Nigdy nie zrozumiem takich zachowań... Na zasadzie: masz robić tak i tak, być taka i taka, i jeszcze pamiętać o tym i o tym. I nie mam na myśli rad o które proszę, tylko takie rady nieproszone, wciskane na siłę, w poczuciu wyższości i przekonaniu, że jest się osobą, która może mówić innym co powinni i co wypada. I nie raz na jakiś czas, a na każdym kroku.
Boli mnie to o tyle, że sama, choć mam przekonanie, że pusto w mojej głowie nie jest, to zwyczajnie boję się dawać rady, nawet te oczekiwane, bo czuję za nie odpowiedzialność. Za to, co nastąpi, jeśli ktoś postąpi tak, jak mu radziłam. Sytuacje, kiedy ktoś obserwując to, co robię - idzie w moje ślady, robiąc podobnie, w równym stopniu napawają mnie i radością i niepokojem.
Po doświadczeniach ostatniego roku serio mam ochotę momentami obejrzeć cal po calu moje czoło i ustalić, gdzie mam napisane: "uformuj mnie, ulep ze mnie coś". Nosz kuźwa, nie jestem gliną! OK, jestem osobą, która na początku głównie obserwuje i słucha, zanim się rozkręci, ale to nie znaczy, że jestem łagodna, ugodowa i "do ułożenia"... Za to mam wrażenie, że ci sami ludzie, którzy najpierw szufladkują mnie jako "spolegliwą", przeżywają później ciężki szok, kiedy się okazuje, że mam własne zdanie i będę go bronić do upadłego, zwłaszcza jeśli ktoś mi wciska na siłę coś innego.
OK, złość i niezrozumienie całej sytuacji to jedno. Kulejące poczucie własnej wartości, przez kogoś, kto miał duże problemy ze zrozumieniem mojego "nie" to inna kwestia.
Tyle się ostatnio mówi o tym pod kątem nieranienia uczuć kogoś, kto naciska, dziękowaniu napastującemu za zainteresowanie i takich tam... No i niestety dla mnie to też temat na czasie. Moja znajoma, pracująca jako prywatny detektyw obecnie, miała takie powiedzenie "jeśli zamykają drzwi, wejdź oknem, a jak zamykają okno -wejdź kominem". Może ma to zastosowanie w pracy detektywa, ale nie ma w relacjach damsko-męskich, zdcydowanie.
Wieki temu, po mineło już 10 lat, coś tam między nami zaiskrzyło. Ostatecznie to ja urwałam temat. Dzisięć lat później, on po rozstaniu z dziewczyną (byli razem 9 lat) poszedł ze mną na piwo, wspominanie starych czasów, rozmowy o wszystkim. OK, jedna kwestia: to, że człowieku stawiasz mi piwo, nie znaczy, że to gwarancja że tę noc spędzimy razem. To, że mimo mojego "nie" odprowadzasz mnie do mieszkania, byłoby jeszcze miłe, gdybyś później nie wprosił się do mnie "bo musisz siku", a później nie chciał się koniecznie napić herbaty, a gdybyś później nie pytał czy możesz zostać na noc... Każde kolejne "nie" zbite kolejnym pytaniem. OK, miło, że mnie w końcu posłuchałeś i sobie poszedłeś.
Ale kolejne pytania o spotkanie, dawanie rad, mimo że wcale o nie nie prosiłam, mówienie co "lepiej" (niż choćby siedzieć w domu), tylko mnie dobijały, co ostatecznie zaowocowało tym, że zostałeś zablokowany na fb, w telefonie zresztą też.
A ja leczę swoje pokaleczenia, bo odezwały się stare rany i dokuczają na całego...