tłumaczenie: Jan Hensel
tytuł oryginału: A Wicked Snow
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: 21 lutego 2013
ISBN: 9788378394556
liczba stron: 464
Bo Amerykanie też dobre kryminały piszą
Gregg Olsen – dziennikarz, autor bestsellerowych kryminałów. Urodzony w Seattle, mieszka w stanie Waszyngton wraz z żoną i córkami.
Tak zareklamowała mi autora okładka
książki, z którą ostatnio spędzałam czas, a wcześniej skusiła mnie swoim dość
tajemniczym opisem fabuły – „Wszędzie śnieg”. Do tego ta nutka niepewności i
ciekawości – czy autor udowodni, że nie tylko Skandynawowie potrafią pisać
dobre kryminały? Pokaże, że Amerykanie też mają do tego smykałkę?
Zanim się na ten temat wypowiem,
kilka słów o fabule oczywiście. Dzieciństwo Hannah nie było łatwe. Z sielanką
wiele wspólnego ono nie miało… Najpierw zmarł jej ojciec. Została jej co prawda
matka, ale czy zawsze należała do grona tych wzorowych? Tego raczej o niej
powiedzieć nie można… Jednak to, co najgorsze w życiu Hannah i jej matki,
dopiero miało nadejść. Pewnego dnia wydarza się ogromna tragedia – pożar trawi cały
dom i pozostawia po sobie jedynie spalone zwłoki mieszkańców. Tylko małej Hannah
udaje się przeżyć… Mijają lata, bohaterka z małej dziewczynki przeradza się w
dojrzałą kobietę, pracuje w laboratorium kryminalistycznym i ma kochającego
męża oraz córkę. Mimo że przeszłość nigdy nie została wyparta z jej świadomości
na dobre, bo pamięć w takich przypadkach rzadko zawodzi (mimo że czasem by się
tego chciało), to kobiecie udaje się prowadzić normalne i ustabilizowane życie.
Jak się okazuje – do czasu… Przeszłość znów przypomina o sobie, gdy Hannah
dostaje wiadomość o telefonie od kobiety, która przedstawiła się jako jej
zmarła przed dwudziestoma laty matka.
Stosunkowo spokojne życie
bohaterki legło w gruzach. Już nic od momentu tego tajemniczego telefonu nie
było takie, jak do tej pory. Mało tego, to, co dla Hannah wydawało się pewne, okazało
się fałszem, którego korzenie sięgały dalej, niż można było to sobie wyobrazić.
I tu los bohaterki wyzwala w czytelniku dużą dawkę współczucia… Jak bardzo było
mi żal Hannah, dowie się tylko ten, kto sam sięgnie po „Wszędzie śnieg” Olsena.
Choć to kryminał z krwi i kości, nie można mu odmówić emocjonalności – tak,
dobrze wnioskujecie – mamy tu także wątek obyczajowy. A idąc dalej tropem
emocji, trudno byłoby nie dostrzec w powieści psychologicznych aspektów fabuły.
Do tego śmiało można też mówić tu o thrillerze. Wybuchowa mieszanka?
Niekoniecznie: moim zdaniem doskonale wyważona.
Jak z tempem akcji? Nie jest
zawrotne i nie przyprawia nas o szybsze bicie serca – dla niektórych może być
to wada książki, dla mnie jest to zdecydowanie plus, bo pomaga w stuprocentowym
wczuciu się w jej klimat.
Jeśli chodzi o styl i język, to
autor nie cacka się z czytelnikiem. Nie, nie! Nie ma tu natłoku wulgaryzmów –
nie o to chodzi. Mam na myśli np. taki cytat (celowo usunęłam z niego
personalia bohatera):
Pech w życiu (…) zaczął się w dniu, kiedy urodził się z rozszczepieniem podniebienia a matka, zamiast przytulić synka do piersi, zwymiotowała na jego widok.[1]
Prawda, że urocze? Dalej mamy
jeszcze „chrupką skórkę”, czyli spaloną skórę twarzy, i „porcelanową
szamaczkę”, która jest… No właśnie, zgadnijcie czym? Taka mała zagadka na
koniec.
Książka Olsena jako całość wypada
bardzo dobrze w moich oczach. Jest to naprawdę ciekawie i dobrze opowiedziana
historia, która zapada w pamięć i nie ginie w gąszczu innych przeczytanych
kryminałów.
Zastanawiałam się na początku,
czy autor może się mierzyć ze skandynawskimi pisarzami. Otóż, nie tyle może, co
od niektórych jest znacznie lepszy. Ma talent, ma potencjał i dryg do pisania
kryminalnych opowieści. Polecam!
Ocena: 5/6
Oficjalna recenzja dla portalu Lubimy Czytać: http://lubimyczytac.pl/oficjalne-recenzje-ksiazek/2603/bo-amerykanie-tez-dobre-kryminaly-pisza