W górach już śnieg. Nie za dużo jeszcze, ale na tyle, żeby było czuć różnicę między listopadową pluchą a grudniowym, śnieżnym dniem. Chociaż znając życie na Boże Narodzenie będzie +10 i plucha :/
U mnie dzieje się wyjątkowo niedużo, bo jakoś nie mogę się zabrać, głównie dzięki mojemu "zostaw ten kabel/szufladę/pudełko/krzesło/przestań się tłuc o ściany pięścią/klockiem" synowi :] A sądziłam te kilak lat temu, że to córę roznosi...
Tym niemniej co nieco powstało.
Smok się doczekał skończenia i konturów :)
Przy okazji robienia mu grzywy, przypomniały mi się problemy, jakie
Małgosia miała ze śniegiem w miśku - pojedyncze krzyżyki, rozsiane po całym płótnie i kwestia tego, czy każdy z osobna czy jakoś nitkę przeplatać?
U mnie nie było takiej historii, odezwało się zwykłe lenistwo - nie chciało mi się nitki kończyć i zaczynać, więc uznałam, że zrobię skok o kilka kratek. Problemem było to, że nitka mogłaby prześwitywać przez płótno, bo tam akurat nic pomiędzy nimi nie ma.
Udało się zrobić tak, żeby nie przebijało - mulinę przeprowadziłam pomiędzy splotami Aidy - polecam w przypadkach, gdy nitka nie jest bardzo ciemna i nie trzeba zbyt daleko skakać :)
Dzięki temu nitki nitki nie widać, a Wy możecie sobie zobaczyć włochaty tył mojego smoka ;)
A tutaj zbliżenie na grzywę:
Smok dorobił się również towarzystwa. I tutaj mogę pokazać słynną magię konturów ;)
Ten rozlazły cuś to królik, który z konturami wygląda tak:
Magia, po prostu magia :)
A tak towarzystwo wygląda razem:
Korona jest, znaczy księżniczka się szyje. Pomału.
Słowo jeszcze o konturach - na schemacie też 2 kolory z nich są czarne, jak w przypadku DMC i ptaszków. Ale RTO jakoś potrafiło schemat zrobić tak, że jest CZYTELNY. Kontury wyszywa się miło i przyjemnie, nawet jak trzeba się wkłuwać w środek krzyżyka.
I jest ich mało :P To główna zaleta :D
A teraz o innej wyszywance - której poświęciłam mało czasu, ale która jest idealna, kiedy człowiek coś by sobie powyszywał, ale nie ma dobrego światła, bo jest tylko górne, oczka zbyt zmęczone by się wślepiać w płótno, a paluszki jednak świerzbią.
Koliber w wydaniu półkrzyżykowym - może jeszcze pamiętacie sprzed kilku miesięcy? ;)
Wczoraj mąż poszedł wcześniej spać, a ja nie miałam co ze sobą zrobić :D
I dorobiłam koliberkowi nieco piórek:
Taki tam ptasiorek :) Ładny będzie :) Ja tam nie jestem koszerna, dla mnie półkrzyżyki na sztywnej kanwie też mogą być, a nie, że drukowana fuj, gobelinowy fuj, aida błe, len jedyny słuszny ;) Ważne, żeby nie było megapikselozy :)
W międzyczasie popełniłam 3 w swoim życiu robótkę koralikami i to nie haft, a czysty beading ')
Kolory przekłamało, bo to nie czarny, tylko metaliczny ciemny fiolet z różnokolorowym połyskiem. Jest za luźna i zły kolor nitki (ale nie miałam nic ciemniejszego), ale i tak jestem z siebie dumna i z satysfakcją powieszę ją na choince. Koraliki TOHO 11.
Wygrałam absolutnie niespodziewanie aukcję, na której dziewczyna pozbywała się swoich starych zapasów i mam zylion koralików (paczka ważyła ponad kilogram!!).
Chciałam je przepakować z woreczków strunowych, planowałam 50 probówek, zamówiłam 80, zabrakło mi koło 30 ']
I tym optymistycznym akcentem życzę Wam miłego weekendu i trzymajcie kciuki za księżniczkę! Bo jeszcze 2 zestaw do wyszywa ze smokami czeka :D