przygotowania do świąt w domu rodzinnym.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jedzenie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jedzenie. Pokaż wszystkie posty
piątek, 6 kwietnia 2012
piątek, 30 grudnia 2011
norwegian wood
Tuż przed świętami przyszła mi wypłata z jednej z moich prac : ) . Postanowiłam więc zrobić sama sobie kilka świątecznych prezentów. Na allegro zamówiłam sobie szeroki indiański sweter, kokosowy olejek do włosów i dwie książki. Jedna to "Joy Division i Ian Curtis. Przejmujący z oddali", napisana przez żonę Curtisa, którą kiedyś kiedyś zaczęłam czytać na wykładzie pożyczając od koleżanki a potem zupełnie o niej zapomniałam. Druga to książka Murakamiego "Norwegian Wood".
Dopiero dziś znalazłam chwilę żeby zacząć czytać tę książkę. (Paczka z "Przejmującym z oddali" jeszcze nie przyszła.) Jestem na trzydziestej stronie i póki co bardzo mi się spodobała. Przerwałam czytanie bo postanowiłam przeczytać recenzje dotyczące tej książki. Sama kupiłam ją dlatego, że sporo czytałam o niej na zagranicznych 'dziewczyńskich' blogach. Byłam zaskoczona jej nagłą popularnością. Postanowiłam sama sprawdzić i zamówiłam. Ciekawa jestem czy któraś z Was czytała już tą książkę, a może widziała film? Jak przeczytam napiszę, czy według mnie warto po nią sięgnąć.
PS. Polecam duńskie ciasteczka z ciastkarni Jacobsena. Już drugi raz przypadkiem natknęłam się na puszkę z ich ciasteczkami i kolejny raz się na nich nie zawiodłam. ; )
sobota, 12 listopada 2011
z Polą.
Jest już bardzo zimno. Dziś zaraz po tym jak jak pożegnałyśmy się z Polą spadł w Lublinie śnieg. Szkoda, ze to przeoczyłam. Niestety, (niestety, albo stety, bo imprezę muszę mimo wszystko zaliczyć do udanych) wczoraj byłam na imprezie, z której już po afterze wróciłam do mieszkania dopiero o 8 rano. Potem spałam trzy godzinki i poszłam na spotkanie z w/w Polą o godzinę spóźniona, ( za co mogłabym przepraszać w nieskończoność bo strasznie mi głupio. ) Więc jak wracałam ze spotkania, to w momencie jak przemarznięta do szpiku kości weszlam do mieszkania i zobaczyłam, że D. jeszcze smacznie śpi, to postanowiłam jeszcze skorzystać z okazji
niezaścielonego łóżka i się zdrzemnąć. No i oczywiście obudziłam się jak za oknem było już ciemno i nie było ani śladu po śniegu.
Byłyśmy z Polą w Cafe Hecy, gdzie już od dłuższego czasu się wybierałam. Atmosfera jest tam naprawdę miła a kakao przesmaczne! (tatry gruszkowej, niestety specjalnie nie polecam, haha) A
Pola jest naprawdę bardzo mądrą młodziutką i śliczną dziewczyną i mimo, że praktycznie jej nie znam, i było to może nasze drugie czy któreś tam spotkanie, to wydaje mi się, że znam ją bardzo długo i myślę, że baardzo fajnie nam się rozmawia. :)
Przepis na rozsławioną szarlotkę!
Zrobiłam wczoraj pyszną szarlotkę i dzielę się przepisem znalezionym w internecie.
na ciasto
3 szklanki mąki
1 szklanka cukru
1 cukier wanilinowy
1 łyżka proszku do pieczenia
3 żółtka, jedno całe jajko
! kostka masła
wszystko ugnieść szybciutko, podzielić na dwie części, jedną zawinąć w folię i włożyć na jakiś czas do lodówki, a drugą na papierze do pieczenia rozwałkować i włożyć do blaszki razem z papierem. Blaszkę włożyć również do lodówki. W tym czasie przygotowujesz jabłuszka.
Kilka (4-5?) jabłek trzemy na patelnię dodajemy cukier wanilinowy i cynamon (ilość wedle uznania, ja sypnęłam sporo, prawie całe opakowanie Prymatu:)) i podsmażamy na patelce, aż zapach rozniesie się po całym mieszkaniu. (nie za długo)
W tym czasie ubijamy w misce trzy białka na pianę.
Wyjmujemy blaszkę, kładziemy warstwę musu jabłuszkowego który nam powstał w patelni, na to kladziemy warstwię piany białkowej i drugą część ciasta (którą wcześniej rozwałkowujemy do odpowiednich rozmiarów).
Pieczemy godzinę w 175 stopniach aż się zarumieni (nie spiecze) Po wierzchu posypujemy cukrem pudrem i cynamonem przez sitko, kroimy i jemy jeszcze ciepłe, bo takie najpyszniejsze. a na drugi dzień pakujemy w jakiś tupperware i chwalimy się znajomym 'jacytoniejesteśmyzdolni' i jaką pyszną szarlotkę potrafimy upiec! : )
(Sama jestem zadziwiona, że podałam ten przepis z pamięci:))
PS. Tak, obcięłam grzywkę
PS. Zdjęcia robiła Pola, którą można znaleźć -tu- ♥
PS3. przeczytałam tą notatkę i bardzo mi się nie podoba, cały czas coś kasuję i przestawiam i ciągle mi nie pasuję. Więc publikuje i niechsiędziejewolanieba.
PS3. przeczytałam tą notatkę i bardzo mi się nie podoba, cały czas coś kasuję i przestawiam i ciągle mi nie pasuję. Więc publikuje i niechsiędziejewolanieba.
niedziela, 5 czerwca 2011
sobotni obiad
KMINKOWE ZAPIEKANE ZIEMNIACZKI:
5 ziemniaków (mniej-więcej podobnej wielkości)
1/3 miseczki mąki
2 łyżki kminku (wg uznania więcej lub mniej)
olej
sól
dwa ząbki czosnku
Najpierw musimy dokładnie wyszorować ziemniaczki pod bieżącą wodą. Wysuszamy ściereczką i nakłuwamy głęboko widelcem ze wszystkich stron.Wkładamy do miseczki z olejem wymieszanym z solą i czosnkiem. Mieszamy wszystko dokładnie rękoma. Potem obtaczamy ziemniaczki w mące wymieszanej z dwoma łyżkami kminku. Wkładamy na blachę i pieczemy około godziny w 200 stopniach. Podczas pieczenia można kilka raz poprzekładać je na drugą stroną, żeby równomiernie się przypiekły. Po upieczeniu, wyjmujemy i nacinamy je lekko na krzyż. Odchylamy skórkę i wkładamy po łyżeczce majonezu
ZAPIEKANE POMIDORKI
3 Pomidory
Łyżka Jogurtu Naturalnego
Łyżka białego serka (np. Bieluch)
kawałek startego na tarce sera żółtego
2 pieczarki (pokrojone drobno)
1 jajko
przyprawy wg. gustu!
plasterki szynki
Pomidory pociąć na centymetrowe plastry. W miseczce mieszamy wszystkie składniki (jogurt, serek biały, ser żółty, jajko, przyprawy). Mieszaniną przkładamy pomidora. Na każdą warstwę kładziemy plasterek szynki. Wkładamy do naczynka żaroodpornego i polewamy oliwką i pieczemy pół godziny w temperaturze 200 stopni .
sobota, 9 kwietnia 2011
drożdżówki.
Powiedziałam sobie - jeżeli wyjdą mi te drożdżówki, to zostanie mi tylko chleb do zrobienia - i kuchnia nie ma przede mną tajemnic ! No i wyszły! Trochę się przypiekły od spodu, ale to juz moja wina. Wrzucam zdjęcia i przepis. Bułeczek wyszło 12, wielkości jak przeciętne drożdżówki w piekarni. Będę robiła je częściej - to na pewno! Bułeczek było 12, a na zdjęciu jest już znacznie mniej. Jak wyjełam je z piekarnika i przyniosłam na półmisku do pokoju. To D. z Krzysiem, który nas akurat odwiedził, i ja, zdjedliśmy od razu po dwie do kawy, poczęstowałam współlokatora, który zjadł , popijając mleczkiem. Ale pychota !
DROŻDŻÓWKI
0,5 kilograma mąki (troszkę więcej można sypnąć)
1/4 opakowania drożdży (ok 3 dag)
szklanka mleka
1/4 szklanki oleju
0,5 szklanki cukru
szczypta soli
pół opakowania cukru wanilinowego
1 jajko ( żółtko, do ciasta, białko - na później do posmarowania)
Drożdże rozrobić (tak żeby miało konsystencję śmietany)
z łyżeczką cukru i łyżką mąki i niewielką ilością mleka (ciepłego)
wszystko wymieszać w wysokiej szklance, i odłożyć do wyrośnięcia..
(ja stosuję swój sprawdzony sposób odkładania do wyrośnięcia na klapę otwartego rozgrzanego piekarnika). Rozczyn powinien zwiększyć (w czasie 10-15 minut) swoją
objętość do czterech razy.
Wszystkie składniki wraz z rozczynem wyrobić dokładnie i dość długo
na gładkie ciasto w jakiejś miedniczce.
(podobno dobrze jest mikserem *nie blenderem!*, ja robiłam to rękoma,
trochę się kleiło, dlatego podsypywałam mąką. Jakoś wyszło : ))
Zostawić do wyrośnięcia w ciepłym miejscu, aż podwoi objętość
( ok 40 minut chyba, ale ja robiłam to na oko ;) )
Wyłożyć na stolnicę posypaną mąką, zagnieść krótko i formować drożdżówki.
Ja wycinałam w cieście (ciasto grubości ok. 1 cm, może 0,8 cm :))
dwa kółka od filiżanki ( z dość dużą średnicą ),
jedno kółko smarowałam dżemem po środku
(albo budyniem - połowę zrobiłam takich połowę takich)
w drugim kółku robiłam dziurkę kieliszkiem i nakładałam je na pierwsze (nadążasz?)
No takich wyszło 12. 6 z dżemem, 6 z budyniem waniliowym.
Ułożyłam równo na blaszce, pędzelkiem rozmazałam po bokach i powierzchni białko, a na to rozkruszyłam kruszonkę
(duża łyżka cukru, duża łyżka mąki plus centymetrowy plasterek masła,
wszystko rozetrzeć łyżką w kubeczku, a potem rozkruszać palcami
nad bułeczkami)
Zanim włożysz bułki do piekarnika , odczekaj aż jeszcze troszkę podrosną ( z 10 minut).
Włóż do piekarnika i w temperaturze 220st. na grzanie od góry i dołu, piec ok. 15 minut.
Ja robiłam to na oko, patrząc czy już się rumienią.
SMACZNEGO.
*w razie pytań, proszę pytać w komentarzach! : D
czwartek, 7 kwietnia 2011
mały miszmasz ostatnich kilku dni
W weekend była u mnie Basia. Bardzo się cieszę, że w końcu odwiedziła mnie w Lublinie! Szkoda tylko, że nie było pogody.. tzn.. była ! ale i tak zmarzłyśmy siedząc za teatrem andersena i oglądając panoramę przez kilka godzin w nocy.:*
Tydzień był męczący, referaty, sprawdziany, poprawy sprawdzianów, szukanie książek w bibliotece, załatwianie i inne cuda wianki. Ale już przyszedł weekend. Mieliśmy wracać do domu,
ale D. popsuło się coś w aucie, więc chyba zostaniemy w Lu.
Zrobiłam dziś pyszną zupę krem. Żurek Chrzanowy. Mój wymysł z którego jestem bardzo dumna. Haha! Było bardzo smacznie muszę sobie przyznać. I podobno zgraja chłopców, których Damian zaprosił na degustację, też pochwaliła moją zupę. Czuję się kulinarnie spełniona!
Kupiłam sobie kubeczek. Wypatrzyłam, już go kilka dni temu, i nie mogłam spać po nocach myśląc o nim. Musiał być mój. Piękny, praktyczny i na maksa lansiarski. *mimo, że bez logo starbucksa! haha !* Ale na prawdę.. zazwyczaj rano nie zdążam wypić kawy. Zaparzam sobie, a potem już stojąc w kurtce i butach, popijam troszkę i wybiegam z mieszkania bo orientuję się, że jestem już spóźniona. I potem po pierwszych czy których tam zajęciach szukam już automatu, bo padam ze zmęczenia.
*korzystamy ostatnio z D. z jednego komputera, bo w moim popsuła się ładowara. Czasem znajduję mini-niespodzianki takie jak ta -klik- *
wtorek, 22 marca 2011
CALZONE
Przed chwilą wysłałam Basi mój, troszkę przeinaczony przepis na Calzone. Po chwili stiwerdziłam, że każdy powinien, spróbować je zrobić. Wrzucam więc przepis tu!
CALZONE ♥
2 szklanki ciepłej wody (nie gorącej)
15g. drożdży
(ja dałam z 20;))
5-6 szklanek mąki
1/2 szklanki oleju
trochę soli,
szczypta pieprzu ; )
..to wszystko zagnieść, odstawić do wyrośnięcia.
(pod kaloryfer, w misce przykrytej ściereczką,
albo mój sposób - rozgrzanie piekarnika otworzenie klapy i
na tej otwartej klapie w misce pod ściereczką. haha!
Rośnie jak nie wiem co ! Potem należy uformowac z nich
( wyjdą ze cztery) kulki i rozwałkować każdą z nich
do kształtu listka (mniej-więcej),
posmarować jakimś sosem-koncentratem, keczupem (?).
Na to szynka na kawalki pokrojona,
jakieś warzywa (kukrydza, groszek, fasola czerwona)
- kwestia gustu i pieczarki.
Następnie zawinąć w pierożka.
Po wierzchu posypac jakimiś ziołami. Bazylią, czy oregano.
Jak będziesz sklejać, to pomocz miejsce sklejenia
trochę ciepłą wodą, żeby się nie otworzyło w trakcie pieczenia.
No i pieczesz na 220 stopni, na termoobieg (ten wiatraczek). ok 15 minut,
(wcześniej już rozgrzewasz piekarnik)
ale ja proponuję siedzieć i patrzeć jak wygląda.
Jak będzie się już rumieniło to znak, że jest gotowe ; )
yummy, yummy, yummy : D
zdjęcia robione na szybkości, ponieważ nie mogliśmy się doczekać aż to schrupiemy!
czwartek, 24 lutego 2011
czwartkowy poranek.
mini-kalendarium ostatnich dni
1) Dziś, o poranku zjedliśmy wiosenne kanapeczki popijając je kubkiem herbaty z miodem i cytryną na damianowe chore gardło.
2) Przedwczoraj Amelka, pofarbowała mi znów włosy. Bardzo się cieszę z tej zmiany. Znowu mam ciemne włosy.
3) Wczoraj wznowiłam swoje starania o prawo jazdy i spędziłam strasznie miły wieczór z Zuzią w Archiwum: *
4) Zebrałam prawie wszystkie zaległe wpisy. Został mi do zebrania tylko jeden.
5) Wieża z "książek do przeczytania" z dnia na dzień jest coraz wyższa.
6) Kilka dni temu Basia wróciła z Mediolanu. Teraz nie mogę doczekać się jej opowiadań. Gmail niestety jest ograniczonym środkiem komunikacji !
7) Na uczelni zaczęłam nowy semestr, a z nowym semestrem nowe przedmioty. Już nie mogę doczekać się kolejnego wykładu ze sztuki Nowoczesnej.
8) Odwiedziłyśmy z Amelką Czo i jej trzymiesięczną (?) córeczkę (moja imienniczkę). Mała jest prześliczna. ♥
wtorek, 25 stycznia 2011
kuchnia
Jak już mówiłam chyba nie raz, od kiedy przyjechałam w ubiegłym roku do Lublina, nauczyłam się gotować. Od tej pory bardzo lubię przebywać w kuchni. Lubię mieć w lodówce ładnie zapakowaną żywość. W półkach przyprawy i herbaty pogrupowane po puszkach, blat starty i naczynia pozmywane. Będąc w kuchni, zawsze słucham radia, a jak w domu jest zimno, i akurat coś piekę, otwieram piekarnik, żeby nie zamykać ciepełka!
*
Latem, codziennie rano na śniadanie jeszcze w pidżamce, albo wieczorem jak już było ciemno, biegłam do ogródka po miętę i jadłam z twarożkiem. Tęskniąc za tym, kupiłam sobie wyżej wymienioną miętę w doniczce. Poprosiłam już D. , że zamiast kwiatków na Walentynki i Dzień Kobiet chcę dostać zioła w doniczkach. Jak będę miała kiedyś swoją kuchnię, to będę miała na oknie same zioła w doniczce i każda z roślinek, dostanie chorągiewkę z nazwą, żeby się nie myliło. I bazylia, i mięta, i szałwia, i oregano, i koperek, i pietruszka i szczypiorek, lubczyk i co tam jeszcze może być w doniczce.
wtorek, 18 stycznia 2011
hazelnut cappuccino
wtorek, 17 sierpnia 2010
wakacje wakacje i już prawie po wakacjach.
Ps. Jak publikowałam tą notkę , to znów naszła mnie ochota na Mullermilk. Uh!
Ps2. Nigdy nie poruszam tematu polityki w towarzystwie ale.. nienawidzę Kaczyńskiego.
Subskrybuj:
Posty (Atom)