Translate

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 8 lutego 2015

10 WAŻNYCH KSIĄŻEK



Na FB od jakiegoś czasu pojawia się zabawa polegająca na tym, by wskazać 10 ważnych książek. Ważnych dla siebie, dla swojego rozwoju, dla przyjemności… 

Był to dla mnie niezwykle trudny wybór. Wiele tytułów odrzuciłam z bólem serca. Trochę oszukałam, bo spisałam 10 punktów, a książek jest więcej.

A więc lecimy: 

1.      Marian Falski, „Elementarz” – na tej książce nauczyłam się czytać i pisać. W wieku 6 lat. A jak rok później poszłam do szkoły, to się strasznie nudziłam w pierwszej klasie i czytałam pod ławką ukradkiem inne książeczki.
2.     Edith Nesbit, „Historia amuletu” i Pamela L. Travers „Mary Poppins” – dzięki tym powieściom dla dzieci wcześnie dowiedziałam się, że możliwe jest przejście z naszego świata w świat fantazji, tylko trzeba w to mocno wierzyć. Piaskoludek i Mary Poppins pomagają w takich wędrówkach nie tylko dzieciom.  
3.       „Stary Testament” (wersja dla dzieci) z ilustracjami Gustava Dore – czytałam to zawsze jak byłam chora w dzieciństwie, dzięki temu dobrze i na wyrywki poznałam początki historii Żydów. Orientuję się, kto kogo rodził, kto kogo zabił, kto z kim spał, kto komu poderwał żonę, kim byli sodomici, kogo połknęła wielka ryba i tak dalej.    
4.      Jan Parandowski, „Mitologia” – czytane wielokrotnie, imiona bogów greckich wbiły się w moją pamięć bardziej niż imiona katolickich świętych.
5.      Victor Hugo, „Człowiek śmiechu” i „Nędznicy” – z powodu tych romantycznych powieści zostałam w młodości lewakiem. Na szczęście ta podszyta Marksem choroba częściowo przeszła mi z wiekiem. Niemniej nadal cierpię na kompleks pochylania się nad każdym kulawym kaczątkiem, które znajdzie się w promieniu mego wzroku. Moje uporczywe „pomagactwo” bliźnim i rozdawanie wszystkiego, co jest mi zbędne, to z pewnością spadek po panu Hugo!
6.      Alexander Dumas, „Trzej muszkieterowie”, „Hrabia Monte Christo” – totalny odlot w stronę przygody, te fabuły działają jak narkotyk! Czytane wielokrotnie, zwykle w czasie różnych gryp i przeziębień. Gorączka, napar z lipy na poty, mleko, czosnek, cytryna, polopiryna, witamina C i powieść płaszcza i szpady to jest to!
7.      Charles Dickens, „Klub Pickwicka”, „Oliwer Twist”, „Samotnia”, "Wielkie nadzieje", "David Copperfield" – dzięki tym książkom pokochałam wesołą, starą Anglię z jej kominkami, herbatą, puddingiem, brytyjską arystokracją i plebsem, całowaniem się pod jemiołą, tudzież innymi rzeczami, których już nie ma… No i niestety, Dickens także zaraził mnie lewackim wirusem.
8.      Henryk Sienkiewicz, „W pustyni i w puszczy”, „Trylogia” – Sienkiewicz ukształtował mnie jako Polkę, a poza tym jego opowieści są po prostu magnetyczne, oderwać się od nich nie można. No i ta przepiękna polszczyzna! Czytane zwykle w czasie przeziębienia, na zmianę z Dumasem.
9.       Adam Mickiewicz, „Pan Tadeusz” – czytałam to zawsze jak opowieść o moich własnych ukochanych przodkach. Ta zadzierzysta, dzielna szlachta polska - to jest moja rodzina! Po raz pierwszy połknęłam „Pana Tadeusza” na wakacjach po 6. klasie, zagryzając ptasim mleczkiem, bo akurat dostałam w prezencie duże pudełko (ptasie mleczko było rzadkim dobrem w czasach PRL-u). Tak więc "Pan Tadeusz" ma dla mnie smak ptasiego mleczka. Waniliowego.
10.   Margaret Michell, „Przeminęło z wiatrem” – ta opowieść ukształtowała mnie jako kobietę, zawsze chciałam być jak Scarlett O’Hara. Do dzisiaj w razie kłopotów mówię sobie „pomyślę o tym jutro” i idę dalej do przodu jak taran. No i ten wieczny dylemat kobiecy, jaki ma być ideał mężczyzny: romantyczny Ashley czy seksowny Rett? Jeden na męża, jeden na kochanka? Tak byłoby najlepiej, prawda?