czwartek, 30 kwietnia 2009

Koślawce.

Od bardzo długiego czasu marzyłam o serwetkach na stół, ozdobionych moimi inicjałami. Mam takie jeszcze po praprababce, ale to świętość (pokażę je w następnym poście). Ja chciałam je używac na codzień przy posiłkach, zamiast papierowych. Wyobrażalam sobie piękny adamaszek, ozdobiony subtelnym haftem. Wzorując sie na praprababce, zabrałam sie za robotę. Zamiast adamaszku (skąd do licha, wytrzasnąć od razu adamaszek ) posłużyła bawełna kupiona w pewnym dużym sklepie ze Szwecji. Serwetki okazały się „made in India“ i być z 52% poliestru, i 48% bawełny. Tak to jest jak się kupuje bez okularów. „Nic to“ pomyślałam „Sukno co prawda mało szlachetne, za to haft będzie niezwykle misterny“. Następną trudnością okazał się wzór. Jak na złość nic nie mogłam znaleźć. W momencie olśnienia przypomniała mi się kaligrafia. Wybrałam więc pismo, odbiłam na serwetce i usadowiwszy się wygodnie przed telewizorem zaczęłam wyszywać. Muszę jeszcze dodać, że w moim życiu miałam jedno tylko spotkanie z haftem- w szkole podstawowej. To, co zaczęło się ukazywać moim oczom było przerażające! Nitka nierówna, litery krzywe. W niczym toto nie przypominało inicjałów widzanych oczami wyobraźni. Starałam się bardzo, przykładałam igłę równiutko, a tu nic, wychodzą koślawce. Żeby chociaż w telewizji leciał horror, to mogłabym powiedzieć, że ze strachu ręce mi się trzęsły. Niestety i takiego usprawiedliwienia nie mam. Poniżej moje „misternie“ wyhaftowane serwetki.
Tak się tym moim wypocinom przyglądam i stwierdzam, że nawet liter nie można rozpoznać. Czy potraficie odgadnąć moje inicjały? Błagam Was, niech chociaż jedna osoba zgadnie. Od tego zależy cała moja hafciarska przyszłość.
Violcio11

Wyróżnienia.

Dostalam od martyr, asi i 13tki wyróżnienie. Ogromnie się ucieszyłam i wtruszyłam. To było dla mnie wielką niespodzanką, bo piszę przecież od niedawna. Dziękuję Wam bardzo serdecznie. Przesyłam więc dalej serca dla Ity, alizee, Nettiki, aagaa, Zielichy, Mia.

Od Zielichy otrzymałam również dużą niespodziankę. Kreatywne koty. Bardzo dziękuję. To już było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Jestem seczęśliwa z tego powodu :-))))))). Przesyłam je więc dalej do : martar, Somki, asi, 13tki, Dag-eSz, Elisse

Z pozdrowieniami Violcio11

poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Jestem z powrotem.

Nie pisałam dłuższy czas, ponieważ byli u mnie rodzice. Chciałam spędzać z nimi jak najwięcej czasu. Byliśmy razem dwa tygodnie. Czas upływał nam na rozmowach, wspominaniu i wycieczkach po okolicy. Dobrze było wracać po pracy do domu i być przywitaną kopytkami zrobionymi przez mame, lub pysznym rosołem ugotowanym przez tatę. Niestety musieli już wracać do siebie. Dom jest teraz taki pusty……… Poniżej prezentuję najnowsze zakupy do ogrodu przywiezione z jednej z wycieczek po okolicy.
Przy okazji chciałabym opisać co mi się dwa dni temu przytrafiło. Otóż w weekend zawiozłam rodziców do Kołobrzegu. Z tamtąd pojechali do siebie (120 km). Ja miałam wracać do domu dwa dni póżniej.
W sobotę wybrałam się po zakupy. Weszłam do niewielkiego sklepu bo spodobała mi się sukienka. Niestety nie pasowała na mnie. Sprzedawczyni przyniosła mi inną, która mi nie odpowiadała. Zaproponowała więc, żebym sama wyszukała coś pasującego. Ponieważ byłyśmy same, wyszłam bez wahania. Krótko po tym do sklepu weszło jednocześnie kilka kobiet. Zrobił sie gwar. Pomyślałam o mojej torebce zostawionej w kabinie i skierowałam się w tym kierunku. Nagle, kierowana jakimś impulsem chwyciłam za reklamówkę przechodzącej obok mnie kobiety. W środku była MOJA torebka!!!. Kobieta puściła siatkę i wyszła ze sklepu. Pode mną ugięły się nogi. Zanim zdołałam coś powiedzieć kobiety już nie było. Cała scena trwała kilka sekund. Gdybym najpierw poszła do kabiny kobiecie udałoby się wyjść niezauważalnie. Nie potrafię opisać co mną kierowało i kazało mi zajżec jej do torby. Wiem jedno, to była opatrzność.
Włosy jeżą mi się na głowie na myśl co by się stało, gdyby kradziez się udała. Zosałabym sama w obcym mieście bez telefonu, pieniędzy i dostępu do nich ponieważ karta do bankomatu też była w torebce. Nie miałabym się jak dostać do mieszkania, które zajmowałam w Kołobrzegu. Nie mogłabym również wrócić do domu, bo klucz od samochodu razem z dowodem rejestracyjnym i kartą z parkingu upoważniającą do wyjazdu też były w torebce. Do domu mam 600 kilometrów.
Możecie sobie wyobrazić co czułam. Dziękowałam opatrzności za to, że mną tak pokierowała, bo tylko dzięki niej obeszło się bez kłopotów.
Trochę długa historia, ale chciałam Wam ją koniecznie opisać.
Tak przywitała mnie w domu moja stara jabłonka.
Violcio11

czwartek, 9 kwietnia 2009

Wesołych Świąt!

Życzę wszystkim zdrowych i radosnych Świąt Wielkanocnych, przysłowiowego smacznego jajka i mokrego dyngusa. Violcio11

środa, 8 kwietnia 2009

Prezenty świąteczne.

Od jutra urlop. Wyjeżdżamy. Spędzamy Świeta z moimi rodzicami. Spotykamy się na neutralnym gruncie, czyli nad morzem. Bardzo się już na to cieszę, tym bardziej, że dojedzie do nas również moja przyjaciółka Ulla. Na pytanie, czy robimy sobie prezenty świąteczne, odpowiedziałyśmy równocześnie z mamą: „Nie. Absolutnie żadnych!!“ Więc ponieważ nie robimy sobie absolutnie żadnych prezentów, uszyłam dla mamy poduszeczki z lawendą. Tato, ponieważ namiętnie robi różne nalewki i rozdaje je znajomym, dostanie „firmowe“ nalepki. Poniżej pokazuję lawendowe poduszeczki.
Violcio11

Candy u Peninia Art....

Peninia Art...: Rozdaję małe prezenty cz.V - ostatnie.... Pieninia Art zorganizowala candy z okazji 5000 odwiedzin. Violcio11

niedziela, 5 kwietnia 2009

Żelastwa, czyli kolejne łupy z pchliego targu.

Dzisiaj rano znowu nie wytrzymałam i wybrałam sie na pchli targ. Radosna jak skowronek wyskoczyłam z łóżka o 6:45. Wypiłam mocną „małą czarną“ i wyruszyłam podekscytowana na łowy. Niestety pogoda sie popsuła było zimno i wiał silny wiatr. Początkowo jakoś mi nie szło, nie widziałam niczego ciekawego ale to były złudne nadzieje. Niestety po jakimś czasie rozkręciłam sie i zaczeły sie zakupy. Tym razem wynajdywałam prawie same metalowe przedmioty. Chodziłam po targu z pełnymi siatkami, a kupione rzeczy obijały się niemiłosiernie o siebie. Słychać mnie było już z daleka. Było mi trochę głupio bo wyglądałam jakbym zbierała złom. Udało mi się kupic kilka ciekawych przedmotów, którymi od razu się Wam chwalę. Są prosto z rynku, jeszcze brudne i bez zastosowania. Tak wyglądał dzisiaj pchli targ.
Na tym stoisku sprzedawano piękne stare obrusy. Oczywiście niesamowicie drogie.
Na tym stoisku kupiłam podpórkę, którą pokazuję poniżej. Była niestety tylko jedna. Handlarz okazał sie kowalem. Miał dużo starych, potężnych zamków. Widzicie te rzeżbione elementy drewniane na początku stołu? Były niesamowite.Najchętniej pozostawiłabym ją taką jak jest. Tylko umytą, bez malowania.
To moje zdobycze. Przy tej nodze zabiło mi gwałtownie serce. Musiałam ją mieć! Handlarz miał jednak inne wyobrażenie o cenie niż ja. Targowałam się z nim ile wlezie, posyłając najpiękniejsze uśmiechy z mojego katalogu. Udało mi się zbić cenę o 30%.
Takiej wagi jeszcze nie miałam. O moich wagach napiszę.
Niestety przy tej tacy zdarto ze mnie niemiłosiernie skórę. Była droga. Szukałam takiej od dawna. Pal licho! Kupiłam sobie na prezent urodzinowy.
Ten dzbanek to jedyna rzecz, która od raz znalazła swoje miejsce.
Efektem mojej dzisiejszej wyprawy jest bardzo mocno nadwyrężony budżet i problem braku miejsca na moje zdobycze. Zabroniłam więc sobie chodzić na pchli targ, aż do odwołania, nie prędzej jednak niż za miesiąc.
Pozdrawiam Was serdecznie.
Violcio11

sobota, 4 kwietnia 2009

Moda, graciarnia i wazoniki kryształowe.

Wczoraj kupiłam w graciarni dwa wazoniki kryształowe (nie jestem całkowicie pewna czy to kryształ, moze to też być szlifowane szkło). Jadąc do domu nasunęły mi się pewne refleksje. Doskonale pamiętam czasy, gdy kryształ był dla mnie symbolem całkowitego bezguścia. Coś takiego w moim domu? NIGDY! A teraz? Sama kupuję. Co się ze mną dzieje? Moje pierwsze mieszkanie urządzone było bardzo nowocześnie. Abstrakcyjne obrazy, proste szkło. Nowoczesność zmęczyła mnie. To, co dzisiaj uchodzi za dobry smak, jest najpóżniej po10 latach szczytem całkowitego bezguścia. Nie mam na to ochoty. Nie jest to jednak bardzo radykalna zmiana u mnie. Zawsze podobały mi sie antyki, srebra i piękna porcelana Nigdy jednak kryształy albo co gorsza złote ramy. Dzisiaj w moim domu większość obrazów jest oprawiona w złote ramy. Pytam się wiec co to ma oznaczać? Starzeję się? Tracę gust? Czy po prostu dojrzałam do klasyki?

Ten biały wazonik też kupiłam wczoraj.

Moje zakupy zaraz po przyniesieniu do domu. Jeszcze zabrudzone.
Violcio11

czwartek, 2 kwietnia 2009

Dekoracje świąteczne Oli

O Oli już kiedyś pisałam. Jej hobby to dekoracje. Znajomi nazywają ją nawet deko-ciocia. Przysłała mi dzisiaj zdjęcia swojej dekoracji do pokazania na blogu. Jajka robiła sama z gipsu i potem dekorowała.
To jest jej propozycja na biały abażur.
Violcio11