„Kochaj albo rzuć” tak zatytułowany był trzeci odcinek sagi o Kargulu i Pawlaku. Jest tam taka scena: jadąca samochodem Ania widzi po drodze z lotniska stojący w głębi pomnik Kopernika. Uśmiecha się i mówi - taki sam jak u nas.
- Tak - odpowiada kierujący wozem Polonus - ale ten jest największy.Zaraz też dodaje - U nas wszystko jest największe. Największe buldingi, największe cary i największe bridże. Tak to chyba brzmiało,przepraszam ale cytuję z pamięci.
Rozśmieszyła mnie ta amerykańska gigantomania i nawet nie podejrzewałem, że moda na „największe na świecie” dotrze i do nas. Dziwnym trafem gigantomania związana jest z kościołem. Z kościołem w znaczeniu budynków oczywiście. Spowszedniał nam Licheń, bo całkiem niedawno Chrystus ze Świebodzina był the highest. Nic nie jest jednak stałe, a wszystko ewoluuje.
Czytam ja sobie w „Na temat” z dnia 18.07.2014 : Oto największy Jan Paweł II na świecie. Zajmuje 4 tys. metrów kwadratowych i powstał w kukurydzy pod Kielcami. Pogrążyłem się w lekturze:
„Zespół pałacowy w świętokrzyskich Kurozwękach to dziś świetnie wyglądający hotel, ale jego właściciela to najwyraźniej nie satysfakcjonuje. Dlatego wpadł na pomysł, żeby rzecz uatrakcyjnić ogromnymi labiryntami w kukurydzy. Najnowszy ma kształt Jana Pawła II.”
To czysto komercyjna inicjatywa bowiem „ Obraz największy na świecie podziwiać będzie można do połowy października, kiedy to kukurydza zostanie ścięta. Do tej jednak pory portret będzie cieszyć dorosłych za równowartość 2 papieskich kremówek (6 zł - dzieci zapłacą 2 zł mniej).”
I wszystko niby w porządku. Ktoś wymyślił sposób na zarabianie, bo ponoć na pielgrzymach zarabia się najlepiej. Nic wyjątkowego, gdyby nie jedna wypowiedź która na podsumowanie położyła powagę całej informacji.
- Skąd pomysł, żeby uwiecznić w ten sposób akurat papieża Polaka? - pyta redaktor portalu
- Nasze labirynty związane są z ważnymi wydarzeniami, a takim była w tym roku kanonizacja Jana Pawła II – tłumaczy Katarzyna Ciamaga (odpowiedzialna za otwarcie).
Zaraz też dodaje, że wcześniej upamiętniono między innymi przyznanie Polsce organizacji Euro, św. Jakuba a także... Koziołka Matołka.
No cóż, lubię wino ale nie pijam go w każdym towarzystwie.
31 lipca 2014
29 lipca 2014
Bez przebaczenia
To całkiem niewakacyjna informacja
sprzed kilku dni:
„W amerykańskim stanie Arizona
prawie dwie godziny trwała wczoraj egzekucja skazanego na śmierć
za podwójne morderstwo Josepha Wooda. Mężczyzna dostał śmiertelny
zastrzyk, który jednak przez ponad godzinę nie zadziałał.”
Coś mi to przypominało i nie
musiałem długo szukać by znaleźć informację sprzed roku.
„W październiku podczas wykonywania wyroku na Williamie Happie,
dziennikarz AP twierdził, że był on dłużej przytomny i dłużej
wykazywał odruchu niż inni skazańcy, których wcześniej
pozbawiano życia”
Nie jestem zwolennikiem kary śmierci,
ale jeżeli są kraje w których wykonuje się je zgodnie z prawem,
powinna być ona wykonywana w sposób humanitarny i to bez względu
na to jak skrzeczy to zestawienie słów.
Karę śmierci wykonuje się w USA w 35
stanach, z czego niemal we wszystkich poprzez wstrzyknięcie
trucizny.
Jakoś tak się złożyło żę tym
kraju wielkiej wolności ponad trzy czwarte stanów ma karę śmierci
w swoim kodeksie.
Jak można wykonywać wyroki pokazuje
najlepiej film „Zielona mila”. Można zachować się jak człowiek
lub nie.
Co jakiś czas dochodzą do nas
informację o dzikich sposobach wykonywania wyroków śmiercią w
Korei Północnej. gdzie sfora zgłodniałych psów jest tylko jednym
z wielu metod. Pomysłowość rządzących nie zna tu żadnych
ograniczeń. Swoją drogą, z dręczenia, torturowania i zabijania,
uczyniono całkiem dochodowy przemysł i to na całym świecie. Nie
wyłączając nawet tych krajów w których własny naród został
tragicznie doświadczony.
Dlaczego tak mi sę wydaje i co idzie
w Stanach z tym dręczeniem skazańców?
Śmiertelny zastrzyk to w istocie
mieszanina trzech składników. Jednym z nich jest Tiopental
Jest on używany do pozbawienia więźnia świadomości, dwa następne
składniki - do wywołania paraliżu i ostatecznie zatrzymania akcji
serca.
Problem w tym, że firma produkująca
tiopental, ogłosiła, że nie będzie go już wytwarzać.
Producent, firma Hospira, chciał co
prawda kontynuować produkcję na terenie Włoch. Zrezygnował jednak
z tego pomysłu, gdy okazało się, że unijne przepisy zabraniają
wywozu tej substancji do USA ze względu na jej przeznaczenie. Firma
zrezygnowała więc całkowicie z jej produkowania. Na terenie USA
jest ona według firmy niemożliwa.
Wszystko w porządku. Unijne sumienie
triumfuje.
Problemem jest jednak prawo, które w
USA cały czas obowiązuje. I chociaż pod projektem jego zmiany
mógłbym podpisać się obiema rękami, to co zrobić w tak zwanym
okresem przejściowym?
Boże jak to brzmi? Procedurę
zlikwidowania iluś osób nazywam okresem przejściowym.
Wiem można by zastosować moratorium.
Badania opinii publicznej wskazują jednak że większośc amerykanów
opowiada się za utrzymaniem kary śmierci.
Póki co Amerykanie radzą sobie więc
jak mogą.
W śmiertelnym koktajlu zastosowano propofol, oraz planowano
wykorzystać jeszcze kilka innych preparatów. Niestety nikt jeszcze
nie przetestował go do wykonywania wyroków śmierci. Poza tym
producent tego preparatu, jedna z firm niemieckich, nie zgodził się
na użycie go w "zastrzyku śmierci".
Jak na końcu artykułu zauważa agencja prasowa, poszukiwania środka zastępczego dla tiopentalu mogą trwać miesiącami lub dłużej. Póki co komponuje się śmiertelne koktajle w oparciu o inne środki.
Póki co ich skuteczność obserwuje w
trakcie wykonywania wyroku śmierci.
Przeciwnicy kary śmierci demonstrują
w USA. Ich protesty przeciwko egzekucji kolejnych osób nie przynoszą
rezultatu.
Nie wiem co myśleć na ten temat bo
targają mną sprzeczne emocje.
Z jednej strony producent zastosował
jakąś formę klauzuli sumienia, skazując innych swoją decyzją
na udręczenie przed śmiercią.
Z drugiej strony słyszałem wypowiedzi
rodzin ofiar tych zbrodniarzy które uważają, że wszystko jest w
najlepszym porządku, a cierpienia skazańca i tak małe wobec ogromu
zbrodni jakiej się dopuścili.
Gdzieś tam daleko w głowie echem
odbija się powiedzenie Starego Talara, ojca głównego bohatera
filmu „Dom” - Żyj tak by inni przez ciebie nie płakali.
A jeżeli my mamy się za lepszych to
to poczucie zadowolenia z własnych cech narodowych troszeczkę
zepsuję. Wczoraj słuchałem rozmowy dziennikarza radia TOK FM z
prof. Joanną Senyszyn. Otóż okazało się, że w przeprowadzonej
wśród studentów anonimowej ankiecie, prawie 90 % osób
opowiedziało się za stosowaniem kary śmierci. Co więcej 40 %
mogłoby na taką karę skazać, a 10 % karę te mogłoby wykonać.
Piękny odsetek katów jak na jedno
społeczeństwo – podsumował dziennikarz.
Jak widać anonimowość ośmiela nie
tylko w Internecie.
Na podstawie artykułów w Onet i
Wyborcza.pl
24 lipca 2014
Lat mi ubywa
Nowa mieszkanka naszego domu bez stresu zajęła należne jej
pierwsze miejsce. Nie zanotowaliśmy żadnych oznak zagubienia czy
smutku. Zauważyliśmy, że ogród bardzo przypadł jej do gustu i
gotowa z niego nie schodzić do momentu, aż pada ze zmęczenia i
zasypia byle gdzie.
Nie będziemy na razie ustalać kto jakie miejsce zajmuje w hierarchii bo na to przyjdzie czas.
Póki co śpi na posłaniu w moim pokoju, a gdy kładę się do łóżka przenosi się na owczą skórę koło mojego łóżka. Poczyniła też pierwsze próby wejścia do łóżka, ale są rzeczy w których jestem konsekwentny. Ponieważ nie leżała tam jeszcze nie jest w swoich żądaniach natrętna.
Ze się złamię?
Nie. Z poprzednim bokserem też się nie złamałem. I obaj szanowaliśmy ten układ.
Wczoraj zatykałem wszelki szpary w ogrodzeniu wokół posesji,ze szczególnym uwzględnieniem zbyt szerokiego rozstawu profili w bramie wjazdowej i furtce..Poszło na to piętnaście metrów siatki plastikowej o wysokości 60 cm i dwie paczki plastikowych spinek. Po robocie pozostało mi tylko osiem centymetrów niezagospodarowanej siatki co znaczy że może po raz pierwszy przemyślałem wysokość zakupów.
Sunia dzielnie asystowała nam przy tych pracach, zabierając wszystko spod ręki Raz był to kawałek siatki, raz paczka spinek, a na koniec nawet dość ciężkie ogrodnicze nożyczki.
Teraz jestem nieco bardziej spokojny. Istnieje szansa na to, że suka nie ucieknie niespodziewanie, a i wizyty wiejskich burków też zostaną zminimalizowane.
W końcu dopiero po pierwszej dekadzie sierpnia idziemy na drugie szczepienie Trzeba zachować ostrożność.
Ganiam teraz po bezpiecznym ogrodzie w towarzystwie psa. Szarpiemy zabawki, patyczki i przy tym wszystkim mam oczy dookoła głowy.
Mówiąc z większym optymizmem, czuję się tak jakby ubyło mi kilka lat. Może nawet więcej niż kilka biorąc pod uwagę niedospanie.
Mała z radością załatwia swoje potrzeby na ogrodzie, a jak jest w domu to należy zachować czujność, bo swoje potrzeby sygnalizuje. Dzisiaj rano skrobała w szybę. Zauważyłem i opłaciło się.
Padający z wczoraj na dzisiaj deszcz nie był jej w smak. Nie chciała wchodzić w mokrą trawę tylko gnała do domu, załatwiając sprawę zaraz za drzwiami.
Kota dalej nie odważyła się na kontakt z psem, może dlatego że gdy mała ja zobaczy, gna na złamanie karku, machając radośnie ogonem. Być może to machanie kota odczytuje opacznie.
Znika na dłuższe chwile z domu ale pojawia się w porach karmienia. Dzisiaj w nocy dwa razy weszła do mojego pokoju, pewnie po to żeby zobaczyć z bliska śpiącego szczeniaka.
Nie posądzam jej o prowokację, ale mała natychmiast podrywała się radośnie i ganiała za nią aż do schodów. Postęp znaczy jest i być może to zasługa sesji terapeutycznej jaka odbyła się wczoraj.
W odległości metra od siebie usiadł Starszy z psem na kolanach i żona siedząca na stałe, z kotem na kolanach. Nikt nikogo nie napuszczał na siebie i nie zmuszał do pospiesznego kontaktu. Zwierzaki obserwowały siebie w spokoju, o ile można mówić o spokoju w zachowaniu szczeniaka boksera.
Rano jak zwykle zauważyłem, że zmokła kota przytargała równie zmokłe mysie truchło na parapet pokoju żony. Moja metoda chyba więc działa. Przymykam okno tak, żeby kota nie weszła tylko musiała zamiauczeć. Do tego miauczenia musi wypuścić mysz z pyszczka, a potem gdy okno się uchyli, szybko wbiega i z radości zapomina o biednej myszy.
Metoda zapożyczona z bajki o kruku serze i lisie. Nieco tylko zmodyfikowana.
W ogrodzie nastał czas zbiorów.
Dojrzały brzoskwinie na złamanym drzewie wyglądają fantastycznie. Są duże i mocno czerwone. Z powodu psa zapomniałem na dwa dni o zbiorze ogórków. Większość tych co zebrałem wczoraj, nadaje się już tylko na mizerię Nie szkodzi, bardzo ją lubię, koniecznie z solą i pieprzem.
Trochę mniejszych leży już w kamionkowym garze i zasadza się na małosolne.
A w sobotę impreza. Opijamy „mecenasa” naszego Starszego. Przygotowałem specjalny trójnóg do kociołka który kiedyś sprezentował mi syn. Będzie gulaszówka , czyli z węgierska bogracs.
To będzie mój bogracsowy debiut i aż się boję, bo nasycenie mecenasów na jeden metr kwadratowy powierzchni wokół ogniska będzie rzeczywiście spore.
Wszystko jest względne, a najważniejszy jest punkt odniesienia. Kiedy spotkałem się z poprzednią właścicielską naszego obecnego domu i opowiedziałem jej o wyjeździe na gorczańską wieś oraz o pewnej imprezie którą zmontowałem na szybko w ogrodzie, ona spojrzała na mnie z nieukrywaną zazdrością i powiedziała
- Panie Antoni zazdroszczę. Państwo prowadzicie bardzo aktywne życie towarzyskie.
Tym stwierdzeniem wprowadziła mnie w pewne zakłopotanie, bowiem do tej pory odnosiłem wrażenie, że jest raczej odwrotnie. Znajomi jakby rzadziej pojawiają się na tarasie, a ilość dzwonków telefonicznych jakby mniejsza. Mniejsza? może to prawda. tylko względem czego?
Być może kiedyś to my prowadziliśmy rozbuchane życie towarzyskie?
No bo w końcu co jest normą?
Ile towarzyskich spotkań jest normą, a co jest przegięciem?
Albo, kiedy przestaje się być biednym a staje bogatym?
To jest akurat proste do określenia.
Przeczytałem w "Biedny seks"źródło: dziennik.pl/Media, że:
Naukowcy z Newcastle University przeanalizowali seks pięciuset par żyjących na terenie Chin. U kobiet posiadających zamożnych partnerów zaobserwowano znacznie silniejsze orgazmy, przeżywane z „dużą ekspresją”. Partnerki biedaków patrzyły w sufit i czekały na koniec.
A więc, jeżeli twoja partnerka ekspresyjnie krzyczy ci do ucha, to znaczy, że jesteś bogaty. Jeżeli odbywacie cichy seks, śmiało możesz opisać do Miejskiego Centrum Pomocy Najuboższym.
Nie będziemy na razie ustalać kto jakie miejsce zajmuje w hierarchii bo na to przyjdzie czas.
Póki co śpi na posłaniu w moim pokoju, a gdy kładę się do łóżka przenosi się na owczą skórę koło mojego łóżka. Poczyniła też pierwsze próby wejścia do łóżka, ale są rzeczy w których jestem konsekwentny. Ponieważ nie leżała tam jeszcze nie jest w swoich żądaniach natrętna.
Ze się złamię?
Nie. Z poprzednim bokserem też się nie złamałem. I obaj szanowaliśmy ten układ.
Wczoraj zatykałem wszelki szpary w ogrodzeniu wokół posesji,ze szczególnym uwzględnieniem zbyt szerokiego rozstawu profili w bramie wjazdowej i furtce..Poszło na to piętnaście metrów siatki plastikowej o wysokości 60 cm i dwie paczki plastikowych spinek. Po robocie pozostało mi tylko osiem centymetrów niezagospodarowanej siatki co znaczy że może po raz pierwszy przemyślałem wysokość zakupów.
Sunia dzielnie asystowała nam przy tych pracach, zabierając wszystko spod ręki Raz był to kawałek siatki, raz paczka spinek, a na koniec nawet dość ciężkie ogrodnicze nożyczki.
Teraz jestem nieco bardziej spokojny. Istnieje szansa na to, że suka nie ucieknie niespodziewanie, a i wizyty wiejskich burków też zostaną zminimalizowane.
W końcu dopiero po pierwszej dekadzie sierpnia idziemy na drugie szczepienie Trzeba zachować ostrożność.
Ganiam teraz po bezpiecznym ogrodzie w towarzystwie psa. Szarpiemy zabawki, patyczki i przy tym wszystkim mam oczy dookoła głowy.
Mówiąc z większym optymizmem, czuję się tak jakby ubyło mi kilka lat. Może nawet więcej niż kilka biorąc pod uwagę niedospanie.
Mała z radością załatwia swoje potrzeby na ogrodzie, a jak jest w domu to należy zachować czujność, bo swoje potrzeby sygnalizuje. Dzisiaj rano skrobała w szybę. Zauważyłem i opłaciło się.
Padający z wczoraj na dzisiaj deszcz nie był jej w smak. Nie chciała wchodzić w mokrą trawę tylko gnała do domu, załatwiając sprawę zaraz za drzwiami.
Kota dalej nie odważyła się na kontakt z psem, może dlatego że gdy mała ja zobaczy, gna na złamanie karku, machając radośnie ogonem. Być może to machanie kota odczytuje opacznie.
Znika na dłuższe chwile z domu ale pojawia się w porach karmienia. Dzisiaj w nocy dwa razy weszła do mojego pokoju, pewnie po to żeby zobaczyć z bliska śpiącego szczeniaka.
Nie posądzam jej o prowokację, ale mała natychmiast podrywała się radośnie i ganiała za nią aż do schodów. Postęp znaczy jest i być może to zasługa sesji terapeutycznej jaka odbyła się wczoraj.
W odległości metra od siebie usiadł Starszy z psem na kolanach i żona siedząca na stałe, z kotem na kolanach. Nikt nikogo nie napuszczał na siebie i nie zmuszał do pospiesznego kontaktu. Zwierzaki obserwowały siebie w spokoju, o ile można mówić o spokoju w zachowaniu szczeniaka boksera.
Rano jak zwykle zauważyłem, że zmokła kota przytargała równie zmokłe mysie truchło na parapet pokoju żony. Moja metoda chyba więc działa. Przymykam okno tak, żeby kota nie weszła tylko musiała zamiauczeć. Do tego miauczenia musi wypuścić mysz z pyszczka, a potem gdy okno się uchyli, szybko wbiega i z radości zapomina o biednej myszy.
Metoda zapożyczona z bajki o kruku serze i lisie. Nieco tylko zmodyfikowana.
W ogrodzie nastał czas zbiorów.
Dojrzały brzoskwinie na złamanym drzewie wyglądają fantastycznie. Są duże i mocno czerwone. Z powodu psa zapomniałem na dwa dni o zbiorze ogórków. Większość tych co zebrałem wczoraj, nadaje się już tylko na mizerię Nie szkodzi, bardzo ją lubię, koniecznie z solą i pieprzem.
Trochę mniejszych leży już w kamionkowym garze i zasadza się na małosolne.
A w sobotę impreza. Opijamy „mecenasa” naszego Starszego. Przygotowałem specjalny trójnóg do kociołka który kiedyś sprezentował mi syn. Będzie gulaszówka , czyli z węgierska bogracs.
To będzie mój bogracsowy debiut i aż się boję, bo nasycenie mecenasów na jeden metr kwadratowy powierzchni wokół ogniska będzie rzeczywiście spore.
Wszystko jest względne, a najważniejszy jest punkt odniesienia. Kiedy spotkałem się z poprzednią właścicielską naszego obecnego domu i opowiedziałem jej o wyjeździe na gorczańską wieś oraz o pewnej imprezie którą zmontowałem na szybko w ogrodzie, ona spojrzała na mnie z nieukrywaną zazdrością i powiedziała
- Panie Antoni zazdroszczę. Państwo prowadzicie bardzo aktywne życie towarzyskie.
Tym stwierdzeniem wprowadziła mnie w pewne zakłopotanie, bowiem do tej pory odnosiłem wrażenie, że jest raczej odwrotnie. Znajomi jakby rzadziej pojawiają się na tarasie, a ilość dzwonków telefonicznych jakby mniejsza. Mniejsza? może to prawda. tylko względem czego?
Być może kiedyś to my prowadziliśmy rozbuchane życie towarzyskie?
No bo w końcu co jest normą?
Ile towarzyskich spotkań jest normą, a co jest przegięciem?
Albo, kiedy przestaje się być biednym a staje bogatym?
To jest akurat proste do określenia.
Przeczytałem w "Biedny seks"źródło: dziennik.pl/Media, że:
Naukowcy z Newcastle University przeanalizowali seks pięciuset par żyjących na terenie Chin. U kobiet posiadających zamożnych partnerów zaobserwowano znacznie silniejsze orgazmy, przeżywane z „dużą ekspresją”. Partnerki biedaków patrzyły w sufit i czekały na koniec.
A więc, jeżeli twoja partnerka ekspresyjnie krzyczy ci do ucha, to znaczy, że jesteś bogaty. Jeżeli odbywacie cichy seks, śmiało możesz opisać do Miejskiego Centrum Pomocy Najuboższym.
22 lipca 2014
Co tu dużo mówić
Co tu dużo mówić, rozpisywać się. Wczoraj nasze wiejskie gospodarstwo powiększyło się.
Ośmiotygodniowa suczka przejęła kontrolę nad pozostawionymi niedbale butami czy innymi częściami garderoby. Pojawienie się psa zmusi z pewnością naszego Młodszego do zmiany podejścia do swojej garderoby.
Zaraz po powrocie pojawił się Starszy wraz z Żoną targając ze sobą przynieśłi psie prezenty.
Niektóre wyglądały jakby projektant sex-gadżetów dorabiał sobie na boku projektując psie zabawki.
Psu a raczej suczce kształt nie stanowił problemu. Najważniejsze, że w miękką gumę wbić można ostre jak igiełki zęby.
Zaraz potem pojawili się sąsiedzi, bowiem żona przed wyjazdem obdzwoniła wszystkich dookoła.
Zaraz tez zrobiła się impreza powitalna, ograniczona w jakości świętowania do dwóch butelek wina, ze względu na to, że każdy z nas dojeżdża samochodem do pracy.
W nocy zaś, kota bezgłośnie wślizgnęła się do domu. Opróżniła michę pozostawiając nam w prezencie świeżutko upolowaną mysz.. Tym razem mysz była skutecznie pozbawiona życia . Dwie poprzednie goniłem po nocy z kijem od miotły, kota zaś wskazywała mi gdzie uderzać.
Psu zaś nad wyraz spodobała sie owcza skóra która leży przy łóżku w moim pokoju.
Sama zaś po kontakcie z futrem wygląda niczym Mikołaj. Z pyszczkiem oblepionym wokół białymi kłakami.
Idzie chyba inna jakośc naszego życia. Noc minęła nadspodziewanie spokojnie.
Wszystko to wyłącznie na naszą prośbę, Czekaliśmy na to wiele lat. Poprzedni pies, również bokser, odszedł od nas dokładnie trzynaście lat temu..
Gdy wyjeżdżałem spod domu żegnała mnie swoim kocim spojrzeniem inna futrzasta dama, bezpiecznie siedząca na dachu drewutni.
Aż żal było wyjeżzać do pracy.
18 lipca 2014
U kowala
Ktoś
widział jak kowal podkuwa
konie? Wszyscy?
Nim
odbyłem wizytę
z klasą do kuźni, najpierw wyobraźnię
do białego rozpalił
mi Elementarz A. Falskiego gdzie opis kucia się
znajduje. Opis krótki, ale rysunek dokładny.
Zderzenie
z rzeczywistością
pokazało, że
w życiu znacznie więcej
jest barw szarych, bo i sama kuźnia
była mocno zakurzona, a
asystujący kowalowi
właściciel
konia mocno w trakcie obsadzania podków wyklinał na konia.
Taka by była moja wiedza
w tym temacie gdyby nie to, że
kiedyś tam kupiłem
dom w Gorcach i miałem
okazję poznać to co wiejskie tradycyjne i zamierające..
A
więc byłem (w towarzystwie właściciela
) z krową u byka i to w
dobie powszechnej sztucznej inseminacji.
Odwiedziłem
kowala by wykuł mi zawiasy do starych drzwi i kołodzieja by
zamówić drewniane koło do wozu. Brałem mąkę z otrębami wprost
od młynarza, a jeszcze ciepła gorzałkę od znajomego ze wsi
Odwiedziłem pustelnika mieszkającego
wśród gorczańskich lasów i widziałem chyba ostatniego cyrulika
który w niedzielne południe po kościele, rwał zęby w cieniu
lipy.
Z
pewnością wesołe było życie kowala skoro naród wyśpiewywał o
nim że
„Kowal
kuje, popierduje, a kowalka groch gotuje.”
Poza
tym to zawód dający prestiż i szacunek we wsi nie mniejszy niż
wspomniany już młynarz, a może nawet większy. Powszechnie bowiem
było wiadomo, że jak taki robiący ciężkim młotem na co dzień
przywali w ryja, to adresat ciosu nie ma prawa już się podnieść.
Mijały
lata, technika do spółki z informatyką pokazała na co ją stać i
tradycyjne zawody zaczęły odchodzić w mroki niepamięci.
Na
co fachowcy gdy wszystko wydrukuje nam drukarka 3D ?
Młodzi
też przestali się garnąć do zawodu, bo przecież najlepszą
sylwetkę wyrzeźbisz na siłowni wspomagając się białkowymi
odżywkami.
Kto
byt tak chciał ciągłej roboty, a w uszach kołacze się jeszcze
piosenka zespołu „Dwa plus Jeden”
U
kowala czarna robota
u kowala młode czerwienie
u kowala rzadko sobota, płomienie
U kowala czarna robota
u kowala wielka tęsknota
u kowala młotów rozmowa i gwar
u kowala żar
u kowala młode czerwienie
u kowala rzadko sobota, płomienie
U kowala czarna robota
u kowala wielka tęsknota
u kowala młotów rozmowa i gwar
u kowala żar
Swoją
drogą zauważyłem, że dwa plus jeden to trzy, a biorąc pod uwagę
mieszany charakter zespołu można by śmiało powiedzieć - Oni
stanowili pierwsze „Ich troje”
Wracając
jednak do sedna.
Wczoraj
na ulicy zauważyłem taki oto samochód
A
więc jednak wszystko w porządku. O kowala po prostu upomniała się
nowoczesność i teraz to nie koń do wozu a wóz do konia podjeżdża
i zakłada nowe buty.
Tylko
mi trochę smutno tych iskier rozpryskujących się dokoła w czasie
gdy wielki kowalski młot uderza w rozpalony kawałek żelaza.
Parafrazując
klasyka ( klasyczkę ), czy rzeczywiście
Dziś
prawdziwych kowali już nie ma
Bo
czy warto w kowadło się tłuc
Chińską
kupisz podkowę z allegro
Zamiast
kurzu co wpadał do płuc
Dawne
życie poszło w dal,
dziś na zimę ciepły szal,
tylko koni, tylko koni, tylko koni, tylko koni żal.
dziś na zimę ciepły szal,
tylko koni, tylko koni, tylko koni, tylko koni żal.
Nie konie mają się
dobrze jak widać na załączonym zdjęciu.
To
nas żal najbardziej, bo technika zabrała nam cepeliowskie widoczki.
15 lipca 2014
Droga którą idę
Droga, którą idę jest jak pierwszy
własny wiersz,
Uczę się dopiero widzieć świat jaki jest.
Kto tego nie nucił w okresie szczytowej popularności Czerwonych Gitar ?
Uczę się dopiero widzieć świat jaki jest.
Kto tego nie nucił w okresie szczytowej popularności Czerwonych Gitar ?
I co ?
I wiele się zmieniło od tego czasu.
Wiersz już u mnie nie pierwszy a przyjdzie czas, że będzie
ostatni.
Świat poznałem chociaż cały czas
mnie zaskakuje. Sam wyznaję też zasadę, że jaki świat jest
każdy widzi.
I chociaż przestałem być młodym
pięknym i gniewnym, a w myśl cytowanego już wielokrotnie
powiedzenia Jonasza Kofty, jestem raczej starym wkur ...onym, to
jedno pozostaje niezmienne - korzystam z drogi.
Napisałem korzystam, bo z wiekiem
coraz częściej nią jadę niż idę.
W czasie mojej ostatniej wielkiej
transformacji, zamieniłem wygodne miejskie chodniki i asfalty ulic
na sielsko - wiejski krajobraz.
Z asfaltowej drogi biegnącej przez
wieś zboczyć trzeba na gminą, błotnistą po deszczu, pylącą w
skwar, upstrzoną dziurami w których można przy odrobinie pecha
zostawić zawieszenie.
Reprezentuje myślenie pozytywne
dlatego bażanty i zające ganiające od światu po tej naturalnej
nawierzchni, rekompensowały mi niedogodności komunikacyjne.
Innego zdana była moja Ślubna
Małżonka, dla której dziury w drodze były skuteczną blokadą
życia.
A tu by dusza chciała do ludzi.
Bratać się, bratać z mieszkańcami niczym gombrowiczowski
Miętus. Oczywiście bez przesady, bo żadne z nas nie zamierza brać
w gębę.
Kierujący transportem sanitarnym
narzekali na zużycie sprzętu, a lekarze, pielęgniarki i wszelkiej
maści fachowcy doliczali sobie instynktownie za utrudnienia.
Pisaliśmy prośby, dokładali
załączniki, bo nawet ksiądz proboszcz obiecał, że swoje dopisze.
Nie skorzystaliśmy jednak z tej
propozycji, mając na uwadze świecki charakter państwa. Pisma w
końcu adresowaliśmy do Gminy.
Pisma chwytające za serce i mające
rozluźnić żelazny uchwyt jakim urzędnicy trzymają gminny budżet.
Odpowiedź zawsze ta sama – brak środków w budżecie.
Ostatnio zazdrosnym okiem
obserwowaliśmy jak wzdłuż głównej drogi robotnicy układają
kostkę.
- Jednym wszystko, innym nic –
zdawało się, że mówią do siebie mieszańcy ulicy.
Aż tu nagle w piątek wieczorem, kiedy
miałem otworzyć tradycyjną butelkę wina, pojawiła się maszyna
do układania nawierzchni. Za nią ciężarówki ze żwirem i bus z
robotnikami. W godzinę ułożyli i utwardzili nawierzchnię. Dwa
osiemdziesiąt szerokości i dwieście metrów długości.
Szczęki opadły nam bardziej niż po
pavulonie, ale jak po pavulonie nie mogliśmy wydobyć z siebie
głosu.
- To do poniedziałku – powiedzieli
na odchodnym operatorzy maszyn drogowych.
W sobotę i niedzielę podchodziliśmy
do miejsca w którym parkował sprzęt. Wszystko się zgadza, maszyny
stoją jak stały.
Nikt nie mówił za wiele by nie
zapeszyć. Ileż to już razy na posypaniu drogi żwirem się
skończyło?
W poniedziałek z samego rana, jak
codziennie udałem się do pracy, wyklinając jednak na brak
możliwości wzięcia urlopu na życzenie. Wróciłem z niej po
świeżej i jeszcze ciepłej bitumicznej nawierzchni.
Tylko ostatnie dwadzieścia metrów
przejechałem drogą utwardzoną jedynie, ale to moja prywatna droga
i w związku z nią nie ma żadnych, ale to absolutnie żadnych
oczekiwań wobec Gminy. Ją zaś staram się utrzymać w dobrym
stanie technicznym.
A gdyby tak tę swoją drogę nazwać
jakoś?
Jakoś tak inaczej jechało po nowej
nawierzchni. Auto nie jęczało i niepotrzebne już były wyrobione
naprędce umiejętności lawirowania pomiędzy dziurami.
Zaraz po obiedzie zmotywowałem żonę
do spaceru.
Nie tylko my wpadliśmy na taki pomysł.
Z końca w koniec spacerowali ludzie a obok jeździły na rowerach
małe dzieci. A i starsi popylali niby przypadkiem i za potrzebą.
Tylko koty unikały jakoś ciepłej
jeszcze nawierzchni. Pewnie próbując wcześniej przygrzały łapy.
Czysto, równo i tak nieprawdopodobnie
lekko. Aż dusza rośnie.
Cieszyliśmy się tą nowością zanim
krowy obłaskawią sobie nowy trakt do stajni, na swój własny krowi
sposób.
Przez chwilę czuliśmy się jak na
deptaku w Szczawnicy czy Krynicy. I tylko pijalni z wodą brakowało
dla zdrowia. Za to sąsiad cały czas proponował by wypić za
zdrowie drogi. Może to i pomysł, w końcu okowita ma swój
początek w łacińskim określeniu woda życia (aqua vitae).
Nie skorzystałem jednak, bo w tygodniu
nigdy nie kuszę losu. Sam jestem kierowcą swego samochodu.
Kiedy wróciliśmy do domu, pozostało
tylko zebrać ogórki które zaczynają dojrzewać na potęgę.
Trochę papierówek podarowaliśmy
sąsiadom, nasze starsze dzieci wzięły cukinię, a na parapecie
doszły już pierwsze brzoskwinie ze złamanego drzewa.
Jednym słowem jak to na wsi.
11 lipca 2014
A po burzy ...
- Spójrz - powiedziałem do żony - Przyroda sprawiedliwa jest i czasem zabiera, czasem zaś daje.
Wracałem właśnie z ogrodu po pracach porządkowych i kątem oka zauważyłem, że kaktus zakwitł.
To już drugi raz w tym roku. Dodatkowo widzę, że przygotował jeszcze kilka pączków.
- To wyrównuje te połamane drzewa? - spytała żona
-Nie ale dodatkowo otrzymałem trzy krecie kopce. Po jednym za każde obłamane drzewko. W sumie to chyba sprawiedliwe nie?
- Nie wiem czy rekompensata w postaci krecich kopców jest sprawiedliwa.
- Tak to spytaj sąsiadów zza siatki. Ostatnio spoglądali na nasz trawnik i narzekali, że to niesprawiedliwe bo wszystkie krety mieszkają w ich ogrodzie.
Teraz przynajmniej jeden nas pokochał. Będę jednak dla niego homme fatale już poczyniłem kroki w tym kierunku.
I kiedy tak staliśmy i podziwialiśmy kwiat kaktusa w pełnym rozkwicie pojawili się sąsiedzi. Sąsiedzi od kota, bo ci od kretów pojawią się dopiero dzisiaj.
- Pokarmicie nasze koty, przez te trzy dni? - spytała sąsiadka
Zaraz jednak poprawiła się - Naszego jedngo, bo ten drugi to już nie nasz.
Jakby na potwierdzenie tych słów pojawiła się kota. Wyszła zza drzwi wiatrołapu, przeciagnęła sie i z miną sfinksa przeszła obojętnie koło nich. Tylko dziewczynki rzucił się do niej z wyrazami sympatii, ale ta błyskawicznie salwowała się ucieczką.
- W porządku - zgodziłem się - mam nadzieję, że po waszym powrcoie w dalszym ciagu będziemy mieli po jednym kocie.
- Ty nas nie strasz - wyrzucili z siebie równocześnie.
No cóż, jak to powiedziałem na wstępie - przyroda sprawiedliwa jest.
Wracałem właśnie z ogrodu po pracach porządkowych i kątem oka zauważyłem, że kaktus zakwitł.
To już drugi raz w tym roku. Dodatkowo widzę, że przygotował jeszcze kilka pączków.
- To wyrównuje te połamane drzewa? - spytała żona
-Nie ale dodatkowo otrzymałem trzy krecie kopce. Po jednym za każde obłamane drzewko. W sumie to chyba sprawiedliwe nie?
- Nie wiem czy rekompensata w postaci krecich kopców jest sprawiedliwa.
- Tak to spytaj sąsiadów zza siatki. Ostatnio spoglądali na nasz trawnik i narzekali, że to niesprawiedliwe bo wszystkie krety mieszkają w ich ogrodzie.
Teraz przynajmniej jeden nas pokochał. Będę jednak dla niego homme fatale już poczyniłem kroki w tym kierunku.
I kiedy tak staliśmy i podziwialiśmy kwiat kaktusa w pełnym rozkwicie pojawili się sąsiedzi. Sąsiedzi od kota, bo ci od kretów pojawią się dopiero dzisiaj.
- Pokarmicie nasze koty, przez te trzy dni? - spytała sąsiadka
Zaraz jednak poprawiła się - Naszego jedngo, bo ten drugi to już nie nasz.
Jakby na potwierdzenie tych słów pojawiła się kota. Wyszła zza drzwi wiatrołapu, przeciagnęła sie i z miną sfinksa przeszła obojętnie koło nich. Tylko dziewczynki rzucił się do niej z wyrazami sympatii, ale ta błyskawicznie salwowała się ucieczką.
- W porządku - zgodziłem się - mam nadzieję, że po waszym powrcoie w dalszym ciagu będziemy mieli po jednym kocie.
- Ty nas nie strasz - wyrzucili z siebie równocześnie.
No cóż, jak to powiedziałem na wstępie - przyroda sprawiedliwa jest.
09 lipca 2014
No i narobiło
Zawieje i zamiecie to ponoć domena
zimy
Wczoraj jednak tak u mnie zawiało, że
do wieczora próbowałem oszacować straty. Na samym końcu
powiedziałem do żony
- Niech to Młody zamiecie.
Deszcz, grad a do tego wiatr tak śliny,
że najpierw przewracał donice z kwiatami i ciężkie ogrodowe meble
a na końcu łamał drzewa.
Kiedy wróciłem po pracy pozostało
mi tylko obejrzeć pobojowisko.
Złota reneta całkiem złamana tuż
nad ziemią, podobnie z gruszą. Z ziemi wystawały tylko smętne
kikuty.
Nawet kret wylazł by oszacować szkody
- Och joo ! - z pewnością powiedział
niczym ten z kreskówki.
Świeży kopczyk jest dowodem tej
lustracji.
Brzoskwinia moje oczko w głowie,
obsypana owocami aż musiałem zbudować podparcie dla ciężkich od
owoców gałęzi, złamała się w połowie i solidny czubek drzewa
oblepiony owocami wylądował w trawie. Próbowałem to jakoś
ratować ale kolejne podmuchy wiatru zagrażały całemu drzewu. Z
chirurgiczna precyzja dokonałem więc amputacji.
Teraz cały kosz owoców, ładnie już
wybarwionych chociaż jeszcze twardych, leży na oknie. Może
dojrzeją.
Z papierówki strzepało połowę
owoców, podobnie jak ze starej jabłoni, której owoce są ponoć
najlepsze na szarlotkę.
Nie wiem, jeszcze nie sprawdziłem, do
stare drzewo rodzi co drugi rok. W tym roku jest właśnie ten drugi.
Cukinie powykręcane ale dziś rano
doszły już chyba do siebie.
Położona papryka i kilka krzaków
pomidorów. Solidnie obłamane ozdobne pelargonie. A plastikowe
śmieci z żółtego worka rozsiało dosłownie po całym ogrodzie.
Jak na złość mam dzisiaj umówioną
wizytę i za nic nie dam rady tego wszystkiego posprzątać.
- Jutro - zdaje się podpowiadać mi
rozsądek – albo w weekend.
Pewnie przychylę się do głosu
rozsądku.
Swoja drogą to od pewnego czasu
planowałem przesadzenie kilku drzew. Poprzedni właściciel posadził
drzewa zbyt blisko siebie. Korony zaczęły plątać się ze sobą,
co umożliwia rozwój wszelkim szkodnikom. Tak przynajmniej czytałem.
Na jesień zaplanowałem przeprowadzkę
drzewek. Niespodziewanie w środku sezonu częściowo zrobiła to za
mnie natura.
Może zbyt głośno opowiadałem o tym
przy kawie na tarasie?
Jeżeli te zjednoczone siły przyrody
są takie fajne, to dlaczego nie wywaliły czereśni której chcę
się pozbyć całkiem?
Ma dosyć walki ze szpakami których
setki czekają cierpliwie na jabłoni sąsiada aż skórka moich
owoców lekko się zaczerwieni.
Poza tym, szpaki wstają zdecydowanie
wcześniej ode mnie
Smutno mi jednak trochę po tej
nawałnicy i już oczami wyobraźni widzę siebie jak stoję obok
premiera i niczym ten najsłynniejszy paprykarz III RP pytam:
- Jak żyć panie premierze ? Jak żyć?
Premier zaś spogląda na mnie spod
zmarszczonych brwi i mówi:
- Tobie szkodzi tylko wizyta szpaków,
a nam czkawką odbijają się wizyty u sowy i jej przyjaciół.
- Chyba jego – poprawiłem
premiera nie tracąc nawet w ramach wyobraźni trzeźwości myślenia
Trzymam się konwencji żeby było
śmiesznie
- Śmiesznie to już chyba
było? – zauważyłem – Po mojemu to teraz trzeba podjąć
decyzję co wycinać, a co tylko przesadzić.
U mnie lawenda jest
pewniakiem. Pod oknem w kuchni wyrosły kwiaty na długich łodyżkach.
Zrobiłem zdjęcie i wysłałem do swoich Francuzów. Im w tym roku
lawenda całkiem nie wyszła.
Koniec świata
07 lipca 2014
Dwie strony medalu czyli kilka cytatów z codziennej prasy
Awers
„W Niedzielę Chrztu Pańskiego
papież Franciszek ochrzcił w Kaplicy Sykstyńskiej 32 dzieci, wśród
nich córkę pary, która nie ma ślubu kościelnego.
Przypomina się również, że
wcześniej papież apelował do księży, aby chrzcili dzieci
niezamężnych kobiet. Prosił, by nie zamykać przed nimi drzwi
Kościoła'
Rewers
- "Oburzeni"– mówią o
sobie rodzice dzieci, którym ksiądz proboszcz nie chciał udzielić
chrztu. I dodają, że w ten sposób ich córki i synowie skazywani
są na bycie "dzieckiem drugiej kategorii".
"Kościół to nie jest
sklep, który obsługuje każdego klienta" – odpowiadają
duchowni.
Mowa oczywiście o dzieciach zrodzonych
w związkach partnerskich czyli bez ślubu.
- Bo wszystkie dzieci nasze są –
śpiewała Majka Jeżowska, ale było to za PRL-u. Teraz okazuje się
że to wcale nie prawda i u nas nawet
wobec Pana Boga jasno i boleśnie akcentuje się ten podział.
To zestawienie informacji jest
ilustracją starego polskiego powiedzenia, że szlachcic na zagrodzie
równy wojewodzie. Z cytatu który umieściłem powyżej wynika, że
nawet równiejszy.
Można by by powiedzieć że to kwestia
kultury osobistej.
A propos kultury, też mam dwa cytaty
- Warszawska giełda chciała, tak jak
na nowojorskiej Wall Street, postawić w centrum miasta pomnik byka i
niedźwiedzia. Niestety figur nie będzie, bowiem lokalna parafia
uznała, że rzeźby staną się symbolem pogańskiego kultu
Proboszcz i parafianie uważają, że powstanie wrażenie, że
rzeźby są integralnie złączone z budynkiem kościoła, co może
budzić mylne przekonanie, iż są symbolem biblijnego cielca spod
góry Synaj, symbolu pogańskiego kultu.
I kiedy tak trwałem z koparą
opuszczoną aż do samej ziemi bo nie byłem w stanie uwierzyć w to,
że absolwent wyższej uczelni potrafi artykułować takie głupoty,
dostałem uderzenie z drugiej strony.
Występ kabaretu Limo odwołany przez żarty o papieżu.
Dyrektorka ośrodka kultury stwierdziła, że postępuję zgodnie z
dekalogiem. Miało być śmiesznie, ale wyszło smutno. Okazuje się,
że na indeksie przedstawień zakazanych w Polsce znajduje się już
nie tylko "Golgota Picnic", ale też żarciki kabaretu
Limo. Właśnie odwołano ich występ w Rabce.- Dopóki jestem dyrektorką, to ten kabaret u nas nie wystąpi - mówi w rozmowie z Onetem Szefowa Miejskiego Ośrodka Kultury - Joanna Lelek.
Mam nadzieję, że ta Pani nie jest już Dyrektorką Miejskiego Ośrodka Kultury, opłacanego z budżetu państwa. Niestety moje nadzieje są płonne bo zarządzający tym krajem mają w tej chwili inne problemy i to sami ze sobą.
Z tego co pamiętam Limo naraziło się stwierdzeniem, że papież tak jak inni ludzie puszcza bąki.
Dowcip płaski, jak cała nasza obecna rozrywka. Ale nie jest chyba tajemnicą, że prawa perystaltyki jelit obowiązują na równi ludzi świeckich jak i zakonnych bez względu na tytuł.
Ja to u nas są jednak równi i równiejsi.
Jeden z dziennikarzy określający się dość powszechnie „Katolem” czyli Wojciech Cejrowski tak opisał naszego aktualnego papieża. Oczywiście nie ma tu nic na temat przemiany materii.
Papież Franciszek gadane ma słabe, kazania głosi dosyć puste z mojego punktu widzenia, miałkie Jak widzę go w niechlujnych butach, w szatach liturgicznych, kiedy sprawuje liturgię, jest namiestnikiem Jezusa Chrystusa na Ziemi, Króla Królów, to oczekiwałbym, żeby nie miał tych okropnych buciorów. (Conowego.pl)
W tym porównaniu Limo to według mnie to najlżejsza waga.
Z tego co wiem Pan Cejrowski nie ma jednak zakazu występowania w miejscach publicznych.
A na podsumowanie, oczami wyobraźni widzę jak Papież Franciszek któremu wbrew watykańskiej cenzurze ktoś podrzucił parę gazet z polski robi tę swoja zatroskana minę i pocierając kciukiem podbródek mówi - Zastanawiam się się czy nie przyszła już pora by coś z tym wszystkim zrobić?
- To gdzie jest ten Poronin ? - pyta przesuwając palcem po mapie.
03 lipca 2014
Męska potrzeba bliskości
Całkiem niedawno, przez media
przetoczyła się wypowiedź jednego nowego europosła na temat
budowania więzi rodzinnych i relacji partnerskich z własną żoną
Na pytanie - Czy bił swoje dzieci?
- Odpowiedział
- Niestety nie
- A żonę?
- Nie było takiej potrzeby, ale jestem
przekonany, że niejednej żonie taka reakcja by pomogła wrócić na
ziemię"
Idzie o pewnego, europosła z partii Janusza Korwin-Mikkego.
Pamiętam wielką akcję
uświadamiającą z kultowymi już hasłami na bilbordach – bo zupa
była za słona.
Oczywiście plakaty dotyczyły
patologii czyli jakiegoś jednego procenta, no może dwóch, ale
nie o cyfry idzie. Statystyka zaokrągla te przypadki do kilku
mi.ejsc po przecinku, a za tym przecinkiem kryje się czyjaś
tragedia. Jako nowoczesne społeczeństwo nie powinniśmy przechodzić
obojętnie obok ludzkiego bólu i cierpienia.
Co powoduje, że ludzie tak bardzo
mijają się z oczekiwaniami wobec drugiej osoby.. Czy to tylko
sprawa początkowego oczarowania i zaślepienia? Potem pozostaje
już tylko tępić się do końca życia.
Ale przecież świat się zmienia,
ludzie mądrzeją
No właśnie, popularnie mówi się, że
przez te dwadzieścia pięć lat wolności dorobiliśmy się
nowoczesnego społeczeństwa, otwartego i wyedukowanego.
Jak więc teraz wyglądają relacje
między mężczyzną a kobietą? Nie idzie mi tu o statystyczny
środek czyli szarą przeciętność. Mógłbym użyć tu określenia
„norma” ale nie napiszę tak bo któż z nas potrafi „normę”
zdefiniować. Na boki od centrum snują się tysiące singli
próbujących po raz kolejny, liczący się z kolejną porażką.
Współczesna polska kobieta jest
wykształcona i niezależna, dodatkowo piękna. Jest też coraz
bardziej świadoma swoich atutów. Co więc dzieje się, że w
związkach zgrzyta, ba coraz trudniej w ogóle je budować?
Jak daleko od rzeczywistości odleciał
Pan poseł, chociaż, aż prosi się o użycie innego słowa na
określenie takiej osoby niż ten standardowy. Trudno jednak
komentując, schylać się do poziomu wypowiedzi.
Mądrzy ludzie mówią, żeby nie
dyskutować z głupcami. Sprowadzą nas bowiem do swojego poziomu i
pokonają własnym doświadczeniem.
Sam problem powinno się jednak
zgłębić.
Po analizie kilku tekstów z netu rodzi
się we mnie przekonanie, że ostatnio to nie kobiety obawiają się
mężczyzn a mężczyźni mają coraz więcej obaw i wątpliwości w
kontakcie ze słabą płcią.
Tak na marginesie to nie wiem czy wobec
zmian obyczajowych mogę jeszcze używać tego określenia ?
Bo przecież ta płeć jak wspomniałem
powyżej nie taka słaba, dodatkowo mądra i niezależna.
Czego oczekują od kobiet współcześni
mężczyźni?
To dziwne ale bliskości i wyłączności.
To takie stare cechy, z czasów kiedy nie stawiało się świadomie
na pierwszym miejscu własnej swobody niezależności i
samorealizacji.
Jednym słowem idzie to taką
potrzebę bliskości. Należy jednak pilnować tego aby z ową
bliskością nie przesadzić Nadmierna potrzeba bliskości prowadzić
może do skrajnych zachowań
Ograniczenia samodzielności i poczucie
własności. Tu kłania się casus zbyt słonej zupy. Całkiem
niedawno czytałem artykuł na ten temat w na temat pl.
A kobiety?
Tu posłużę się cytatem
„Choć ten problem dotyczy w
większości mężczyzn, współczesne kobiety również coraz
częściej nastawiają się na swoje orgazmy. Oczekują od swoich
partnerów, że ci je do nich doprowadzą, zrzucając
odpowiedzialność za swoją przyjemność na niego. To podejście
wynika z kolejnych silnych przekonań o pasywnej roli kobiety i
aktywnej roli mężczyzny w łóżku. Mężczyźni przekonani są o
tym, że ich męskość zależy od ich sprawności w działaniu.
Kiedyś wystarczała im własna erekcja i orgazm, teraz zaś swoją
sprawność uzależniają od umiejętności doprowadzenia do orgazmu
kobiety. (Na temat pl – Przekonania rujnują nam życie seksualne)
No to jak w końcu jest kobiety
oczekują czy nie oczekują tych orgazmów?
A może to tylko jakiś wykwit chorej
męskiej ambicji ?
Nic z tych rzeczy. W lektury wyłania
mi się taki obraz - Świadoma kobieta wie czego chce i nie cofnie
się przed niczym by to uzyskać
Oto komentarze z forum internetowego
barbarella. temat dyskusji - wibrator, wstyd czy niezależność?
- Wibrator powinien być jak szminka!
Chcę poczuć się extra kobietą, biorę do ręki i używam...
Jak najbardziej NIEZALEŻNOŚĆ!
Jak najbardziej NIEZALEŻNOŚĆ!
- Dopóki nie masz wibratora, dopóki
go nie wypróbowałaś można mówić, że jest zbędny, że nie
zastąpi stosunku z facetem, że jest fanaberią itp .... ale jak
tylko zaprzyjaźnicie się .... zdanie radykalnie się zmienia :)
Wibrator jest potrzebny i każda kobieta powinna mieć go "pod
ręką" :)
- Wibrator nie zastąpi mężczyzny? To
się ubawiłam, czasami napotkani po drodze mojego życia mężczyźni
byli tak dalecy od stworzenia atmosfery dobrej zabawy w łóżku, że
kochając się z nimi po prostu nie mogłam się doczekać, kiedy
wrócę sobie do domu i włączę swój ulubiony wibrator, więc
czasami nie wiem kto tu kogo zastępuję:) lubię mieć i fajnego
mężczyznę i dobry model wibratora pod ręką, zależy na co akurat
mam większa ochotę moim zdaniem wibrator to ani wstyd ani odwaga,
po prostu praktyczny, pro-kobiecy gadżet, to tak jakby ktoś pytał
czy lodówka to fanaberia czy luksusu, po prostu niezbędne
wyposażenie domu:)
Od siebie mógłbym dodać, że taki
wibrator nie chrapie, nie rzuca byle gdzie brudnych skarpetek a na
dodatek nie masz do niego pretensji o to, że w toalecie nie opuszcza
deski po użyciu. bo on toalety nie używa. Sam natomiast może być
w niej używany
Problem w tym, że nie zarabia, ale dla
młodych i ambitnych kobiet to też nie problem.
No dobrze po miłosnym uniesieniu nie
przytuli Cię do siebie męskim ramieniem i nie szepnie Ci do uszka,
że Cię kocha.
Przyjmę argument, że i faceci robią
to rzadko
No więc jak wygląda współczesna
młoda kobieta?
Niezależna, wolna i broniąca tych
wartości wszystkimi możliwymi sposobami. Oczekująca od mężczyzny
praktycznych zalet, a jeśli nie, nie zawaha się użyć nowoczesnej
techniki która ma w szufladzie nocnej szafki czyli na wyciągnięcie
ręki.
Tu rodzi się pytanie - czy faceci
gotowi są spełniać te oczekiwania lub położyć głowę pot topór
?
Znalazłem dość ciekawą wypowiedź
faceta w wieku 29 lat na temat swoich preferencji.
Lukasz tak ocenia sytuację.
- Mam 29 lat, własną firmę, wyższe
wykształcenie i robię to, co lubię , jednak do superprzystojniaków
nie należę. I jestem po rozwodzie. To wystarcza, żebym nie miał
szans u kobiety sukcesu. Ale jest też druga strona medalu. Ja takiej
nie chcę. Już miałem. Wolę kobietę, która jest bez pracy, z
dziećmi, ze średnim wykształceniem, ale która już zrozumiała,
co w życiu jest ważne
W sukurs idzie mu Robert który
zwraca się do kobiet
- Śliczne, inteligentne, wykształcone, z sukcesem i macie
problem. Jaki? Chyba tylko taki, że na porządnych i fajnych facetów
nie zwracacie uwagi, rozglądając się za biznesmenami i
celebrytami. Zadajecie się z niewłaściwymi ludźmi. Spróbujcie
znaleźć w sobie odrobinę prawdziwej kobiecości, ciepła, dobroci,
wyrozumiałości. Nie wiesz, jak? Zapytaj mamę lub tatę. Albo tą
brzydką (a może i głupią) koleżankę, która potrafiła założyć
rodzinę, mimo, że całe życie uważałaś ją za gorszą,
brzydszą, nieporadną...Wypowiedzi pochodzą z artykułu o znamiennym tytule – Lalunie zostaną same w sympatii. pl.
Cytaty które wybrałem do powyższego tekstu sugerują, iż ostatnie dni spędziłem na jakichś portalach randkowych i forach damsko-męskich.
Może trochę tak, bowiem próbuję zrozumieć co leży u podstaw powszechnego jak widać kryzysu tych relacji. A może tylko mnie dopadł kryzys wieku? Może trudno mi utrzymać palce na wodzy i powstrzymać się przed wypisywaniem popularnych haseł w wyszukiwarce?
Subskrybuj:
Posty (Atom)