Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kotleciki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kotleciki. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 22 sierpnia 2013

Powrót pieczarki marnotrawnej

Jak dawno nie było mnie w pieczarkarni... Przypomina mi o tym regularnie kręgosłup, któremu nie wystarcza crossfit. Kręgosłup wyraźnie woli detaliczne wzmacnianie każdej partii mięśni z osobna i to mu służy. No dobrze. Niech będzie. Ale na crossfit, w miarę możliwości czasowych, i tak zamierzam chodzić.

Wróciłam uzbrojona w plan od Agnieszki. Było pusto, w miarę cicho, niezbyt duszno i cudownie się sponiewierałam. Robiłam przysiady ze sztangą (z wrażenia nałożyłam sobie krzywo ciężarki, na co zwrócił mi uwagę jakiś życzliwy pan), wskakiwałam, zeskakiwałam, męczyłam brzuch, rolowałam miednicę, robiłam ukochane wykroki z obciążeniem (polecam wszystkim, planującym bieganie po górach), wzmacniałam plecy, obręcz barkową, klatę, a na koniec się rozciągnęłam. I to było bardzo, bardzo dobre.

Przy okazji spełniłam dobry uczynek - jakiś chłopak szamotał się z kettlem na różne dziwne sposoby, przypominające odlegle takie ćwiczenia, jak np. łaźnia turecka albo kettle swing. Kiedy zobaczyłam, jak biedak robi kettle swing poczułam ból w dole pleców - to było coś strasznego. Zdziwiło mnie, że żaden instruktor nie zwrócił mu uwagi na to, że robi sobie krzywdę. Podeszłam do zmachanego nieszczęśnika i powiedziałam, że nie chcę się wtrącać, ale... Chłopak chyba nie był szczęśliwy, że mu pani w średnim wieku macha kettlem przed nosem, ale naprawdę nie mogłam patrzeć na to, co sobie robił.

W podziękowaniu dla tych, którzy wirtualnie wyrzucili mnie na trening, dzielę się przepisem na niezwykle smaczne kotleciki (lub, jak chce przepis - burgery) z kaszy jaglanej i cukinii. Przepis podaję w swojej zmodyfikowanej wersji (wegańskiej), a jego oryginał pochodzi z książki "Mama, tata, patelnia i ja". Od razu uprzedzam, że z podanej ilości składników wychodzi raptem 10 niewielkich kotlecików:

35 dag cukinii
10 dag kaszy jaglanej (przed ugotowaniem)
1 łyżeczka curry
1 łyżeczka kurkumy
obrana i drobno poszatkowana cebula
2 łyżki oliwy
ząbek czosnku pokrojony w cienkie plasterki
1 łyżka posiekanego koperku i natki pietruszki
1 łyżeczka słodkiej papryki
mąka z amarantusa, otręby lub drobne płatki owsiane do panierowania
olej do smażenia

Kaszę prażymy w garnku, zalewamy wrzątkiem tak, żeby przykrył ją na około 2 cm, mieszamy, odlewamy wodę i zalewamy kaszę wrzątkiem jeszcze raz (znów tak, żeby ją przykrył na około 2 cm). Dorzucamy curry i pół łyżeczki kurkumy. Mieszamy i gotujemy kaszę pod przykryciem na bardzo małym ogniu, aż wchłonie całą wodę.

Cukinię ścieramy na tarce o grubych oczkach. Solimy i odstawiamy, żeby puściła sok, po czym mocno odciskamy na sitku lub durszlaku.

Na oliwie szklimy cebulę, dodajemy czosnek i smażymy 1 minutę.

Dodajemy cukinię, po chwili kaszę jaglaną, zioła, paprykę i pół łyżeczki kurkumy. Można doprawić solą, jeśli jest taka potrzeba.

Mieszamy wszystko razem i przekładamy do miski. Przygotowujemy sobie materiał do panierowania i patelnię z olejem do smażenia. Lepimy niewielkie kotleciki (im cieplejsza kasza jaglana, tym lepiej się skleja i nie trzeba dodawać jajka, które było w oryginalnym przepisie; jeśli używacie ostudzonej kaszy - trzeba będzie dodać jajko), obtaczamy w mące z amarantusa czy innej panierce (można smażyć bez, ale ja lubię panierkę z amarantusowej mąki) i wrzucamy na rozgrzany olej. Smażymy z dwóch stron i odkładamy na talerz wyściełany ręcznikiem papierowym, żeby odsączyć tłuszcz.

U mnie były z dodatkiem domowego sosu pomidorowego oraz gotowanej fasolki szparagowej.

A na potreningowy podwieczorek - genialna waniliowa quinoa z owocami (maliny, borówki amerykańskie) i wiórkami kokosowymi z przepisu Zieleniny <klik>. O zaletach quinoi można również poczytać u Zieleniny.

Bycie pieczarką marnotrawną nie jest złe.