Pierwszych swoich kolorowych miłości nie pamiętam.
Pamiętam natomiast, którego koloru nie kochałam. Takiego granatu przede wszystkim. Zwłaszcza w wersji fartuszkowej, które zresztą zmorą moją były i przed którymi [chyba jednak całkiem skutecznie] się opierałam.
Moja pierwsza świadoma kolorowa miłość wybuchła, gdy lat miałam naście. Czerwień. Miłość z chmurami burzowymi - bo nie łatwo było wtedy przekonać rodziciela na czerwień na ścianach. Miłość codzienna - bo każdego dnia musiałam mieć ze sobą coś czerwonego. Choćby oczko w kolczyku. Miłość wieczna (?) - bo do tej pory z czerwienią się rozstać nie potrafię.
Gdzieś jednak w tle, po cichu - zaczęły się wkradać nowe. Kolory ziemi. Brąz i zieleń.
Czerwień powoli - chcąc nie chcąc - odchodzić zaczęła na drugi plan. Obyło się bez awantur. Teraz wszystkie trzy kolory żyją ze mną w pełnej harmonii. Brąz i zieleń uspokaja i wycisza. Czerwień dodaje energii.
Kulinarnie dziś też zielono. I może być też z dodatkiem czerwieni. Brązową łyżką zamieszane. W granatowej patelni ;)
Makaron z brokułami.
[zainspirowała mnie Notme]
Potrzebujemy:
350g makaronu - najlepiej się tu sprawdzają świderki
250g brokułów - mogą być mrożone
1 cebula drobno posiekana
3 – 4 ząbki czosnku
3 – 4 łyżki oliwy / oleju
papryczka ostra drobno posiekana / można użyć też suszonej
sól plus pieprz
ewentualnie parmezan do posypania
Działamy:
Brokuły dzielimy na różyczki, dokładnie myjemy i wstawiamy do gotowania w osolonej wodzie. Gotujemy do tak zwanej pierwszej miękkości.
Cebulę kroimy w kosteczkę, wrzucamy na patelnię z zimnym olejem razem z czosnkiem przeciśniętym przez czosnyczkę** i z papryczką ostrą. Smażymy przez chwilę.
Brokuły ugotowane rozgniatamy widelcem, a jeśli posiadamy praskę - to przez nią przeciskamy. Dorzucamy do cebulki i przez chwilę smażymy wszystko razem.
W międzyczasie gotujemy makaron, który potem dorzucamy do brokułów, mieszamy, doprawiamy solą i pieprzem. Podajemy od razu, posypane parmezanem na przykład. Smacznego!
* Fartuszki były też chyba zmorą Mamy mojej, która przynosiła do domu co jakiś czas nowy model, a mi ciągle żaden nie pasował...
** tak nazywam praskę do czosnku, ale jak się okazuje - nie jest to chyba nazwa powszechnie używana ;)