Strachom w tym roku stuknęła dyszka i w zawiązku z tym Grabaż z całą
ekipą udał się w koncertowo-urodzinową trasę.
Oczywiście na strachowej drodze nie mogło zabraknąć Miasta Spotkań.
Długo czekaliśmy na ten koncert. Cała wrocławska ekipa miała bowiem przygotowaną
niespodziankę dla zespołu. Ach, no, może nie do końca ekipa była wrocławska, bo
przecież Pati z Poznania przyjechała, a Ada z małej miejscowości spod
Wrocławia, ale wszyscy pozostali- Asia, Justa,
Kasia, Bartek, Grześ i Agnieszka są, że se tak kolokwializmem zarzucę-
stacjonarni :).
Bo co my wymyśliliśmy? Wszakże dyszka tylko raz w życiu się zdarza, a
jubileusz to przepiękny, a zespół nasz ukochany, więc trzeba by coś dla nich
prezentowego wymyślić. No i wymyśliliśmy. Będzie tort. No tak, ale zaraz
problem- jaki? Propozycji było mnóstwo- a to w 3D w kształcie emblematu
strachowego, a to normalny z jakimś oryginalnym zdjęciem (pierwotnie był pomysł
na zaprojektowanie fotki, na której chłopaki z zespołu będą w becikach...na
szczęście pomysł upadł...), a to zwykły, ale ze zdjęciem całego zespołu. W
końcu, po licznych dyskusjach stanęło na zwykłym torcie, na którym będzie
zdjęcie Stracha. A efekt przedstawia się tak:
No dobra, ale co, tak sam tort? Może jakaś kartka (ja z początku byłam
przeciwna jakimś jeszcze dodatkom do torta, ale w końcu uległam). Ada, ta która
jest autorką mojego pięknego blogowego bannera, zaprojektowała kartkę, na której
złożyliśmy wszyscy nasze podpisy:
Ale to jeszcze nie koniec. :) Grześ wymyślił, żeby dać jeszcze
chłopakom flagę z herbem Wrocławia.
Zaopatrzeni w cały prezentowy ekwipunek ruszyliśmy do Ailbi.
28.10. to był pamiętny wieczór. Grabaż w iście dobrym humorze wyszedł na scenę i poooszło. Na
pierwszy ogień z płyty „Zakazane piosenki” -
„Kwiecień’74”, później „Zaczarowany dzwon” ( to już z pierwszej płyty) i
nowy singiel „Awangarda, jazz i podziemie”.
Był ogień, oj był. My wszyscy pod sceną, pod samymi barierkami- a jak!
Innej opcji nie było, choć teraz trochę cierpię. Moje kolana, plecy i łokcie
przybrały barwy lekko fioletowe... Grabaż był bliziutko, jak się nachylał, to
się bałam, że mnie mikrofonem zdzieli. Popatrywał sobie na nas, uśmiechał się,
zadowolony, że publika dopisała i że stała ekipa koncertowa stawiła się w
pełnym składzie.
Grabaż dba o swoich fanów i o bezpieczeństwo na koncertach, więc jak
wypatrzył w tłumie dziewczynę na wózku od razu zareagował. Panowie pomogli
niepełnosprawnej fance podjechać wózkiem
i umiejscowić się w bezpiecznym miejscu z boku sceny.
„A teraz będzie utwór, którego nie graliśmy zbyt często na koncertach, -
Spacer do Strefy Zero!” . Ojć...coś się stało, coś nawaliło...No tak, technika,
jakiś kabelek, jakieś coś, ale proszę się nie martwić, nikt nie umarł, sytuacja
zaraz zostanie opanowana. Ktoś tam z publiki się drze: „Grajcie bez sprzętu!”,
na co Grabaż zripostował: „A ty bez >sprzętu< byś mógł?”
No dobra, szybka interwencja Rzufia (techniczny SNL) i Herkulesa (akustyk)
i lecimy dalej. „Ostatki”, „Krew z szafy”...ach, zgubiłam jeszcze po drodze „Twoje
oczy lubią mnie”. Ale...co znowu, do jasnej Anielki! Przerwa, przerwa. „Czy ma
ktoś z was pęsetę?” To pytanie Grabaża trochę zbiło wszystkich z tropu. Pęsetę?
A po cholerę?! „Część słuchawki wpadła mi głęboko do ucha...” No żesz, na
początku jeszcze było zabawnie, ale jak Rzuf zaczął gmerać Grabażowi w uchu i
nie mógł sobie poradzić z wyciągnięciem słuchawki, zaczęło się robić niefajnie.
Grabaż już zupełnie serio pytał, czy jest na sali jakiś chirurg, a my z Justyną
miałyśmy obie jedną myśl- kukra blaszka,
zamiast torta będzie pogotowie! Na szczęście Lo (basista) ma sprawne
paluszki i tak tą pęsetą gmerał i gmerał, że w końcu paskudztwo wyciągnął.
Uff... co za ulga.
A w międzyczasie (już nie pamiętam, czy to było przed akcją chirurgiczną,
czy też po) Grzesiek wyciągnął naszą flagę i podałam ją Grabażowi na scenę. I
oto nadejszła wiekopomna chwila, bo w tym właśnie momencie Strachy zyskały
swego nadwornego kronikarza. Maniek, przez aklamację, został okrzyknięty zespołowym dziejopisem i na
jego ręce powędrowała owa flaga.
Tyle wrażeń nie tylko muzycznych- ten koncert na długo wszystkim
zapadnie w pamięć. Mnie szczególnie powaliła wersja „Hymnu o miłości” z Listu
św. Pawła- tak, tak właśnie tego, który czasami jest odczytywany na ślubach, a
poloniści męczą nim swych uczniów. Oczywiście tekst został przegrabażowany i nieco
odbiega od wersji oryginalnej. Już wcześniej znałam ten utwór, ale aranżacją
jaką wczoraj poczęstowali nas Strachy totalnie mnie zmiotła. Ech, jak ja
żałuję, że nie miałam pod sceną aparatu! Do tego jeszcze dorzucili nową
piosenkę dla miłośników kotów- „Mokotów”.
Chłopaki dali z siebie wszystko i mimo drobnych technicznych problemów
koncert był REWELACYJNY! Na końcu posta zamieszczam całą set-listę, bo to
jeszcze nie koniec historii...
Po koncercie czas na torta. Wleźliśmy za kulisy, Justa odpaliła race i
... nie zdążyła, bo się wypaliły zanim doszliśmy do zespołu... Ale później juz
wszystko poszło gładko. Chłopakom spodobała się widokówka zaprojektowana przez Adę i wydrukowana przez Asię, a
tort...no cóż- nadworny kronikarz Strachów wziął się do dzieła i poszedł pierwszy
kawałek.
No i nie zgadniecie, kto go dostał...:) Oczywiście- największy łasuch,
o sorki, degustator strachowy- Pan Areczek.
I tak oto Wrocław uczcił dziesiąte urodziny Strachów. Oby chłopakom z
zespołu pozostały jedynie te miłe wspomnienia ze wczorajszego wieczoru. No i
cóż tu więcej rzec? Sto lat nam grajcie kochani- co złego to nie Wrocław.
SET-LISTA (mogłam pomylić kolejność, ale mniej więcej, tak to leciało):
1. „Kwiecień ‘74”
2.”Zaczarowany dzwon”
3. „Awangarda, jazz i podziemie”
4. „Twoje oczy lubią mnie”
5. „Spacer do Strefy Zero”
6. „Ostatki”
7. „Krew z szafy”
8. „Na pogrzeb Króla”
9. „Chory na wszystko”
10. „Żyję w kraju”
11. „Mokotów”
12. „Czarny chleb i czarna kawa”
13. „Raissa”
BISY:
14. „ Piła Tango”
15. „Hymn miłości”
16. „ Radio Dalmacija”
Mam wrażenie, że gdzieś „zgubiłam” jeden utwór...