Tak, zdecydowanie jestem szalona.
Mam dwa buldogi francuskie, które nie wiem w jaki sposób stały się moimi córeczkami.
Edzia, Abi chodźcie do mamusi...?
Oh My God...
Całują tylko po francusku, i to notorycznie , wszystko i wszystkich.
O ich francuskich gustach już nie wspomnę, nie bardzo lubią w naszym domu wszech panującego skandynawskiego stylu, sabotują każdy mój projekt np. przyklejając się do nowo pomalowanej szafy i opornie podchodzą do zmian.
Najchętniej same wylegiwałyby się na kanapie, zrzucając z jej, jej prawowitych właścicieli i to jeszcze najlepiej by było aby promienie słoneczne ogrzewały ich ciałka ,
a one same leżały by na szczycie poduszek.
Ewentualnie jak nie bardzo są w stanie wygonić, opornego poddanego z kanapy zadowalają się innym, miękkim i nasłonecznionym miejscem.
Nie władają, żadnym językiem obcym, tylko francuskim i to jeszcze psim francuskim.
Buldog francuski – (czytaj: bulgot francuski) - zwierzę wielkości podnóżka, o trybie życia kanapowo-kolanowym.
Ja to widzę tak ,wszędzie biało-ruda sierść.
I do tego zaspane buldogi, które burczą jak chce się usiąść tam gdzie teraz się wylegują.
I do tego zaspane buldogi, które burczą jak chce się usiąść tam gdzie teraz się wylegują.
Ale jest coś, co nas łączy i scala w rodzinę.
Miłość i przyjaźń (no oraz oczywiście upodobanie do dobrej kuchni i natury ) .
Więc jak powiedziałam moim córeczką:
-dobra moje cudeńka, koniec z tym lenistwem i wszech-panującą sierścią, mamusia zrobi wam piękny duży i miękki kojec.
Podniosły pyszczki z zaciekawieniem.
Przytargałam z mężem do domu materiał, który z zainteresowaniem obwąchały i udały się z powrotem na kapnę stwierdziwszy, iż to próchno prosto z hali nie nadaje się na ich arystokratyczne zadki.
Postanowiły tylko sceptycznie przyglądać się z kanapy naszym poczynaniom .
I tak dzięki uprzejmości szefa mojego męża,
na moim balkonie-pracowni stanęła,
stara i zniszczona skrzynia załadunkowa.
Boki ma z drewna ,a spód z sklejki.
Odcięłam jej wystające nogi i trochę zeszlifowałam, drewno sypało się w rękach.
Mój niezawodny Mąż przymocował do niego nowe nogi z
wyszlifowanej uprzednio łaty.
Skrzynia wymagała dokręcenia i wzmocnienia nowymi śrubami.
wyszlifowanej uprzednio łaty.
Skrzynia wymagała dokręcenia i wzmocnienia nowymi śrubami.
Teraz zostało to co najbardziej pracochłonne czyli malowanie i mazanie.
Na tym etapie psy postanowiły się dołączyć, gdyż zawsze podchodzą do siedzącego na ziemi człowieka.
Sprzedały mi parę mokrych pocałunków i próbowały sabotować pracę podkładając pyszczki pod moją rękę, wypychając pędzel z dłoni.
Za dużo sierści, niebezpiecznie blisko farby, więc odprawiłam je z powrotem na kanapę.
Kojec został pomalowany na biało farbą olejno- ftalową.
Odporną na zabrudzenia i urazy mechaniczne oraz środki czyszczące.
Czyli wszystko to na co zostanie narażona :)
Odporną na zabrudzenia i urazy mechaniczne oraz środki czyszczące.
Czyli wszystko to na co zostanie narażona :)
Musicie przyznać, że popękana sklejka wygląda niesamowicie w nowej odsłonie,
aż żal będzie ją zasłonić.
aż żal będzie ją zasłonić.
Całość wymagała dwukrotnego nakładania farby, ale przy dźwiękach reggae i towarzystwie oraz pomocy Męża wydało się to dziecinnie proste.
Kojec skończony czekał do wyschnięcia, wyścieliłam go miękką kołderką i podsuszką.
Teraz pozostał tylko werdykt jurorów.
Po małej zachęcie Edzia skoczyła do niego i na pleckach szczęśliwa wcierała zapach w swoje posłanie.
Abi sceptycznie obeszła go do o koła, obwąchiwała tu i tam,
na koniec zerknęła na mnie a więc wrzuciłam ją do kojca.
na koniec zerknęła na mnie a więc wrzuciłam ją do kojca.
Od środka też przeprowadziła obchód z inspekcją,
nawet pokusiła się na odgarnięcie posłania i obwąchania spodu kojca.
nawet pokusiła się na odgarnięcie posłania i obwąchania spodu kojca.
Po czym w końcu się ułożyła wygodnie do próbnej drzemki.
Uhh, chyba werdykt pomyślny.
Ale po jakimś czasie mój mały inspektor wyskoczył z niego poszedł się napić wody i
przyczłapał do mnie postękując.
przyczłapał do mnie postękując.
Od razu zrozumiałam ,w czym jest problem.
Przeprowadziłam pół godzinną lekcję wchodzenia i wychodzenia z kojca,
Przeprowadziłam pół godzinną lekcję wchodzenia i wychodzenia z kojca,
przy uciesze obu arystokratek.
Jedna myślała, że się bawimy inna próbowała z pamiętać jak to się robi.
Teraz obie są zadowolone z swojego łóżeczka i spędzają w nim wiele godzin na czystym lenistwie lub zabawie. No i wreszcie kanapa oraz inne miejsca siedzące zostały odbite przez ludzi :)
A jak tam Wasi mali przyjaciel, mają może jakieś nietypowe posłania, a może najwygodniej im tam gdzie nie wolno?
Z pozdrowieniami C.aro