Pokazywanie postów oznaczonych etykietą swetry. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą swetry. Pokaż wszystkie posty

piątek, 24 marca 2017

Oversize i patchworkowy jeans.

Całkiem nowe lumpeksowe spodnie od Dolce&Gabbana :)




Zreflektowałam się niedawno, że poza rurkami, w których śmigam na co dzień i jednymi dzwonami, nie mam żadnych ciekawych jeansów, więc rozglądnęłam się w lumpeksie za jakimś hiciorem :) Szybko wpadły mi w oko dwukolorowe niebiesko beżowe spodnie, w kroju przypominające nieco robocze, nówki z metką. Wzięłam je do przymierzalni, nie czytając metki, ubrałam, leżały idealnie i wyglądały świetnie, i wtedy przeglądając się w lustrze, zobaczyłam na nich spory więc widoczny także dla oczu krecika, czarno czerwony napis Dolce&Gabbana. Dziś więc post z tymi spodniami i z ogromną kraciastą marynarą, na którą skusiłam się ryzykownie zainspirowana pledowym płaszczem Reni Jaz z bloga VENS WIFE STYLE. To moje pierwsze stylizacje z oversizowymi elementami, dziwnie się czuję, bo jest to dla mnie coś zupełnie nowego, ale jest ryzyko, jest zabawa :) Poza tymi patchworkowymi spodniami trafiły mi się jeszcze sznurowane po zewnętrzu nogawki dzwony i poszarpańce wyszywane drobnymi koralikami z logo Rolling Stones, ale te spodnie pokażę innym razem, wspominam o nich, bo będą kiedyś ilustracją tematu, który poruszam poniżej.

piątek, 17 marca 2017

Swetrowo i różowo - w spodniach

Dejavu i Ariergarda.




Dejavu o górach.

Niedawno po raz pierwszy od ponad roku wybrałam się do centrum handlowego, wprawdzie po kosmetyki, nie po ciuchy, ale jednak :) I zanim tam dotarłam, pojawiło się dejavu uczucia z młodości, kiedy to ruszyłam pierwszy raz w życiu w Tatry z moim wtedy jeszcze przyszłym mężem. Dotąd wakacje spędzałam przeważnie z rodzicami nad morzem albo na cywilizowanych koloniach. Miałam ogromne kompleksy z tego powodu, wydawało mi się, że jestem taką pańcią, co nie zna prawdziwego harcerskiego życia i nie zaznała nigdy tzw. Niedźwiedziego Mięsa. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że w tych górach, każdy, kogo mijamy, i kogo zwyczajowo powinnam pozdrowić, od razu widzi, że ja jestem nie z tej bajki, że ja tu zupełnie nie pasuję i myśli o mnie: "Co Ty tutaj robisz?". Mimo to przeszłam z moim mężem i przyjaciółmi różne góry tam i z powrotem, wzdłuż i wszerz, trasami i poza nimi, czasem 7 razy koło tego samego drzewa. Nawet nasz syn ma imię po człowieku gór i autorze "Mistyki gór" Wawrzyńcu Żuławskim. Po latach doszłam jednak do wniosku, że w imię tych moich kompleksów, no i oczywiście dla wspaniałego towarzystwa, czyniłam poważny gwałt na sobie. Bo ja gór nie lubię, nigdy nie polubiłam, biegałam po nich tak szybko, jak mogłam, żeby już tylko mieć je za sobą. Kocham wodę i mistykę czuję w szemrzącym strumieniu, w dzikości rwącej rzeki, w szumie fal morza. To moje pierwotne uczucie niepasowania do gór było po prostu do szpiku kości prawdziwe, tylko ja go wtedy nie chciałam słuchać. Kiedy już odmówiłam siebie górom raczej nieodwracalnie, mój mąż spróbował jeszcze uroczo i nieudolnie zagrać na moich uczuciach, zaopatrując się w koszulkę z napisem "W górach jest wszystko, co kocham." ;) Na szczęście znaleźliśmy co najmniej kilka wyjść z tej sytuacji ;) Zdarzyło się jednak, że bliska koleżanka poprosiła o towarzyszenie jej w wyprawie na Babią Górę w prezencie urodzinowym dla niej. Cierpiałam, ale niestety nie potrafiłam wtedy asertywnie odmówić. Ponieważ już nie posiadałam butów do chodzenia po górach, pożyczyłam od siostry. W tych butach zaraz po kilkunastu minutach wspinania odpadły po kolei obie podeszwy, no i musiałam zawrócić. Uważam, że nie ma przypadków, za to są prezenty, na które mnie po prostu nie stać. Są to "prezenty" czynione w dobrej wierze czy intencji, ale wbrew sobie. Wracając do dejavu, to samo dziwne uczucie niepasowania i rzucania się w oczy jako persona lekko non grata co w Tatrach, miałam wybierając się po roku do centrum handlowego, bo ja już zupełnie wtopiłam w lumpeksach :) Oczywiście szybko mi przeszło, bo już nie jestem tą samą dziewczyną co ponad 30 lat temu, nawet nie jestem tą samą co 2 lata temu, jednak taki dziwny sygnał ostrzegawczy się pojawił, a ja teraz już moich wewnętrznych głosów bardzo słucham ;) Jeszcze niedawno byłam jednym wielkim kompleksem, źle się oceniałam i traktowałam, często moje braki w różnych dziedzinach nazywałam nawet upośledzeniem. Bardzo dużo się zmieniło, kocham siebie i jestem niezwykle ze sobą pogodzona, ale nie zapomniał wół jak cielęciem :) Moje "braki" nie zniknęły, ale nie przejmuję się nimi, dziś je akceptuję w pełni i jeśli czasem zawracam myślami do przeszłości, rodziny, dzieciństwa, młodości, to dlatego, że szukam, także w sobie PRZYCZYNY, a nie WINY :)

wtorek, 7 marca 2017

Lumpola zrobiona na szaro :)

Wrześniowa czkawka :)



O co tu chodzi ??????

Zachęcona sympatycznym odzewem na instagramie, postanowiłam przypomnieć moje dwie bardzo spokojne i bardzo szaro szare, więc jakby nie moje, choć zważając na mój chwilowy wieczorowy niedostrój, stylizacje wrześniowe. Chwilowy, bo jeszcze dziś rano ogłaszałam na fb Wiosnę kolorowymi balonami, a tu bach i znów strach  .... przed diagnozą dwubiegunowości ;) We wrześniu na siłę i rzutem na taśmę doczepiłam te moje stylizacje do posta z Kagi Szara Eminencja czyli elegancja w rozmiarze 40+ i dziś postanowiłam się odseparować, albo bardziej udzielić Kag autonomii, żeby zrobiło jej się tam luźniej i samodzielniej, ale nie samotniej! :) Tak więc, zamiast tym razem przywoływać cały post jako przypominajkę, stworzyłam nowy mniejszy więc strawniejszy do przełknięcia pojemnościowo, a do macierzystego, już beze mnie, też serdecznie zapraszam :) Dziś nie będzie żadnych dygresji, bo to taka decyzja znienacka, a dla przypomnienia, o szarościach rozpisywałam się jeszcze w poście Jak zrobić na szaro sportową elegancję 1  :) Puszczam tego posta, choć nie wiem czy to dobry pomysł, i idę na rowerek, powalczyć o jakąś endorfinkę, trzymajcie kciuki!

środa, 22 lutego 2017

Swetrowo i różowo - w spódniczkach.


Trochę przezroczystości na koniec zimy.




Postanowiłam trochę wstrzemięźliwie podejść do nowych zakupów, nawet tych po złotówce, bo jakby zarastam. Do ogarnięcia szafy, z czym się pożegnać, a co się jeszcze przyda, głównie czasowo, choć trochę mentalnie też, wciąż nie dojrzałam :) Dlatego będę chciała teraz, od czasu do czasu, zamieszać rzeczami, które już posiadam i wcześniej na blogu pokazywałam. To, co bardzo chcę sprawdzić na sobie, to bardziej zimowe, czy chociaż bardziej ubrane, wersje lekkich spódnic i sukienek, które prezentowałam latem, czy wczesną jesienią. Dziś pierwszy taki post, z różowymi odświeżynkami. Powolutku będę próbowała wrócić do cotygodniowego, weekendowego trybu blogowego, teraz też chciałam poczekać, ale bardzo ciężki dzień spowodował, że puszczam tego posta wcześniej na samopocieszenie. No i jasna, zima nam umyka, a ja jeszcze tyle ciepłych sytuacji chciałabym Wam pokazać, a nie mam cierpliwości by czekać do jesieni, tylko czasu jakoś mało logistycznie niestety.

sobota, 28 stycznia 2017

Bardzo długa kożuszkowa kamizela.

Jak się nie oprzeć pokusie.





Inspiracja na dziś.

Dzisiejszy post będzie o inspiracji i pokusach. Bo ja jednak bardzo, bardzo lubię inspiracje, inspiruję się czym się da, a najbardziej to lubię właśnie pokusy. Uwielbiam, żeby coś co mi się spodoba, co budzi mocne emocje, nawet jeśli to nie jest w moim stylu, spróbować oddać po mojemu, zmierzyć się z tematem lumpeksowymi możliwościami, nie skopiować, bo to się nie uda nawet, ale właśnie potraktować swoją wyobraźnią. Uwielbiam to bicie serca, które towarzyszy mi transponowaniu inspiracji na język Lumpoli. Tym razem zainspirowała mnie Tess stylizacją, którą pokazała na fb. Fotkę zamieszczam na końcu posta. Problematyczne wydawało się zdobycie długiej futrzanej kamizelki. Pomyślałam obrazoburczo, że można przecież "zepsuć" długie futro, o które jednak łatwiej w sh, co też następnego dnia uczyniłam. W pierwszym lumpeksie, do którego weszłam, trafiłam na bardzo długi brązowy kożuszek, minimalnie dla mnie ciasnawy, dlatego potraktowanie go jako kamizelki, wręcz się narzucało. Wyprułam delikatnie rękawy, no i mam kamizelkę i długie, bardzo ciepłe ocieplacze kożuszkowe, które na pewno pokażę na blogu. W razie czego mogę też swobodnie zszyć z powrotem te elementy i odzyskać płaszcz. Kożuszek jest tak uszyty, że w zasadzie można go nosić dwustronnie. Chciałam to pokazać, ale w jednolitym brązowym tak długim futrzaku, wydawałam się sobie zbyt potężna :) W tych lumpeksowych ciuchach jest taka ogromna zaleta, że nie czuję strachu czy żalu, by potraktować je nożyczkami np. W ten sposób powstały moje szare getry, rękawy z przykrótkiego sweterka za 2 zł, który kupiłam ze względu na futrzany kołnierz. Z kołnierza były mankiety dżinsowego płaszczyka Tiny Turner :)

niedziela, 15 stycznia 2017

Dzika Pantera i Szary Wilk w drodze na Krupówki :)

Wczoraj było futro i dziś też będzie futro :)




Co nas pociąga w futrze ?

Zakładamy futro chętnie, bo to trofeum, symbol mocy, dzikości, pierwotnych instynktów. Jest okryciem wierzchnim naszego wewnętrznego barbarzyńcy, a kto go nie ma w sobie, niech pierwszy rzuci kamieniem, albo śnieżką :) Na początku zarezerwowane tylko dla mężczyzn, później tylko dla ludzi bogatych, w dzisiejszych czasach, erze sztucznych futer, uniezależniwszy się od klasy, płci i majątku, zyskało wolność, jakiej nigdy jeszcze nie miało. Dzięki temu teraz my możemy się w nie stroić bez ograniczeń i czuć w sobie cudowny, dziki zew natury :) 

poniedziałek, 14 listopada 2016

Sweter, futerko i grzane winko :)

Jak rozgrzać się jesienią w kolorze bordo.



Bez obaw, o szarości nie będzie prawie ani słowa :) Zajmę się za to bordo, które w dzisiejszych stylizacjach pojawia się bardzo chętnie, za to w roli drugorzędowej, chociaż z aspiracjami na więcej. 
Za to są widoki, że będzie go więcej w innym poście, i wtedy już nie wiem, o czym napiszę, może wymyślę pierwszą w życiu bajkę ;)