Wreszcie nastał tak bardzo wyczekiwany przeze mnie dzień - koniec remontu. Jakąś godzinę temu robotnicy zebrali ostatnie swoje klamoty i zamknęli za sobą drzwi na dobre :)) Nagle w mieszkaniu zapanowała błoga cisza, cisza której od półtora tygodnia tak bardzo mi brakowało... Doczekałam się :) Jest fantastycznie a będzie jeszcze lepiej kiedy posprzątam ten wszędobylski kurz i poustawiamy z M. meble na swoje miejsca, być może skorzystamy z okazji i zrobimy małe przemeblowanie...hmmm... kusząca propozycja :) Wszystko ładnie pięknie ale po dzisiejszym pożegnaniu z robotnikami pozostał mały niesmak... Dlaczego? Ano można się domyślić, bo przecież jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o kasę. Przed rozpoczęciem remontu umówiliśmy się z Panami robotnikami, że to czego nie obejmuje gwarancja zrobią na tak zwana fuchę za połowę stawki jaka obowiązuje za takie usługi. Bardzo ochoczo zareagowali na naszą propozycję i ucieszyli się że dodatkowa kasa wpadnie za dodatkową robotę - jakby nie było - w godzinach pracy. Od razu ustaliliśmy stawkę za metr i panowie przystąpili do dzieła. Na następny dzień pokazałam im wyliczenia ile metrów wychodzi do dodatkowej roboty, przemnożyłam im to wszystko razy stawkę jaką zaakceptowali i wyszła magiczna kwota 500 zł. Nie za bardzo chcieli nawet patrzeć na te moje wyliczenia, bo "ile Pani da to tyle będzie". No więc powiedziałam że dam 500 zł - powiedzieli OK. Przed weekendem dostali zaliczkę 300zł (wiadomo na co ;)) i jeszcze raz przypomniałam im że resztę czyli 200zł dostaną na koniec no bo miało być "po robocie". Tak więc skoro dziś koniec roboty to ja wyciągam z portfela pozostałe 200zł i dziękując za pracę wręczam kasiorę jednemu z panów bo drugi już wcześniej wyszedł na inną "robotę". Ten wziął, schował do kieszeni, podziękował i wyszedł z wiaderkami zapowiadając że wróci jeszcze po drabinę. Kiedy wrócił po kilkunastu minutach po drabinę oświadczył że tej kasy to trochę mało i ten jego kolega mówi żebym dorzuciła jeszcze "na flaszkę". Zagotowało się we mnie bo przecież wszystko było ustalone, wiedzieli ile dostana pieniędzy, mogli mówić od razu że za tyle nie zrobią - zrozumiałabym przecież i ustalilibyśmy jakieś inne kwoty! A teraz jak już dostali i mówią że mało?! O matko huto! Co za cymbały pomyślałam sobie! Pytam się dlaczego mało, przecież było ustalone ile za metr i w ogóle to o co teraz chodzi? No jasnej odpowiedzi nie otrzymałam, żałowałam tylko że nie ma w domu mojego męża bo pewnie jego o dodatkowa kasę by nie prosili, a że babka sama w domu to na pewno coś jeszcze dorzuci... No i dorzuciłam na tą flaszkę jeszcze 50 zł bo jak na złość nie miałam drobniejszych pieniędzy. Teraz żałuję że im dałam, ale szczerze mówiąc to bałam się nie dać. Może to głupie ale wystraszyłam się że jak nie dam to mi coś zrobią albo pewnego dnia przyjdą odebrać zaległy dług z odsetkami. ;) Głupia ja, głupia wiem... ale jak to mówią "mądry Polak po szkodzie" ... No i tym sposobem niesmak pozostał...
środa, 29 sierpnia 2012
poniedziałek, 27 sierpnia 2012
O magicznych słowach ...
Pamiętam z dzieciństwa że uczono mnie aby używać trzech magicznych słów. I wcale nie chodziło o "abrakadabra" ani o "hokus pokus", są jeszcze bardziej magiczne słowa od tych , które mogą zdziałać prawdziwe cuda kiedy są wypowiadane szczerze w danej sytuacji. Jakie to słowa?
DZIĘKUJĘ, PRZEPRASZAM i PROSZĘ
Zapewne nie tylko mnie Mama uczyła że kiedy się nabroi to trzeba przeprosić, kiedy coś od kogoś dostaniemy należy podziękować a jeśli sami chcielibyśmy coś otrzymać trzeba grzecznie poprosić. Uczono tego w przedszkolu, w szkole , w domu ... Te trzy magiczne słowa bardzo dobrze zapamiętałam i korzystam z nich często. Jednak prawie codziennie odnoszę wrażenie, że ludzie zapomnieli całkowicie o istnieniu tych słów a czasami wydaje mi się że w ogóle nigdy w życiu o nich nie słyszeli. Niechcący staje się świadkiem coraz większej ilości sytuacji tak zwanych "nieprzyjemnych" gdzie z najbardziej błahego powodu wywiązuje się kłótnia czy nieprzyjemna wymiana zdań, sytuacji w zatłoczonym autobusie w którym ktoś na siłę się przepycha próbując przedostać się w głąb pojazdu, sytuacji w kolejce do sklepowej kasy gdzie znudzeni czekaniem i poirytowani klienci potrafią słono dogryźć kasjerce... Przykładów można byłoby mnożyć i wypisywać tysiące tylko czy to coś zmieni? Dlaczego zapominamy o takich ważnych słowach, słowach które tak bardzo ułatwiają i umilają codzienne życie, słowach które często wywołują uśmiech na twarzy czy powodują dobry humor? Ja nie umiem znaleźć logicznego powodu... Ktoś mógłby powiedzieć że życie w biegu, że stres, że takie czasy, że każdy jest zabiegany i nie zwraca uwagi na drobiazgi... Ale właśnie z takich drobiazgów składa się nasze życie i czy nie byłoby milej nam wszystkim gdybyśmy się przepraszali, dziękowali sobie , grzecznie prosili o coś a nie tylko odburkiwali coś pod nosem i wrzeszczeli na siebie? Może warto spróbować?
Źródło: internet |
piątek, 24 sierpnia 2012
Podczas remontu zakwitają kwiaty :)
Remont powiedzmy w połowie, a może nawet bliżej końca niż środka... :) Kolory już w niektórych pomieszczeniach pięknie się prezentują ale jeszcze została sypialnia i szczerze mówiąc staram się o tym nie myśleć bo mam już dość tego remontu. Ciągle brudno, sprzątanie nie ma końca, wczoraj przez całe popołudnie zdołaliśmy z M. posprzątać zaledwie jeden pokój i to bez mycia okien , które właśnie teraz mam zamiar wyszorować. Ale ma to swoje plusy, w nocy śpię jak zabita i nie mam najmniejszych problemów z zasypianiem :)) Nawet wczoraj próbowałam poczytać przed snem i nie dałam rady bo oczy zamykały mi się już od pierwszej strony ... :) Wniosek z tego taki że najlepszym środkiem nasennym jest praca fizyczna :) A co! W całym tym zgiełku remontowym, zamieszaniu i kurzu zupełnie zapomniałam o moich kwiatkach, oczywiście podlewałam je , jakżeby inaczej, ale podlewanie odbywało się w tempie ekspresowym i przeważnie późnym wieczorem kiedy jest już ciemno i nie dowidziałam że moje maleństwa wreszcie zakwitły. Panie i Panowie oto Rozwar we w własnej osobie , Tadammm...
Dostaliśmy te kwiatki od mojej Mamy, jeden jest w kolorze różowym a drugi niebiesko-fioletowy. Pięknie kwitną a ich pączki wyglądają jak zrobione z papieru baloniki, które od nadmiaru powietrza w środku po prostu pękają :)
Nigdy nie miałam takich w swojej kolekcji i muszę przyznać że jestem zachwycona :))
środa, 22 sierpnia 2012
Remont w toku...
Wraz z poniedziałkiem rozpoczął się drugi rok naszego małżeństwa... Ale nie tylko. Zaczęła się też wielka demolka bo od poniedziałku w naszym mieszkaniu mamy remont... Mieszkanie wygląda jak po trzęsieniu ziemi. Wszystkie klamoty z całego mieszkania przeniesione są do sypialni gdzie już nawet szpilki nie ma gdzie wcisnąć, wszystkie podłogi w mieszkaniu pokryła szara tektura a ściany poddawane są liftingowi i botoksowi.
Dziś trzeci dzień tego szaleństwa, i chyba ostatni z tych najgorszych i najbrudniejszych. Od poniedziałku nic tylko pył z zacieranej na ścianach gładzi fruwa w powietrzu, już mam dość tego ciągłego sprzątania, które i tak nic nie daje bo unosi się w powietrzu tego tyle że co chwila osiada dosłownie na wszystkim i wdziera się w każdą najmniejszą szczelinkę. Ale od dziś będzie już tylko lepiej bo po południu zaczyna się malowanie i żadne pyły nie maja prawa się już nigdzie unosić ani osiadać. :)
Korzystając z okazji postanowiliśmy też odświeżyć te ściany które nie popękały i nie podlegają gwarancji. Skoro i tak jest wielki bałagan to po co malowanie odkładać na później. Do ścian wybraliśmy nieco inne kolory od tych które aktualnie goszczą w naszym mieszkanku.
Zamieniliśmy "zielony oliwkowy" w przedpokoju na "beżowy pled"
W sypialni natomiast zamiast "meksykańskiego chili" i ""pachnącego cynamonu" zagości kolor o wdzięcznej nazwie "stepy Bengalu"(zdjęcie dołączę później)
W małym pokoju miejsce "białej czekolady" zajmie "pustynny szlak". Jest to zamiennik koloru więc nie będzie dużej zmiany.
W salonie zapachnie kawą...
A w kuchni bananami...
Niestety zdjęcia nie oddają tego jak faktycznie wyglądają te kolory.
poniedziałek, 20 sierpnia 2012
Pierwsza rocznica ślubu...
Dziś jest 20 sierpnia, a to oznacza że to właśnie tego dnia dokładnie rok temu ja i mój Mężulek powiedzieliśmy sobie sakramentalne TAK. Kiedy dziś wspominam ten dzień, a zwłaszcza te chwile kiedy w kościele ślubowaliśmy sobie "miłość, wierność i uczciwość małżeńską" to przepełnia mnie szczęście i uczucie że mój ślub był tak bajkowy jak sobie wymarzyłam... Wchodziliśmy do kościoła przy dźwiękach pięknych skrzypiec, otoczeni byliśmy osobami które nas kochają , zawsze wspierały i wspierają, z wielką pewnością i bez zastanowienia wypowiadaliśmy słowa przysięgi no bo to przecież oczywiste że będziemy zawsze razem, mimo przeszkód i trudności których mam nadzieję nie będzie na naszej drodze. Było pięknie i jest w dalszym ciągu. Patrząc na ten rok, który już za nami mogę powiedzieć że było różnie, były wzloty i upadki, było to przysłowiowe "docieranie się" ale widzę że z każdym dniem coraz bardziej uczymy się siebie, coraz więcej dowiadujemy o sobie samych - chociaż ktoś mógłby powiedzieć że już więcej się nie da po tylu latach znajomości, coraz częściej rozumiemy się bez słów i z każdym dniem kochamy się jeszcze bardziej.
Nasze pierwsze małe święto obchodziliśmy z małym falstartem bo wczoraj (ale wczoraj była niedziela więc więcej wolnego czasu na przyjemności) i postanowiliśmy uczcić je chyba w najbardziej banalny i tradycyjny sposób jaki mógłby przyjść do głowy. Najpierw poszliśmy do kościoła a potem na wielkie lody, następnie wspólny obiadek (przygotowany razem) i oglądanie filmu w romantycznych objęciach... Było cudnie, i szczerze mówiąc to już nie pamiętam takiego dnia żebyśmy mogli go w całości poświęcić tylko dla nas. No i wreszcie się udało. I tak na koniec to życzyłabym nam aby każdy następny rok naszego małżeństwa nie był gorszy od poprzedniego i żeby przy obchodach następnej rocznicy była nas już trójka...
czwartek, 16 sierpnia 2012
PIMOMAX - cuda do włosów
W
poprzednim poście pokazałam paczkę, o której chciałabym dziś napisać
kilka słów i zaspokoić Waszą ciekawość. Tak więc zaczynamy :).
Dzięki uprzejmości firmy PILOMAX --> KLIK mam okazję przetestować wspaniałe kosmetyki do włosów.
Kiedy
dostałam paczkę od razu przystąpiłam do jej rozpakowywania gdyż moja
ciekawość była tak ogromna że nic nie było mnie w stanie powstrzymać.
Już chwilę po otwarciu paczki wydobył się z niej cudowny lekki zapach,
który rozbudził moje zmysły i jeszcze bardziej zaciekawił.
Gdy sięgnęłam ręka do środka moim oczom ukazały się te oto produkty:
Pełnowymiarowa
(250 ml) maska do włosów zniszczonych EXPRESS WAX oraz 3 saszetki z
szamponem OLAMIN WAX - szampon pielęgnacyjny - łupież tłusty.
Jeszcze
w tym samym dniu z wielkim zaciekawieniem przystąpiłam do testowania. I
po prawie trzech tygodniach używania tych produktów mogę z czystym
sumieniem powiedzieć że jestem z nich bardzo zadowolona. Dlaczego? Do
moich włosów sprawdziły się idealnie i zdecydowanie poprawił się ich
wygląd po użyciu tych produktów. Ale po kolei.
Najpierw szampon.
OLAMIN WAX
szampon pielęgnacyjny - łupież tłusty
Słowo od producenta:
"Nowoczesny szampon pielęgnacyjny polecany osobom z problemem łupieżu tłustego.
- Piroctone Olamine – ma działanie przeciwłupieżowe oraz zmniejsza nadmierne wydzielanie sebum.
- Gliceryna – nawilża i poprawia elastyczność włosów oraz skóry głowy.
- Pantenol – silnie nawilża i pogrubia włosy, przyspiesza gojenie naskórka oraz łagodzi uczucie swędzenia.
- Łagodne środki myjące – skutecznie i delikatnie oczyszczają włosy i skórę głowy.
Szampon Olamin Wax to pielęgnacja włosów i skóry głowy bez nawrotów uciążliwego problemu jakim jest łupież tłusty.
89% badanych potwierdziło jego skuteczność w walce z łupieżem.
Produkt przebadany dermatologicznie. Dostępny w opakowaniu 200ml.
Sposób stosowania:
- Niewielką ilość szamponu nanieść na wilgotne włosy i delikatnie masować do wytworzenia piany.
- Pianę pozostawić na około 3 minuty, a następnie dokładnie spłukać.
Zaleca się stosowanie szamponu 2 razy w tygodniu przez okres
minimalny - 4 tygodnie. Może być stosowany okresowo, w formie kuracji
lub zapobiegawczo."
No i teraz UWAGA , UWAGA - SKŁAD!
SKŁAD: Aqua (Water), TEA-Lauryl Sulfate, Lauryl Betaine, Cocamide
DEA, Sodium Cocoyl Glutamate, Sodium Cocoyl Rice Amino Acids, Glycerin,
Piroctone Olamine,
Panthenol (Provitamin B5), Parfum (Fragrance), Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Magnesium Nitrate, Magnesium Chloride, Linalool
Panthenol (Provitamin B5), Parfum (Fragrance), Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Magnesium Nitrate, Magnesium Chloride, Linalool
Moja opinia:
Zastanawiałam
się jakie słowo mogłoby opisać najbardziej odpowiednio ten szampon i w
zasadzie do głowy przychodzi mi tylko jedno - WSPANIAŁY. Ja zaliczam
się do grona osób zmagających się z problemem łupieżu, który ciągle
powraca więc tym bardziej cieszę się że mogłam poznać ten produkt i na
własnej skórze głowy przekonać się że zapewnienia producenta to nie są
tylko puste słowa. Szampon pięknie pachnie, zupełnie odmiennie od
większości specyfików przeciwłupieżowych jakie możemy dostać w
aptekach. Ma on wręcz idealną konsystencję, nie jest zbyt rzadki co sprawia że nie spływa z dłoni przed nałożeniem i nie jest też zbyt gęsty co ułatwia równomierne rozprowadzenie go na włosach przez co wmasowanie we włosy i skórę głowy jest
bardzo łatwe i przyjemne.
Szampon jest półprzezroczysty o lekko żółtawym zabarwieniu. Po nałożeniu całkiem dobrze się pieni a po spłukaniu ma się uczucie idealnej czystości zarówno włosów jak i skóry głowy, co jest bardzo istotne dla mnie jako dla osoby której włosy przetłuszczają się u nasady. Po myciu włosów tym szamponem przez ponad dwa tygodnie zaobserwowałam że wolniej się przetłuszczają (ponieważ są dokładnie oczyszczone z sebum), przez co dłużej wyglądają świeżo. Nie mam tez problemu z łupieżem, nie pojawia się on w ogóle i dzięki temu głowa nie swędzi. Włosy nie są już tak szorstkie w dotyku i lepiej się układają.
Szampon jest półprzezroczysty o lekko żółtawym zabarwieniu. Po nałożeniu całkiem dobrze się pieni a po spłukaniu ma się uczucie idealnej czystości zarówno włosów jak i skóry głowy, co jest bardzo istotne dla mnie jako dla osoby której włosy przetłuszczają się u nasady. Po myciu włosów tym szamponem przez ponad dwa tygodnie zaobserwowałam że wolniej się przetłuszczają (ponieważ są dokładnie oczyszczone z sebum), przez co dłużej wyglądają świeżo. Nie mam tez problemu z łupieżem, nie pojawia się on w ogóle i dzięki temu głowa nie swędzi. Włosy nie są już tak szorstkie w dotyku i lepiej się układają.
Poza tymi wszystkimi plusami jest jeszcze jeden i chyba największy i najważniejszy, a mianowicie skład produktu. Nie zawiera on w swoim składzie tak bardzo szkodliwych związków chemicznych jakimi są SLS , SLES oraz PARABENÓW* (o tym co to za substancje i jak bardzo szkodliwe są dla naszego organizmu możecie przeczytać na końcu recenzji).
Tak więc skład , działanie i zapach to zdecydowanie trzy atuty tego produktu. Mogę z czystym sumieniem polecić wszystkim osobom, które mają problem z łupieżem.
EXPRESS WAX
maska do włosów zniszczonych
Słowo od producenta:
"Innowacyjna maska stworzona by naprawić i dogłębnie wzmocnić suche, zniszczone i łamliwe włosy w zaledwie 3 minuty.
- Keratyna – wzmacnia i regeneruje uszkodzone włosy, nadaje im połysk. Tworząc film chroni włosy przed szkodliwym działaniem środków farbujących i utleniających. Korzystnie wpływa na skórę łagodząc podrażnienia.
- Ekstrakt ze skrzypu polnego – regeneruje oraz zapobiega łamliwości i rozdwajaniu się włosa.
- Pantenol – silnie nawilża i pogrubia włosy, przyspiesza gojenie naskórka oraz łagodzi uczucie swędzenia.
- Gliceryna – nawilża i poprawia elastyczność włosów oraz skóry głowy.
Ekspress Wax szybko i skutecznie pielęgnuje Twoje włosy, zapewniając
im odpowiedni poziom nawilżenia oraz chroniąc przed uszkodzeniami i
rozdwajaniem.
90% kobiet potwierdziło, że maska Express Wax dobrze spłukuje
się z włosów a ponad połowa uważa, że ma lepsze właściwości niż inne
produkty, które stosowały wcześniej.*
Produkt przebadany dermatologicznie.
Sposób stosowania:
- Umyj włosy szamponem, najlepiej Henna Wax firmy PILOMAX.
- Maskę, w ilości 10-20 ml, wmasuj w skórę głowy i włosy.
- Pozostaw maskę na 3-10 minut.
- Spłucz dokładnie maskę.
- Przed suszeniem i układaniem, możesz spryskać włosy Odżywką Ochronną Nawilżającą PILOMAX.
Stosować 2-3 razy w tygodniu do osiągnięcia widocznej poprawy, a następnie zapobiegawczo 1 raz w tygodniu."
I TO CO NAJWAŻNIEJSZE W KOSMETYKU CZYLI SKŁAD!
SKŁAD: Aqua (Water), Cetearyl Alcohol, Phenoxyethanol, Glyceryl
Stearate, PEG-100 Stearate, Cetrimonium Chloride, DMDM Hydantoin,
Hydrolyzed Keratin, Equisetum Arvense (Horsetail) Leaf Extract, Parfum
(Fragrance), Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Glycerin, Panthenol
(Provitamin B5), Ethylhexylglycerin, CI 19140
Moja opinia:
Długo szukałam odpowiedniego produktu, który doprowadziłby moje zniszczone farbowaniem włosy do porządku i wreszcie się doczekałam. Już po pierwszym użyciu maski widać było efekty. Po nałożeniu maski trzymałam ją na włosach około 10 minut (zgodnie z zaleceniami producenta już po 3-ch minutach można ją spłukać ale nie spieszyło mi się więc doczekałam do 10) i po wysuszeniu nie wierzyłam w to co widzę. Włosy wyglądały jak po zabiegu u fryzjera - lśniące, o puszeniu się i niesfornych kędziorkach nie było nawet mowy! Nie mogłam przestać patrzeć w lustro bo nie wierzyłam że maska do włosów może tyle zdziałać i to w 10 minut! Byłam zachwycona efektem, a z każdym następnym użyciem uczucie zachwytu powtarzało się. Cóż, nie ma się co dziwić, gdyż w składzie produktu jest wszystko czego włosy potrzebują, m.in. keratyna, która wzmacnia i regeneruje, ekstrakt ze skrzypu polnego zapobiegający łamaniu się i rozdwajaniu włosów a także pantenol który nawilża. No i co najważniejsze nie zawiera SLS, SLES i PARABENÓW.
Pokochałam te produkty i mam ochotę na więcej. Wiem już że będą one stale gościć w mojej łazience. Oferta firmy PILOMAX jest bogata więc na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Produkty są dostępne w aptekach ale także w internetowym sklepie --> KLIK więc jeśli masz niesforne włosy, z którymi nie możesz sobie poradzić to polecam z czystym sumieniem PILOMAX. Ja przekonałam się na własnej skórze że warto.
Używając kosmetyków zawsze warto sprawdzić co mają w swoim składzie. Kosmetyki firmy PILOMAX nie zawierają SLS, SLES oraz PARABENÓW dzięki czemu nie są szkodliwe dla naszego organizmu. Warto wybierać produkty pozbawione tych substancji, dlaczego? Odpowiedź poniżej.
* SLS- (Sodium Lauryl Sulfate) – laurylosiarczan sodu – to organiczny związek chemiczny, obecnie otrzymywany również syntetycznie. Niezależnie od źródła z jakiego pochodzi, jest to drażniący, agresywny detergent stosowany z powodzeniem w chemii gospodarczej i przemysłowej. SLS ma silne właściwości uczulające i drażniące. Jego obecność w szamponach jest przyczyną powstawania łupieżu, swędzenia skóry głowy oraz łamliwości i wypadania włosów .
SLES (Sodium Laureth Sulfate) – etoksylowany laurylosiarczan sodu to substancja pokrewna produkowana z tlenku etylenu, będąca pochodną ropy naftowej. Jest substancją wszechobecną w prawie wszystkich kosmetykach myjących. Jego obecność można poznać po ilości piany wytwarzanej przez kosmetyk, ponieważ jest to substancja silnie spieniająca.
Zarówno SLS jak i SLES wchodzące w skład kosmetyków mogą być zanieczyszczone rakotwórczym dioksanem (dioxane) o działaniu mutagennym
Moja opinia:
Podobnie jak w przypadku szamponu także maska do włosów jest strzałem w 10!
Najpierw trochę o jej właściwościach fizycznych. Jest aksamitna w dotyku , ma fajny , wyraźny zapach który przez kilka dni utrzymuje się na włosach. Jest gęsta więc pozostaje na włosach tyle ile trzeba , nie spływa. Ma kremowy kolor czego niestety nie widać na zdjęciu.
Pokochałam te produkty i mam ochotę na więcej. Wiem już że będą one stale gościć w mojej łazience. Oferta firmy PILOMAX jest bogata więc na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Produkty są dostępne w aptekach ale także w internetowym sklepie --> KLIK więc jeśli masz niesforne włosy, z którymi nie możesz sobie poradzić to polecam z czystym sumieniem PILOMAX. Ja przekonałam się na własnej skórze że warto.
Używając kosmetyków zawsze warto sprawdzić co mają w swoim składzie. Kosmetyki firmy PILOMAX nie zawierają SLS, SLES oraz PARABENÓW dzięki czemu nie są szkodliwe dla naszego organizmu. Warto wybierać produkty pozbawione tych substancji, dlaczego? Odpowiedź poniżej.
* SLS- (Sodium Lauryl Sulfate) – laurylosiarczan sodu – to organiczny związek chemiczny, obecnie otrzymywany również syntetycznie. Niezależnie od źródła z jakiego pochodzi, jest to drażniący, agresywny detergent stosowany z powodzeniem w chemii gospodarczej i przemysłowej. SLS ma silne właściwości uczulające i drażniące. Jego obecność w szamponach jest przyczyną powstawania łupieżu, swędzenia skóry głowy oraz łamliwości i wypadania włosów .
SLES (Sodium Laureth Sulfate) – etoksylowany laurylosiarczan sodu to substancja pokrewna produkowana z tlenku etylenu, będąca pochodną ropy naftowej. Jest substancją wszechobecną w prawie wszystkich kosmetykach myjących. Jego obecność można poznać po ilości piany wytwarzanej przez kosmetyk, ponieważ jest to substancja silnie spieniająca.
Zarówno SLS jak i SLES wchodzące w skład kosmetyków mogą być zanieczyszczone rakotwórczym dioksanem (dioxane) o działaniu mutagennym
Parabeny to estry (metylowy, etylowy,
propylowy, butylowy, izobutylowy i benzylowy) kwasu
p-hydroksybenzoesowego. Znane są również jako nipaginy, aseptiny,
solbrole czy nipa estry. Substancje te przyjmują postać ciała stałego –
drobnych bezbarwnych i bezzapachowych kryształków. Są to jedne z najskuteczniejszych i najczęściej stosowanych
konserwantów w tradycyjnych kosmetykach, powstrzymujące rozwój grzybów,
przede wszystkim pleśni i drożdży. Parabeny są substancjami
powszechnie występującymi w prawie wszystkich kategoriach
kosmetyków. Szczególnie dużą ich zawartość mają kremy nawilżające czy
mydła. Wolne od parabenów są jedynie pudry. Stosowanie tych substancji w
pojedynczym produkcie ogranicza się zazwyczaj do niewielkiej dawki,
niemniej jednak mają one zdolność do gromadzenia się w skórze. Im więcej więc używamy produktów pielęgnacyjnych i kosmetyków kolorowych, tym bardziej mogą być dla nas szkodliwe.
Stosowanie parabenów może spowodować uwrażliwienie skóry na
działanie czynników zewnętrznych. Należą one do najczęściej
uczulających substancji. Większą wrażliwość na ich
działanie wykazują kobiety niż mężczyźni. Odczyn alergiczny może być
szczególnie silny na skórze wystawionej na działanie promieni
słonecznych i objawia się zaczerwienieniem, pokrzywką, wypryskami i
towarzyszącemu tym podrażnieniom świądem .
Źródło: internet
poniedziałek, 13 sierpnia 2012
Nowy tydzień i... paczka
No i kolejny tydzień życia za nami... A ja już nie mogę się doczekać jutra, zaczynam nerwowo przebierać nogami i o niczym innym nie myślę jak o jutrzejszym popołudniu... Czekam z utęsknieniem i doczekać się nie mogę a to dlatego że jutro po prawie dwóch tygodniach przyjedzie do mnie (czyli w zasadzie do mojej Mamy u której jestem) mój Mężulek :) Przyjedzie i w środę wrócimy razem do Krakowa. Wreszcie razem, wreszcie blisko siebie. Rozmowy telefoniczne nie zastąpią fizycznej bliskości z drugą osobą... Ale już jutro... albo dopiero jutro będziemy razem :) Nie wiem jak wytrzymam te dwa długie dni, najprostszym sposobem jest pewnie rzucić się w wir pracy żeby nie myśleć, ale uwierzcie mi że po tych wszystkich pracach u Mamy to mam dość roboty . A i moje plecy też dość mają i protestują od kilku dni. Ale Mężuś wymasuje, posmaruje i będzie wszystko dobrze :)
A teraz coś z zupełnie innej beczki...
Jakiś czas temu dostałam paczkę, której zawartości na razie nie zdradzę , ale już niedługo rozwieję wszystkie tajemnice :)
sobota, 11 sierpnia 2012
Szepty
Dzień lenia był krótszy niż się spodziewałam... Rozpoczął się bardzo zachęcająco - cudownym nic-nie-robieniem ale po kilku godzinach już stałam przy straganie na targu kupując 10 kilogramów ogórków i 5 papryki więc potem ktoś musiał to wszystko zapakować w słoiki i przerobić na zimowe przetwory... No i oczywiście tym kimś byłam ja... Ale mimo to że tylko kilka godzin miałam laby to zdążyłam w tym czasie obejrzeć świetny film, który szczerze polecam. Zwiastun możecie zobaczyć poniżej.
Film bardzo mnie wciągnął od pierwszych minut... Określony jest przez swoich twórców jako horror ale aż tak straszny nie jest (zwłaszcza kiedy ogląda się go w dzień) więc ja określiłabym go mianem thriller.
Akcja filmu przenosi nas do Wielkiej Brytanii gdzie internacie dla chłopców z wyższych sfer zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Pewnego dnia w tajemniczych okolicznościach umiera jeden z chłopców. uczniowie zaczynają opowiadać przerażające historie o pojawiającym się duchu. W związku z tym do szkoły zostaje wezwana Florance Cathcart (Rebecca Hall), która zajmuje się demaskowaniem fałszywych spiryrtstów. Według niej życie pozagrobowe nie istnieje. Zaczyna przeprowadzać różnego rodzaju testy mające na celu wykluczenie obecności ducha w internacie lecz wszystko zaczyna jej się wymykać spod kontroli... Późniejsze wydarzenia zaskakują nie tylko Florance ale także i widza...
Według mnie na prawdę dobry film, ja lubię wszelkiego rodzaju thrillery więc dla mnie film idealny :)
czwartek, 9 sierpnia 2012
Dzień lenia :)
Podobno ruch to zdrowie ... Ale mnie już od tego ruchu boli kręgosłup... Ciągłe schylanie i podnoszenie różnych rzeczy nie wpływa na mnie pozytywnie, a i spanie na twardym łóżku też nie należy jak dla mnie do najprzyjemniejszych czynności więc 1+2 = ból pleców.... W związku z powyższym dziś mam dzień lenia :)) I wreszcie mogę sobie posurfować po sieci, poczytać blogi(bo tak nawiasem mówiąc to mam mega zaległości) i umilić sobie to wszystko masłem orzechowym na herbatnikach pełnoziarnistych - pycha :)
Plan jest taki, żeby dziś poczytać (bo Dziecioodporna mimo że wciągająca to czasu na czytanie jak na lekarstwo) , zjeść lody z bitą śmietaną (no bo to najlepsze lekarstwo na wszystko) i nie myśleć o remoncie... :) Ach... jak to wspaniale brzmi... :)) No to do dzieła :)
poniedziałek, 6 sierpnia 2012
Upragnione placki ziemniaczane :)
Nieznośny upał wszystko utrudnia, zakupy, pracę, remont, nawet spacery... Ale w jednym nie dał rady nam przeszkodzić... W robieniu placków ziemniaczanych :)) A ściślej mówiąc raczej placuszków bo zrobiliśmy je w rozmiarze XXS :) Oczywiście z pieczarkami :))
A na jutrzejszy obiad pomysłu nie mam... Może coś z makaronu ? Albo z kurczaka ? Albo z kurczaka i makaronu? Hmmm... Oj , muszę się dobrze zastanowić :) Może jakieś podpowiedzi? :)
Remont u Mamy idzie pełną parą więc powinno być to coś pożywnego i dodającego energii...
Mój stęskniony Mąż dzwoni codziennie po 2-3 razy, tęsknimy za sobą okrutnie ale jeszcze kilka dni rozłąki musimy wytrzymać. Przy najmniej do końca tygodnia.
A jutro od rana znów praca fizyczna w upale...ech... mus to mus ...
piątek, 3 sierpnia 2012
Piątek
Dotrwaliśmy do piątku... "Piątek tygodnia koniec i początek " jak to śpiewali w jednej z piosenek. A mój dzień zaczął się dzisiaj od czułego pożegnania z Mężulkiem. Jeszcze dobrze nie wyjechałam a już tęsknię za tym Draniem :) Teraz jestem już po pożywnym śniadanku z cudowną kawusią którą obiecuję sobie ograniczyć wreszcie... Ale jak tu ograniczać skoro ona taka dobra :)
Zaraz wrzucę do plecaka resztę kosmetyków które jeszcze się gdzieś zawieruszyły, zrobię lekki makijaż, wskoczę w jakieś wygodne ciuchy... AHA! No najważniejsze! Muszę podlać kwiatki bo przecież Mężulek to o nich na pewno przez tydzień zapomni! :) Potem sandały na nogi , SADE w MP3 już siedzi i w drogę do Mamy :)
czwartek, 2 sierpnia 2012
Czwartek
Na dziś nie mam większych planów poza sprzątaniem i pakowaniem gdyż wybieram się na kilka lub kilkanaście dni do Mamy. Mężulek zostaje niestety, obowiązki zawodowe mu nie pozwalają na wyjazd ale mam nadzieję że we wrześniu nadrobimy zaległości i pojedziemy gdzieś razem... :)
Mam w planach zabrać ze sobą jakieś książki do czytania, a że na mojej szafce nocnej uzbierała się pokaźna kupka ciężko mi się zdecydować ...
Wezmę maxymalnie dwie , bo u Mamy nie będzie za dużo czasu na leniuchowanie z książką zwłaszcza że mam pomagać jej w remoncie :) Tak więc może wieczorami znajdę chwilkę na kilka stron lektury. Na pewno pojedzie ze mną "Dziecioodporna" Emily Griffin, już ją zaczęłam czytać i wciągnęła mnie od pierwszych stron... Co do drugiej ...hmmm... może Tess Gerritsen? Nie czytałam jeszcze żadnej jej książki więc chyba to będzie ten wybór.
Pakować się będę pewnie na raty - najpierw rzucę w jedno miejsce rzeczy które chcę zabrać a potem będę robiła do tej "kupy gratów" podchody i selekcję - przyda się , nie przyda się... a może się jednak przyda... ok, no to do torby :) Ech...my kobiety mamy zawsze ciężkie walizki , a mój M. pojechałby tak jak stoi z gaciami na zmianę w ręce... Czasem też bym tak chciała , ale jakoś nie potrafię... ech...
Na drogę oczywiście Sade i jej wspaniałe piosenki ... Nie ma to jak jechać sobie szybko i słuchać ulubionych kawałków....
środa, 1 sierpnia 2012
Środa
Mój dzisiejszy dzień na wysokich obrotach ale bardzo przyjemny, ciepły, słoneczny i co najważniejsze owocny w różne przyjemności :) Po pierwsze udało mi się oddać telefon, który niezbyt dobrze działał i dosłownie na styk wyrobiłam się z terminem 14 dni na oddanie :) Super! Po drugie kupiłam mężowi super koszulkę polo (uwielbiam go w polówkach) przeceniona z 250 zł na 30 zł (zresztą kto kupuje koszulki za 250 zł??) a sobie buty , też z przeceny (no bo w sumie to wyprzedaże się już jakiś czas temu zaczęły) za jedyne 49 zł :)) Na nas dwoje niecała stówka na zakupy - rewelacja! :)) A po trzecie pojechaliśmy wreszcie zamówić kanapę do pokoju który ciągle stoi pusty ... Stwierdziliśmy że nie może tak dalej być i dziś zamówiliśmy pierwszy mebel - rozkładaną kanapę w kolorach waniliowym i czekoladowym. Wreszcie nasi goście będą się mogli porządnie wysypiać :)) A po czwarte gotujemy leczo :)) Na dwa garnki , żeby na dłużej starczyło :)) Nie ma to jak wspólne gotowanie :) W takich chwilach czuję że jestem na prawdę szczęśliwa... :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)