Pokazywanie postów oznaczonych etykietą EneDueRabe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą EneDueRabe. Pokaż wszystkie posty

24.07.2015

Włosy mamy

"Czekać i czekać,
bo oswajanie włosów i myśli trwa długo.
Bo uciszanie wiatru w dzikich włosach trwa długo,
uciszanie szalejącego sztormu,
uciszanie złych i smutnych krzaków."

Trzeszczenie. Trzepotanie. Ale teraz trzeszczenie, bo Mama skrywa się w swoich włosach i włosy Mamy plączą się w supły i w wiry. A włosy Mamy to jej myśli. Emma nie rozumie, dlaczego czasem porywa je lekki wiatr i wpada w nie słońce, a czasem kłębią się jak dzikie, gdy jej Mama płacze. A gdy Mama płacze, i gdy jej włosy są nie do okiełznania, Emma wchodzi pomiędzy nie, chce je uczesać, wygładzić, rozprostować, choć przecież się boi, bo jest tam zupełnie sama. W tym miejscu nie ma już Mamy. Ale w tym miejscu pojawia się pan, który ma duże grabie i próbuje pomóc. "Każe odejść wiatrom i odlecieć ptakom, a lisom uciec. Uwalnia wszystko, co było schwytane we włosach". I Mama Emmy znów ma tańczące włosy. Proste myśli. Myśli bez legowisk i gniazd czarnych wron.

Jeszcze niedawno pisałam o przemocy w rodzinie w Złym Panu autorstwa Gro Dahle i Sveina Nyhusa. Teraz ten sam norweski duet pojawia się z kolejnym trudnym tematem. Włosy mamy to studium depresji. Problemu, który dotyka nie tylko pojedyncze osoby, ale wpływa również na ich otoczenie; najczęściej na dzieci, które rozumieją ze wszystkiego jakby najmniej. We Włosach mamy problem ten ubrany jest w ładną i łatwą do rozwikłania metaforę, choć pewnie bardziej zrozumiałą dla dorosłego odbiorcy. Tym razem książka Gro i Sveina tak nie przeraża. Jest jaśniejsza i łagodniejsza niż Zły Pan, choć wciąż silnie poruszająca; zwłaszcza poprzez te swoje porównania, mocne słowa (supły, wiry, krzaki) i niepokojące detale (legowiska wron). Na czytelnika oddziałują również liczne powtórzenia, które wzmacniają ogólny efekt oraz potęgują klimat tego, co chcieli przekazać autorzy. "Jak najdalej od supłów, jak najdalej od kudłów. Teraz można oddychać. Teraz można myśleć, można żyć". Uwagę zwraca także strona wizualna Włosów mamy. Panuje tu jednolita, przemyślana kolorystyka. Włosy Mamy są jasne, złociste, więc i takie jest tło. Taka jest jej córeczka i wszystko wokół. Kreski są naprawdę piękne, i choć ostre i kanciaste, wydają się o wiele bezpieczniejsze niż te ze Złego Pana. Poza tym w Złym Panu dominowały groźne uwypuklenia kolorów. Tutaj ta jednolitość trochę uspokaja. Wróży coś dobrego, daje nadzieję. Warto również zwrócić uwagę, że te dwie książeczki są celowo podzielone na płcie. Tutaj mamy matkę z córką, tam na pierwszym planie był ojciec i syn. Dwa trudne tematy; oba do rozwiązania. We Włosach mamy pojawia się pan z grabiami (psycholog? przyjaciel?). Jego pomoc wydaje się zdecydowana i kojąca. Nie pozwala on długo martwić się Emmie, ale też nie daje jej szansy, aby bezpośrednio pomogła Mamie. Udział Emmy w ratowaniu Mamy polega na jej uczestniczeniu w maminych smutkach (wchodzi między włosy). W Złym Panu Boj był odsuwany od ojca, wychodził z domu, aby poradzić sobie z własnym strachem i niezrozumiałymi emocjami. Jednak obie książki są równie wyraziste i bardzo silnie oddziałują na czytelnika.  

Przy tym Włosy mamy są piękne. Bolesne, niepokojące, ale piękne. Zarówno świetliste, jak i mroczne. Bardzo, bardzo polecam.
    








Wg mojej skali 4,5/5

Włosy mamy
Gro Dahle, il. Svein Nyhus
Wydawnictwo EneDueRabe
Rok wyd. 2010
s. 30



Książka przeczytana w ramach wyzwań:
104 KSIĄŻKI
(47)

9.07.2015

Zły Pan

"– Nie gniewam się – powtarza Tata.
Ale za głosem Taty są zamknięte drzwi. 
A za tymi drzwiami znajduje się ciemna piwnica.
A w tej piwnicy na samym dole jest coś, co się czai.
Zgarbione plecy. Postronek czarnego mięśnia. Szyja."

"To Zły Pan wychodzi po kręgosłupie Taty". Dlatego Boj kurczy się, chowa w swoim brzuszku, nie rozumie, czemu jego Tata przybiera czasem tak straszną postać. Bo wtedy Boj musi się kryć. Musi zostawać w swoim zamkniętym, strzeżonym przez Mamę, pokoju. Zły Pan-Tata płonie, cały dom płonie od jego złości. Gdy ta złość przechodzi, Mama ratuje Tatę bandażami. Ratuje małego Tatę, Tatusiątko, który "przecieka przez wszystkie szczeliny". Boj chciałby przytulić go teraz, ale boi się, bo przecież tam, w głowie Taty, w środku jego ciemności, czyha Zły Pan gotów w każdej chwili wyleźć. To takie trudne. Boj chce wyjść z tego domu, otworzyć "drzwi za drzwiami w drzwiach", wydostać się i powiedzieć o wszystkim pani, która nosi grube okulary, jej psu, drzewom, ptakom. Ale usta Boja są zaklejone, zamknięte na kłódkę. Przerażone dziecko, które myśli, że to z jego winy tata miewa napady złości i dlatego bije...

Empatia to taki cenny twór, który powinno się pielęgnować, choć zdaję sobie sprawę, że to nie zawsze wychodzi. To jasne, że więcej emocji wywołują w nas treści, które pasują do naszych życiorysów lub naszego sposobu postrzegania świata. Niewiele ma to wtedy z empatią wspólnego. Dla osób, które z przemocą w rodzinie nie miały raczej do czynienia, Zły Pan może być pewnego rodzaju sprawdzianem wrażliwości, choć nie tak należy go traktować. Książeczka autorstwa pary Norwegów – pisarki Gro Dahle (tekst) i Sveina Nyhusa (ilustracje),  powstała jako część projektu "Świadek przemocy". To mądra, bolesna i głęboka opowieść o strachu, cierpieniu, ale również o nadziei. Ilustracje są niepokojące i momentami przerażają (dorosłego!). O tekście zaś chciałoby się powiedzieć tylko to – ten tekst powala! Rozkleja. Rozwala emocjonalnie. Każdemu zdaniu autorka nadała olbrzymie znaczenie. Nie ma tu pustych, zapychających słów i nie ma przejaskrawiania. Mówi do nas tak samo językiem dziecka, jak i piękną, choć przejmującą metaforą, jaką zrozumieć może tylko dorosły. To trudny temat, a Zły Pan przedstawia go w szczególny sposób. Przede wszystkim pokazuje obustronny ból – zdezorientowanego, przerażonego dziecka, a także dorosłego, który nie umie sobie poradzić ze swoim problemem. Do treści, już samej w sobie mocnej i obrazowej ("Zły Pan dymi. Zły Pan się pali (...) Ugaś pożar, Tato!"), dochodzą działające na wyobraźnię ilustracje. Nie są to typowe rysunki z ładnych książek dla dzieci. Nerwowa gruba kreska, wyostrzanie barw (czerwone palce Taty), dysproporcja kształtów (Tata jest ogromny, jakby zajmował sobą cały dom). Widziałam już wiele poruszających książek tego typu, ale żadna nie wywołała we mnie tak potężnego wrażenia. Nie zdawałam sobie również sprawy, że mam w sobie tyle pokładów empatii. Rety, nie wyobrażam sobie, żeby tę książkę czytało dziecko!

Chociaż... Chociaż na końcu wszystko ustaje. "Jest dzień pełen wiatru i ptaków. Dzień pukania do drzwi". "We włosach słońce i oddech wiatru. Gwiazdy w buzi".












Wg mojej skali 5/5

Zły Pan
Gro Dahle, il. Svein Nyhus
Wydawnictwo EneDueRabe
Rok. wyd. 2013
s. 40



Książka przeczytana w ramach wyzwań:
104 KSIĄŻKI
(42)

31.01.2015

Ernest


Dawno nie było u mnie książek obrazkowych, a przecież jakiś czas temu regularnie przekonywałam Was o wartości (chociażby artystycznej) wydań literatury dziecięcej, która zachwyca niejednego dorosłego. Na Ernesta, autorstwa angielskiej ilustratorki i autorki książek dla dzieci — Catherine Rayner, wydanego przez EneDueRabe, zwróciłam uwagę dość szybko. Po pierwsze —  od razu wpadła mi w oko kreska i ładna kontrastowość okładki. Po drugie — przeczuwałam, że to książeczka minimalistyczna, o ubogiej, ale dosadnej treści, za to z przewagą rysunków. Po trzecie — zachwycił mnie ten łoś. Przeczucie mnie nie myliło. Książeczka przeznaczona jest dla młodszych dzieci (0-3), więc tekstu w niej niedużo. Jednak ciekawa kolorystyka, a także nerwowy i niedbały styl kresek, szybciej spodoba się dorosłemu. Przy tym przesłania Ernesta można szukać do woli.

Poznajcie zatem uroczego łosia, który jest tak wielki, że nie może zmieścić się w książce. Po co chce tam wejść — nie wiadomo. Próbuje jednak z całych sił. Najpierw przodem, potem tyłem, a gdy już prawie mu się udaje, w środku brakuje jeszcze poroża. Jest naprawdę zawiedziony. W tych mozolnych próbach dostania się do wnętrza książki towarzyszy mu przyjaciółka, która wpada w końcu na fantastyczny pomysł. Rezultat możecie zobaczyć sami — znajduje się na końcu. "Ernest jest całkiem sporym łosiem... Tyle, że teraz książka stała się całkiem spora...". Ta krótka książeczka pokazuje, że można znaleźć wyjście z każdej sytuacji, nie trzeba się przy tym zmieniać, ani rozpaczać, gdy pewnych rzeczy zmienić po prostu nie można. Poza tym, nie uważacie, że motyw dostania się do książki wydaje się sam w sobie dość uroczy?













--------------------------------------------------------------- stopka ------------------------------------------------------------------


Ernest

Catherine Rayner
Wydawnictwo EneDueRabe
Rok wyd. 2014
s. 24


Wg mojej skali: 4,5/5
 



Książka przeczytana w ramach wyzwań:

104 KSIĄŻKI (6)







Wcześniej na blogu:

    https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhshTvR3qCvs6v5eBbmQaVXilHPFKOhtYQxk7N1JmMluP439kn7QMx0ZE4-MuiMuOubcNnOSOAuDVfzkh5r63i39imvLoNeM19x0PiYDK4npobdphUPASV_gSsAGUWkVMHTZC-cr8p8gHE/s1600/621275-352x500.jpg    

zBLOGowani.pl

A w odwiedziny chodzę do:

Wyzwanie czytelnicze 2018

2018 Reading Challenge

2018 Reading Challenge
Luka has read 0 books toward her goal of 60 books.
hide

Obsługiwane przez usługę Blogger.