Salon, który miałam w planach na ostatnim miejscu, został ukończony jako pierwszy. Może nie do końca, bo jeszcze jestem w trakcie szukania wiszącej lapmy i kinkietów. Koniecznie w stylu indiustralnym, takie jak lampki
tutaj, jednak zanim je zakupię salon będzie oświetlony wcześniej zmajstrowaną
lampką. Aha i jeszcze w dalekich planach czeka mnie projekt zasłaniający telewizor, wizja już jest, a reszta to tylko odrobina czasu, która teraz jest u mnie na wagę złota...
Oprócz słomianej bieliźniarki i dywanu wszystko zostało przeze mnie przemalowane, pobielone, przetarte, uszyte, naszyte i przerobione ze starych mebli. Co do bieliźniarki to mam już niecny plan, ale dywanu chyba nie ruszę;), chyba... Zresztą sami wiecie, że urządzanie wnętrz to niekończąca się opowieść...
Obecnie salon służy mi również jako pracownia, dopóki ta nie będzie ukończona. Niestety ze względu na porę roku będzie musiała poczekać aż do wiosny, gdyż jest cała w drewnie, które planuję pobielić olejem, ale to wymaga porządnego wietrzenia... W związku z tym naturalne dekoracje salonu na co dzień to materiały, bawełna i wszechobecne włóczki...
Oczywiście oficjalne otwarcie nastąpiło w gronie naszej czwóreczki i choć dzieci twierdzą, że oszalałam z tą wszechobecną bielą, to w niej czują się jak rybki w wodzie;)
Pozdrawiam serdecznie...
Agnieszka z Lawendowego Kredensu....