Dzisiaj wrzucam druga część lutowych lektur. Zdziwiłam się, gdy na koniec podsumowania wyszło, że przeczytałam dziesięć książek. Fakt, że są tu też krótkie zbiory opowiadań, ale jednak przy ograniczonym czasie na czytanie mogę powiedzieć, że jestem w lekkim szoku ;).
6. Ottessa Moshfegh, Mój rok relaksu i odpoczynku, przeł. Łukasz Buchalski, Pauza, Warszawa 2019.
Dziwna to jest książka. Główna bohaterka postanawia wypisać się na rok ze świata i chce zasnąć, by po dwunastu miesiącach się odrodzić na nowo. W tym celu udaje się do psychiatry i kłamiąc, że ma problemy ze snem, dostaje środki nasenne, z wizyty na wizytę coraz silniejsze. I jak sama bohaterka mnie dość mocno irytowała, to już postać psychiatry przypadła mi do gustu. Totalnie oderwana od rzeczywistości, traktująca trochę o beznadziei życia, trochę też groteskowa. Dla mnie jest to tez książka o depresji, o tym jak trudno nam znaleźć sens naszej egzystencji, o zagubieniu w świecie i o próbie poradzenia sobie z wszechogarniającym poczuciem bezsilności. Wydaje mi się, że każdy kto przeczyta tę książkę, odnajdzie w niej coś innego. Czy warto na nią tracić czas? Myślę, że tak, to dobra literatura. A jaka okładka!
7. Marie Aubert, Zabierz
mnie do domu, przeł. Karolina Drozdowska, Pauza, Warszawa 2021.
Mam w planach „Dorosłych", to jest pierwsza wydana w Polsce książka tej pisarki, natomiast w rzeczywistości najpierw zostały napisane opowiadania, które czytałam w lutym. Michał Nogaś bardzo zachwalał „Zabierz mnie do domu", a jak pan redaktor zachwala, to trzeba przeczytać. I muszę powiedzieć, że tak, to jest to. Kilka krótkich opowiadań, obrazków z życia, które łączy motyw braku domu rozumianego tutaj wielopłaczszyznowo. Opowiadania z dobrą piontą, ciekawym tokiem narracji. O dziwo bardzo dobrze się to czytało, choć muszę przyznać, że odwykłam od krótkich form.
8. Karolina Korwin-Piotrowska, Reset, świat na nowo, Mando, Kraków
2021.
Jest to zbiór wywiadów dotyczący spojrzenia na ubiegły rok w kontekście tego co się stało, czyli pandemii. Do rozmowy dziennikarka zaprosiła przede wszystkim osoby ze świata szeroko rozumianej kultury (film, literatura, świat mody, mediów, są też rozmowy z ekolożkami i psychoterapeutką). Zbiór otwiera rozmowa z ratownikiem medycznym. Dużo ciekawych rzeczy dowiedziałam się z tej lektury np. o funkcjonowaniu świata mody od kulis, kondycji środowiska naturalnego, czy też o produkcji filmów. Jednak trochę mnie zdołowała ta książka, bo choć większość z rozmówców jest raczej ciekawa tego, co będzie dalej, to jednak z tych rozmów więcej zostało mi w głowie czarnych prognoz. Ta książka zmusiła mnie do tego, by na chwilę się zatrzymać i pomyśleć, co się właściwie wydarzyło i jak to wpłynęło na moje życie, środowisko i jakie zauważam tego plusy i minusy.
9. Igor Jarek, Halny,
Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2020.
To jest zbiór opowiadań z klamrową kompozycją, którego głównym motywem jest Nowa Huta. Niby to są osobne teksty, ale jednak postaci w nich umieszczone wchodzą ze sobą w relacje i przez to jeden tekst ściśle łączy się z drugim. Dopiero po dotarciu do końca zbioru rysuje nam się jakiś klarowny obraz literackiej rzeczywistości, którą przedstawia nam Igor Jarek. Jednak ta książka nie spodoba się wszystkim. To mocna proza, z drastycznymi scenami, pisana bluzgiem. Rzeczywistość Nowej Huty przedstawiona jest z perspektywy tzw. półświatka i ludzi marginesu. Każdy z tych bohaterów nie był rozpieszczany przez życie. Dużo w tych tekstach przemocy, ale też i swoistej wrażliwości. Jednak nie polecam osobom o słabych nerwach i tym, którzy nie trawią wulgaryzmów jako środka ekspresji artystycznej.
10. Carmen Hernández Barrera, Dzienniki
1979-1981, przeł. prezbiterzy Redemptoris Mater pod kierunkiem ks. Piotra
Jutkiewicza, Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 2021.
Wydaje mi się, że to jest książka tylko dla osób z „branży" neokatechumenalnej. Chociaż może też zainteresować osoby, które lubią czytać dzienniki świętych. Bo Carmen, teraz po tych zapiskach to widzę, była święta. Dla osób niezorientowanych, kilka słów wyjaśnienia. Carmen wraz z Kiko Argüello była założycielką neokatechumenatu, czyli jednej z formacji duchowych działającej w ramach Kościoła katolickiego. Zapiski ukazują wnętrze Carmen. I bardzo mnie ono zaskoczyło, bo jest tam mnóstwo cierpienia, zniechęcenia, ale też walki ze swoimi słabościami (była nałogową palaczką) i tym co mnie ujmuje najbardziej, codziennym uciekaniem się do Chrystusa. W tych dziennikach widać ogromną miłość i tęsknotę za Jezusem. Fakt, że czyta się to jak modlitewnik, bo dużo tam zwrotów do Boga, mało natomiast faktów, a jeśli już są, to opisane bardzo lakonicznie. Ale dla mnie to bardzo ważna formacyjnie książka. Akurat na czas Wielkiego Postu.
Miłej niedzieli.
A jak macie ochotę, to
podzielcie się swoimi lekturami, może mnie coś zainspiruje na kolejny miesiąc?