Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Berno. Pokaż wszystkie posty

Berno na starych pocztówkach

 Plany są po  to, by je zmieniać! Prawda? Jasne, że prawda ;)
W planach był post dla Klubu Polek Na Obczyźnie o stolicy Szwajcarii, Bernie. Tego posta jednak nie będzie, bo co ja mam o tym mieście powiedzieć? Że kojarzy mi się z wiosną? Że sprzedają tam pyszne lody? Że leniuchy nie muszą podchodzić pod górkę, aby dostać się z jednej części miasta do drugiej, bo maja kolejkę? Że ludzie nie korzystają z ławek tylko siedzą na środku placu i dają się od czasu do czasu ochlapać wtopionej w chodnik fontannie? A może, że konsul polski to baaardzo miły młodzian? Nie no bez sensu. Tego posta nie będzie!
Będzie post o Konstanz! Ale najpierw, jak już i tak tu jesteście… obejrzyjcie sobie Berno na starych pocztówkach ;)
Steffi i Dina
kolejka dla leniwych
zagramy?
most na rzece Aare
po co komu ławki?
Kasia, Dina i Coco

Alleluja!




Za oknem niebo płacze i dzwony biją jak oszalałe, a u mnie rozbrzmiewa właśnie wielkanocny koncert śpiewaków z okolic Berna:



Zapraszam do wysłuchania i… Wesołego Alleluja!

A w stolicy to była? Była!




I nawet zakład wygrała! Bern nie ma kilku milionów mieszkańców (jak twierdzi pewna przemiła blondynka), tylko zdecydowanie poniżej miliona (jak twierdzę ja), a dokładnie 133 tysięcy, czyli mniej niż taki na przykład Elbląg. Niesamowite, prawda?

Bern próbował nas w sobie rozkochać wszystkimi sposobami, kusił pięknym słońcem, podstawił miłego konsula, zaserwował pyszne hinduskie potrawy i próbował przekupić Steffi jej ukochaną Chai Latte ze Starbucksa.

Pech chciał, że mieszkamy nad Bodeńskim i nie tak łatwo dajemy się zaczarować!

Spójrzcie na to miasto tak jak patrzyłam na nie ja i moje trzy towarzyszki podróży: Steffi, Coco oraz Dina!



A w stolicy to była?


No właśnie nie była i bardzo tego żałowała. Bo stolica wygląda tak:

http://www.friendlyswiss.com/



http://www.bugbog.com/



W końcu jednak nadeszła pora, żeby nadrobić ten błąd – w przyszły poniedziałek jadę do Berna! A dlaczego akurat do Berna i akurat w przyszły poniedziałek?
Wiąże się z tym mrożąca krew w żyłach historia, która o mały włos nie skończyłaby się tragicznie! Jednak jak to mówią, więcej szczęścia niż rozumu… Posłuchajcie:

Kilka tygodni temu, całkiem spontanicznie kupiłam bilet na samolot, który już w maju zabierze mnie w stronę turkusowej wody, wielbłądów i oczywiście mojej Myszy Pustynnej, która uciekła mi na (prawie) drugi koniec świata. Kiedy wszyscy krewni i znajomi królika zostali o tym fakcie powiadomieni, wszystkie praktyczne i niepraktyczne rady odebrane, przez przypadek wdałam się w rozmowę z Myszą Pustynną.
Kasia: Ty, a co z Twoim kuzynem? Mówiłaś chyba, ze chce przylecieć?
Mysz: Chciał, ale nie przyleci, bo nie ma paszportu.
Kasia: Aha. Yyyy. Czekaj, jak to nie ma paszportu?
Mysz: No nie ma. Przecież na dowód nie poleci.
Kasia: Uuuuups.

No właśnie. Niech żyje miła pani z ambasady polskiej w Bernie i paszporty tymczasowe. A kuzyn Myszy Pustynnej niech żyje nawet dwa razy!