Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 252
Dawno nie miałam tak mieszanych uczuć... Dawno też nie byłam tak zawiedziona i zadowolona jednocześnie.
Kiedy zaczęłam czytać książkę byłam oczarowana i z dumą, i wielkim "ach/och" oznajmiłam - wszem i wobec, że oto znalazłam swoją książkę, którą po wsze czasy kochać będę. W myślach układałam już sobie recenzję, pełną zachwytów i pochwał. Jednak, kiedy doszłam do części drugiej - moje emocje opadły. Już bowiem wiedziałam, jak książka się skończy... Zresztą, nie trudno było się tego domyślić. Niestety, w związku z tym, żadne wydarzenie nie było w stanie mnie już zaskoczyć. A cóż to za przyjemność, czytać bez dreszczyku emocji? Nooo? Żadna, otóż to.
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 252
Dawno nie miałam tak mieszanych uczuć... Dawno też nie byłam tak zawiedziona i zadowolona jednocześnie.
Kiedy zaczęłam czytać książkę byłam oczarowana i z dumą, i wielkim "ach/och" oznajmiłam - wszem i wobec, że oto znalazłam swoją książkę, którą po wsze czasy kochać będę. W myślach układałam już sobie recenzję, pełną zachwytów i pochwał. Jednak, kiedy doszłam do części drugiej - moje emocje opadły. Już bowiem wiedziałam, jak książka się skończy... Zresztą, nie trudno było się tego domyślić. Niestety, w związku z tym, żadne wydarzenie nie było w stanie mnie już zaskoczyć. A cóż to za przyjemność, czytać bez dreszczyku emocji? Nooo? Żadna, otóż to.
Książka (z piękną! okładką) napisana jest w formie listów, i choć jest to ciekawy sposób narracji, mnie w pewnym momencie zaczął on bawić, zwłaszcza, kiedy uświadomiłam sobie, że właściwie każdy z każdym listy tutaj pisze - od razu Moda na Sukces mi się przypomniała. Tam przecież też, każdy z każdym... ;-) [dzieci robi].
Ale do rzeczy... Akcja powieści toczy się w powojennej Anglii, jednak to wspomnienia o latach okupacji normandzkiej wyspy Guernsey, tworzą zasadniczą fabułę. Są to wspomnienia - może dziwnie to zabrzmi, ale - dość spokojne i raczej bardzo ubarwione, mimo to, o dziwo! - wcale nie czuje "wojennego/dramatycznego" niedosytu czy zniesmaczenia. Czołową postacią książki jest Juliet Ashton - pisarka, której w chwili, gdy ją poznajemy, brakuje pomysłu na nową książkę. Pewnego dnia otrzymuje ona list od ogrodnika, rzeźbiarza, stolarza, hodowcy świń i farmera w jednej osobie, czyli od Dawseya Adamsa z Guernsey, który niejako otworzył przed nią bramę do nowego świata - nowego życia. To od niego Juliet dowiaduje się o Stowarzyszeniu - poznaje jego historię i członków. Popychana ciekawością i rodzącą się przyjaźnią, Juliet postanawia odwiedzić wyspę i jej mieszkańców. Chce opisać ich "sposób na wojnę" i pasję (?!) zrodzoną z... pieczonego prosiaka. Na miejscu okazuje się, że... dostaje znacznie więcej, niż mogłaby się tego spodziewać.
Książkę czyta się lekko, szybko i przyjemnie, a bohaterów - no cóż, nie da się nie pokochać! Chętnie podpisuję się pod słowami, które Juliet napisała do Sidneya i Piersa...
Zupełnie niezależnie od mego zainteresowania ich zainteresowaniem książkami zakochałam się w dwóch panach: Ebenie Ramseyu i Dawseyu Adamsie. Clovisa Fosseya i Johna Bookera lubię. Przez Amelię Maugery chciałabym zostać adoptowana, a Isolę Pribby sama bym chętnie adoptowała.