jaka była.

Książka wciąga już od pierwszych stron. Zachwyca bogactwem informacji, które autorka dogłębnie zbadała na przestrzeni wielu lat - odwiedzając miejsca związane ze Swietłaną oraz rozmawiając z jej krewnymi i przyjaciółmi. To ogromna i szczegółowa biografia, którą bardzo dobrze się czyta. Ona nie przytłacza i nie nudzi. To kawał dobrej roboty.

*zdjęcie Swietłany ze Stalinem pochodzi z wikipedii

poniedziałek, 1 maja 2017

Izgubila sam se*

Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 320

Sięgając po Panią Einstein wiedziałam, że nie będzie to łatwa lektura. Stosunek Alberta do swej żony, nie był mi zupełnie obcy. Wiedziałam, że znęcał się nad nią psychicznie, a może nawet i fizycznie. Kiedyś na ten temat trochę czytałam, jednak wówczas były to dość lakoniczne informacje. Dopiero teraz, za sprawą tej książki, mogłam spojrzeć głębiej i dokładniej przyjrzeć się ich życiu i małżeństwie.

Pani Einstein to bazująca na historycznych faktach i fikcji literackiej opowieść o niezwykle inteligentnej i utalentowanej dziewczynie, która okazała się zbyt słaba i uległa, by walczyć o swoje marzenia. O swoje miejsce w historii. Dziś mogłaby być drugą Marią Skłodowską-Curie, a tak... jest jedynie zapomnianą żoną sławnego męża. Mało kto o niej słyszał, bo zniknęła zanim Albert zyskał wielką, międzynarodową sławę.

Kiedy poznajemy Milevę Marić jest ona młodą, ale bardzo samotną i zakompleksioną dziewczyną. Z powodu swojego niskiego wzrostu i charakterystycznego utykania, nie wierzy by kiedykolwiek znalazła sobie męża. Zresztą, jej rodzice są podobnego zdania i dlatego ojciec chce by całkowicie poświęciła się nauce. Zachęca ją do pójścia na uniwersytet. I tak też się dzieje, Mileva dociera tam, gdzie niewielu kobietom przed nią się to udało - na Uniwersytet w Zurychu, by studiować fizykę. Jest zdeterminowana, by pokazać wszystkim, że nie jest gorsza od innych studentów, że ma wiedzę, jest ambitna i chce się uczyć. Oczywiście, koledzy i wykładowcy, wcale jej tego nie ułatwiają:
Krytykowano obecność kobiety studentki jako nieodpowiednią, śmiano się z mojego kalectwa, komentowano złośliwie moją ciemną karnację i poważną minę. (s.71)
Wyjątkiem był Albert Einstein, który otwarcie podziwiał ją za jej inteligencję i ambicję. Wkrótce też się w niej zakochał. W pierwszym odruchu Mileva próbowała odrzucić tę miłość, tłumacząc sobie, że powinna skupić się na nauce. Uczucie jednak było silniejsze, niż się spodziewała i wkrótce to nie nauka, a miłość ją uskrzydliła. Pozwoliła uwierzyć, że możliwe jest połączenie uczuć z karierą naukową. Zresztą, sam Einstein obiecał jej, że ich związek, a później także i małżeństwo, oparte będą na partnerstwie. Że będą razem pracować, pisać artykuły naukowe, tworzyć nowe teorie i zdobywać za nie nagrody i uznanie. I początkowo tak też się działo. No, może poza tymi nagrodami i uznaniem, bo te - jeśli już - to przypadały Albertowi, nie Milevie. O jej wkładzie w jego prace, nikt lub prawie nikt nie wiedział, bo wszystkie artykuły, które razem mieli stworzyć, sygnowane były wyłącznie nazwiskiem jej męża. Także i ta najsłynniejsza - ogólna teoria względności, której powstanie Mileva przypisuje sobie (w książce). Z czasem jednak w ich małżeństwie przestaje się układać. Albert nie zaprasza już żony do wspólnych projektów, nie prosi jej o pomoc i wsparcie. Nie opowiada o swoich odkryciach i planach. Mileva przestała być dla niego partnerką naukową, zamiast tego została żoną. Tylko żoną. A później już tylko służącą.


Książkę czytało mi się rewelacyjnie! Wprost nie mogłam się od niej oderwać. Historia opisana przez Marie Benedict elektryzuje, wciąga, ale też... irytuje. Im dalej w las (że się tak kolokwialnie wypowiem) tym większy żal i współczucie odczuwałam do Milevy. Nie potrafiłam zrozumieć, jak kobieta, która tyle wycierpiała, aby wejść do świata nauki, tak bardzo zdominowanego przez mężczyzn, potrafiła tak łatwo z tego wszystkiego zrezygnować? Mało tego, jak ta kobieta mogła pozwolić zamknąć się w domu i sprowadzić się do roli gospodyni - poniżanej i pogardzanej gospodyni. Tak... wiem, że rola kury domowej jej nie odpowiadała. Była zazdrosna o pozycję męża. O jego rosnącą sławę. Ale co z tego, skoro nic z tym nie zrobiła? Ktoś powie, że to były inne czasy i kobiecie ciężko było sprzeciwić się mężowi i zasadom, które wówczas panowały. Ale czy takie tłumaczenie można zastosować w przypadku Milevy? Nie sądzę... przecież ona nie była, jak zwykłe kobiety. Ona wiedziała, jak walczyć o swoje plany i marzenia, co zresztą udowodniła dostając się na uniwersytet w Zurychu.

Sam Albert początkowo zdobył moją sympatię. To, jak starał się o uczucie Milevy, było nawet urocze. Z czasem jednak na jego wizerunku zaczęły pojawiać się rysy. Wraz ze wzrostem popularności, jego zachowanie stawało się coraz bardziej niewiarygodne. On stawał się znanym fizykiem, a jego żona... tylko żoną. Zamknął Milevę w domu, zdradzał ją i poniżał. Traktował, jak kogoś znacznie gorszego od siebie. Często też znikał na kilka dni, a kiedy w końcu wracał, nie zamierzał się tłumaczyć. Po jednej z takich nieobecności, wręczył Milevie kartkę zawierającą warunki, jakie ona musi spełnić, jeśli chce, aby on nadal z nią mieszkał. Aż trudno uwierzyć, co on tam nabazgrolił:
Miałam przed oczami listę obowiązków wobec Alberta: miałam prać, przygotowywać posiłki i przynosić mu je do pokoju, sprzątać w jego sypialni i gabinecie z wyłączeniem biurka, którego nie wolno mi było dotykać. Jeszcze bardziej szokująca była lista wymogów wobec mnie w naszych osobistych relacjach. Żądał, bym nie wchodziła z nim w domu w żadne interakcje, zamierzał kontrolować, gdzie i kiedy będę z nim rozmawiać i co wolno mi do niego powiedzieć w obecności dzieci. Szczególnie podkreślał, bym powstrzymywała się od jakiejkolwiek cielesnej intymności. (s.348-349)
----------------
Ponoć, wiele lat po rozwodzie Albert miał wyznać, że ożenił się z Milevą tylko dlatego, że było mu jej żal. Jego zdaniem, nikt inny nie zechciałby tej brzydkiej i kulawej dziewczyny.

Swoją drogą, życie Milevy po rozwodzie z Albertem również do łatwych nie należało. Miała smutne życie.

Wszystkie zdjęcia pochodzą z wikipedii
*Tytuł recenzji jest cytatem z książki, a oznacza - zgubiłam się

czwartek, 7 stycznia 2016

Silne, ambitne i zdeterminowane... kobiety Janickiego.

Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 384

O kobietach, które zbudowały Polskę wiemy bardzo niewiele. Ot tyle, że istniały, miały ojców, mężów i synów. Nawet daty ich urodzin czy śmierci, czy też to, jak wyglądały, jest niezwykle trudne a wręcz niemożliwe do ustalenia. Historia o nich milczy, bo to przecież nie one wyruszały na wojny i nie one zasiadały na tronach. Tymczasem każda z tych kobiet zasługuje na zainteresowanie, ponieważ były sprytnymi i inteligentnymi postaciami, które odegrały istotną rolę w sukcesach swych mężów. Na szczęście pojawił ktoś, kto tego zainteresowania im nie poskąpił.

Kamil Janicki, bo o nim mowa, w swojej najnowszej książce Żelazne damy przedstawia sylwetki czterech kobiet - Dobrawy, Ody, Emnildy i Ody Miśnieńskiej, które rządziły państwem Piastów, gdy Mieszko I i jego syn - Bolesław Chrobry dopiero tworzyli polską państwowość. Niby każda z nich była inna, każda przybyła do państwa Piastów w innym czasie i okolicznosciach, jednak było coś, co je łączyło - konsekwencja i upór w dążeniu do celu. I to wszelkimi sposobami - po trupach i bez skrupułów. Jednak, czy można się temu dziwić? Myślę, że nie, gdyż czasy, w których żyły, przepełnione były okrucieństwem i brutalnością. Każda z nich w młodości napatrzyła się na krwawe rządy swych ojców, którzy bezlitośnie mordowali wszelkich pretendentów do władzy. Wychowane na mniej lub bardziej znaczących dworach, politykę i dyplomację miały perfekcyjnie opanowane. Za mąż wydawane były w różnych okolicznościach, zazwyczaj nieszczęśliwych, i choć nie znały wcześniej swych przyszłych mężów, prędzej czy później zdobywały szacunek i pozycję, i to one rozdawały karty na piastowskim dworze. Nawiązywały odpowiednie sojusze i poszerzały granice. 

Książka nie jest publikacją naukową. Więcej tu przypuszczeń, aniżeli naukowo udowodnionych faktów ( sam Kamil Janicki pisze o tym w nocie autorskiej) mimo to, z każdą kolejną stroną zaczynamy podzielać hipotezy autora. Zatapiać się w dalszych - własnych dociekaniach i poszukiwaniach. Zaczynamy wierzyć, że te cztery kobiety nie były tylko i wyłącznie biernymi żonami i matkami. W końcu... nie od dziś wiadomo, że choć głową jest mężczyzna, to kobieta jest szyją, która tą głową kręci :-) 

Książkę czyta się przyjemnie i szybko - niczym pasjonującą powieść. Bardzo wyraźnie odczuwa się wielką pasję autora do historii. Aż zaczyna się żałować, że nie miało się takiego nauczyciela w szkole, który potrafi wyjść poza przyjęty kanon i naprawdę zainteresować tym, co choć tak bardzo odległe, jest ważne i istotne dla każdego z nas.

ps. Jedynym minusem Żelaznych dam są przypisy - mnóstwo przypisów, które moim zdaniem powinny pojawiać się na każdej stronie, pod tekstem, a nie na końcu książki. Podejrzewam, że większość nawet do nich nie zaglądała albo robiła to tylko na początku. Ciężko tak nieustannie przerzucać się na tył książki.

środa, 29 sierpnia 2012

Do przeczytania, czyli... stos

Od dawna leżą na półce i czekają... czekają... i jeszcze trochę pewnie poczekają, bo przed nimi... czekają inne.

wtorek, 3 stycznia 2012

Mendoza na poważnie

Wydawnictwo: Znak literanova
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 320

Najnowsza książka Mendozy zaskakuje swoją innością - zwłaszcza tych, którzy znają wcześniejsze książki tego autora. Inne jest przede wszystkim miasto. Nie jest to, jak zwykle, Barcelona – miasto pisarza, a Wenecja - tajemnicza i mroczna. Inny jest także sam charakter książki - nie tak komiczny i absurdalny, a... poważny, miejscami wręcz ospały i nudnawy.

Fabregas - niemłody barcelończyk, właściciel stosunkowo dobrze prosperującej firmy - któregoś dnia postanawia rzucić wszystko i wyjechać. Przypadek, a może przeznaczenie (?) prowadzi go do Wenecji, gdzie początkowo błąka się bez celu... gubi się nie tylko w mieście, ale i w swoich rozmyślaniach. Tak naprawdę nie wie, czego chce - raz się pakuje, innym zaś razem rozpakowuje swoje walizki. Raz chce wyjeżdżać, by po chwili zmienić zdanie i zostać. Jednak wszystko się zmienia, kiedy poznaje tajemniczą Marię Clarę - rodowitą wenecjankę. Kobieta zdaje się być dziwną i zagubioną. Bez wątpienia czegoś szuka, do czegoś dąży. Mimo to, to właśnie ona oprowadza Fabregasa po najpiękniejszych i najciekawszych miejscach miasta, których próżno szukać w jakichkolwiek przewodnikach. To dzięki niej Fabregas przeżywa zaskakujące przygody, poznaje historię Wenecji oraz świętych, którzy tym miastem się opiekują. I w końcu... to dzięki niej nasz bohater odnajduje nadzieję, czy inaczej - szansę na miłość.

Nic więc dziwnego, że kiedy Maria Clara wyjeżdża do Rzymu, Fabregas gubi sens istnienia. Zamyka się w pokoju - wydając się obrażonym na wszystko i wszystkich. A Wenecja? Wenecja znów jawi mu się jako miasto pełne dziwaków i złoczyńców. Miasto, w którym nie potrafi znaleźć dla siebie miejsca. Pewnie trwał by tak wieki całe, gdyby nie kolejne przypadkowe spotkanie z Marią Clarą, która bardzo powoli zaczyna odkrywać swoją tajemnicę, swoją historię.

Wyspa niesłychana to powolne odnajdywanie szczęścia, które czasem wymaga radykalnych zmian i trudnych decyzji. To historia o radzeniu sobie z zagubieniem, które dotknąć może każdego - bez względu na wiek czy status społeczny... I wszystko byłoby pięknie - wszak to zagadnienia niezwykle ciekawe i dające do myślenia, jednak... sposób ich przedstawienia jest dość męczący i raczej przygnębiający. A co więcej,  odkrywanie ów głębi przysparza trudności, tak samo zresztą, jak przebrnięcie przez niektóre fragmenty książki. 

czwartek, 17 listopada 2011

Stos

Nazbierało się, oj nazbierało... 


I jeszcze rzut z góry


Wszystkie książki pochodzą od wydawnictw...
Ach, prawdziwe kąski ;-)

poniedziałek, 10 października 2011

sobota, 10 września 2011

Kobieca twarz wojny

Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 300

Książka Łukasza Modelskiego - zastępcy redaktora naczelnego  magazynu "Twój Styl" - opowiada historie jedenastu niezwykle silnych i odważnych kobiet, które nie chciały biernie "przyglądać się" wojnie. Te kobiety to: Halina Witting (z domu Rajewska),
Magdalena Grodzka-Gużkowska (z domu Rusinek), Halina Cieszkowska, Zenobia Klepacka (z domu Żurawska), Barbara  Matys-Wysiadecka, Jadwiga Piłsudska, Irena Baranowska (z domu Tyman), Wanda Cejkówna, Lidia Lwow, Alicja Wnorowska oraz Zofia Wikarska.

Każda z nich była inna, jednak wiele je łączyło. Przede wszystkich beztroska młodość i wielkie plany na przyszłość, ale także - miłość i ogromny szacunek do ojczyzny... swego domu. Dziewczyny nie znały się, nigdy się nie spotkały. Mimo to, ich drogi wydają się często przecinać za sprawą tych samych miejsc i osób.

Wojna oraz okupacyjna rzeczywistość zatarły ich pragnienia, odebrały wolność i niewinność. Skazały na głód i tułaczkę. I choć nie było im lekko, dziewczyny nie poddały się. Z narażeniem życia - nie tylko swego, ale i swych najbliższych - przewoziły broń i ukrywały ludzi, zbierały informacje i walczyły w Powstaniu Warszawskim, pilotowały samoloty i wreszcie... były sanitariuszkami i kurierkami. Co ważne, przy całym tym okrucieństwie,  który wokół nich panował, nie utraciły nic ze swej delikatności, kobiecości i wrażliwości. Starały się żyć normalnie: ubierały się w sukienki, kochały, rodziły dzieci.

Pomimo swojego młodego wieku, dziewczyny dzielnie stawiały czoła najeźdźcom. Niestety taka postawa bardzo często kończyła się prześladowaniem, biciem i torturami, które trwały jeszcze długo po zakończeniu wojny. Nękane zwłaszcza przez komunistyczne władze, dziewczyny miały niemały problem ze znalezieniem pracy i osiedleniem gdzieś na stałe. Dopiero po latach, po zrehabilitowaniu i odznaczeniach, które otrzymały, stały się dla świata tym, kim były od samego początku... bohaterkami.

Dziewczyny wojenne, choć w zasadzie opisują wyłącznie losy naszych jedenastu bohaterek, to bez trudu odnajdziemy tutaj wiele innych postaci, które również odegrały niemałą rolę w walce o wolność i niepodległość. Samą książkę zaś czyta się bardzo szybko, pomimo tak trudnej tematyki. Ową łatwość zawdzięczamy głównie prostemu językowi, któremu brak patosu czy literackiej fikcji. 

Polecam! 
Premiera książki 22 września 2011

Mały bonus... zdjęcia bohaterek książki Dziewczyny wojenne

Halina Witting (Rajewska)
Magdalena Grodzka-Gużkowska (Rusinek)
Halina Cieszkowska
Zenobia Klepacka (Żurawska)
Barbara Matys-Wysiadecka
Jadwiga Piłsudska
Irena Baranowska (Tyman)
Wanda Cejkówna
Lidia Lwow
Alicja Wnorowska
Zdjęcia Zofii Wikarskiej niestety nie udało mi się odnaleźć.

wtorek, 23 sierpnia 2011

Nowe nabytki, czyli... mały stos


Od góry...
Manuskrypty z Qumran Jones Vendyl - od Świata Książki

Dziwne losy Jane Eyre Charlotte Bronte - wypożyczone z niezwykle boooogatej domowej biblioteczki
Dziewczyny wojenne Łukasz Modelski - od wydawnictwa Znak

wtorek, 2 sierpnia 2011

Niewolnica pożądania

Wydawnictwo: Znak literanova
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 134

Eduardo Mendoza to niekwestionowany mistrz ironicznego dowcipu. Większość z nas zna jego umiejętne i pełne lekkości wariacje ludzkimi słabościami, uprzedzeniami i stereotypami. Magia jego powieści tkwi w nieustannym zaskakiwaniu czytelnika swoim wszechstronnym talentem - puszczaniu do niego oka i mówieniu "przygotuj się, teraz będzie nieco z innej beczki". 

Idealnym przykładem takiego "bycia z innej beczki" jest właśnie słodko-gorzka Niewinność zagubiona w deszczu. Ta niewielka objętościowo powieść jest... melodramatem pozbawionym ckliwości, ale nie tajemnych schadzek i ukrytych pragnień. 

Główna bohaterka siostra Consuelo - przeorysza zakonu w małym katalońskim miasteczku - składa wizytę bogatemu dziedzicowi, którego chce prosić o wsparcie finansowe projektu zakładającego przerobienie starego i zapuszczonego szpitala w dobrze prosperujący dom opieki dla osób starszych i zniedołężniałych. Don Augusto, znany w całej okolicy uwodziciel, nie udziela jej jednoznacznej odpowiedzi, chociaż daje do zrozumienia, że jest zainteresowany jej propozycją. Wierząc w powodzenie swego przedsięwzięcia, siostra Consuelo coraz częściej odwiedza rezydencję. Samego zaś don Alberta zaczyna darzyć silnym uczuciem, czy wręcz pożądaniem, którego nie potrafi powstrzymać... A gdyby tego było mało, w jej życiu pojawia się jeszcze jedna ważna postać - rozbójnik, który dodatkowo wszystko komplikuje. 

Niewinność zagubiona w deszczu to kawał dobrej literatury, po której aż chce się krzyknąć - życie, ot co! I choć książka pozbawiona jest groteski - jakże charakterystycznej dla Mendozy, czyta się ją znakomicie i naprawdę szybko.

wtorek, 19 lipca 2011

Eric-Emmanuel Schmitt w Polsce

Ja to mam pecha... Zawsze, kiedy szykuje się naprawdę ciekawe spotkanie autorskie - mam inne plany, których nie sposób przełożyć. Tym razem są to imieniny babci, na które rokrocznie zjeżdża się caaaaała rodzina. Co prawda, do Świnoujścia blisko nie mam, jednak na spotkanie z samym Ericiem-Emmanuelem Schmittem z pewnością bym się wybrała, gdybym tylko mogła...


Wiem... posmęcę, pożalę się komu trzeba, ale przeżyję.

info o spotkaniu pochodzi ze strony www.znak.com.pl

poniedziałek, 18 lipca 2011

Stos


Wszystkie książki pochodzą od wydawnictw... dziękuję!

wtorek, 17 maja 2011

"Błękitny chłopiec" Rakesh Satyal

Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 302

Nie lubię odkładać niedoczytanej książki, bo wiem, że jeśli to zrobię – raczej po nią już nie sięgnę. I choć historia mnie nie wciąga, czytam dalej... wytrwale, bo zakończenie muszę poznać. Chociaż nie, nie muszę, ale... chcę. Zazwyczaj kończy się to znudzonym dobrnięciem do ostatniego zdania. Czasem jednak okazuje się, że książka ta, ma mi do przekazania znacznie więcej aniżeli sądziłam.... 

...i tak właśnie było w przypadku Błękitnego chłopca - książki, która raczej mnie nie zachwyciła, choć.. uświadomiła mi, jak wiele cierpienia może przysporzyć fakt bycia innym niż wszyscy dookoła.  A także to, jak ciężko być sobą - własnym JA, pośród tylu... podobnych do siebie.

Dwunastoletni Kiran - główny bohater Błękitnego chłopca jest hindusem mieszkającym od urodzenia w Ameryce. Z racji ciemniejszego koloru swej skóry i włosów, czuje się inny niż ludzie, których spotyka na co dzień – w szkole i na ulicy. Jednak, nie tylko wygląd zewnętrzny wpływa na jego poczucie inności. Kiran znacznie odbiega od innych chłopców swoim zainteresowaniem muzyką i tańcem, a także tym, że lubi lalki Barbie i makijaż, którego nakładanie opanował do perfekcji. Na dodatek, Kiran "odkrył", że jest nowym wcieleniem Kryszny – nieustraszonego i uwodzicielskiego boga o niebieskim kolorze skóry.

Pomimo braku przyjaciół i ciągłych drwin ze strony innych dzieci, Kiran to bardzo wrażliwy i inteligentny chłopiec. A do tego, niezwykle uzdolniony. Doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że nikt go nie rozumie. Nawet nikt nie próbuje tego zrobić. Zresztą, on sam też do końca nie rozumie własnych uczuć i potrzeb.

Zapewne to dlatego nie potrafił się w tym wszystkim odnaleźć. Nie rozumiał, dlaczego musi się ukrywać. Jednak, od momentu tego "fenomenalnego" odkrycia - wiary, że jest się bogiem, Kiranowi przestaje już zależeć na dążeniu do bycia takim jak wszyscy. Od tej pory liczy się tylko wędrówka do poznania prawdy o sobie i swojej inności. Wędrówka niezwykle bolesna i trudna. 

***
Książka mnie nie wciągnęła - niektóre opisy, jak dla mnie, były zbyt długie. Sam Kiran też mnie nie zachwycił, choć doceniam jego odwagę i determinację. Mimo to, uważam, że warto tę książkę przeczytać, chociażby po to, aby uzmysłowić sobie, że inność nie musi oznaczać czegoś złego. A dążenie do odnalezienia własnego JA, powinno być częścią życia każdego z nas.

wtorek, 5 kwietnia 2011

Miłość wyrażana milczeniem

Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 189


Sięgając po Nagi sad Myśliwskiego nie do końca wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Tym bardziej, że wcześniej nie miałam przyjemności zapoznania się z twórczością tego Pana. Oczywiście, jakieś luźne myśli i pewne skojarzenia gdzieś tam, w mojej głowie, się pojawiały, ale jak się okazało, nawet w połowie nie oddały one tego, co przyniosła rzeczywistość. 

Nagi sad to niezwykle przejmująca historia miłości ojca do syna i syna do ojca. Co istotne... nie jest to taka zwyczajna miłość, pełna słów i czułych wyznań. Ta miłość wyrażana jest bowiem w milczeniu, małych gestach i ciągłym poszukiwaniu siebie. 

Główny bohater - mężczyzna w podeszłym wieku, wraca w swych myślach do minionych czasów swego dzieciństwa i młodości. Czasów odległych, ale dobrze zapamiętanych. I wreszcie - czasów przesiąkniętych obecnością kochającego - szczerze i ponad wszystko, choć w milczeniu... ojca. 

Opowiadana historia, mimo iż pozbawiona jest chronologii i jakiegokolwiek porządku - w sposób piękny i wyrazisty, kreśli przed nami obraz syna i ojca - dwóch najbliższych sobie osób. I choć nie mówią oni wprost o swoich uczuciach, nie sposób ich nie zauważyć, tym bardziej, że wylewają się one z każdej strony tej książki, z każdego zachowania jej bohaterów i każdej ich decyzji. Bo czyż nie jest oznaką miłości siedzenie na kamieniu w największej ulewie i czekanie na syna, z peleryną schowaną pod kurtką, aby ten nie zmókł, kiedy będzie wracał do domu? Albo czyż... przychodzenie pod szkołę, aby choć przez chwilę być bliżej syna, nie jest dowodem miłości? Jest... oczywiście, że tak. 

I choć, naszemu małemu wówczas bohaterowi, to ojcowskie uczucie, wydaje się nieraz niezrozumiałe i śmieszne, z czasem, a właściwie... z wiekiem, przychodzi zrozumienie, i to nie tylko ojca, ale jego sposobu na miłość. 

Nagi sad to... dobra i wzruszająca powieść, pełna znaczeń i ukrytych metafor. Mało tego, to powieść, która pozwala nam dostrzec i docenić miłość naszych własnych ojców, którzy też nie zawsze potrafią powiedzieć wprost, jak bardzo nas kochają.

niedziela, 20 marca 2011

Tajemnica rozwiązana

Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 242


Antoine de Saint-Exupery - tego francuskiego pisarza, nie trzeba chyba jakoś specjalnie nikomu przedstawiać. Wszyscy przecież go znamy... głównie za sprawą Małego Księcia. Wiemy, kim był - pisarzem, lotnikiem. Wiemy, gdzie i kiedy się urodził - 29 czerwca 1900 roku w Lyonie we Francji. Wiemy także, kiedy zmarł - 31 lipca 1944. Jednak przez długi czas, nikt nie wiedział, gdzie i jak do tego doszło.

Pytanie - co tak naprawdę wydarzyło się 31 lipca 1944 roku? - przez lata całe pozostawało bez odpowiedzi. Jak można się spodziewać - hipotez było kilka. Przypuszczano, że pisarz popełnił samobójstwo lub, że jego samolot uległ awarii technicznej. Mówiono także o błędzie pilota, zestrzeleniu przez myśliwiec niemiecki i w końcu... że sam zaplanował własne zniknięcie i wylądował gdzieś w Jurze albo w Szwajcarii. A jak było naprawdę? Odpowiedzi należy szukać w książce Saint-Exupery. Ostatnia tajemnica  francuskiego dziennikarza - Jacques'a Pradela oraz nurka i fotografa - Luca Vanrella.

W swojej książce, Ci dwaj panowie zaczynają od krótkiego przedstawienia pisarza Antoine'a de Saint-Exupery'ego, skupiając się głównie na jego zamiłowaniu do latania, które zamęczało wszystkich tych, którzy z różnych względów odmawiali mu możliwości odbywania lotów. Jego ścieżki kariery jako pilota były niezwykle burzliwe i... pełne wypadków, z których szczęśliwie wychodził cało... aż do 31 lipca 1944. Major Saint-Exupery wsiada do kabiny lightninga P-38 i o 8.15 lub 8.45 odlatuje na misję fotograficzną w rejonie Grenoble. Powrót przewidziany jest na 12.35-13.00. Potem skończy mu się paliwo. Jednak o 14.30 jego samolot wciąż jest poza zasięgiem radarów lotniska.
Antoine de Saint-Exupery

Od zakończenia wojny wszędzie szukano P-38, którym pilotował Saint-Exupery. Mało tego, co jakiś czas pojawiały się informacje o rzekomych miejscach, gdzie może spoczywać wrak samolotu. Oczywiście, większość tych rewelacji można było bardzo łatwo wyeliminować drogą połączenia faktów. Przełom w poszukiwaniach nastąpił dopiero 7 września 1998 roku, kiedy to załoga statku L'Horizon należącego go Jeana-Claude'a Bianco - niedaleko wyspy Riou, wyławia bransoletkę należącą prawdopodobnie do Saint-Exuper'ego. Do kolejnego istotnego odkrycia dochodzi już w roku 2000 za sprawą Luca Varnella, który natrafił na szczątki samolotu pisarza oraz... szczątki samolotu myśliwca pilotowanego przez bardzo młodego niemieckiego lotnika. Czyżby doszło do zderzenia? A może to tylko czysty przypadek? Tego musicie dowiedzieć się już sami... z książki. 

Odnalezienie wraku samolotu przez Varnella doprowadziło w końcu odnalezienia człowieka - niemieckiego pilota - Horsta Ripperta, który na temat 31 lipca 1944 roku miał bardzo dużo do powiedzenia. Wzruszające są jego wyznania, w których przyznaje...
Przykro mi, że Exupery zginął. Kochałem go za to, kim był: to jeden z tych pisarzy, którzy zdobywają człowieka i już go nie opuszczają. (s.213)
Kończąc swoją opowieść autorzy stawiają sobie pytanie - czy potrzebne było rozwiązanie owej tajemniczej śmierci Saint-Exupery'ego, kiedy cała rzesza ludzi twierdziła, że lepiej pozwolić pisarzowi odpoczywać w spokoju. Niektórzy nawet posługiwali się wytłumaczeniem, że takie właśnie było pragnienie Marie Boyer de Fonscolombe - matki Antoine'a. Okazuje się jednak, że warto było, tym bardziej, że wola matki pisarza była zupełnie inna, o czym świadczy chociażby wiersz napisany przez nią w roku 1945
[...] Szukam wszędzie swojego syna.
 W dniu pamiętnym, gdy go powiłam,
wśród wielkiego krzyczałam trudu,
i tak samo krzyczeć chcę dzisiaj, 
kiedy skrywa go tajemnica.
Nie wiem nawet, gdzie jego grób. [...] 
(s.220) 
 Książka bardzo dobra - naprawdę! 
"Pochłonęłam" ją w ciągu zaledwie jednego dnia, a to o czymś świadczy. Polecam!

Zdjęcie pochodzi ze strony 
www.freewebs.com/saint-ex

poniedziałek, 7 marca 2011

Święty, nie święty...

Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 180


Odpowiedź na pytanie - kim jest święty? - wydaje się być niezwykle prosta. Świętym jest bowiem człowiek pełen miłości, pokory i wiary. Człowiek, dla którego ważniejsze od dobra własnego jest dobro innych. I w końcu... święty to człowiek, którego nie można ani zastraszyć, ani złamać. Okazuje się jednak, że świętym można być nie tylko w religijnym tego słowa znaczeniu.

I to właśnie takich świętych przedstawia nam Eduardo Mendoza  w swojej najnowszej książce Trzy żywoty świętych. Jego bohaterowie nie są "kimś", wręcz przeciwnie - są zwykłymi ludźmi - niezauważalnymi i niewyróżniającymi się niczym szczególnym. To, co ich charakteryzuje to swego rodzaju wykluczenie ze społeczeństwa albo... nieprzystosowanie do życia  w nim. 

Trzy żywoty świętych to 3 opowiadania, które pochodzą z 3 różnych okresów twórczości Mendozy. Opowiadanie pierwsze Wieloryb (moje ulubione)  pochodzi z pierwszego etapu jego kariery i opowiada o staczającym się w społecznej hierarchii biskupie Fulgencio Putucasie, który w wyniku wybuchu rewolucji we własnym kraju, pozbawiony został zdobytych tytułów i godności. 


Opowiadanie drugie Finał Dubslava ( przykład etapu przejściowego) przedstawia historię 30-letniego nieroba - mężczyzny, który nie zaznał ani szczęścia, ani cierpienia. Pieniądze matki zapewniają mu nie tylko godną egzystencję, ale także - dają mu możliwość beztroskiego życia. Jednak pewnego dnia, przychodzi mu zmierzyć się z wygłoszeniem przemówienia i odebraniem nagrody w imieniu swojej matki, co robi w sposób... dość absurdalny. 


Ostatnim opowiadaniem (pochodzącym z etapu "najświeższego", by nie rzec - końcowego) jest Pomyłka, w którym poznajemy młodego więźnia - kryminalistę, który pod wpływem literatury i swojej więziennej nauczycielki, przeistacza się w sławnego pisarza kryminałów. 

Każde z tych opowiadań dzieje się w innym miejscu i czasie, i na pozór nic je z sobą nie łączy. Na pozór, bo gdy bliżej się im przyjrzeć można dostrzec, iż łączy je całkiem sporo - niedopowiedzenie i tajemnica, a także - typowy dla Mendozy - czarny humor przepełniony zjadliwą ironią. Oczywiście, nie chodzi tutaj tylko o rozbawienie czytelnika, ale o zmuszenie go do głębszej refleksji nad losem człowieka i świata.