Oczywiście wszystko co mam na sobie pochodzi z lumpeksów i jest naprawdę w idealnym stanie i świetnej jakości. Od tego całego stylu, to ja już się trzymam z daleka, ale oddajmy chociaż szmatom trochę honoru i posądźmy je o odrobinę szlachetności :)
sobota, 17 listopada 2018
Trochę beznadziejna próba sił
Zamarudziłam wczoraj w tym poście okrutnie standardowo. Współczuję wszystkim, którzy musieli to czytać, w tym dziś także sobie ;) Postanowiłam to wszystko wykasować i trochę pomilczeć w zamian, bo podobno uczucia są wymowne, nawet wtedy, kiedy milczą. Tego się będę teraz trzymać, dla zdrowia ogólnego, oby nie chwilowo ;)
Oczywiście wszystko co mam na sobie pochodzi z lumpeksów i jest naprawdę w idealnym stanie i świetnej jakości. Od tego całego stylu, to ja już się trzymam z daleka, ale oddajmy chociaż szmatom trochę honoru i posądźmy je o odrobinę szlachetności :)
Oczywiście wszystko co mam na sobie pochodzi z lumpeksów i jest naprawdę w idealnym stanie i świetnej jakości. Od tego całego stylu, to ja już się trzymam z daleka, ale oddajmy chociaż szmatom trochę honoru i posądźmy je o odrobinę szlachetności :)
środa, 14 listopada 2018
MODA I WOLNOŚĆ????
Kiedy się zastanawiam, co jest dla mnie ważne w modzie, dlaczego tak się jej te prawie 3 lata temu uczepiłam z sensem, czy bardziej bez niego, to poza możliwością realizowania się przez jakiś czas może w pewien twórczy sposób i inspirowania innych, najważniejsza jest dla mnie radość z zabawy modą i bezgraniczne poczucie wolności. Bez tej wolności nie ma dla mnie tej radości. Ta modowa wolność jest u mnie szeroko pojętą wolnością, wygląda na to, że wręcz światopoglądową.
Mam na myśli WOLNOŚĆ wyboru,
WOLNOŚĆ zarówno do jak i od
ale bez odwiecznej atawistycznej WALKI o SWOJE.
- wolność do i od zasad i reguł
- wolność do i od trendów
- wolność do i od marek i metek
- wolność do i do jakości i szlachetności
- wolność do i od bycia stylowym
- wolność do i od posiadania klasy
- wolność do i od posiadania własnego stylu
- wolność do i od podziwiania ikon mody
- wolność do i od dobrych proporcji sylwetki
- wolność do i od bycia fit
- wolność do i od kopiowania
- wolność do i od spełniania oczekiwań
- wolność do i od bycia silnym
- wolność do i od złośliwości i uszczypliwości
Powiedzcie mi proszę, czy muszę wyjaśniać i rozwijać te wątki?
Kiedy piszę, jak bardzo jestem bez sił, to nie wyobrażam sobie, że może być jeszcze gorzej
ale tak niestety się dzieje, dzień po dniu. Coś muszę zrobić, poogarniać, bo jak przypomnę sobie siebie i swoją energię z początków bloga, to tylko wyć mi się chce. Nie mam pojęcia, co będzie na blogu już i tak osieroconym, i na fb, który miał być tą przyjemną odskocznią, a wysysa ze mnie ostatnie soki, bo taki wrażliwiec ze mnie, że byle co mnie boli, a to nie spotyka się ze zrozumieniem. Zazdroszczę wszystkim, którzy będąc w jakimś wspaniałym punkcie teraz, są tacy pewni, że tak będzie zawsze, czego im przecież życzę z całego serca, choć sama tego nie zaznałam.
Nie mogę słuchać, że skoro publikuję coś publicznie, to powinnam się liczyć z każdą opinią, także niemiłą, czy krytyczną. Liczę się i to bardzo, rozum wie dobrze, że ludzie są tylko ludźmi, nawet gdy prosisz ich o łaskę, ale serce wrażliwca nie sługa, nie skamienieje na zawołanie i boli o byle co. Nie unosi czytania, że ktoś przeraźliwie chudy, ktoś ohydnie gruby, że wymięte ubrania, że paskudne szmaty, że ktoś pisze coś, bo może, bo ma prawo. Bolą go różne zbyt mocne, nieadekwatne i niepotrzebne słowa. Boli, gdy wymachuje się szczerością jak flagą, by wyrażać niepotrzebnie przykre i krzywdzące opinie, nawet jeśli oparte na faktach, nawet jeśli słuszne, to niepotrzebnie dla kogoś bolesne. Boli mnie brak zrozumienia dla naszej różnorodności, brak zrozumienia dla siły, ale i dla słabości, po prostu brak empatii. Boli mnie w sobie też.
Nie wiem, czy kiedykolwiek w moim życiu skończy się mój wewnętrzny bunt przeciwko krytykanctwu, wymądrzaniu się i jałowym dyskusjom. Zaraz usłyszę, że w takim razie nie nadaję się do ludzi, do społeczeństwa i .... OK, ja to bardzo dobrze wiem. Chociaż Ci krytykanci to może są wyjątki, ale mamrot zawsze widzi, czuje i przeżywa ich najbardziej, dlatego nie wie, co pocznie.
Na pewno natomiast nie chce udawać hurra przeszczęśliwca, gdy nie ma jednej rzeczy, poza tuleniem się do Lakiego, która by przynosiła mu trochę radości. Choć musi przyznać szczerze, że takim hurra przeszczęśliwcem na początku bloga był, ale co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Prawdopodobnie, jeśli nie stanie się tak, że wszyscy go znienawidzą, albo tylko po prostu opuszczą, ciąg dalszy nastąpi, bo trzeba z żywymi naprzód iść i tu dziękuję za każdy dzień tego życia z żywymi ...
Puszczam sobie tego posta i nie wiem, czy za chwilę go nie wyrzucę, szczerze i serio, nie wiem nic o tym, co będzie ze mną za chwilę, choć raczej na pewno nie będzie euforycznie, to jedno chyba wiem na pewno.
Mam na myśli WOLNOŚĆ wyboru,
WOLNOŚĆ zarówno do jak i od
ale bez odwiecznej atawistycznej WALKI o SWOJE.
- wolność do i od zasad i reguł
- wolność do i od trendów
- wolność do i od marek i metek
- wolność do i do jakości i szlachetności
- wolność do i od bycia stylowym
- wolność do i od posiadania klasy
- wolność do i od posiadania własnego stylu
- wolność do i od podziwiania ikon mody
- wolność do i od dobrych proporcji sylwetki
- wolność do i od bycia fit
- wolność do i od kopiowania
- wolność do i od spełniania oczekiwań
- wolność do i od bycia silnym
- wolność do i od złośliwości i uszczypliwości
Powiedzcie mi proszę, czy muszę wyjaśniać i rozwijać te wątki?
Kiedy piszę, jak bardzo jestem bez sił, to nie wyobrażam sobie, że może być jeszcze gorzej
ale tak niestety się dzieje, dzień po dniu. Coś muszę zrobić, poogarniać, bo jak przypomnę sobie siebie i swoją energię z początków bloga, to tylko wyć mi się chce. Nie mam pojęcia, co będzie na blogu już i tak osieroconym, i na fb, który miał być tą przyjemną odskocznią, a wysysa ze mnie ostatnie soki, bo taki wrażliwiec ze mnie, że byle co mnie boli, a to nie spotyka się ze zrozumieniem. Zazdroszczę wszystkim, którzy będąc w jakimś wspaniałym punkcie teraz, są tacy pewni, że tak będzie zawsze, czego im przecież życzę z całego serca, choć sama tego nie zaznałam.
Nie mogę słuchać, że skoro publikuję coś publicznie, to powinnam się liczyć z każdą opinią, także niemiłą, czy krytyczną. Liczę się i to bardzo, rozum wie dobrze, że ludzie są tylko ludźmi, nawet gdy prosisz ich o łaskę, ale serce wrażliwca nie sługa, nie skamienieje na zawołanie i boli o byle co. Nie unosi czytania, że ktoś przeraźliwie chudy, ktoś ohydnie gruby, że wymięte ubrania, że paskudne szmaty, że ktoś pisze coś, bo może, bo ma prawo. Bolą go różne zbyt mocne, nieadekwatne i niepotrzebne słowa. Boli, gdy wymachuje się szczerością jak flagą, by wyrażać niepotrzebnie przykre i krzywdzące opinie, nawet jeśli oparte na faktach, nawet jeśli słuszne, to niepotrzebnie dla kogoś bolesne. Boli mnie brak zrozumienia dla naszej różnorodności, brak zrozumienia dla siły, ale i dla słabości, po prostu brak empatii. Boli mnie w sobie też.
Nie wiem, czy kiedykolwiek w moim życiu skończy się mój wewnętrzny bunt przeciwko krytykanctwu, wymądrzaniu się i jałowym dyskusjom. Zaraz usłyszę, że w takim razie nie nadaję się do ludzi, do społeczeństwa i .... OK, ja to bardzo dobrze wiem. Chociaż Ci krytykanci to może są wyjątki, ale mamrot zawsze widzi, czuje i przeżywa ich najbardziej, dlatego nie wie, co pocznie.
Na pewno natomiast nie chce udawać hurra przeszczęśliwca, gdy nie ma jednej rzeczy, poza tuleniem się do Lakiego, która by przynosiła mu trochę radości. Choć musi przyznać szczerze, że takim hurra przeszczęśliwcem na początku bloga był, ale co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Prawdopodobnie, jeśli nie stanie się tak, że wszyscy go znienawidzą, albo tylko po prostu opuszczą, ciąg dalszy nastąpi, bo trzeba z żywymi naprzód iść i tu dziękuję za każdy dzień tego życia z żywymi ...
Puszczam sobie tego posta i nie wiem, czy za chwilę go nie wyrzucę, szczerze i serio, nie wiem nic o tym, co będzie ze mną za chwilę, choć raczej na pewno nie będzie euforycznie, to jedno chyba wiem na pewno.
piątek, 2 listopada 2018
Rozrachunek na sumieniu i bardzo wątpliwe postanowienie poprawy.
Kochani.
Z moją wewnętrzną szarpaniną macie już do czynienia bardzo długo. W zasadzie nieustannie od ponad roku. Myślałam, że ten przedłużony odpoczynek, który zarządziłam sobie od bloga w sierpniu, wystarczy, ale nie jest tak. Pogrążam się coraz bardziej i na całym życiu, także blogu, coraz bardziej to się odbija. Każdego dnia nie mogę się nadziwić, że jeszcze głębiej można, że wciąż są kolejne dziury w dnie. Dlatego postanowiłam, że nie pokażę się na blogu, póki nie zrobię ze sobą porządku.
Prawdopodobnie nadal, może przez jakiś czas, może dłużej, będę jeszcze publikować modowe, czy wnętrzarskie inspiracje na fb. Przeglądanie ich sprawia mi jeszcze odrobinę przyjemności i tą mogę się dzielić. Natomiast nie wiem, czy czasem nie zablokuję pod moimi postami na fb możliwości komentowania, chociaż tyle wspaniałych reakcji i ogromne wsparcie w komentarzach dostaję od Was. Po prostu jestem za słaba i na te krytyczne opinie, o czym już wielokrotnie informowałam, ale też na te pozytywne. Te pierwsze nie znajdują u mnie żadnego logicznego uzasadnienia, poza demokratyczną możliwością wypowiadania opinii, co moim zdaniem dla osoby empatycznej chyba nie jest wystarczającym alibi do sprawiania innym, może mniej silnym wewnętrznie, choćby przypadkowej przykrości. Te drugie rozklejają mnie i wpędzają niechcący w poczucie odpowiedzialności i winy, a ja nie mogę się już bardziej rozklejać, już nie ma czego rozklejać. Nie mogę dawać żadnej pożywki mojej przewrażliwości, jeśli chcę w ogóle przetrwać.
Całkiem możliwe, że nie będę też brać udziału w wyzwaniach Phenomenal Us, bo nawet na swoje odgrzewane kotlety nie mogę już spokojnie i z dobrymi uczuciami patrzeć. Natomiast będę, o ile to możliwe robić z nich zbiorówki.
Na pewno nie będę uczestniczyć i udzielać się w żadnych innych aktywnościach i działaniach. Trzymam za to wszystkie moje kciuki za powodzenie i efekty akcji Widzialne Fenomenalne i za wszystkie inne sytuacje i pomysły, które z tego wynikną, czy powstaną. Ja zawsze chciałam być niewidzialna, dlatego powstała Lumpola, dlatego czasem mój żal o niezrozumienie tego, że jestem tylko swoją modelką, że nie pokazuję siebie. Ostatnio często nawet chciałabym po prostu zniknąć, albo zasnąć i się nie obudzić, dlatego nie potrafię fizycznie w takich akcjach uczestniczyć, w zasadzie w żadnych. Natomiast w rozumieniu społecznym, jako kobieta i blogerka przesłanie rozumiem i całą sobą popieram.
Nie chcę dołączyć do uśmiechniętego kolażu fotek tych, którzy przegrali ze sobą już raz na zawsze. Wprawdzie wiem, że, nawet jeśli kiedyś będzie ze mną dobrze, to tylko na chwilę, bo ostatnio poweru wystarczyło mi na 2 lata. To były piękne 2 lata, pełne niezwykłej energii i radości, także wielu osobistych sukcesów, do których zaliczam założenie bloga. Jestem za nie wdzięczna życiu i losowi, i po cichu liczę na chociaż jeden taki rok jeszcze kiedyś. Będę go wtedy naciągać jak gumkę od majtek, jeżeli chłopak do mnie zdąży.
Proszę nie piszcie, że przejdzie, minie, że mam się wziąć w garść, że może dodać mi roboty, albo że mam wyjść do ludzi. Nie piszcie proszę także nic wzruszającego, nie uwierzę, nie uniosę, tylko do bólu wypłaczę.
Po prostu trzymajcie kciuki i serio mam nadzieję do zobaczenia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)