366.TU NIE MA CO GADAĆ...
CHOTOMSKA, WAWIŁOW,
KERN, PRZEWOŹNIAK, TUWIM, BRZECHWA, FREDRO, KONOPNICKA, FRĄCZEK
„CHICHOTNIK CZYLI
KSIĘGA ŚMIECHU I UŚMIECHU”
WIERSZE ZEBRAŁA
BARBARA GAWRYLUK
WYDAWNICTWO
LITERACKIE, KRAKÓW 2016
ILUSTROWAŁA
ELŻBIETA WASIUCZYŃSKA
Jestem z tych, co
słuchając piosenki, wyłapują tekst i nie potrafią się nią
zachwycić, jeśli nie jest dobry. Jestem z tych, co zachwycają się
melodyką słowa. Z tych co na słowo wyczuleni. Z tych co czytają
etykiety, i napisy na murach, i reklamy w środkach komunikacji
miejskiej, tylko dlatego, że przed oczami stanęły litery. Z tych,
co od czasu do czasu lubią sobie w głowie przegadać alfabet
(sprawdzić, czy aby na pewno wszystkie litery na swoim miejscu). Z
tych, co czytają bezwiednie, mimochodem, bez udziału woli. Są
litery – znaczy, że muszą być przeczytane. I kto to zrobi, jak
nie ja?
Ale tym razem
zaskakuję sama siebie.
Bo nie mam zielonego
pojęcia!
Absolutnie nie wiem!
Wzruszam ramionami.
Zastanawiam się i głowię. Nie dowierzam sama sobie. Sprawdzam
jeszcze, upewniam się, ale nie, to fakt.
Nie wiem o czym jest
ta książka! No jedynie to, co na okładce, że Chotomska, że
Wawiłow, że Fredro, że inni… A tylna okładka potwierdza -
„oscarowa lista twórców wierszy dla dzieci” i dopowiada, że to
mają być wiersze do rozśmieszania. Tytuł też by to sugerował…
I to tyle, jeśli chodzi o słowo. Dalej jest biel nieprzebyta,
niezgłębiona… Biel kartki, z którą można – jak się okazuje
– zrobić wszystko. I jeszcze klej jest. I nożyczki. I od czasu do
czasu jakiś kolor, jakiś sznurka kawałek, jakaś wyrwa w gazecie
codziennej (ach, jakiż wdzięczny jest papier gazetowy!) i czekolada
z całymi orzechami. Z szybką. Najlepsza. Karton, bibuła, pergamin,
tektura, papiery kolorowe… Dalej jest już tylko Elżbieta
Wasiuczyńska! Zapomniało mi się słowo, dźwięk żaden z ust mi
się nie wydobył, zastygłam. Oniemiała. „Dizajnerskie wydarzenie
roku” czytałam gdzieś. Nie przesadzili! To, co stworzyła w tej
niepozornej książce ilustratorka, to ja przed tym upadam na kolana.
I jeszcze chcę to wziąć do ręki, mimo że rozsądek podpowiada,
że to płaskie, że papier zaledwie. Ależ mi Wasiusczyńska
oszukuje percepcję! Wiesza sobie bobra na sznurku, a ja myślę, że
mi z książki wypadnie, jak się puści tego sznurka. Kornika i mola
wpuszcza do książki, a ja w obawie, że mi zjedzą strony. Stawia
domek pani z Medyki na jednej ze stron (51), a ja chcę wysuwać
szuflady komódki i książki jej z półki zdejmować. Otwiera jeżom
sklep ze szczotkami, a ja rękę wyciągam, żeby się uczesać…
Cuda, powiadam,
cuda!
No może nie całość
to zasługa samej ilustratorki – muszę tu docenić opracowanie
graficzne Doroty Nowackiej – drugi cymesik! Czcionka, układ na
stronie, skład – wszystko na najwyższym poziomie.
Tekst w tej książce
zauważam o tyle, że widzę, jak dał pole do popisu dla
ilustratorki, jak pozwolił jej bawić się obrazem, jak go
dopieściła, dopełniła, dookreśliła.
Czy więc przerost
formy na treścią? Absolutnie! Tryumf formy – z tym zgodzić się
mogę! Treść – rzuciłam okiem na listę nazwisk – sama się
czyta, nie trzeba sprawdzać jakości! Więc jak już wyjdę z
zachwytu nad wizualną stroną „Chichotnika” (przewiduję to
mniej więcej na rok 2037), gdy już wróci mi głos, co przytłoczony
ciężarem zachwytu tchu załapać nie może, to jest szansa, że
wtedy powiem coś na temat „o czym jest ta książka”... Na razie
musi wystarczyć: cieniutkie i piskliwe hi, hi, hi, trochę
zawadiackie he, he, he, tubalne hu, hu, hu, ledwo słyszalne hy, hy,
hy, mikołajowe ho, ho, ho i donośne, z głębi serca i trzewi cha,
cha, cha.
Tu nie ma co gadać,
tu trzeba się śmiać!
świetna książka :)) oczywiście nie mam i oczywiście mnie zaciekawiłaś :))) a że pośmiać się jeszcze można, pochichotać – no trzeba zajrzeć po prostu! :)
OdpowiedzUsuńBywam na blogu Wasiuczyńskiej, więc wiedziałam, że to cudo ma się ukazać.
OdpowiedzUsuńI kupiłam, gdy tylko się ukazało!
I mam!
Czeka na mikołajki, żeby córkę ucieszyć, no i mnie przy okazji, i mnie ;-))))
Bawiłam się jak mysz w hurtowni sera- to superowe teksty są.
OdpowiedzUsuń