Autor: Jan
B. Bełkowski
Tytuł: Krew
pod kamieniem
Data premiery: 20.11.2024
Wydawnictwo: LeTra
Liczba stron: 392
Gatunek: komedia
kryminalna
“Krew pod kamieniem” jest zarówno debiutem
literackim Jana B. Bełkowskiego, jak i przyjemnym powiewem świeżości na rynku
komedii kryminalnej. Sam autor w notce biograficznej zdradza swoje zamiłowania
do historii i Monty Pythona, co faktycznie ma odzwierciedlenie w jego powieści.
Ponadto widać, że z polskim rynkiem kryminalnym jest za pan brat - kiedy tylko
jest ku temu okazja, w tekście przewijają się znane polskie powieści kryminalne
i ich autorzy, co jest naprawdę miłym akcentem.
Poza debiutowaniem na rynku książki, autor tak
na co dzień pracuje w branży public relations, choć z wykształcenia jest
socjologiem. Mieszka w Warszawie, ale Toruń, w którym toczy się akcja powieści,
też swego czasu odgrywał w jego życiu ważną rolę…
Lato, Warszawa. Komisarz Jakub Laskowski z
dwudziestoletnim policyjnym stażem, podwójny rozwodnik i fan słodkości zostaje
wezwany do swojego przełożonego. Ten informuje go, że już dnia kolejnego jedzie
na delegację do Torunia, by przyjrzeć się tam pewnej sprawie - rok temu został
zamordowany dyrektor Gotyckiego Muzeum Regionalnego, jednak do teraz zagadka
jego śmierci nie została rozwiązana, a żona zamordowanego nie ustaje w
wysiłkach i nęka policję o przeprowadzenie rzetelnego śledztwa… Jednak to nie
koniec niespodzianek - będzie mu towarzyszyć nowa krew komendy - Aleksandra
Bereszyn, która jest naprawdę dobrze zapowiadającą się śledczą, jednak brakuje
jej doświadczenia. Co zrobić, polecenie przełożonego trzeba wykonać… Na miejscu
śledczy szybko odnajdują pewne zdjęcie, które naprowadza ich na trop wykopalisk
archeologicznych sprzed trzydziestu lat. Czy to możliwe, by po takim czasie
przeszłość zebrała żniwo?
Książka rozpisana jest na 46 nienumerowanych,
ale za to tytułowanych rozdziałów liczących kilka-kilkanaście stron każdy.
Akcja toczy się głównie w czasach współczesnych podczas śledztwa, choć trafia
się też kilka rozdziałów-retrospekcji: z początku cofamy się aż do końcówki
wojny, później przenosimy się w końcówkę lat 80-tych, by ostatecznie dojść też
do wydarzeń sprzed roku. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu
przeszłego, narrator jest wszechwiedzący i głównie podąża za komisarzem
Laskowskim, choć i od tego są wyjątki. Styl powieści jest naprawdę dobry,
dopracowany. Dialogi płyną gładko, opisy podobnie, nie ma się tak naprawdę do
czego doczepić. Język jest codzienny, raczej bez przekleństw, a jeśli już coś
się pojawia, to w humorystycznym tonie. No właśnie, bo humor to jeden z
największych plusów tej powieści. Jest on mocno widoczny w warstwie
współczesnej, retrospekcje pisane są raczej na poważnie. Nie bez powodu we
wstępie wspomniałam o Monty Pythonie - mam wrażenie, że humor w tej powieści
jest podobny. Zawarty jest on w sumie we wszystkim: w postaciach, warstwie
językowej, w sytuacjach, często bywa on na granicy śmieszności - po jej
przekroczeniu żarty mogłyby okazać się niesmaczne, jednak granica nigdy nie
zostaje przekroczona, przez co książka zapewnia salwy śmiechu i zero
zniesmaczenia. To naprawdę duży wyczyn tym bardziej w sytuacji, gdy mówimy o
debiucie - humor ten nie jest bezpieczny, jest odważny, wyśmiewa wiele cech,
historyjek, afer, które faktycznie znamy z życia prawdziwego.
“- Coś jest w środku.- Tyle już mieliśmy niespodzianek, że nie zdziwię się, jeśli jest tak sporządzona przez Judasza lista zakupów na Ostatnią Wieczerzę.”
We wstępie wspomniałam też o wątku
historycznym, który zarazem dodaje powieści nuty sensacyjne i to na nim oparta
jest intryga kryminalna. Przede wszystkim muszę podkreślić, że jest to odważny
zabieg pod względem fabularnym - w komediach kryminalnych nieczęsto pojawiają
się tego typu wątki, miks historyczno-sensacyjny dużo częściej pisany jest na
poważnie. Może dzięki temu w tym wypadku tak się to sprawdza - przez to, że to
coś innego, od tego do czego jesteśmy przyzwyczajeni? Historyczne niuanse,
oczywiście prócz retrospekcji, przekazywane są poprzez dialogi, które choć
momentami dają wrażenie dłuższych wywodów, to jednak prowadzone są ciekawie,
nie tracą uwagi i zaciekawienia czytelnika. Sama intryga kryminalna prowadzona
jest tempem umiarkowanym, jeśli tak się zastanowić to trochę się w tej książce
faktycznie dzieje, ale humor dość ten dynamizm łagodzi, co w żadnym wypadku nie
stanowi minusa powieści - w końcu jest miejsce i na kryminał, i na komedię. Co
do budowy zagadki ma ona jeden słaby, nie do końca realny punkt, a związany
jest z samym tytułem powieści… To jednak tylko jeden minus w całej tej
historii, która jak na debiut usnuta jest naprawdę bardzo skrupulatnie,
solidnie przyciąga uwagę czytelnika.
“- Jakoś nie miałam wrażenia, że atmosfera była napięta. Właśnie się zażerałeś ciastem i popijałeś domowym sokiem.- To się nazywa robota operacyjna. Nie uczyli cię tego?”
Najlepsze zostawiłam na koniec - postacie
powieści, a szczególnie kreacja Jakuba Laskowskiego zwanego Laską! Z jednej
strony introwertyk mocno przywiązany do swojej rutyny, z drugiej bajkopisarz,
którzy każdą napotkaną osobę “wkręca”. Jego pomysły na zagajenie, na
poprowadzenie rozmowy, sposoby na wyciągnięcie od świadków tego, co chce,
wywołują salwy śmiechu kończące się bólem brzucha! Miłość do jedzenia, a
szczególnie słodkości tylko pogłębiła moją sympatię - jakże ją rozumiem! Jest
to kreacja przemyślana, komediowa, ale wiarygodna, przez co czytelnik szybko
się do niej przywiązuje.
“- Zawsze taki byłeś?- Jestem taki, odkąd koledzy mnie lekko poddusili na koloniach w czwartej klasie podstawówki.”
Oczywiście Laska nie działa solo - towarzyszy
mu Aleksandra Bereszyn. Nie jest ona tak wyrazista jak jej towarzysz, ale jak
na potrzeby powieści wystarczająca. Dosyć tajemnicza, z niejasną przeszłością,
którą dopiero musimy odkryć, odważna i równocześnie wierząca w doświadczenie
Laska, a z drugiej strony nie bojąca się z nim dyskutować. Razem tworzą
naprawdę zgrany duet.
“(...) zdążyła się już przyzwyczaić do tego, że praca z komisarzem regulowana jest rytmem jego potrzeb metabolicznych.”
Komedie kryminalne to naprawdę trudny gatunek
- trzeba zbudować nie tylko solidną, poważną intrygę kryminalną, ale i
przedstawić ją w sposób komediowym, ze smakiem, bez przekraczania jego granic,
dlatego też moje grono autorów, których twórczość w tym gatunku lubię i cenię
nie jest za szerokie. A jednak - wygląda na to, że Jan B. Bełkowski się do
niego przebił! Zarówno poczucie humoru lekko ironiczne, lekko sarkastyczne, ale
co najważniejsze - odważne!, jak i ta świeża sensacyjno-historyczna nutka
naprawdę wzbudziły mój entuzjazm. W tej książce po prostu czuć, że autor ma
doświadczenie w posługiwaniu się słowem pisanym, czuć, że bardzo dobrze zna
rynek polskich powieści, szczególnie tych kryminalnych oraz po prostu - ma
świetne poczucie humoru. Oczywiście książka to debiut i w pewnych momentach to
widać, ale błędy są naprawdę minimalne, przez co ogólne wrażenie z lektury jest
naprawdę mocno pozytywne. Z niecierpliwością czekam na drugą książkę autora!
Moja ocena: 7,5/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem LeTra.
Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej)
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!