Tak, jak już pisałam w TYM poście tematycznym, styczeń minął mi ekspresowo, głównie z powodu wielu obowiązków zawodowych, z którymi musiałam uporać się po nowym roku. Faktycznie zdarzało mi się odliczać czas do ferii, które na Śląsku zaczynają się dopiero 11 lutego i marzyć o tym, żeby nic nie musieć. Stąd też miesiąc ten nie był zbyt udany czytelniczo. Udało mi się przeczytać tylko 6 książek, a to, że blog nie umarł śmiercią naturalną, sprawił fakt, iż jeszcze w grudniu udało mi się zaplanować kilka postów, które pojawiały się na blogu, kiedy nie byłam w stanie nic konstruktywnego napisać.
Co dziwnego jednak, mimo dość napiętego terminarza, styczeń okazał się wyjątkowym miesiącem, jeśli chodzi o różnego rodzaju wydarzenia kulturalne, obejrzane filmy i seriale. Tak sobie myślę, że czas ten obfitował w więcej atrakcji i wydarzeń, niż jakikolwiek miesiąc zeszłego roku. Z jednej strony bardzo mnie to zaskoczyło, ale z drugiej potwierdziło regułę, że im mniej mam wolnego czasu, tym lepiej potrafię wykorzystać ten, który jest mi dany.
Lista lektur:
1. "Ten dzień" Blanka Lipińska - ?
2. "Igrzyska śmierci" Suzanne Collins - 5
3. "Jak wytresować kota?" Dawid Ratajczak - 5
4. "Morderstwo w Hotelu Kattowitz" Marta Matyszczak - 6
5. "Papierowe duchy" Julia Heaberlin - 4
6. "Everest, Góra Gór" Monika Witkowska - 6
Imprezy kulturalne:
W styczniu działo się naprawdę wiele:
11 stycznia miała miejsce
Noc Biologów, czy wieczorne wydarzenie rozpoczynające w Katowicach Śląski Festiwal Nauki. Akcja organizowana przez Wydział Biologii i Ochrony Środowiska (swoją drogą, mój wydział!), skierowana dla uczniów szkół podstawowych i średnich, cieszyła się olbrzymim zainteresowaniem. I choć wypadała w piątek, udało mi się zabrać na nią dzieci i spędzić fantastyczne godziny w towarzystwie biologów i ich pracy.
***
13 stycznia w katowickim MCKu, czyli miejscu, gdzie organizowane są co rocznie Śląskie Targi Książki, miała miejsce wyżej wymieniona, wielka impreza, skierowana zarówno dla dzieci i młodzieży, jak i dorosłych. Śląski Festiwal Nauki prezentował się świetnie. Zorganizowany na bardzo dużą skalę, z wieloma wystawcami, stoiskami, warsztatami, wykładami, podzielony na strefy (sztuka, nauki humanistyczne, medycyna, technika, przyroda i kosmos), w których każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Dzieci mogły wziąć udział w niezliczonych atrakcjach, jakie Festiwal oferował. Moje skorzystały z warsztatów malowania na tkaninie, obserwowały eksperymenty chemiczne, w strefie przyrody wykonywały obserwacje mikroskopowe, rośliny owadożerne, stoisko z bezkręgowcami, śledziły drukowanie elementów Lego w 3D. Każde dziecko mogło też zbadać swój refleks, wziąć udział w grze opartej na wirtualnej rzeczywistości, warsztatach językowych, a na stoisku prezentującym chińską kulturę zagrać w Mahjong, zjeść pałeczkami i degustować chińskie słodycze. Oprócz tego w strefie humanistycznej odbywały się zabawy językowe, a w sportowej - można wziąć było udział w grze w hokeja, poboksować się na ringu, postrzelać na bramkę oraz poskakać na dmuchańcach.
Uwierzcie mi, to tylko ułamek wszystkich atrakcji, które można było znaleźć na Festiwalu. Oprócz tego można było posłuchać rozmów z zaproszonymi gośćmi lub zapisać się na warsztaty. Osobiście spędziłam najwięcej czasu w strefie humanistycznej, gdzie na stoisku biblioteki wygrałam książkę Liliany Fabisińskiej oraz wzięłam udział w krótkim konkursie językowym.
Moje dzieci wycisnęły z tego festiwalu maksimum atrakcji, więc wyszliśmy, jako jedni z ostatnich, a to tylko dlatego, że z głośników padała informacja, aby opuszczać teren MCKu.
***
Oprócz Nocy Biologów i Śląskiego Festiwalu Nauki w
styczniu odbyła się też pierwsza w tym roku, wymiana książkowa organizowana przez Śląskich Blogerów Książkowych. Przy wsparciu gliwickiej księgarni Tak Czytam 19 stycznia to wydarzenie mogło dojść do skutku. Mimo iż księgarnia jest nowym miejscem na mapie Gliwic, nasza wymiana
cieszyła się sporym zainteresowaniem, a w sumie wymieniliśmy aż 309
książek!
Poniżej znajdują się książki, które udało mi się zdobyć. Tym razem bardzo się ograniczałam i właściwie skupiłam tylko na młodzieżówkach. Dla siebie wybrałam "Nieznajomego" Harlana Cobena, którego akurat brakowało mi w kolekcji.
***
26 stycznia wraz z Dziesięciolatką byłyśmy w gliwickim Teatrze Miejskim na spektaklu "Dzieci z Bullerbyn". Dzisiaj tylko wspomnę o tym wydarzeniu, bowiem pojawi się o nim osobna notka, na chwile obecną mogę jednak powiedzieć, że przedstawienie naprawdę warte jest uwagi i bardzo podoba się, nie tylko dzieciom. Po szczegóły zapraszam na stronę organizatora TUTAJ i już dziś zapraszam na relację ze spektaklu.
***
Gdy to czytacie, w środę po południu, w katowickiej księgarni Tak Czytam, odbywać się spotkanie autorskie z Martą Matyszczak, połączone z promocją jej najnowszej książki "Morderstwo w Hotelu Kattowitz". Powieść jest już piątym tomem serii przygód detektywa Szymona Solańskiego, jego przyjaciółki, dziennikarki Róży Kwiatkowskiej oraz uroczego psa Gucia. O tym wydarzeniu napiszę coś więcej w osobnym poście, więc dzisiaj zostawiam tutaj tylko małą wzmiankę.
Nowości:
"Jak wytresować kota?" Dawid Ratajczak
"Szajka bez końca" Joanna Chmielewska
"Mamo, co by było, gdyby?" Monika Janiszewska, Małgorzata Bajko
"Papierowe duchy" Julia Heaberlin
"Morderstwo w Hotelu Kattowitz" Marta Matyszczak
"Kto by się spodziewał?" Agata Przybyłek
"Sprawa Saltzmanna" Monika Kassner
"Everest, Góra Gór" Monika Witkowska
"Weranda na Czarcim Cyplu" Lilianna Fabisińska
"Sól morza" Ruta Sepetys
"Inkub" Artur Urbanowicz
Antologia "Pierwsza miłość", a także:
"Amelka Kieł i bal barbarzyńców" oraz "Amelka Kieł i władcy jednorożców" Laura Ellen Anderson
Filmowo:
W styczniu udało mi się obejrzeć aż 8 filmów, z tego 6 na Netflixie, na 1 byłam z dziećmi w kinie ("Mary Poppins powraca"), 1 obejrzałam w telewizji ("Przychodzi facet do lekarza"):
[zdjęcia okładek pochodzą ze strony Filmweb]
1."Gniew oceanu" reż.Wolfgang Petersen - to dość stara produkcja, bo z 2001roku i pewnie była emitowana kilka razy w
telewizji, ale ja miałam okazję dopiero pierwszy raz obejrzeć ją od
początku do końca. Podczas oglądania rzuca się w oczy, że film ma już swoje lata, nie można jednak odebrać mu pięknych zdjęć wzburzonego oceanu i świetnej roli George'a Clooneya, jako kapitana kutra rybackiego. Wśród załogi znajduje się też Mark
Wahlberg, co również zasługuje na uwagę. Potęga sztormowego oceanu jest naprawdę spektakularna, a i cała fabuła, oparta na autentycznych wydarzeniach, robi na odbiorcy wrażenie.
2. "Przychodzi facet do lekarza" reż. Dany Boon - to zabawna, francuska komedia, którą udało mi się obejrzeć w telewizji przez zupełny przypadek. Hipochondryk Romain Faubert zbliża się do 40. Jest
spragniony miłości i na różne sposoby szuka kobiety swojego życia , wie jednak, że ze swoimi fobiami i przypadłościami nie będzie to wcale łatwe. Dochodzi więc do wniosku, że tylko udawanie kogoś, kim nie jest, przyniesie mu szczęście. Śmieszna komedia pomyłek, ale w bardzo nienachalnym i inteligentnym stylu.
3. "Mary Poppins powraca" reż. Rob Marshall - tę produkcję miałam okazję obejrzeć w kinie z moimi dziećmi, i choć nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po historii Mary Poppins (nie czytałam książki, nie kojarzyłam też wcześniejszych filmów na ten temat) to wyszłam zupełnie oczarowana, podobnie, jak i moje dzieci. Jest to musical mocno pokręcony, łączący w sobie elementy animowane z rzeczywistymi, może trochę nierówny, ale czy to ważne, kiedy dzieci patrzą, jak urzeczone, śmiejąc się i wzruszając? I choć od seansu minęło już sporo czasu, często przytaczają w rozmowie, że coś jest, jak u Mary Poppins. Albo parasolka, albo latarnia, albo baloniki, zegar lub płyn do kąpieli. Mogę więc na własnym przykładzie potwierdzić, że nie trzeba znać historii Mary, żeby dać się wciągnąć w tę niesamowita przygodę.
[zdjęcia okładek pochodzą ze strony Filmweb]
4. "Nie otwieraj oczu" reż. Susanne Bier - to nowa produkcja na Netflixie utrzymana w niepokojącym
klimacie, trochę thrillera, trochę horroru. Ludzkość staje na skraju zagłady, gdy zostaje zaatakaowana przez tajemniczego wirusa, który zmusza ich do samobójstwa. Zarazić się nim można przez samo patrzenie,
stąd też epidemia w mig rozprzestrzenia się po świecie. Pierwszy atak udaję się
przetrwać garstka szczęśliwców, którzy chronią się w zabudowanej willi. Niestety ich ocalenie przestaje mieć znaczenie, bowiem niebezpieczeństwo wraca
ze zdwojoną siłą. Ratunkiem wydaje się być przeniesienie w inne miejsce,
jak to jednak zrobić, kiedy nie można patrzeć? Fajny, klimatyczny film z niezłą rolą Sandry Bullock, które jdość dawno nie widziałam na dużym ekranie.
5."Polar" reż. Jonas Åkerlund - świeżutka, pachnąca nowością produkcja na Netflixie, będąca trochę mroczna sensacja, w której celem zabójców na zlecenie staje się inny egzekutor, wybierający się na emeryturę. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to zapewne chodzi o kasę. I faktycznie, Black Kaiser, wyjątkowo sprawny i skuteczny pracownik firmy parającej się zabójstwami na zlecenie, szykuje się do zasłużonego odpoczynku, a w związku z tym macierzysta firma wypłacić ma mu sporo kasy. Szefostwo nie planuje jednak tego robić, stad nasyła na niego wyszkoloną "młodzież". Film na początku przypominał mi nieco kolorową wersję "Sin City", potem jednak poszedł w swoim kierunku. Godna uwagi jest tutaj także rola Vanessy Hudgens, której początkowo zupełnie nie poznałam w tak "nietypowej" odsłonie.
6. "Godzilla" reż. Gareth Edwards - chciałam potwora miażdżącego miasto, grozę, panikę i walkę ludzkości z wrogiem. Dostałam walczące olbrzymy, z czego jeden przypomina przerośniętą jaszczurkę, a drugi mechanicznego konika polnego. Niestety nie polecam. Mocno słaba historia, której nie ratują nawet sceny wynurzania się Godzilli z oceanu, ani walki jaszczura z pasikonikiem.
[zdjęcia okładek pochodzą ze strony Filmweb]
7. "Mroczne cienie" reż. Tim Burton - zachęcona nazwiskiem reżysera i odtwórcą głównej roli, postanowiłam obejrzeć film, którego brakowało mi do filmografii Johny'ego Deepa. Barnabas Collins, dziedzic wielkiej fortuny, na skutek pechowego uczucia, jakie lokuje w nim pewna czarownica, staje się wampirem, uwięzionym pod ziemią na dwieście lat. Jego więzienie zostaje przypadkowo odkryte przez budowlańców, którzy uwalniają Barnabasa płacąc za to najwyższą cenę. Wampir trafia w sam środek lat 70-tych XX wieku, na szczęście jego rodzinna posiadłość zamieszkiwana jest nadal przez Collinsów, a co rodzina, to rodzina! Nie będzie to na pewno mój ulubiony film, ale warto go obejrzeć choćby ze względu na Deepa i specyficzny czarny humor Burtona.
8. "Cloverfield Lane" reż. Dan Trachtenberg - to kolejna część serii Cloverfield, o której czytałam, że jest
najlepszą ze wszystkich i właściwie tylko się na niej powinno
się skupić. Pozwolę sobie nie zgodzić się z tym faktem. Dla mnie
najlepszą częścią jest jednak pierwsza, w której poznajemy wroga i sam początek tej
historii. Akcja "Cloverfield Lane" nawiązuje do wcześniejszych /aktualnych wydarzeń, aczkolwiek w większości dzieje się pod ziemią w atomowym schronie wybudowaniem na terenie
farmy. Atak nieznajomego wroga obserwujemy z perspektywy trzech osób znajdujących się w schronie: właściciela i jego
dwóch "gości", z czego kobieta, która nie pamięta, jak znalazła się w tym miejscu, ma przeświadczenie, że została porwana a całe niebezpieczeństwo jest wymyśloną bujdą. Właściciel schronu utrzymuje, że uratował ją przed atakiem chemicznym niezidentyfikowanego wroga, kobieta odkrywa jednak coraz więcej
śladów na to, że jej "opiekun" kłamie. Warto obejrzeć, ale tak jak mówię, bardziej jako uzupełnienie serii, niż istotę Cloverfield.
Serialowo:
Oprócz 8 filmów, w styczniu obejrzałam 3 pełne sezony 3 seriali. Ależ jestem dzielna!
1. "Sex education" - cieszący się olbrzymią popularnością na Netflixie serial, opowiadający o problemach z seksualnością brytyjskich nastolatków. Nieśmiały Otis, wychowany w dość liberalnej atmosferze, przez mamę, która jest bardzo wziętym seksuologiem, postanawia udzielać porad swoim kolegom ze szkoły. Pomaga mu w tym koleżanka Maeve, w której się podkochuje, buntowniczka o nie najlepszej reputacji, zmagająca się ze swoimi problemami rodzinnymi i uczuciowymi. Temat serialu, choć mocno kontrowersyjny, nie jest przedstawiony w jakiś wulgarny sposób. O różnych aspektach seksualności mówi się w nim raczej naturalnie, choć dobitnie. Poza całkiem poważnymi kwestiami, serial jest też zabawny i przewrotny, a Gillian Anderson, w roli mamy Otisa - rewelacyjna!
2.
"Nawiedzony dom na wzgórzu" - do tego serialu robiłam dwa podejścia. Zaczęłam oglądać go dużo wcześniej, ale pierwszy odcinek jakoś mnie nie przekonał do siebie. Postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę i ...
przepadłam
na dobre. Siedmioosobowa rodzina wprowadza się do wiekowego Hill House, postanawia go wyremontować, a potem z zyskiem sprzedać. Początkowo rodzice z piątką dzieci mają spędzić w nim tylko kilka tygodni, jednak prace remontowe
się przedłużają, więc i pobyt w domu zahacza o całe wakacje. Jednak każdy kolejny
dzień i noc spędzona w domu na wzgórzu, miesza w głowach mieszkańców, wszyscy
bowiem zaczynają odczuwać skutki tego, że dom jest nawiedzony przez
jakieś nieznane siły.
Serial składa się z dwóch części: z przeszłości, w której poznajemy powoli to, co działo się w domu oraz współczesnej, kiedy
to pięcioro rodzeństwa dorosło, założyło swoje rodziny i zmaga się ze
swoimi problemami. To, że są teraz dojrzałymi ludźmi nie znaczy wcale, że zapomnieli o tym, co przydarzyło im się w Hill House. Wracają więc wspomnieniami do swych najmroczniejszych lęków, a ten przerażający obraz nie
pozwala widzowi oderwać się aż do ostatniego odcinka, kiedy
to wszystkie tajemnice domu wyjdą na jaw.
3.
"You" - historia pewnego księgarza stalkera ,
który upatrzył sobie za cel młodą pisarkę. Dzięki powszechnej dostępności do mediów społecznościowych, dowiaduje się wszystkiego o
swojej ofierze i wkracza w jej życie, pojawiając
się w odpowiednich miejscach i we właściwym czasie. Joe zyskuje zaufanie Beck, która aspiruje do zajmowania się literaturą na poważnie, kontroluje jej życie i zaczyna czuć do niej coś na kształt obsesyjnej miłości. Fajny, lekki thriller, trzyma w napięciu, zwłaszcza w końcowych odcinkach, ale przede wszystkim rozgrywa się w otoczeniu książek i
uroczej, klimatycznej scenerii Nowego Jorku, z fajną obsadą i emocjonującym
zakończeniem. Aż żałuję, że miał tak mało odcinków!
Muzycznie:
Styczeń, a zwłaszcza jego początek, to kolejny miesiąc, kiedy emocjonowałam się twórczością Dawida
Podsiadło. Oprócz płyty "Małomiasteczkowy", której słuchałam niemal bez przerwy, podobają mi się także kawałki nagranych wraz z ekipą Męskiego Grania, z czego "Początek" wykonany z Zalewskim i Kortezem, wydaje się być najlepszy:
Drugim utworem, który rozbrzmiewał mi na słuchawkach w styczniu był "The Sound Of Silence", w przeróbce zespołu Disturbed. Dramatyczne wydarzenia z 14.01 brzmią właśnie tak:
A jak Wam minął styczeń?
Sardegna