Dejavu i Ariergarda.
Niedawno po raz pierwszy od ponad roku wybrałam się do centrum handlowego, wprawdzie po kosmetyki, nie po ciuchy, ale jednak :) I zanim tam dotarłam, pojawiło się dejavu uczucia z młodości, kiedy to ruszyłam pierwszy raz w życiu w Tatry z moim wtedy jeszcze przyszłym mężem. Dotąd wakacje spędzałam przeważnie z rodzicami nad morzem albo na cywilizowanych koloniach. Miałam ogromne kompleksy z tego powodu, wydawało mi się, że jestem taką pańcią, co nie zna prawdziwego harcerskiego życia i nie zaznała nigdy tzw. Niedźwiedziego Mięsa. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że w tych górach, każdy, kogo mijamy, i kogo zwyczajowo powinnam pozdrowić, od razu widzi, że ja jestem nie z tej bajki, że ja tu zupełnie nie pasuję i myśli o mnie: "Co Ty tutaj robisz?". Mimo to przeszłam z moim mężem i przyjaciółmi różne góry tam i z powrotem, wzdłuż i wszerz, trasami i poza nimi, czasem 7 razy koło tego samego drzewa. Nawet nasz syn ma imię po człowieku gór i autorze "Mistyki gór" Wawrzyńcu Żuławskim. Po latach doszłam jednak do wniosku, że w imię tych moich kompleksów, no i oczywiście dla wspaniałego towarzystwa, czyniłam poważny gwałt na sobie. Bo ja gór nie lubię, nigdy nie polubiłam, biegałam po nich tak szybko, jak mogłam, żeby już tylko mieć je za sobą. Kocham wodę i mistykę czuję w szemrzącym strumieniu, w dzikości rwącej rzeki, w szumie fal morza. To moje pierwotne uczucie niepasowania do gór było po prostu do szpiku kości prawdziwe, tylko ja go wtedy nie chciałam słuchać. Kiedy już odmówiłam siebie górom raczej nieodwracalnie, mój mąż spróbował jeszcze uroczo i nieudolnie zagrać na moich uczuciach, zaopatrując się w koszulkę z napisem "W górach jest wszystko, co kocham." ;) Na szczęście znaleźliśmy co najmniej kilka wyjść z tej sytuacji ;) Zdarzyło się jednak, że bliska koleżanka poprosiła o towarzyszenie jej w wyprawie na Babią Górę w prezencie urodzinowym dla niej. Cierpiałam, ale niestety nie potrafiłam wtedy asertywnie odmówić. Ponieważ już nie posiadałam butów do chodzenia po górach, pożyczyłam od siostry. W tych butach zaraz po kilkunastu minutach wspinania odpadły po kolei obie podeszwy, no i musiałam zawrócić. Uważam, że nie ma przypadków, za to są prezenty, na które mnie po prostu nie stać. Są to "prezenty" czynione w dobrej wierze czy intencji, ale wbrew sobie. Wracając do dejavu, to samo dziwne uczucie niepasowania i rzucania się w oczy jako persona lekko non grata co w Tatrach, miałam wybierając się po roku do centrum handlowego, bo ja już zupełnie wtopiłam w lumpeksach :) Oczywiście szybko mi przeszło, bo już nie jestem tą samą dziewczyną co ponad 30 lat temu, nawet nie jestem tą samą co 2 lata temu, jednak taki dziwny sygnał ostrzegawczy się pojawił, a ja teraz już moich wewnętrznych głosów bardzo słucham ;) Jeszcze niedawno byłam jednym wielkim kompleksem, źle się oceniałam i traktowałam, często moje braki w różnych dziedzinach nazywałam nawet upośledzeniem. Bardzo dużo się zmieniło, kocham siebie i jestem niezwykle ze sobą pogodzona, ale nie zapomniał wół jak cielęciem :) Moje "braki" nie zniknęły, ale nie przejmuję się nimi, dziś je akceptuję w pełni i jeśli czasem zawracam myślami do przeszłości, rodziny, dzieciństwa, młodości, to dlatego, że szukam, także w sobie PRZYCZYNY, a nie WINY :)