sobota, 25 grudnia 2010

haruru.

24.12.2010


Wigilia. Rano lepiłam z babcią M. pierogi. Już do perfekcji opanowałam technikę ładnego falbankowanego zlepiania krawędzi. Ulepiłyśmy 212 pierogów. W tym samym czasie ja też rozjasniałam włosy i zamalowywałam sobie odrosty . Wróciłam do domu, założyłam swoją przedpotopową sukienkę w ważki z kołnierzykiem *love* upięłam włosy i byłam już gotowa na kolację. Uwielbiam i ją i to wegetarianskie jedzenie, którymi w ten wieczór się faszeruję, uwielbiam choinkę i swoją rodzinę. I to, że zawsze przy łamaniu się opłatkiem, nasze psy pałętają się nam koło nóg, a koty mruczą na fotelach i krzesłach. Zawsze stresuję się przed opłatkami, a potem i tak zawsze się wzruszę i nie powiem nikomu nic nadzwyczajnie mądrego. Wszysttko było pięknie i chyba już na dobre przekonałam się do suszu i do pierogów z kapustą i grzybami. Marcin (mój starszy brat) po otworzeniu prezentu odemnie powiedział : ' Taką miałem nadzieje, że kupisz mi jakieś dobre piwka i że wypiję sobie przy jakimś filmie po wigilii' : D Ja dostałam od rodziców TOSTER (taki z wyskakującym pieczywem.) Zawsze mówiłam, że chciałabym taki mieć a nigdy takiego nie miałam. haha ! Musiałam wkładać kromki do piekarnika, żeby zrobić grzanki albo pieczywko czosnkowe. Już nigdy nie wrócę do tostów z opiekacza ! ( Słyszysz Damian? Mamy toster!) . Po wszystkim odwieźliśmy dziadków, i całą czwórką oglądaliśmy '500 dni miłości' *uwielbiam* . Mama oglądała na początku w połowie usnęła. Tata za to obudził się w połowie i ogladał do końca. Ja czyściłam aparat podchoinkowym zestawem do czyszczenia obiektywu, a M. pił sprezentowanego Grolsha. Wigilia jak zawsze była fantastyczna, brakowało tylko babci. Całe szczęscie, dwa dni temu odwiedziła mnie w śnie, też na wigilii. Więc tak jakby była.

*mega dziewczyńskie słuchawki, które obczajaliśmy z D. kilka dni temu w Media Markt!*
Teraz leżę w łóżku i zaraz położę się spać.

Na zdjęciach ja z dwoma przystojniakami w łóżku, obsypana prezentami i słodkościami i duńskimi ciasteczkami ( + bałwanowa puszka na herbatę).


czwartek, 23 grudnia 2010

Jaka pyszna sanna, parska raźno koń, śnieg umyka pod płozami, sanki dzwonią dzwoneczkami...


Przedewczoraj babskie plotkowanie, wczoraj przeplotkowana i przegadana noc przy winku, znow w wydaniu moim i B., dziś znów opowiadastkowa kawa w Żelaterii, ze Skoucz. Pracowite trzy dni, haha. Ale dziś już się nie leniłam. Obudziłam się wcześnie, robiłam ostatnie gwiazdkowe zakupy i lepiłam z mamą pierogi. Powoli trzeba się zabrać za pakowanie prezentów. *dzisiejsza noc* Ogarnęła mnie magia świąt. W domu czuję się jak w jakimś, w ogóle ,gwiazdkowym świecie. haha. Tylko brodatego D. już dawno nie widziałam, i mnie trochę za tęsknoty wzięło!



Jutro rano idę pomagać w przygotowaniach babci. I już tam sobie nałożę utleniacz na odrosty.

..dzyń dzyń dzyń, dzyń dzyń dzyń, dzyń, dzyń, dzyń!

niedziela, 19 grudnia 2010

Home Sweet Home


Rany, kiedy ja ostatnio spałam? Było to po imprezie w Soundbarze w piątek. Impreza skończyła się o 4, a potem jeszcze z D., Tomkiem , Sylwią i Miką graliśmy w Monopoly do 6 rano. Kilka godzinek pospaliśmy i ruszyliśmy w drogę do Krakowa, gdzie chłopcy w Carycy mieli znów grać . Nie powiem, żebyśmy dojechali prosto i bezproblemowo. Wystąpiły problemy natury
logistycznej. (Jak to ładnie ujął Pater.) Wymęczeni dotarliśmy do Carycy, gdzie wymarzłam jak cholera! (stąd teraz moja temperatura, zimne ręce i cieknący nos). W Carycy siedzieliśmy do szóstej. Szkoda tylko, że moje dziewczyny nie posiedziały za długo, bo jak sama szalałam na
parkiecie, to krakowiacy patrzyli na mnie jak bym zwariowała. W Carycy, na Wielopolu , siedzieliśmy do szóstej. Stwierdziliśmy więc, że nie ma sensu, żebyśmy szli do kogoś nocować. Poszliśmy na dworzec sprawdzić najwcześniejsze autobusy. Ku naszemu nieszczęściu okazało się, że najbliższy autobus mamy o 12;30. *aaaa!* Nie mielismy już sił, żeby cokolwiek robić, i gdziekolwiek iść. Weszliśmy do maka w galerii, posililiśmy się, troszkę podprowadziliśmy P. pod PKP, i siedzielśmy na ławeczce w galerii. Mijała już doba jak nie spaliśmy, oparliśmy się więc
sobie na wzajem na ramionach i nie wiadomo kiedy - przysnęliśmy. Ochroniarz z galerii myślał że jesteśmy bezdomni *demyt!* ( to pewnie przez moje brązowe , 'kocowate' ponczo, i przez wielka czapkę D.), i kazał się budzić, i z diabłem w głosie krzyknął 'nie ma spania!'. Żeby nie usnąć, chodziliśmy w kółko po galerii, z pozamykanymi jeszcze sklepami. Ja miałam szczęście i znalazłam na ziemi zwiniętą stówkę. *szczęściara* Stwierdziłam, że już chyba co pół roku będę taką jedną znajdowała. haha. Chciałam ją jakoś wydać, ale D. powiedział, że nie ma siły chodzić po sklepach, a ja nie mogę go samego na ławeczce zostawić, bo go okradną. Miał w sumie rację, więc z porannego szopingu zrezygnowałam. Sama potem zresztą stwierdziłam, że nie mam na to sił. Zanim wybiła dwunasta w południe, jeszcze kilka razy przysypialiśmy (jak na nudnych wykładach!), próbując
na wszelkie sposoby się przebudzić i znaleźć jakąś rozrywkę. Powoli czuliśmy, że oboje jestesmy przeziębieni i że mamy temperaturę. Policzki mieliśmy spieczone, mieliśmy drgawki z zimna, kasłaliśmy i smarkaliśmy. I tak aż do 12:30, do momentu jak weszliśmy do autobusu i padliśmy. Te dwie godziny snu trochę nas uratowały. Teraz jestem w domu. Jak mówiłam, jestem strasznie
przeziębiona. Czuję się obrzydliwie. Siedzę z Luckiem na kolanach w wielkim szlafroku i polarowej pidżamce. Siedzę w nowym pokoiku, którego zdjęcia za momencik wkleję w notatkę. Całe szczęście, między czasie przyszła mi ładowarka do aparatu i wreszcie będę mogła znów cykać focie. Jutro postaram się wrzucić zdjęcia nowych domowników, których jeszcze na blogu nie było. Lucka i Harrego :)


PS. Mimo, że ostatnim razem, nawet polubiłam Kraków, za jego świąteczny klimat, to teraz znów go znienawidziłam. haha . Tym razem za zimne kamienice. Jak można wpuszczać ludzi z dworu do takiej zimnicy. Klub powinien być zdecydowanie lepiej ogrzany. *basta*
Siedziałam w swetrze i ponczu i i tak zamarzłam na kość . *uh!*

poniedziałek, 13 grudnia 2010

12122010

Mój mężczyzna miał wczoraj dwudzieste pierwsze urodziny. Wszytskiego co najlepsze dla niego ;-*

SALE SALE SALE !


czwartek, 9 grudnia 2010

091210

Jestem w domu. Przyjechalam na kolejny egz. na prawko, który mam w piątek. Zaraz się zbieram na jazdę po placu z panem K. , a póki co leżę pod kołdrą w jakimś obcym pokoju. Tak tak tak. Miałam remont przez moją nieobecność. Wcześniej na ścianach i sufitach miałam napisy, fragmenty ksiązek, poprzepisywane sms-y, plakaty od farben lehre, przez boba marleya do dick4dicka. BYła tu wszytsko. Na ścianach wieszałam co się da. Nad łóżkiem miałam amarantową moskiteiere na której wisiały wszytskie kartki i laurki od pana D. , jak i jakieś puszki po piwie. Teraz jest dorośle, bardzo dystyngowanie i b. ładnie. (sufit jest bieluśki o dziwo, nie wiem jak tacie udało się to wszytsko zamalować!) Jestem zadowolona. Mam piękną kwiecistą tapetę na jednej ścianie, na dwóch kolor ciemno bordowo-ceglany (?), a na ścianie gdzie jest okno jest kolor "Różowa Altanka" czyli jaśniuteńki śliczny różyk. Ze strychu mam przyniesioną starą piękną drewnianą szafę na kluczyk, w której już wczoraj zaczęłam wieszać swoje sukienki, na ścianie obok szafy oparte jest stare duże lustro w drewnianej ramie. Wiklinowe fotele, fotel bujany, nad telewizorem Botticelli w złotej ramie. A nad łóżkiem będzie wisiał Klimt "Macierzyństwo' tylko jest na naciągniu płótna. haha ! Bardzo mi się podoba. Jest świątecznie i przyjemnie. Leżę pod piękną kwiecistą pościelą i stwierdzam, że pókój jest super. Jeszcze tylko kilka detali. Za pare dni powinnam mieć już aparat. Strasznie zazdroszę, oglądając inne blogi, że inni mogą robić już te piękne świąteczne focie *ah!* . Kończę , bo muszę się zbierać na jazdę.

A chłopcom życzę dziś powodzenia na Red Bull I-battle -klik - proszę dziś wieczorem krzyczeć na PARTY ANIMAL! : ))

poniedziałek, 6 grudnia 2010


piękne!

dobra wiadmość

Bo przebudzeniu się , zrobiłam sobie prezent mikołajkowy i kupiłam sobie łądowarkę do aparatu na allegro. Mam nadzieje, że szybciutko w wyślą i że na blogu znów będą zdjęcia. Póki co - idę się ubrać, coś zjeść, poszukać kluczy (!), potem na 15 na zajęcia i może na plac Litewski, bo podobno za free można wypożyczyć łyżwy i sobie pojeździć. Mam okienko to może którąś z dziewczyn z grupy zbiorę i poszalejemy. Po drodzę wstąpię, po Kawę i ciasteczko do Maka, bo mam niewykorzystane kupony ! : )
ps. Wczoraj D. kupił całą siate pomarańczy, teraz ja obieram je ze skórki i tą kroję na wąziutkie paseczki i suszę na kaloryferze. W całym pokoju pachnie pomarańczą! ah!


zakochałam się w tej piosence, haha
czemu, nie wiem?

***