środa, 2 marca 2011

Podróżować to żyć.

Marzy mi się wyprawa w nieznane. W nowe, nieodkryte miejsca. Niedawna wycieczka do Berlina zaostrzyła tylko moją tęsknotę za odkrywaniem kolejnych miejsc. Marzę o powrocie do Wiednia, który miałam okazję poznać jako nastolatka, a który teraz zapewne zupełnie inaczej by mi smakował. Chciałabym poznać na nowo miejsca, kiedyś już odwiedzone. Wrócić do Wenecji, w której ciągle wody przybywa - i zobaczyć ją o innej porze roku niż gorące, upalne lato. Wracam też myślami do małego pokoiku w Szklarskiej Porębie, na strychu pewnego gościnnego domu, którego właściciel słynie z rzeźb z żelaza. Marzę o tych wszystkich nieznanych mi jeszcze miejscach, które czekają na odkrycie. Tak jak czekam na to, co przyniesie zbliżająca się wiosna. Na jej wszystkie zapachy, śpiew ptaków, budzącą się do życia naturę, pączki na drzewach zamieniające się w zielone liście. Czekam na to co przyniesie dziś. Na to co przyniesie jutro. Na nowe. 

"Nie, nie dla wiedzy podróżujemy. Nie po to też podróżujemy, by na chwilę z codziennych trosk się wyrwać i o kłopotach zapomnieć, jako że, zgodnie z innym łacińskim porzekadłem, "czarna troska za jeźdźcem siada". Nie, nie żądza wiedzy nas gna ani ochota ucieczki, ale ciekawość, a ciekawość, jak się zdaje, jest osobnym popędem, do innych niesprowadzalnym. Uczeni mówią nam, że ciekawość, czyli potrzeba bezinteresownego badania otoczenia, przechowuje się u ludzi przez całe życie i że to jest właśnie swoiście ludzka zdolność.
Jesteśmy ciekawi nie dlatego, by nieznajome rzeczy obiecywały nam jakieś zaspokojenia albo czymś groziły, czemu trzeba zapobiec, jesteśmy ciekawi po prostu.”
Leszek Kołakowski — "Mini wykłady o maxi sprawach"




Kiedy jednak chwilowo podróże pozostają w sferze marzeń - wybieram się do kuchni, by tam odkrywać nowe smaki. I czasem są to spotkania niezbyt udane, kiedy świeżo upieczone bułki okazują się być małymi plaskaczami, albo kiedy zamiast pysznego drożdżowego chleba wychodzi z formy jakiś gniotek. Czasem okazuje się, że zapiekany ryż pięknie wyglądający na zdjęciu - wcale w rzeczywistości tak pięknie nie smakuje. Częściej jednak - są to wyprawy bardzo udane. Odkrywające przed nami nowe kulinarne wyspy, pełne smaku, aromatu i które po prostu wywołują uśmiech na twarzy.



Chleb, który widać na zdjęciach to jeden z lepszych chlebów, jakie ostatnio upiekłam. W trakcie przygotowań okazało się, że w słoiku jest już tylko resztka miodu, więc postanowiłam dodać jeszcze melasy. Miałam ochotę też na trochę ziaren, więc dorzuciłam garść słonecznika. Chleb jest lekko słodki, ale doskonale sprawdza się ze słonymi dodatkami. Smakuje naprawdę wyśmienicie.




Chleb orkiszowy z ziarnami słonecznika i melasą.
[na podstawie przepisu Liski, z moimi kilkoma zmianami]

Zaczyn:

50 g zakwasu żytniego
75 g mąki orkiszowej (użyłam mąki typ 700, jasnej)
100 g wody

Mieszamy ze sobą i odstawiamy na 12-24 godzin.

Następnie dodajemy:

275 g wody
1 łyżka miodu
1 łyżka melasy
300 g mąki orkiszowej razowej
200 g mąki pszennej chlebowej jasnej
1 łyżeczka drożdży suszonych instant
1,5 łyżeczki (10 g) soli morskiej
garść ziaren słonecznika

Składniki zaczynu mieszamy ze składnikami na ciasto. Ciasto zagniatałam mikserem, przez około 6-7 minut. Zagniatając ręcznie należy to robić przez około 10-15 minut. Zagniatamy do czasu, aż ciasto będzie gładkie.
Miskę przykrywamy przezroczystą folią i odstawiamy do fermentacji na około 3 godziny - w międzyczasie składamy je dwa razy - po pierwszej i drugiej godzinie.
Keksówkę o długości 25 cm smarujemy olejem i wysypujemy otrębami pszennymi, ale orkiszowe czy żytnie  też się oczywiście doskonale sprawdzą. Przekładamy do formy wyrośnięte ciasto i ponownie przykrywamy folią lub ściereczką.
Odstawiamy do wyrośnięcia na 1-1,5 godziny. Ciasto powinno wypełnić całą formę. U mnie trwało to dłużej - ponieważ forma z chlebem trafiła na noc do lodówki. Rano wyjęłam formę i po około godzinie wsadziłam chleb do piekarnika - rozgrzanego do 230 st C.
Wstawiamy chleb. Po 10 minutach zmniejszamy do 200 st C i dopiekamy kolejne 30 minut.
Po upieczeniu chleb wyjmujemy i przed krojeniem pozwalamy mu ostygnąć.
Smacznego!



4 komentarze:

Anonimowy pisze...

chlebki Twoje zawsze mnie zachwycą.
i słowa pisane w opowieść złożone też.
i ja marzę o podróży w nieznane, Turcja i Grecja coraz bliższe sercu są.

niech Ci się poleci, pojedzie i odwiedzi :))

Anonimowy pisze...

Czytałam ostatnio ten wykład Kołakowskiego. Bo i mnie bliska jest tęsknota za życiem w podróży, za ciągłym poznawaniem "Nowego". Kiedyś... Kiedyś zwiedzę cały świat...

A chleb przepyszny. Szkoda tylko, że w żadnym sklepie w moim mieście nie mogę dostać melasy...

Ściskam!
:*

Tilianara pisze...

Nie mogę podróżować daleko z powodów zdrowotnych - odpada dla mnie samolot czy długie siedzenie w autokarze, za to z powodów czasowych zbyt często muszę rezygnować z tych bliższych, za to kuchnia zawsze pozwala mi poznać, zwiedzić, doświadczyć czegoś nowego, a ciekawska jestem straszliwie :) Ciekawa jestem też i tego chleba, lubię orkiszowe z dodatkiem miodu. Z melasą jeszcze nie próbowałam, a trzeba :)

P I A pisze...

pysznie zdrowo i kolorowo! Sprobuje koniecznie!