Pages - Menu

piątek, 30 czerwca 2017

Trudy macierzyństwa

Wydawnictwo: Czwarta Strona
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 488

Rozczarowała mnie ta książka. Po tylu pozytywnych opiniach, które słyszałam i czytałam - chyba za dużo sobie wyobraziłam. Jak dla mnie, Nocne czuwanie jest najzwyczajniej w świecie... nudne, przegadane. To taka książka o niczym, której mogłoby w ogóle nie być, przynajmniej dla mnie. Już dawno w trakcie czytania nie czułam takiej straty czasu i pieniędzy.

Akcja powieści rozgrywa się na niewielkiej szkockiej wyspie Colsay, należącej do rodziny Cassinghamów. To tutaj, z dala od miejskiego zgiełku, Anna i jej mąż - Giles oraz ich synkowie - Raphael i Moth, spędzają lato. Anna jest w trakcie pisania książki o dzieciństwie w Wielkiej Brytanii w drugiej połowie XVIII wieku, Giles z kolei - jako ornitolog, zajmuje się obserwacją maskonurów. I tak, jak Giles całkowicie poświęca się swojej pracy, tak Anna ma problem ze znalezieniem "wolnego" czasu. I nie trudno się domyślić, jaka jest tego przyczyna... dzieci.

Anna kocha swoje dzieci, co do tego nie ma wątpliwości. Ale czasami... ma ich zwyczajnie dość. Jest zmęczona, niewyspana i rozdarta pomiędzy potrzebami chłopców, a obowiązkami domowymi. Tęskni też za czasami, kiedy mąż przynosił jej kwiaty, gotował i dbał, aby w domu nie zabrakło jej ulubionych - drogich soli do kąpieli. Denerwuje ją, że Giles zbyt mało jej pomaga, zostawiając wszystko na jej głowie. Na domiar złego, w czasie prac ogrodowych, Anna odkrywa szkielet małego dziecka - dziewczynki. Na własną rękę próbuje rozwikłać zagadkową śmierć. Chce się dowiedzieć, kim była dziewczynka i dlaczego ktoś zakopał ją w ich ogrodzie.

Prawdę powiedziawszy, kiedy kupowałam Nocne czuwanie, spodziewałam się, że rozwiązanie zagadkowej śmierci, będzie stanowiło główny motyw tej książki. Tak jednak nie jest. Autorka skupia się raczej na pokazaniu, że bycie mamą nie jest taką łatwą sprawą, zwłaszcza, kiedy chce się być aktywną zawodowo. Macierzyństwo zazwyczaj wymaga wielu poświęceń, kompromisów i zaciskania zębów. Większość z nas, zna to doskonale z własnego życia. Ja tak i myślę, że może dlatego, książka ta zupełnie do mnie nie przemawia. Jako mama 4-latka i 15-miesięcznych bliźniaczek, wiem ile sił i mojego własnego "ja" muszę poświęcić dzieciom. Raczej nie miałam ochoty jeszcze o tym czytać. Zdecydowanie wolę książki, które pozwolą mi choć na chwilę odpocząć od tego mojego codziennego kieratu.

Czasami miałam wrażenie, że tak naprawdę nic się tutaj nie dzieje. Akcja płynie wolno i monotonnie. Żałuję, że autorka nie poświęciła większej uwagi rozwikłaniu zagadki tajemniczego pochówku. Pomysł miała może i fajny, ale zdecydowanie zabrakło lepszego rozwinięcia.

czwartek, 29 czerwca 2017

Podróż(e) życia

Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 392

Niemka... to piękna i wzruszająca, a jednocześnie... niezwykle trudna powieść, która na długo zostaje w naszych myślach i w naszym sercu. To powieść, od której zwyczajnie nie można się oderwać. I wreszcie, to powieść, która opowiada o konkretnej tragedii - o pasażerach, którzy w roku 1939 wsiedli na nieszczęsny transatlantyk "St. Louis".

Hanna ma 12 lat i wraz z rodzicami mieszka w Berlinie. Jest szczęśliwym i beztroskim dzieckiem. Niczego jej nie brakuje. Jej rodzice - Alma Strauss i prof. Max Rosenthal są szanowanymi i zamożnymi ludźmi. Niestety, są również... Żydami. I choć do niedawna nie miało to większego to znaczenia, tak wszystko się zmieniło, kiedy do władzy doszli naziści:
Ludzie przestali już się maskować, jeśli chcą kogoś skrzywdzić. To my byliśmy obrazą, policzkiem: oni byli rozsądkiem, obowiązkiem, prawem. [...] my mieliśmy milczeć, siedzieć cicho, kiedy nas kopią. (s.31)
W Berlinie narastają antyżydowskie nastroje. Nikogo już nie dziwią powybijane szyby, pobicia, poniżenia, aresztowania czy odbieranie mienia. Ludzie - w tym rodzina Hanny - zaczynają myśleć o ucieczce na Kubę, które jako jedyne zdecydowało się zapewnić Żydom schronienie. Żadne inne państwo nie chciało zadzierać z Niemcami. Jednakże zorganizowanie takiego wyjazdu nie jest łatwe - całe przedsięwzięcie jest bardzo kosztowne. Należało zdobyć zgodę na wyjazd, zakupić bilety na statek oraz wizy wyjazdowe, tzw. benítezy. Warunkiem rozpoczęcia podróży było również wykupienie biletu powrotnego. 

Hannie i jej rodzicom udało się wsiąść na statek "St. Louis", który zabrał wówczas 937 pasażerów - szczęśliwców, podążających ku wolności. Dwutygodniowa podróż minęła bez większych problemów. Kapitan statku - Gustav Schröder - pomimo tego, że był Niemcem, dbał o swoich pasażerów. Robił wszystko, co w jego mocy, aby nie czuli się oni, jak ludzie drugiej kategorii. Prawdziwe kłopoty nastąpiły dopiero, kiedy dopłynęli do Hawany. Okazało się bowiem, że tydzień przed tym, jak statek wyruszył w morze, prezydent Kuby, Federico Laredo Brú, ogłosił Dekret 937 [...], w którym anulował wizy przyznane przez Beníteza (s. 367-368). Mówiąc krócej - ich wizy po prostu straciły ważność. I nikogo nie obchodziło, że większość z nich na te dokumenty, poświęciła oszczędności całego swojego życia. Ostatecznie, władze Kuby zezwoliły garstce wybrańców zejść na ląd. Czy była wśród nich Hanna i jej najbliżsi? A co z pozostałymi pasażerami, którym odmówiono schronienia? Koniecznie doczytajcie o tym w książce...

Równolegle z historią Hanny poznajemy... historię Anny, która mieszka z matką w Nowym Jorku. Anna jest bardziej współczesną bohaterką - jej opowieść zaczyna się w roku 2014. Jest zaradną, ale bardzo samotną dziewczynką. Pomimo swojego młodego wieku - ma zaledwie 12 lat - zajmuje się domem i depresyjną matką. Jej sąsiad mówi o niej mała dziewczynka, że starą duszą. Ojca nigdy nie poznała, gdyż zginął zanim się urodziła. Pewnego dnia Anna dostaje tajemniczą przesyłkę z... Hawany, która całkowicie odmieni jej życie. Podążając tajemniczymi tropami, Anna odkryje swoje korzenie i spełni jedno z najskrytszych marzeń - w końcu "pozna" swojego ojca. 

Dwie dziewczynki, dwa życia, dwa światy... niby wiele je dzieli, a jednak - znacznie więcej łączy. Obie próbują odnaleźć się w swojej rzeczywistości - oswoić świat, na swój dziecięcy sposób. Obie zbyt dojrzałe, jak na swój wiek. I obie... kochają tego samego człowieka.

Niemka jest powieścią refleksyjną, pełną smutku i rozczarowań.  Połączeniem fikcji literackiej z faktami historycznymi. Przeszłosci z teraźniejszością. To powieść, która chwyta za serce. I nie ważne, że o holokauście powiedziano i napisano już wiele - Niemka jest jedyna. Niepowtarzalna.

wtorek, 27 czerwca 2017

W cieniu obsesji

Wydawnictwo: Sine Qua Non
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 320

Wow... Tarryn Fisher wbiła mnie w fotel. Totalnie zawładnęła moim czasem i moimi myślami. A ja... no cóż, zupełnie się tego nie spodziewałam. Myślałam, że będzie to kolejna - wychwalana przez innych - książka, która mnie nie porwie i nie zachwyci. A jednak, stało się inaczej. Bad mommy czytało mi się rewelacyjnie! Wręcz nie mogłam się oderwać. Jeśli inne książki tej autorki są równie dobre i tak wciągające - chcę je wszystkie. Tu i teraz :)

Fig nie jest normalna i... doskonale o tym wie. Bardzo wcześnie, bo już w dzieciństwie, zaakceptowała, że zostanie sama, bo nie znalazła nikogo takiego, jak ona. Jej przyjaciółmi były osoby, które tylko ona widziała, a jako dorosła - większość swoich znajomości zawierała przez internet. Fig obserwowała ludzi, a potem chciała tego, czego oni chcieli. Była głodna życia i uwagi. Uważała, że większość ludzi nie zasługuje na to, co ma. A już z pewnością - na to, by mieć dzieci, zwłaszcza kiedy ona ich mieć nie może. Raz jej się prawie udało, ale potem nagle jej dziecko - jej córeczka - zniknęła. Fig tak bardzo pragnie dziecka, że kiedy zupełnym przypadkiem spotyka dziewczynkę, która jest w wieku, w jakim byłaby jej córka - zaczyna wierzyć, że to jej własne, odnalezione dziecko:
Gdy tylko ją zobaczyłam, obudziłam się z długiego snu [...] Zamknęłam oczy i podziękowałam wszechświatowi za ten dar [...] To była ona. Wiedziałam o tym. Wszystko, czego pragnęłam. Wszystko, na co liczyłam. (s.9-10)
Nagle wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce. Fig została mamą prawdziwej dziewczynki. Od tej chwili wiedziała, że nic już ich nie rozdzieli. Zaczyna śledzić małą Mercy i jej rodziców. Ustala, gdzie mieszkają i obserwuje ich dom, by poznać zwyczaje rodziny, a następnie... wprowadzić się obok i zaprzyjaźnić z nimi. 

Jolene i Darius Avery są szczęśliwym młodym małżeństwem, wspólnie wychowującym kilkuletnią Mercy. Mają swoje grono zaufanych przyjaciół, lecz kiedy Fig wprowadza się do sąsiedniego domu, Jolene chętnie zaprasza ją na herbatkę. Najpierw jedną, potem drugą... aż w końcu nowa sąsiadka staje się stałą bywalczynią ich domu i nieodłącznym elementem życia rodziny. Fig w bardzo krótkim czasie zaskrabia sobie sympatię małej Mercy. Dla Jolene z kolei, staje się kimś w rodzaju powiernicy. Jednak, jak nie trudno się domyślić - jej rady i zainteresowanie, nie są szczere. Dla Fig, Jolene jest złą mamą, która nie tylko nie zasługuje na Mercy, ale i... na Dariusa. Bo przecież, co Fig zrozumie z czasem, on również pisany jest jej.

Darius...no właśnie. Niby jest idealnym mężem i ojcem, ale od początku czujemy, że coś z nim jest nie tak. Jako jeden z pierwszych dostrzega niepokojące zachowanie Fig - jej usilne upodobnianie się do Jolene. Ostrzega nawet swoją żonę, próbuje pokazać prawdziwe oblicze ich sąsiadki, a jednocześnie sam zbyt mocno pozwala jej wniknąć do ich życia. 

Książka jest niesamowita. Kiedy wydaje nam się, że coś tam już wiemy i rozumiemy - nagle BUM, okazuje się, że jest zupełnie inaczej. Mnie osobiście najbardziej zaintrygował Darius. Jak już wcześniej napisałam, przypuszczałam, że coś z nim jest na rzeczy, ale tego... się nie spodziewałam. To, czego się o nim dowiadujemy - zwala z nóg. Serio. Bardzo spodobał mi się też pomysł prowadzenia narracji z trzech różnych punktów widzenia, dzięki czemu na całą historię spoglądamy z szerszej perspektywy. Każdy z narratorów dorzuca swoją cegiełkę, odkrywając to, co pozostali przemilczeli lub zwyczajnie o tym nie wiedzieli.

Tarryn Fisher pokazuje nam świat psychopatów i socjopatów - ludzi nieprzystosowanych do życia. Manipulatorów, egoistycznie skupionych na sobie i swoich potrzebach. To świat obsesji, problemów i urojeń. Świat niebezpieczny i budzący niepokój, a jednocześnie - szalenie wciągający.

środa, 14 czerwca 2017

Nauka kontra religia

Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 536

No i mam dylemat. Nie bardzo wiem, jak ocenić tę książkę. Ona nie jest zła, właściwie to jest całkiem dobra, ale chyba spodziewałam się czegoś innego i przez to Misja encyklopedia zupełnie mnie nie porwała. Liczyłam na wartką powieść akcji, przepełnioną pojedynkami i spiskami - niczym w Trzech muszkieterach, a tymczasem otrzymałam... traktat filozoficzny.

Hiszpańska Akademia Królewska specjalizująca się w tworzeniu słowników, dbaniu o gramatykę i ortografię, postanawia sprowadzić do Hiszpanii Wielką Encyklopedię Francuską - jedno z tych twórczych i znaczących, rzadkich w historii ludzkości dzieł, które oświecają swych czytelników i otwierają wrota do szczęśliwości, kultury i postępu narodów (s. 30). I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż to 28 tomowe dzieło znajduje się na indeksie ksiąg zakazanych przez Święte Oficjum. Dla kościoła Encyklopedia to potok niewiary i bezbożności, który obraża całą tradycję i wszystko, co uczciwe (s. 41). I z tego właśnie powodu, sprowadzenie Encyklopedii staje się misją tajną i niebezpieczną, a do jej wykonania zobowiazano dwóch akademików - bibliotekarza don Hermógenesa Molinę oraz admirała don Pedro Zárate. 

Fabuła i intryga powieści nie są szczególnie zawiłe, mimo to nie jest to powiesć, którą czyta się błyskawicznie. Nadmiar niekonczących się rozmów o sprawach fundamenalnych, takich jak - władza, religia czy nierówność społeczna, sprawiają że książka staje się miejscami nudnawa, a my czujemy się znużeni. Dla mnie osobiście najbardziej interesująca była sama końcówka powieści, gdyż nie tylko najwięcej się tam działo, ale... jak się działo! Był pojedynek, oskarżenie o szpiegostwo i pościg. Na takie wydarzenia czekałam od samego początku i żałuję, że autor "zaserwował" je tak późno i w tak ograniczonej ilości. Te fragmenty naprawdę dobrze mi się czytało i myślę, że gdyby było ich więcej, odbiór książki byłby zupełnie inny. 

Ogromnym zaskoczeniem była dla mnie konstrukcja książki. Autor zdecydował się na coś, z czym rzadko spotykamy się w tego typu powieściach. A mianowicie - zaprosił nas za kulisy swojej książki. Pokazał, jak wpadł na pomysł i jak wyglądała jego praca. Na czym się skupiał i co było dla niego ważne. Gdzie szukal informacji i inspiracji. Taki zabieg bez wątpienia obnaża narratora, jednak z drugiej strony sprawia, że bardziej go doceniamy, kiedy widzimy, ile wysiłku i zaangażowania potrzeba, aby napisać książkę. Okazuje się, że to wcale nie takie proste i czasem sam pomysł nie wystaczy, zwłaszcza, tak jak w tym przypadku, kiedy autor sięga po fakty historyczne.

środa, 7 czerwca 2017

Arthur i jego podróż

Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 352

To kolejna książka, która trafiła do mnie ponieważ zachwyciłam się jej okładką. Niby taka prosta i zwyczajna, a jednak... coś w sobie ma. Wcześniej o tej książce nie słyszałam - mam ją z wymiany, także nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Ale zaryzykowałam i bardzo się z tego cieszę, bo niezwykle mocno polubiłam Athura Peppera.

Arthur Pepper ma 69 lat i od roku jest wdowcem. Prowadzi spokojne, dość rutynowe życie. Pomimo upływu czasu, Arthur wciąż jeszcze nie pogodził się z odejściem żony, z którą przeżył 40 cudownych lat:
Rozpaczliwie tęsknił za kobietą, którą kochał [...] Dom bez niej przestał być domem. To tylko ściany, dywan i krzątający się tam głupi stary dziad. (s.271)
Pewnego dnia jednak postanawia uporządkować jej rzeczy. Wie, że musi się z tym zmierzyć, ale nie jest to dla niego łatwe zadanie. Właściwie jest to pomysł jego córki, która uważa, że pomoże mu to poczuć się lepiej i ruszyć dalej. I wtedy właśnie trafia na tajemniczą bransoletkę, której nigdy wcześniej nie widział:
Wydawała się stara. Pięknej roboty. Każdy detal na przywieszkach miał wyraźny kształt. Arthur wytężył pamięć, ale nie mógł sobie przypomnieć, żeby Miriam kiedykolwiek coś takiego nosiła albo pokazala mu któryś z wisiorków. (s.15)
To niespodziewane odkrycie powoduje, że Arthur podejmuje działania, na które nigdy wcześniej by się nie zdecydował. Bransoletka budzi w nim potrzebę, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o swojej żone. Czegoś o czym ona nigdy wcześniej nie opowiadała. I tak rozpoczyna się jego podróż, której kierunek nadają zawieszki z bransoletki. Jest to podróż egzotyczna i oczyszczająca. Arthur odkrywa niezwykłą przeszłość swojej żony, ale również na nowo poznaje siebie. Każda napotkana osoba, każda historia, której wysłuchuje - zmieniają jego postrzeganie świata i siebie samego. Odnawia też kontakty z dziećmi, które do tej pory nie należały do najbardziej udanych. Przede wszystkim zaś zaczyna cieszyć się życiem, dostrzegać i doceniać, to co ma i to, kim jest.

Osobliwe szczęście Arthura Peppera to niezwykła książka - mądra, wzruszajaca i piękna. Niby lekka, a jednak niosąca ukryte przesłanie i ogromną dawkę pozytywnej energii. Ważne, aby zrozumieć, że pomimo odejścia bliskiej osoby, nasze życie nadal może być piękne i wartościowe. A my szczęśliwi i spełnieni. Trzeba tylko dać sobie szansę.