Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 536
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 536
No i mam dylemat. Nie bardzo wiem, jak ocenić tę książkę. Ona nie jest zła, właściwie to jest całkiem dobra, ale chyba spodziewałam się czegoś innego i przez to Misja encyklopedia zupełnie mnie nie porwała. Liczyłam na wartką powieść akcji, przepełnioną pojedynkami i spiskami - niczym w Trzech muszkieterach, a tymczasem otrzymałam... traktat filozoficzny.
Hiszpańska Akademia Królewska specjalizująca się w tworzeniu słowników, dbaniu o gramatykę i ortografię, postanawia sprowadzić do Hiszpanii Wielką Encyklopedię Francuską - jedno z tych twórczych i znaczących, rzadkich w historii ludzkości dzieł, które oświecają swych czytelników i otwierają wrota do szczęśliwości, kultury i postępu narodów (s. 30). I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż to 28 tomowe dzieło znajduje się na indeksie ksiąg zakazanych przez Święte Oficjum. Dla kościoła Encyklopedia to potok niewiary i bezbożności, który obraża całą tradycję i wszystko, co uczciwe (s. 41). I z tego właśnie powodu, sprowadzenie Encyklopedii staje się misją tajną i niebezpieczną, a do jej wykonania zobowiazano dwóch akademików - bibliotekarza don Hermógenesa Molinę oraz admirała don Pedro Zárate.
Fabuła i intryga powieści nie są szczególnie zawiłe, mimo to nie jest to powiesć, którą czyta się błyskawicznie. Nadmiar niekonczących się rozmów o sprawach fundamenalnych, takich jak - władza, religia czy nierówność społeczna, sprawiają że książka staje się miejscami nudnawa, a my czujemy się znużeni. Dla mnie osobiście najbardziej interesująca była sama końcówka powieści, gdyż nie tylko najwięcej się tam działo, ale... jak się działo! Był pojedynek, oskarżenie o szpiegostwo i pościg. Na takie wydarzenia czekałam od samego początku i żałuję, że autor "zaserwował" je tak późno i w tak ograniczonej ilości. Te fragmenty naprawdę dobrze mi się czytało i myślę, że gdyby było ich więcej, odbiór książki byłby zupełnie inny.
Ogromnym zaskoczeniem była dla mnie konstrukcja książki. Autor zdecydował się na coś, z czym rzadko spotykamy się w tego typu powieściach. A mianowicie - zaprosił nas za kulisy swojej książki. Pokazał, jak wpadł na pomysł i jak wyglądała jego praca. Na czym się skupiał i co było dla niego ważne. Gdzie szukal informacji i inspiracji. Taki zabieg bez wątpienia obnaża narratora, jednak z drugiej strony sprawia, że bardziej go doceniamy, kiedy widzimy, ile wysiłku i zaangażowania potrzeba, aby napisać książkę. Okazuje się, że to wcale nie takie proste i czasem sam pomysł nie wystaczy, zwłaszcza, tak jak w tym przypadku, kiedy autor sięga po fakty historyczne.
Hiszpańska Akademia Królewska specjalizująca się w tworzeniu słowników, dbaniu o gramatykę i ortografię, postanawia sprowadzić do Hiszpanii Wielką Encyklopedię Francuską - jedno z tych twórczych i znaczących, rzadkich w historii ludzkości dzieł, które oświecają swych czytelników i otwierają wrota do szczęśliwości, kultury i postępu narodów (s. 30). I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż to 28 tomowe dzieło znajduje się na indeksie ksiąg zakazanych przez Święte Oficjum. Dla kościoła Encyklopedia to potok niewiary i bezbożności, który obraża całą tradycję i wszystko, co uczciwe (s. 41). I z tego właśnie powodu, sprowadzenie Encyklopedii staje się misją tajną i niebezpieczną, a do jej wykonania zobowiazano dwóch akademików - bibliotekarza don Hermógenesa Molinę oraz admirała don Pedro Zárate.
Fabuła i intryga powieści nie są szczególnie zawiłe, mimo to nie jest to powiesć, którą czyta się błyskawicznie. Nadmiar niekonczących się rozmów o sprawach fundamenalnych, takich jak - władza, religia czy nierówność społeczna, sprawiają że książka staje się miejscami nudnawa, a my czujemy się znużeni. Dla mnie osobiście najbardziej interesująca była sama końcówka powieści, gdyż nie tylko najwięcej się tam działo, ale... jak się działo! Był pojedynek, oskarżenie o szpiegostwo i pościg. Na takie wydarzenia czekałam od samego początku i żałuję, że autor "zaserwował" je tak późno i w tak ograniczonej ilości. Te fragmenty naprawdę dobrze mi się czytało i myślę, że gdyby było ich więcej, odbiór książki byłby zupełnie inny.
Ogromnym zaskoczeniem była dla mnie konstrukcja książki. Autor zdecydował się na coś, z czym rzadko spotykamy się w tego typu powieściach. A mianowicie - zaprosił nas za kulisy swojej książki. Pokazał, jak wpadł na pomysł i jak wyglądała jego praca. Na czym się skupiał i co było dla niego ważne. Gdzie szukal informacji i inspiracji. Taki zabieg bez wątpienia obnaża narratora, jednak z drugiej strony sprawia, że bardziej go doceniamy, kiedy widzimy, ile wysiłku i zaangażowania potrzeba, aby napisać książkę. Okazuje się, że to wcale nie takie proste i czasem sam pomysł nie wystaczy, zwłaszcza, tak jak w tym przypadku, kiedy autor sięga po fakty historyczne.