A było tak:
Dwa lata temu kupiłam kaboszony i bazy do nich i tak powstały te kolczyki:
A ostatnio stwierdziłam, że czas do tego wrócić i uzupełniłam swoje zapasy kaboszonów (swoją drogą, cóż za nazwa!):
Później jeszcze przesyłka głównie z bazami do nich, klejem i takimi tam i mogłam tworzyć:
Wieczorem nowe błyskotki odłożyłam do wyschnięcia:
A później...
Cóż, ten pierścionek mnie urzekł:
I bransoletka: sama prostota a jaki piękny efekt:
Taka ot broszka:
I motyli wisiorek:
Urzekł mnie ten wzór i stwierdziłam, że kolczyki-wkręty będą bardzo spoko, jeśli założę do nich baranki w kształcie "talerzyków" (nie wiem jak to nazwać, ale fakt, że zwykłe baranki by nie utrzymały tak ciężkich kolczyków a te są w sam raz).
I broszka do nich:
Sama słodycz:
A z tej bazy jeszcze powstanie cudna bransoletka :)
Zaczęło się zgoła niewinnie. Moja przyjaciółka, patrząc na moją torebkę, która wyglądała trochę, jakby ją obgryzło jakieś małe zwierzątko, powiedziała: a może by tak coś na nią naszyć? Trybiki w mojej głowie zazgrzytały i trybiły tam sobie każdego dnia, aż wyłoniła mi się w głowie pewna wizja i tak oto stopniowo nabierała kształtu, aż nabyłam kilka rzeczy i pewnego wieczoru zaczęłam działać.
Kupiłam sobie kolorową parasolkę. A później mnie zainspirowała. Skończyło się to tak:
Prawda, że od razu jakoś weselej się robi? ;)
Prawda, że od razu jakoś weselej się robi? ;)
Któregoś razy zrobiłam takie filigranowe drobinki. Najpierw powstał naszyjnik (na zdjęciu), później jeszcze bransoletka, a myślę jeszcze nad kolczykami.
Choć trochę mi chłodno, kiedy na nie patrzę, odrobinę przypominają lód...