Nie od dzisiaj wiadomo, ze mam drobną słabość do lakierów Essie. Cena idzie w parze z jakością, przynajmniej tą na rynku targów kosmetycznych czy Allegro. Essie co roku kusi nas swoimi nowymi kolekcjami, pudełeczko z czterema smakołykami w mniejszym lub większym jawi się zainteresowaniem. Na topie, rzec bym mogła jest wiosenna kolekcja Resort Filing. Mnie jednak ona nie ujmuję. Firma nie zawsze wykazuje się w swoich kolorach, za to Megdil, zawsze nas czymś zaskoczy :)) Kobieta ma dar do wynajdywania kolorów na pierwszy rzut oka, w moich odczuciach mało ciekawych. Jej posty często mogą zmienić zdanie. Plany nabierają zawrotnego tempa, i być może Ty, jak ja uległaś jednemu takiemu z jej notki prezentacyjnej -
Essie Bond With Whomever :) Wszystko byłoby zrozumiałe, gdybym nie była antyfanką fioletu. Moje opinia o tym lakierze, będzie jak najbardziej subiektywna, chociaż przyglądając się moim zbiorom lakierów Essie, zachodzę za skórę i drapię się w głowę, skąd u mnie tyle pastelowych, różowych i...fioletowych tonów. Nie poznaję siebie :)) Essie to jest niezwykłe uzależnienie, wpadasz jak śliwka w kompot, i płyniesz wśród fal kolorów. Nim zaczerpniesz powietrza, co dech Ci zaparło, zdajesz sobie sprawę, czym jest poszerzanie swoich horyzontów. Lakierów przybywa, ale ciii...od czego mam dziesięć palców, przecież jest co malować!
I tak płyniesz na fali, dostojnej znajomości. W garści trzymasz dwóch debiutantów i tego pierwszego, Go Ginzę który zapoczątkował tą piękną znajomość z tonami iście dziewczęcymi. W zestawieniu tym, luksusową rolę odgrywa Beyon Cozy, srebrzyste złotko, które tak złudnie podobne wydawało się do mojej ukochanej Zoyi Tomoko, argumentem ostatnim za i przeciw było wykończenie. Gdyby nie fakt, że lakier ten nie jest piaskowy, zapewne bym go nie zakupiła, w celu obaw przed dublowaniem koloru. Dla chętnych mogę zrobić porównanie, tym co wystarczy moje słowo napisze tylko, to są zupełnie dwa inne lakiery, o innym wykończeniu i całkowicie innym blasku!
W szeregu, po środku stoi ten, którego tak się bałam, ale serce mówiło "bierz! nie będziesz żałować!". To wzięłam, bo serce mam dobre :)) Bond With Whomever sprawia wrażenie ciemniejszego wydania Go Ginzy. Nic mylnego, oba pochodzą z jednej rodziny Madison Ave-Hue, dla przypomnienia, kolekcja prezentuje aleje i słynne dzielnice dla swoich butików. Ciemniejsza siostra Go Ginzy jest lakierem niepowtarzalnym, nietuzinkowy odcień ze spora domieszka różu! Kwiat bzu, tak nazwę ten dostojny liliowy odcień sprawia, że urok swój ukazuje na dłoniach o jasnej i śniadej karnacji. Aplikacja jak w tej kolekcji można zauważyć, bezproblemowa, jednowarstwowa przy starannym malunku. U mnie z przyzwyczajenia do dłuższych paznokci, wylądowały dwie warstwy.
Czy ten lakier sprawi, że od tej wiosny, polubię tą niezauważaną przeze mnie gamę kolorów? Nie będę się tłumaczyć, nosi mi się go obłędnie i zamierzam powroty :) tak, i w planach mam na jeszcze jednego pana z tejże, jakże udanej kolekcji!
Tymczasem, dla tych co nie są świadomi o pojawieniu się moim na Instagramie, to dobra okazja na zaproszenie Was, tam gdzie trochę mnie częściej i wiecej
klik. Już od rana, jak co roku, kuszę małym smakołykiem i z całego serca przesyłam najserdeczniejsze życzenia samych dobrodziejstw i zdrowia, dla Was kochani Czytelnicy! Wesołego Alleluja :)