Witam siebie na polanie myśli!
Ostatnio te myśli nie są zbyt zuchwałe i odkrywcze.
Wylegują się nieruchomo na łączce i widzą ciągle te same ździebełka traw. Ot, życie toczy się ścieżynkami mocno utartymi, tak utartymi, że można się poślizgnąć i wyrżnąć. Zresztą, ja ciągle padam na beton rutyny, otrzepuje z pyłku i wstaję. Niby nauczyłam się wstawać, ale cóż z tego, gdy na potylicy powiększa się guz wszystkomijedności i to, e e, to nie jest fajne drodzy Państwo! Blogowi nie zamierzam fundować nirwany i wysyłać w niebyt. Choć wątpię, by ktoś oprócz mnie jeszcze tu zaglądał. To taka moja pocztówka w kosmos. Ma w sobie słodki, metafizyczny ciężar nostalgii, bo przecież wszystko tu rodziło się ze mnie. Czytam co jakiś czas i uświadamiam, że kurde, fajna jestem, i ciekawa, i że taki potencjał się marnuje, no żal... ;)
Zastanawiałam się ostatnio co z moją weną i somnambulizmem prawej półkuli. Szczytowej formy nigdy chyba nie osiągnęła (półkula), a wena ostatnio ciągle śpi.
W sumie nie chodzi by ją wybudzać, potrząsać, karmić na siłę i wciskać w wydumane ciuszki. Ona ma się ubierać po swojemu, ba, ma latać na golasa i być autentyczna.
Oj, takiej weny to ja dawno nie widziałam.
Ale powtarzać mi wolno, jak zdarta płyta, że nowy rok nowa Ja ;P
Komentarze
Prześlij komentarz