Pokazywanie postów oznaczonych etykietą futerka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą futerka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 17 marca 2017

Swetrowo i różowo - w spodniach

Dejavu i Ariergarda.




Dejavu o górach.

Niedawno po raz pierwszy od ponad roku wybrałam się do centrum handlowego, wprawdzie po kosmetyki, nie po ciuchy, ale jednak :) I zanim tam dotarłam, pojawiło się dejavu uczucia z młodości, kiedy to ruszyłam pierwszy raz w życiu w Tatry z moim wtedy jeszcze przyszłym mężem. Dotąd wakacje spędzałam przeważnie z rodzicami nad morzem albo na cywilizowanych koloniach. Miałam ogromne kompleksy z tego powodu, wydawało mi się, że jestem taką pańcią, co nie zna prawdziwego harcerskiego życia i nie zaznała nigdy tzw. Niedźwiedziego Mięsa. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że w tych górach, każdy, kogo mijamy, i kogo zwyczajowo powinnam pozdrowić, od razu widzi, że ja jestem nie z tej bajki, że ja tu zupełnie nie pasuję i myśli o mnie: "Co Ty tutaj robisz?". Mimo to przeszłam z moim mężem i przyjaciółmi różne góry tam i z powrotem, wzdłuż i wszerz, trasami i poza nimi, czasem 7 razy koło tego samego drzewa. Nawet nasz syn ma imię po człowieku gór i autorze "Mistyki gór" Wawrzyńcu Żuławskim. Po latach doszłam jednak do wniosku, że w imię tych moich kompleksów, no i oczywiście dla wspaniałego towarzystwa, czyniłam poważny gwałt na sobie. Bo ja gór nie lubię, nigdy nie polubiłam, biegałam po nich tak szybko, jak mogłam, żeby już tylko mieć je za sobą. Kocham wodę i mistykę czuję w szemrzącym strumieniu, w dzikości rwącej rzeki, w szumie fal morza. To moje pierwotne uczucie niepasowania do gór było po prostu do szpiku kości prawdziwe, tylko ja go wtedy nie chciałam słuchać. Kiedy już odmówiłam siebie górom raczej nieodwracalnie, mój mąż spróbował jeszcze uroczo i nieudolnie zagrać na moich uczuciach, zaopatrując się w koszulkę z napisem "W górach jest wszystko, co kocham." ;) Na szczęście znaleźliśmy co najmniej kilka wyjść z tej sytuacji ;) Zdarzyło się jednak, że bliska koleżanka poprosiła o towarzyszenie jej w wyprawie na Babią Górę w prezencie urodzinowym dla niej. Cierpiałam, ale niestety nie potrafiłam wtedy asertywnie odmówić. Ponieważ już nie posiadałam butów do chodzenia po górach, pożyczyłam od siostry. W tych butach zaraz po kilkunastu minutach wspinania odpadły po kolei obie podeszwy, no i musiałam zawrócić. Uważam, że nie ma przypadków, za to są prezenty, na które mnie po prostu nie stać. Są to "prezenty" czynione w dobrej wierze czy intencji, ale wbrew sobie. Wracając do dejavu, to samo dziwne uczucie niepasowania i rzucania się w oczy jako persona lekko non grata co w Tatrach, miałam wybierając się po roku do centrum handlowego, bo ja już zupełnie wtopiłam w lumpeksach :) Oczywiście szybko mi przeszło, bo już nie jestem tą samą dziewczyną co ponad 30 lat temu, nawet nie jestem tą samą co 2 lata temu, jednak taki dziwny sygnał ostrzegawczy się pojawił, a ja teraz już moich wewnętrznych głosów bardzo słucham ;) Jeszcze niedawno byłam jednym wielkim kompleksem, źle się oceniałam i traktowałam, często moje braki w różnych dziedzinach nazywałam nawet upośledzeniem. Bardzo dużo się zmieniło, kocham siebie i jestem niezwykle ze sobą pogodzona, ale nie zapomniał wół jak cielęciem :) Moje "braki" nie zniknęły, ale nie przejmuję się nimi, dziś je akceptuję w pełni i jeśli czasem zawracam myślami do przeszłości, rodziny, dzieciństwa, młodości, to dlatego, że szukam, także w sobie PRZYCZYNY, a nie WINY :)

sobota, 11 marca 2017

Przekorny grunge i mezalians :)

Razem czy osobno ?




O grunge króciutko :) więcej innym razem :)

Grunge to styl, który kocha kontrasty, nie podąża za aktualnymi trendami, miesza różne fasony. Jest stworzony dla tych, którzy nie lubią klasyki, prostych krojów i grzecznych stylizacji. Poszukują czegoś innego, wyrażającego ich osobowość. Styl grunge to nie tylko moda. To przede wszystkim energia, luz, a także pozorna niedbałość. Dla osób, które lubią ten styl ważna jest wygoda, ale też możliwość zaprezentowania własnego podejścia do świata. W muzyce grunge reprezentował często postawę negacji otaczającej rzeczywistości, często negacji siebie. Ten mój dzisiejszy grunge, jest przekorny podwójnie. Po pierwsze występuje tylko w stroju i atrybutach, ale jednak podąża za trendami :) Po drugie nie jest naładowany ponurym nastrojem, frustracją, i goryczą w stosunku do otaczającego świata. Nie przepełniają mnie klimaty autodestrukcji i nienawiści do samej siebie. Wręcz przeciwnie, mogę z całą pewnością powiedzieć, że kocham siebie, nawet gdy jest mi szaro, smutno i źle, a siebie po 50-tce wręcz uwielbiam, i nie wiem, dlaczego tyle lat musiałam na to czekać! :) 

piątek, 3 marca 2017

Stylizacja multitrendowa ;)

Nie wiem co jest trudniejsze: liczyć na siebie, 

czy próbować policzyć aktualne trendy w modzie ? ;)



Jak to jest z tym liczeniem ?


Bardzo dawno temu spotkała mnie sytuacja, taka z kategorii głębokiego zawodu, standardowo kojarzona z reakcją zranionego ego: "jak ktoś mógł mi coś takiego zrobić, nigdy tej osobie tego nie wybaczę, muszę się odegrać, przecież ja nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła". I ze zdziwieniem zaobserwowałam u siebie wtedy coś zupełnie innego, nie złość, nie żal, nie chęć odwetu, nawet nie ból, tylko fizycznie namacalne uczucie jakby grunt spod nóg mi się usunął. Pojawiła się refleksja, że tak przecież nie może być, że ja chyba na tym kimś jakoś dziwnie wiszę, że się uczepiłam jak rzep do ogona Lakiego, że jestem uzależniona od podpierania się na tej osobie, jakby to ona była laską, a nie ja, haha :) A przecież ta moja Opoka, ten Filar może z różnych, nieprzewidzianych powodów zniknąć z mojego życia znienacka i nieodwołalnie, zresztą może też się okazać, że wcale nie jest taki silny jak sobie w swym młodocianym idealizmie imaginowałam. I co wtedy? Spadam, upadam, leżę sobie i pachnę czy też leżę i wyję, a może gorzej nawet, nie ma mnie, bo bez niego nie istnieję? I moją najważniejszą nauką z tego doświadczenia było to, co najlepiej podsumował mój matematyk, gdy powiedziałam, stojąc przy tablicy, że czegoś nie potrafię policzyć. Powiedział wtedy: "Panna ty licz na siebie, a naucz się rachować" i tego się trzymam, przynajmniej na tym pierwszym członie zdania skupiam wszystkie moje zdolności ... matematyczne ;) Uwielbiam mieć w pobliżu ludzi, na których mogę liczyć, czuć ich wsparcie, gdy potrzebuję, cenię to, jak wspaniały dar, ale nie mam też żalu i oczekiwań, gdy nagle ich przy mnie zabraknie, kocham ich wtedy tak samo, bo wierzę, że każdy z nas, przy zdrowym podejściu, daje z siebie innym tyle, ile potrafi w danym momencie, a sama po sobie wiem, że momenty są różne. A jak nie daje nam, to daje komuś innemu, bo tak chce, bo ma ku temu powody, i wcale nie jest to wymierzone przeciwko nam, zresztą przeciwko nikomu zresztą. Wierzę, że jeżeli jesteśmy po prostu życzliwi, gdy się dzielimy, udzielamy wsparcia, wtedy gdy jesteśmy na to gotowi, nie kosztem siebie, nie oczekując wzajemności, ale tak bezwiednie i naturalnie czyli gdy "nie wie prawica, co czyni lewica" to spotyka nas to samo, z różnych stron, czasem zupełnie nieprzewidywalnych i dobre przypadki zlatują się do nas jak ptaki na ramiona św. Franciszka, i tak jak one nie wymagają wdzięczności, która swoją drogą jest piękna gdy szczerze naturalna :)

Może jestem ostatnio męcząca z tym filozofowaniem, ale taką mam teraz potrzebę, 
jutro mogę mieć inną, albo i taką samą, obiecuję :)

niedziela, 26 lutego 2017

Błękity, połyski, futerka i kwiaty :)

czyli o niebieskich migdałach :)




O migdałach według PWN:

Z migdałami było tak: są obecne w polszczyźnie już od połowy XV w., nie tylko w znaczeniu podstawowym, botanicznym, ale także przenośnym, metaforycznym, np. 'smakołyk, specjał', a także 'ktoś wspaniały, skarb' (por. np.: „Tobie jednemu bym ją oddał, migdał, powiadam migdał” H. Sienkiewicz). Migdały mogą być ziemskie, ale też i niebieskie (czyli niebiańskie). Myśleć o niebieskich migdałach znaczy 'marzyć, myśleć o rzeczach pięknych, nieziemskich', wtórnie także 'myśleć o rzeczach nierealnych, błahych', a nawet 'nic nie robić, próżnować'.

czwartek, 16 lutego 2017

Turkusowo złoty nielot Lumpoli.

D'oda do Młodości i Wrażliwości.




HALA ODLOTÓW 
czyli co mi dziś po duszy kołuje.

"Nie udawaj; bądź tym, kim jesteś; puchem jesteś. 
 Bądź puchem, a skrzydła ci wyrosną tak wielkie, jak niebiańskie.  A i zaniebiańskie."  
                                                                                                                   Edward Stachura

Dziś motto od Steda, wiersz od Kazimierza Dąbrowskiego i skrzydła prawie jak od Dody. 
Do tego Młodość, bo przychodzi z wiekiem, a dziś przyszła do mnie po raz 52-gi.
Tym razem zrobiła to nostalgicznie, trochę odlotowo i na pewno nieco nastrojowo. 
Post jest znienacka w czwartek, nie w weekend, bo ta moja dzisiejsza Młodość ma usprawiedliwić jego zawartość. Nie bądźcie dla mnie zbyt surowe, pliz, bo oprócz Młodości włączyła mi się Wrażliwość, nawet momentami ta uciążliwa Nad. Dlatego dzielę się z Wami wierszem, który parę lat temu, na początku mojej drogi do odnalezienia i pokochania siebie, otrzymałam od cudownej Pani Kasi Bosowskiej. Wiersz ten między innymi pomagał mi powolutku przestawać myśleć o sobie źle. Czasem jednak muszę sobie o tym bardzo przypominać, jak o uśmiechaniu, ale hurra udało się i jest uśmiech :)

piątek, 10 lutego 2017

Bordo, hafty i naszywki :)

Ready to wear!!!! :)))




Co dziś świętujemy ? :)



Dzisiaj święto jakich mało, bo rzadkość u Lumpoli, czyli zestawy, które chyba można śmiało założyć i wyjść w nich na ulicę, narażając się może na to, że być może zwrócimy uwagę przechodniów, ale raczej tą życzliwą bez pukania się w czółko i porozumiewawczych uśmieszków, tak liczę :) Zestawy oparte są na bordowej asymetrycznej spódnicy z haftem i frędzlami. Mamy więc bordo, o którym pisałam już szerzej w poście 
SWETER, FUTERKO I BIAŁE WINKO, mamy też haft i pojawią się naszywki. Mimo że o haftach i naszywkach pisali już wszyscy i bardzo dużo, dorzucę swoje 3 grosze :)

sobota, 4 lutego 2017

Biały Miś i Serca Dwa :)

Impresje z Salonu Odrzuconych.



Dzisiejsze inspiracje

Zdarza się czasem, bardzo rzadko, że jakiś mój pomysł autorski, choć nigdy nie autorytatywny, trafia do lamusa, bo myślę sobie, o kolejny dziwOLOng. Okazuje się jednak, że ma szansę wrócić do łask, gdy zobaczę coś podobnego, czyli gdy pojawia się taka inspiracja epilog, mówiąc poetycko. Wtedy wyzbywam się resztek kompleksów i ryzykuję, poddając go Waszej ocenie, czyli opisując malarsko, trafia do Salonu Odrzuconych. O takim pomyśle przypomniała mi Ania Slomka, publikując na instagramie pewne zdjęcie z bladoróżową futerkową stylizacją w ramach swojego cyklu Zurychskie Wystawy :) Moja Inspiracja 
Oryginalnie ta moja stylówka w lamusie była z Szarym Wilkiem, może dlatego tam trafiła, bo pomyślałam, że Szarym Wilkiem już Was chyba zanudzam. Rozpoczęłam więc usilne i uwieńczone sukcesem poszukiwania idealnego Misia Białego :) Ceny moich lumpeksowych zdobyczy powodują, że traktuję je bardzo niefrasobliwie. Szkoda mi płacić wielokrotności kwoty za chemiczne pranie czy czyszczenie, więc wszystko wrzucam do pralki, i na razie raz się tylko nacięłam, i to ze spodniami wełnianymi dopuszczonymi na obrazku do prania w pralce. Wrzuciłam więc białe futerko do pralki i wyszedł z niej naprawdę paskudny zmokły pies, a nie żaden Biały Miś. Na szczęście wiem, jak mój Laki wygląda po wykąpaniu, i na szczęście mam dla niego odpowiednią szczotkę, która bardzo się przydała i futerko wygląda już dużo lepiej, choć patrząc na zdjęcia, chyba jeszcze raz dokładnie je wyszczotkuję. Z dzisiejszymi stylizacjami jest związana jeszcze jedna historyjka, dotycząca czarnego beretu z dwoma perlistymi sercami. Też spotkało go początkowe odrzucenie, przymierzyłam go i założyłam manekinowi na głowę z powrotem. Do powrotu po niego skusiła mnie Renia Jaz, gdy wystąpiła w pięknym szarym filcowym berecie z naszytymi perełkami. Bardzo jej pozazdrościłam i pognałam po ten czarny. Czekał na mnie, a czy to było na szczęście, zostawiam Waszej ocenie, bo jakoś go dziwacznie założyłam :) Przemawia za nim na pewno Walentynkowy motyw 2 serc :)

sobota, 28 stycznia 2017

Bardzo długa kożuszkowa kamizela.

Jak się nie oprzeć pokusie.





Inspiracja na dziś.

Dzisiejszy post będzie o inspiracji i pokusach. Bo ja jednak bardzo, bardzo lubię inspiracje, inspiruję się czym się da, a najbardziej to lubię właśnie pokusy. Uwielbiam, żeby coś co mi się spodoba, co budzi mocne emocje, nawet jeśli to nie jest w moim stylu, spróbować oddać po mojemu, zmierzyć się z tematem lumpeksowymi możliwościami, nie skopiować, bo to się nie uda nawet, ale właśnie potraktować swoją wyobraźnią. Uwielbiam to bicie serca, które towarzyszy mi transponowaniu inspiracji na język Lumpoli. Tym razem zainspirowała mnie Tess stylizacją, którą pokazała na fb. Fotkę zamieszczam na końcu posta. Problematyczne wydawało się zdobycie długiej futrzanej kamizelki. Pomyślałam obrazoburczo, że można przecież "zepsuć" długie futro, o które jednak łatwiej w sh, co też następnego dnia uczyniłam. W pierwszym lumpeksie, do którego weszłam, trafiłam na bardzo długi brązowy kożuszek, minimalnie dla mnie ciasnawy, dlatego potraktowanie go jako kamizelki, wręcz się narzucało. Wyprułam delikatnie rękawy, no i mam kamizelkę i długie, bardzo ciepłe ocieplacze kożuszkowe, które na pewno pokażę na blogu. W razie czego mogę też swobodnie zszyć z powrotem te elementy i odzyskać płaszcz. Kożuszek jest tak uszyty, że w zasadzie można go nosić dwustronnie. Chciałam to pokazać, ale w jednolitym brązowym tak długim futrzaku, wydawałam się sobie zbyt potężna :) W tych lumpeksowych ciuchach jest taka ogromna zaleta, że nie czuję strachu czy żalu, by potraktować je nożyczkami np. W ten sposób powstały moje szare getry, rękawy z przykrótkiego sweterka za 2 zł, który kupiłam ze względu na futrzany kołnierz. Z kołnierza były mankiety dżinsowego płaszczyka Tiny Turner :)

niedziela, 15 stycznia 2017

Dzika Pantera i Szary Wilk w drodze na Krupówki :)

Wczoraj było futro i dziś też będzie futro :)




Co nas pociąga w futrze ?

Zakładamy futro chętnie, bo to trofeum, symbol mocy, dzikości, pierwotnych instynktów. Jest okryciem wierzchnim naszego wewnętrznego barbarzyńcy, a kto go nie ma w sobie, niech pierwszy rzuci kamieniem, albo śnieżką :) Na początku zarezerwowane tylko dla mężczyzn, później tylko dla ludzi bogatych, w dzisiejszych czasach, erze sztucznych futer, uniezależniwszy się od klasy, płci i majątku, zyskało wolność, jakiej nigdy jeszcze nie miało. Dzięki temu teraz my możemy się w nie stroić bez ograniczeń i czuć w sobie cudowny, dziki zew natury :) 

niedziela, 8 stycznia 2017

Dzisiaj będzie futro, a jutro .... też będzie futro :)

Futro po włosku czyli zestawione z czernią.





I chciałabym, i boję się.

Miał być, zapowiadany w poście o burej panterze Bura pantera w bordo, panterkowy deserek. Miałam pójść po bandzie, odważyć się na nowości jak z wybiegów, czyli brawurowo połączyć kontrastujące wzory i mocne kolory. Oddać panowanie fuzji kolorów i intrygującym efektom. Przebojowo połączyć panterę z innymi mocnymi nadrukami, jak patchworkowe wzory, czy kolorowe paski i obwiesić się dużą biżuterią w hurtowych ilościach. Miałam się odważyć i pokazać, że potrafię to nosić, zresztą byłby to pikuś przy mojej torebce na głowie. Miałam już wtedy w zanadrzu jedną odważniejszą panterę, skórę zdjętą z Alexis, i co ? I wcale nie pstro! Obawiałam się, czy skompletuję w lumpeksach odpowiednie zestawy, a nie przyszło mi wtedy do głowy, żeby obawiać się o całkiem coś innego, czyli o kryzys egzystencjalny na linii Ola - Lumpola, a także o niespodziewany, bo czy nieuzasadniony to się dopiero okaże, pociąg do okiełznania jej szaleństwa i spróbowania się w klimatach bardziej stonowanych i minimalistycznych. Efektem jest bezpieczny kompromis, czyli futra noszone po włosku, do eleganckich czerni. Oczywiście słowa bezpieczny i elegancki nadal ubieram w cudzysłów, bo jest to wciąż klimat dzikiej Lumpoli, czyli styl, który nawet od Oli wymaga dużo odwagi, ale to raczej ze względu na charakter osoby, a nie stroju ;) O tym, jak nosić futra nowocześnie i modnie, przeczytacie i zobaczycie u Justyny Faliszek w poście Jak nosić futro. Jedną ze stylizacji z tego posta, na swój dziwaczny sposób chyba skopiowałam :)

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Bura pantera w bordo.

Tylko się łasi, choć chciałaby pokazać pazurki ...




Dzisiaj jest u mnie dużo bardziej bordowo niż cętkowo, a przez zestawienie bordo z burym brązem i beżem to raczej jesiennie stereotypowo. Stylowo planowałam inspirować się Mirą Dumą, ale zbłądziłam chyba w kierunku jedynego stylu, który rozróżnia mój mąż. Mam na myśli styl macedońsko-kozacki ;) Ponieważ bordo opisałam już w poście "Sweter, futerko i grzane winko", teraz poruszę dla odmiany temat drapieżnych deseni ze skór gepardów, tygrysów i panter. Wiem, że dziś w moich stylizacjach pojawiają się one w formie wyblakłej i szczątkowej, ale to jednak niekwestionowane hity sezonu, należy im się przynajmniej dobre słowo. 

poniedziałek, 14 listopada 2016

Sweter, futerko i grzane winko :)

Jak rozgrzać się jesienią w kolorze bordo.



Bez obaw, o szarości nie będzie prawie ani słowa :) Zajmę się za to bordo, które w dzisiejszych stylizacjach pojawia się bardzo chętnie, za to w roli drugorzędowej, chociaż z aspiracjami na więcej. 
Za to są widoki, że będzie go więcej w innym poście, i wtedy już nie wiem, o czym napiszę, może wymyślę pierwszą w życiu bajkę ;)