Wiele małych dziewczynek zapytanych o to kim chciałyby być odpowiada, że królewną lub księżniczką. Nie ma się czemu dziwić - baśnie i bajki znane z dzieciństwa przedstawiają nam te dziewczęta jako pozbawione trosk istoty, zajmujące się najczęściej nicnierobieniem i marzące o pięknym księciu (i najczęściej go dostające). Nawet jeśli którąś z nich spotyka jakieś nieszczęście to szybko zjawia się dobra wróżka i dotknięciem czarodziejskiej różdżki odmienia ich los na lepsze, aby mogły żyć długo i szczęśliwie.
A nawet pomijając baśniowe opowieści - w mediach mamy całe mnóstwo współczesnych koronowanych głów (ze wskazaniem na brytyjską rodzinę panującą) przedstawianych w czasie oficjalnych wystąpień, w pięknych kreacjach i biżuterii, z radosnym uśmiechem na twarzy (nic to, że jakże często sztucznym i wymuszonym). Przez wiele lat nikt nie ośmielił się zajrzeć za oficjalną fasadę, dopiero ostatnie kilkanaście lat, głównie za sprawą księżnej Diany, pokazało, że życie księżniczek czy królewien wcale nie jest usłane różami.
Tak więc współczesne królewny wcale nie mają lekko, cóż więc powiedzieć o tych żyjących kilka wieków temu?
Anna Brzezińska szerokiej publiczności znana przede wszystkim ze swoich utworów fantastycznych postanowiła tym razem zająć się tematyką historyczno obyczajową i tak powstało monumentalne (ponad 800 stron) dzieło pt. "Córki Wawelu. Opowieść o jagiellońskich królewnach".
Głównymi bohaterkami książki są trzy córki króla Zygmunta Starego i królowej Bony - mądra i roztropna Zofia, uparta i religijna Anna, wrażliwa i piękna Katarzyna oraz Dosia, ich karlica (postać autentyczna, wymieniana w wielu pismach z epoki). Oczywiście w tekście pojawia się starsze rodzeństwo królewien - brat Zygmunt August oraz dwie siostry: rodzona Izabela oraz przyrodnia Jadwiga (jej matką była pierwsza żona Zygmunta Starego Barbara Zapolya). Ale bohaterek jest znacznie więcej, bowiem książka Anny Brzezińskiej przez pryzmat losów królewien opowiada o życiu kobiet w okresie renesansu.
Renesans przedstawiany jest jako epoka postępu i rozwoju, tworzenia się nowych prądów umysłowych i religijnych, czas zmian gospodarczych oraz społecznych. To również czas w którym zmienia się postrzeganie roli człowieka we wszechświecie. Niestety w rozumieniu renesansu (i kilku kolejnych epok) człowiek to mężczyzna. Kobieta, chociażby nie wiadomo jak bystra, inteligentna i wykształcona miała bardzo niewielkie pole manewru - miała się modlić, zajmować domem i rodzić dzieci. Na większą swobodę pozwalało jej bogactwo, ale i ono nie dawało pełnej wolności. Kobiety były ograniczone wieloma normami moralnymi, a im wyższa była ich pozycja tym więcej oczu je obserwowało i oceniało.
Tak więc losy jagiellońskich królewien wcale nie były bajkowe. Stale pod obserwacją, zależne najpierw od ojca, później od matki, wreszcie niechętnego im brata, nie posiadające właściwie żadnego majątku, będące przedmiotem dyplomatycznych targów, z kamienną twarzą znoszące upokorzenia - Zofia, Anna i Katarzyna byłyby chyba o wiele szczęśliwsze gdyby urodziły się w mniej znaczącej rodzinie.
"Córki Wawelu" to połączenie beletrystyki z literaturą popularnonaukową. Dzieje najmłodszych Jagiellonek obserwujemy oczami ich karlicy. Dosia jest z nimi w czasie dziecięcych lat na Wawelu, późniejszym warszawskim odosobnieniu, wyrusza z Katarzyną do Szwecji, a po jej śmierci wraca do Jazdowa, gdzie towarzyszy w ostatnich latach królowej wdowie Annie.
Autorka kreśli przy okazji bardzo bogate tło obyczajowe i historyczne, tak że nawet osoba nie do końca orientująca się w zawiłościach rodzinnych Jagiellonów bez problemu będzie wiedziała kto, z kim i dlaczego.
Nie ukrywam, że część czytelników może przerazić objętość książki, ale zaręczam, że jak już zaczniecie czytać to nie oderwiecie się od lektury.